poniedziałek, 2 czerwca 2014

I to już jest koniec... (na razie)

Jak juz wspomniałam w tym momencie zawieszam bloga :( Było mi bardzo miło dla Was pisać i mam nadzieję, że czytając kolejne posty nie nudziliście się (chociaż czasami można było, jestem tego świadoma :P).

Zastanawiałam się, czy nie kontynuować bloga w wakacje i pisać o reprezentacji, ale i tak od września musiałabym go zawiesić, a przecież wtedy odbędą się od dawna oczekiwane Mistrzostwa Świata w naszym kraju, więc wypadałoby o nich pisać, jednak muszę skupić się na nauce :( Teraz czasami ledwo co znajdowałam czas, pisałam na szybko i wiem, że w przyszłym roku szkolnym będzie jeszcze gorzej, a biorąc pod uwagę, że przede mną matura, muszę z czegoś zrezygnować... ;(

Dziękuję Wam za te już ponad 6000 wyświetleń, za każdego lajka na FB i komentarze. To naprawdę wiele dla mnie znaczy!!! :D

Jeszcze się do Was odezwę. 

Obiecuję.

Tymczasem tyle ode mnie..

I do zobaczenia? przeczytania? wkrótce ;)

Paulina 


Transfery cz.2 - nowe nabytki

A teraz czas na nowe nabytki, których sporo przybyło :)

Na początek kolejna część wymiany na linii Rzeszów-Olsztyn. Rok temu właśnie taki kierunek zdecydowali się obrać dwaj zawodnicy Resovii – Maciek i Rafał. Teraz jest odwrotnie – po roku wraca do nas Rafał a wraz z nim libero AZS-u, czyli Michał Żurek. Rafał po raz trzeci wchodzi do tej samej rzeki i mam nadzieję, że w końcu w niej nie utonie, gdyż pamiętamy jego powrót z wypożyczenia do Farta Kielce. Miało być dobrze, a skończyło się na tym, że końcówkę sezonu przesiedział na trybunach. Tym razem w obliczu kontuzji Alka i ponownie posiadaniu 3 zagranicznych przyjmujących, wydaje się, że jego rola będzie większa, przynajmniej na początku sezonu. A jak przekonaliśmy się choćby w niedawno zakończonym sezonie (a zwłaszcza ja, mając okazję wielokrotnie oglądać go na żywo) czy nawet w piątkowym meczu z Brazylią, jest w stanie grać na naprawdę wysokim poziomie. Trzymam za niego kciuki, bo choć konkurencja duża, choć decyzja o powrocie wobec takiego składu wicemistrzów Polski wydaje się zła, to jednak wierzę, że dostanie szansę i pokaże się na przestrzeni całego sezonu z dobrej strony :)

Czas na Michała Żurka. Oj było sporo skrajnych informacji o przyszłości Michała w Rzeszowie. Szczerze mówiąc byłam w szoku, gdy się dowiedziałam, że do nas przychodzi, bo to, przynajmniej na początku, oznaczałoby, że z Sovią żegna się Igła, a tego chyba bym nie przeżyła. Pamiętam jak siedząc w Uranii i podziwiając ostatni mecz PlusLigi, między AZS-em Olsztyn a AZS-em Warszawa, przypadkiem dowiedziałam się, że podobno Michał trafił do Resovii a Igła z niej odszedł. Zamurowało mnie tak, że nie byłam w stanie do końca seta oglądać tego pasjonującego pojedynku. Potem, wracając do domu, szukałam w Internecie jakichś konkretnych informacji, bo tego dnia w ogóle nie wchodziłam do neta i nic nie wiedziałam. Na szczęście koniec końców okazało się, że Igła zostaje, ale jednocześnie trafi do nas Michał. No jakby było mało, że na każdej pozycji jest konkurencja, to jeszcze na libero będzie walka. Tego jeszcze nie było.. Wszystko dlatego, aby zapobiec sytuacjom, które miały miejsce w poprzednim sezonie, gdy Igła kilka razy miał kontuzję i na libero grali Niko i Masło. Do tego Michał ma być naturalnym następcą Igły. Z jego perspektywy te dwa lata będą naprawdę ciężkie, ale potem, gdy Igła odejdzie (Boże, nie wierzę, że to piszę…) na pewno na tym zyska on i przede wszystkim klub.

Czas na kolejny powrót z wypożyczenia. Tym razem po raz pierwszy w składzie pierwszej drużyny Asseco Resovii Rzeszów zagra Dawid Dryja, który wcześniej grał m.in. w Politechnice i teraz w Effectorze. Kiedyś AssecoResoviaTV przeprowadziła kilka rozmów z zawodnikami będącymi w tym sezonie na wypożyczeniu i pojawiło się pytanie, który z nich ma szansę najszybciej wskoczyć do pierwszej drużyny. Odpowiedziałam: Dawid Dryja. I nie pomyliłam się :) (heh, czyli jednak mam jakieś tam pojęcie o siatkówce :D) Dawid grał naprawdę fajnie w drużynie z Kielc i nie ma co się dziwić, że do nas wraca. Dobry w ataku, posiadający świetnego flota – czego chcieć więcej? No może tego, żeby grał dobrze w najważniejszych meczach. Czy wywalczy sobie miejsce w podstawowym składzie? Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tylko 3 środkowych, to szansa jest spora :D

Ostatni transfer, ale za to najbardziej interesujący, czyli Marko Ivović. Pamiętamy, jak grał przeciwko nam w LM w Paris Volley. Widać, że pomimo niskiego wzrostu, gra doskonale, zwłaszcza w ataku. Oceniam go tylko na podstawie tych spotkań, bo innych meczów nie oglądałam, a z reprezentacji niespecjalnie go kojarzę, choć pewnie jeszcze się w tym sezonie kadrowym na niego zdążę napatrzeć. Wiem tyle, że jest w stanie zdobywać seriami punkty, skacze bardzo wysoko, gra szybko (a mam nadzieję, że Resovia znowu podejmie starania, tym razem udane, w celu przyspieszenia gry), takiego zawodnika nam brakowało. Pamiętamy jak kosił nas choćby Michał Kubiak w meczach przeciwko JW, Marko wydaje się podobnym zawodnikiem. Do tego w jego żyłach płynie bałkańska krew, więc jak będzie mu szło, możemy być pewni, że swoim zachowaniem nie pozwoli rywalom rozwinąć skrzydeł. Jeszcze będąc przy Marko, muszę przyznać, że byłam mega sceptycznie nastawiona do tego transferu, głównie dlatego, że w przypadku powrotu Alka (czego życzę naszemu Kapitanowi z całego serca), będziemy mieli 5 przyjmujących i znowu ktoś będzie cierpiał. Paula ledwo co udało się zatrzymać, Rafał wraca z wiarą, że będzie mógł grać, no i Niko, na którego Resovia miała stawiać w przyszłym sezonie. Jednak rozumiem, że Sovia chce się zabezpieczyć, bo naprawdę nie wiadomo, co będzie z Alkiem. A gdyby (nie daj Bóg), Alek nie wrócił do formy, wszak doznał bardzo poważnej kontuzji i nie wiemy jak jego organizm zareaguje, mielibyśmy tylko 3 przyjmujących a to jest naprawdę spore ryzyko na tym poziomie. Ale jeszcze wracając do Marko, jak już powtarzałam, takiego zawodnika zawsze nam brakowało i wierzę, że spełni pokładane w nim nadzieje. A swoją drogą parą Achrem-Ivović moglibyśmy naprawdę wiele zdziałać. Mam nadzieję, że kiedyś tak zagramy :)

Ten sezon zapowiada się naprawdę ciężko dla niektórych zawodników i nie wiem, czy nie odbije się na ich formie, zarówno fizycznej, jak i mentalnej. Wiemy jak zachowuje się zawodnik, który ma pewność, że będzie grał a jak ten, który za jeden błąd może zapłacić zmianą. Resovia trzeci rok stosuje taką filozofię prowadzenia zespołu, różnie się to wcześniej sprawdzało, ale trzeba to zaakceptować i wierzyć, że w końcu przyniesie sukces na wielu frontach.

Zawodnikom to się na pewno słabo podoba. Peter nie owijał w bawełnę i zdecydowanie przyznał, że taki system jest zły (no ale jemu już było wolno :P). W tym sezonie można powiedzieć, że wzmocniliśmy rezerwy, bo na dobrą sprawę czołowi zawodnicy mieli obowiązujący kontrakt. Nie wiem, czy w przypadku, gdy Resovia nie zaliczy dobrego sezonu (ptfu ptfu ptfu), nie pożegnamy się z całą falą zawodników, którym się skończy kontrakt. Jochen, Paul czy inni… Wierzę, że tak nie będzie.

Zacieram ręce myśląc o przyszłym sezonie. Teraz oczywiście skupiam się na reprezentacji, ale nie da się ukryć, że za chwilę zatęsknię za sezonem ligowym (bo o dziwo jak na mnie, jeszcze nie zatęskniłam). Przed nami jeszcze wiele spotkań reprezentacji, na czele z MŚ, więc nudzić się na pewno nie będziemy :)

niedziela, 1 czerwca 2014

Transfery cz.1 - pożegnania

Czas napisać coś o transferach. Trochę ich Resovia zrobiła przed najbliższym sezonem, więc, podobnie jak rok temu, w tym również, podzielę go na dwie części. W jednej skupię się na tych, którzy odeszli, a jutro dodam część o nowych zawodnikach :)

Najwięcej ubytków pojawiło się na pozycji środkowego, gdyż z klubem pożegnali się Grzegorz Kosok i Wojciech Grzyb. Ten pierwszy nie mógł zaliczyć niedawno zakończonego sezonu do udanych, ponieważ szybko przytrafiła mu się kontuzja i ciężko było mu wrócić do podstawowego składu wobec dobrej postawy Łukasza Perłowskiego. Nie ma więc co się dziwić, że postanowił odejść, choć naprawdę szkoda Grześka, bo bardzo wiele zrobił dla Resovii, zwłaszcza w poprzednich sezonach. Dzięki dobrym występom miał również ogromny zaszczyt reprezentować Polskę przez długi czas. Teraz pewnie liczy na to, że ponownie zacznie grać, stąd odszedł z Resovii i trafił do JW. Szczerze mówiąc, za moich czasów, od kiedy kibicuję Sovii, jest to pierwszy zawodnik, który odszedł do takiego rywala. Wcześniej zawodnicy albo wyjeżdżali za granicę, albo odchodzili do słabszych klubów PlusLigi. Teraz Kosa przeszedł do bardzo silnej drużyny i będzie mi bardzo ciężko patrzeć na niego grającego w pomarańczowej koszulce, nawet mimo tego, że Grzesiek nigdy nie był moim ulubionym zawodnikiem (co nie oznacza, że go nie lubiłam :P), jednak takie jest życie i cóż.. Powodzenia Kosa! Mam nadzieję tylko, że nie będzie nas zbytnio pogrążał jak to miało miejsce ze strony JW w tym sezonie :(

Kolejnym środkowym, który zdecydował się odejść jest Wojtek. On miał w sumie jeszcze gorszą sytuację niż Kosa i to nie był pierwszy sezon, który przesiedział na ławie. Jak wiadomo, zawodnicy nie są stworzeni do stania w kwadracie i nie ma co się dziwić, że już u nas nie zagra, bo przecież grał jedynie pod koniec rundy zasadniczej no i w tym pamiętnym meczu z JW, gdzie zagrał na ataku, jednak był to tylko epizod, bardzo przyjemny, ale w momencie, kiedy Resovia już była za burtą LM. Wojtek jeszcze nie zdecydował gdzie odchodzi. Gdzie nie pójdzie, będę trzymać za niego kciuki :)

Pożegnaliśmy się również z zawodnikiem, który miał być czołową postacią Asseco Resovii Rzeszów. O kim mowa? Oczywiście o Peterze. Nie ma co ukrywać, Peter przychodził do nas jako wielka gwiazda. Miał stanowić ogromne wzmocnienie, a wyszło, jak wyszło. Nie chcę go oceniać, bo i tak już wiele o nim zostało powiedziane. Dałam mu duży kredyt zaufania, cieszyłam się z pojedynczych dobrych meczów, wierząc, że w końcu zacznie tak grać przez dłuższy okres, ale niestety tego się nie doczekałam. W najważniejszych momentach, po kontuzji Alka, rywalizację o miejsce w szóstce zdecydowanie wygrali znim Paul i Niko. Nie wiem z czego wynikała słaba dyspozycja, może po prostu po przebytych kontuzjach już nie jest w stanie grać jak za najlepszych lat, może przytłoczyło go to, co dzieje się w Polsce, głównie wielkie oczekiwania związane z jego przyjściem do Sovii. Chociaż jeśli o to chodzi, to Peter jest zbyt doświadczonym zawodnikiem, żeby zwalać na to winę. No cóż.. nie pozostaje nic innego jak życzyć mu powodzenia :)

A jutro zapraszam na kolejną część - tym razem o zawodnikach, którzy dołączyli do naszej ekipy :)

sobota, 31 maja 2014

Alfabet cz.2

Z tygodniowym opóźnieniem, ale mimo wszystko przedstawiam Wam drugą część Alfabetu :) Wiem, że już pewnie większość z Was zapomniała o PlusLidze i skupiła się na reprezentacji, która choćby wczoraj w pięknym stylu odprawiła Brazylię 3:0, ale mimo wszystko zachęcam do czytania :)

K– klątwa Superpucharu – jak od dwóch lat grane są mecze o to trofeum, tak zawsze dziwnym trafem jego zdobywca nie może uznać sezonu za dobry. Najpierw Skra Bełchatów, która zajęła w lidze 5 miejsce, odpadła w 1 rundzie play-off LM i nie awansowała do F4 PP, tak później pech dotknął Resovię. Szczerze mówiąc nie chciałam, żeby zdobyli to trofeum, bo bałam się, że skończą jak Skra (no takie głupie przeczucie :P) i po części niestety się sprawdziło. Może nie było tak tragicznie jak ze Skrą, to jednak mimo wszystko tego sezonu do udanych zaliczyć Resovia nie może. Dobre jest to, że w przyszłym sezonie Sovia w meczu o Superpuchar nie zagra :)

L- Lotman w Kędzierzynie? – Taka informacja pojawiła się tuż po zakończeniu sezonu. Choć Paul ma umowę z Sovią jeszcze na rok, to szukał nowego klubu, głównie ze względu na to, że w tym sezonie głównie siedział na ławce. Kibice ruszyli pełną parą z akcją #PaulStayInResovia, władze Resovii udowodniły Paulowi, że bardzo im na nim zależy i ostatecznie o żadnym transferze mowy nie było. Paul po raz kolejny pokazał, że w decydujących momentach gra świetnie i jest nam niezwykle potrzebny. W najbliższym sezonie również będzie miał ciężkie zadanie, ale mam nadzieję,  że będziemy go częściej oglądać na parkiecie :)

Ł- łomot w Pucharze Polski – tego nikt się nie spodziewał. Resovia wracała do dobrej dyspozycji przed turniejem finałowym, którego zwycięzcę było bardzo ciężko wskazać. Jednym z głównych faworytów była właśnie Resovia, jednak na ziemię szybko sprowadził nas Jastrzębski walec, który rozjechał nas w półfinale 3:0.

M– moc od kibiców, czyli magiczne cukierki – pierwszy raz słyszeliśmy o nich przed wyjazdem Resovii na piaty mecz finałowy do Kędzierzyna. Między innymi za ich sprawą Sovia wygrała 3:1 i obroniła tytuł. Teraz ponownie przydały się przed wyjazdem do Kędzierzyna, jednak w tym momencie Resovia była w fatalnej sytuacji, bo przegrywała 0:2 i była skazana na pożarcie. I tym razem również poskutkowały i przeszły do historii :)

N- Niko show w półfinałach – młody przyjmujący świetnie zastąpił naszego kapitana, zwłaszcza w meczach w Kędzierzynie. Był prawdziwą ostoją w ataku – skuteczny, do tego świetnie dysponowany na zagrywce. W finale nie był tak skuteczny, jednak wtedy cała drużyna zagrała po prostu słabo.

O- obrona i atak Nikiego w trzecim meczu półfinału – tej akcji chyba nigdy nie zapomnimy. Piękna, pełna obron, wręcz momentami ofiarnych padów z jednej i drugiej strony, Igła, zwinność i refleks Nikiego, a potem skuteczny atak naszego przyjmującego z lewej strony dały nam niby tylko 8. punkt, ale jednocześnie przewagę psychologiczną, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, czego Pasy dokonały w poprzednich dwóch setach. Po prostu akcja sezonu :)

P- piękne porażki – ile ich było… najpierw z JW w Lidze Mistrzów, a potem z Zaksą w dwóch pierwszych meczach półfinału. No można było się załamać, gdyż w tych meczach naprawdę niewiele nam brakowało i żal był ogromny..

R- Rzeszów miastem lidera – Resovia nie przyzwyczaiła nas do tego, żeby rundę play-off rozpoczynać z wysokiego miejsca. Dwa lata temu z trzeciego, rok temu z czwartego, a w tym roku dość niespodziewanie, ale zasłużenie z pierwszego. Niestety niewiele nam to dało. Czasem po prostu łatwiej atakować z niższej pozycji…

S- szeroka ława = temat rzeka… w tym sezonie była naprawdę szeroka ławka, ale to, co czeka nas w przyszłym sezonie… Krótko pisząc – będzie się działo, mam tylko nadzieję, że żaden zawodnik na tym nie ucierpi, bo jest to sprawa naprawdę bez precedensu w polskiej lidze, a pewnie również w całej Europie. Mam nadzieję, że Resovia wie, co robi :)

T– talizman nie zadziałał – tym talizmanem był Lukas, który przed ostatnie 7 lat zdobywał tytuły mistrza kraju. Tym razem się nie udało i Lukas miał wątpliwą przyjemność zasmakować pierwszy raz srebra. A może jednak tym talizmanem był Maciek, który nigdy nie przegrał finału? No niestety Maćka w tym sezonie z nami nie było… :(

W- wąsy, czyli akcja MOVEMBER – miała ona miejsce w listopadzie i polegała na zapuszczeniu wąsów i nie goleniu ich przez cały miesiąc. Kilku zawodników Resovii wzięło w niej udział i dzielnie prezentowało się z wąsami na parkiecie. Paul, Dawid, Kosa, Jochen – między innymi oni podjęli wyzwanie. Na szczęście potem mogliśmy oglądać ich w normalnej wersji, gdyż nie da się ukryć, że nie wszystkim do twarzy z wąsami. Ale nie mamy nic przeciwko, żeby akcja powtórzyła się w przyszłym sezonie. Coś czuję, że Paul o to zadba :)

Z- złoto nie dla nas – no niestety… W tym roku się nie udało, ale walczymy w następnym sezonie :)


Jutro zajmę się transferami i będą to ostatnie posty na tym blogu. Obiecuję, że tym razem dotrzymam słowa i jutro oraz w poniedziałek je dodam :)

sobota, 17 maja 2014

Alfabet cz.1

Długo się do Was nie odzywałam, mam ostatnio bardzo mało czasu, ale w końcu trzeba zakończyć sezon ligowy, wszak właśnie w ten weekend rozpoczął się sezon reprezentacyjny. Polacy grają w eliminacjach do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, ja tymczasem mam dla Was kolejny Alfabet ;) Oto pierwsza część:

A - #AlekStayStrong – nie mogę nie rozpocząć od naszego kapitana, człowieka, który dla Resovii zrobił tak wiele. Niestety nie mógł być ze swoim zespołem w najważniejszych meczach, wiemy doskonale dlaczego. Nie mógł być na boisku, bo poza nim całym sercem wspierał kolegów, a oni odpłacili mu piękną walką w półfinale i awansem do finału. Również kibice nie zapomnieli o swoim ukochanym kapitanie. Na hali wielokrotnie dało się słyszeć skandowane nazwisko Alka, zawsze przy 19. Punkcie w trzecim secie, oraz w przerwach, gdy na trybunach rozkładano ogromną koszulkę z numerem 7. Na wyjazdach członkowie Klubu Kibica przywdziani byli również w koszulki z numerem 7, a w Internecie prowadzona była akcja #AlekStayStrong. Kibice mogli wysyłać słowa wsparcia, zdjęcia dla naszego Kapitana. No cóż, na taki szacunek ze strony kibiców trzeba sobie zasłużyć. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Alek zasługuje na to, jak mało kto. TRZYMAJ SIĘ KAPITANIE, DO ZOBACZENIA W PRZYSZŁYM SEZONIE!!! ;)

B- błysk – czas przejść do aspektu sportowego. Błysk? Biorąc pod uwagę cały sezon, można stwierdzić, że takowy błysk miał miejsce. A kiedy? W trójmeczu, z Knack Roeselare, Skrą Bełchatów i ponownie z Belgami w LM. To był styczeń i chyba moment, w którym Resovia złapała świetną formę. Pewni siebie, nawet wychodząc w innym składzie (pamiętamy to wielkie zaskoczenie, gdy w meczu z Bełchatowem na boisku pojawili się Jochen, Lukas i Paul), grali fantastycznie. Wydawało się, że weszli na poziom, z którego długo nie zejdą. No niestety, było inaczej.

C- cud w Kędzierzynie-Koźlu – to już przeszło do historii. Wszyscy doskonale pamiętamy tę rywalizację. Nie ma wątpliwości, że były to niezwykłe mecze, co najważniejsze – wygrane przez Resovię. Czy to Zaksa przegrała czy Resovia wygrała? Zdania do dzisiaj są podzielone. Nie ma co tego roztrząsać. Byliśmy świadkami genialnej rywalizacji, czegoś, co w historii polskiej siatkówki nie miało jeszcze miejsca. Chwała Resovii za to, co pokazała. To był jeden z niestety niewielu w tym sezonie momentów, w którym mogliśmy cieszyć się z wielkiego zwycięstwa.

D- droga krzyżowa – dlaczego droga krzyżowa? Jest to bardzo ciekawa sytuacja i obiecałam sobie, że o tym tutaj napiszę. Kiedy Resovia walczyła w piątek w trzecim meczu półfinału, pod moim oknem przechodziła procesja drogi krzyżowej. Nie chodzi mi tu wcale o jakieś aspekty religijne, czy coś, po prostu, w momencie gdy chłopcy walczyli w trzecim secie, byli na skraju przepaści, patrząc na tę procesję, pierwszym skojarzeniem, które pojawiło się w mojej głowie, było to, że do finału długa droga. Droga pełna zakrętów, przeszkód, droga, do której przebycia potrzeba bardzo dużo wiary, cierpliwości, siły i mocnej głowy. Jednym słowem – droga krzyżowa. Co ciekawe, obiecałam sobie, nie no – obiecałam, to zdecydowanie za mocne słowo, po prostu od tak rzuciłam, że jeżeli wyjdą z tej sytuacji to pójdę na piechotę do Czestochowy :D No niestety nie poszłam… :)

E- eksperymenty – ma to związek oczywiście z szeroką ławką. Resovia na różnych frontach walczyła w różnym składzie. Pojawiało się wiele skrajnych opinii – raz krytyka, raz podziw, jak choćby ze strony Jakuba Bednaruka, który stwierdził, że mamy skład wszechczasów, najsilniejszą 13 w Europie itp. Pozostawiam to każdemu do indywidualnej oceny – moje zdanie na ten temat zapewne jeszcze poznacie :)

F- feralne kontuzje – było ich trochę w tym sezonie i, co najbardziej boli, miały one miejsce w najważniejszych momentach. Najpierw uraz wyeliminował Igłę tuż przed meczami z Jastrzębskim Węglem o FinalFour LM, potem w drugim meczu nie mógł zagrać Dawid Konarski (jednak jak pamiętamy, świetnie zastąpił go Jochen). No zdecydowanie największy pech dotknął Alka w trakcie rywalizacji z Zaksą. Pojawiały się głosy, że gdyby Igła grał z JW., bylibyśmy w stanie wygrać tę walkę. Nie ma jednak co gdybać. Jego brak był niestety widoczny i pewnie miał wpływ na obraz gry. Szeroki skład przydał się przy braku Alka, ale wiemy kim on jest dla nas i jak ważną rolę pełni. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Alka nie da się zastąpić i koniec kropka.

G- Grzegorz Kosok = postach Zaksy – czemu wspominam o naszym, już niestety byłym środkowym (o transferach więcej w następnych postach)? Ano dlatego, że z jego osobą można połączyć dwie epickie rywalizacje z Zaksą. 4 lata temu to dzięki jego zagrywkom Resovia odrobiła straty przy 17:23 w trzecim secie trzeciego meczu rywalizacji o brąz. W tegorocznej bitwie pojawiał się na krótkich zmianach i również dołożył cegiełkę swoimi zagrywkami, szczególnie w meczach na boisku rywala.

H- horror – takiego horroru, jaki mieliśmy przyjemność oglądać, nie powstydziliby się najwięksi twórcy hollywoodzkiego kina :) Oscar murowany :D

I- Igła show – wiem, wiem, ciągle kręcę się przy tych pamiętnych półfinałach, ale wiemy doskonale, że w trakcie sezonu więcej było przykrych momentów niż wielkich zwycięstw, więc wolę się skupiać na pozytywach, a takim była na pewno postawa Igły. To, co wyczyniał, szczególnie w meczach w Rzeszowie, było niesamowite i po raz 18676453169749 (ja tego nie zliczę, nawet nie próbuję) pokazał, że mimo wieku (swoją drogą miał niedawno urodziny :D) jest dalej najlepszym polskim libero. To podobno dzięki tym występom został powołany przez Stephane’a Antigę do reprezentacji. No cóż.. wolę nie myśleć, że to było tylko dzięki nim, ponieważ klasy Igły nie trzeba nikomu udowadniać i wierzę, ba – jestem przekonana, że o ile dostanie szansę, to pokaże, kto rządzi :) Życzę mu występu na MŚ (ale nie takiego na trybunach) i cieszę się, że zostaje z nami na kolejne dwa lata :)

J- Jastrzębski patent – no niestety łyżka dziegciu musi się pojawić. O ile w poprzednich sezonach udawało nam się w miarę łatwo ogrywać Jastrzębie (no swoją drogą, przeważnie graliśmy ze sobą tylko dwa razy w ciągu sezonu) na swoim boisku (w nowej hali w Jastrzębiu-Zdroju Resovia jeszcze nie miała przyjemności wygrać), o tyle w tym sezonie nawet własna hala nie była atutem w starciach z naszymi przyjaciółmi. Na 5 meczów udało nam się wygrać tylko raz, w rundzie zasadniczej w Rzeszowie 3:2 (był to bardzo chimeryczny mecz). A poza tym – nie było pięknie. Bolesna porażka w ćwierćfinale LM i kompromitująca przegrana w Pucharze Polski. No cóż, w przyszłym sezonie trzeba to zmienić!

Tyle na dzisiaj, zapraszam najprawdopodobniej za tydzień na kolejną odsłonę :)

PS. Widzę, że wczoraj kilkanaście osób weszło na bloga, nie wiem, może liczyliście na to, że pojawi się coś ode mnie o wczorajszym meczu Polski z Łotwą? :) Jeżeli o to chodzi, to niestety zdecydowałam, że jednak nie będę dla Was pisała o reprezentacji. Postaram się zakończyć wątek o Resovii – alfabet, potem również napiszę o transferach i zawieszę bloga. Tak będzie lepiej dla mnie i dla kadry pewnie też heh J Ale dziękuję tym, którzy chcą, abym dalej dla Was pisała. Kiedyś może jeszcze wznowię bloga. Niemniej jednak jeszcze mnie nie opuszczajcie, bo to jeszcze nie koniec :D

A może macie propozycje, o czym mogłabym napisać w części K-Z? Zachęcam do dzielenia się swoimi pomysłami :D


Pozdrawiam :)

piątek, 2 maja 2014

To już rok :)

Dzisiaj mija dokładnie rok, od kiedy piszę dla Was. Właśnie 2 maja przywitałam się z Wami na tym blogu :)

Matko, jak to zleciało :O Pamiętam doskonale, gdy po wygranym finale z Zaksą, przypomniało mi się, to co, obiecałam sobie kilka miesięcy wcześniej. Mianowicie, że jeśli obronią tytuł, to założę bloga. Pamiętam, gdy zakładając Facebooka (https://www.facebook.com/SoviaForever), który funkcjonuje na potrzeby właśnie tego bloga, nie wiedziałam czego się spodziewać. Pamiętam, gdy na liczniku polubień długo widniała liczba 16. Potrzeba było cierpliwości, której na szczęście mi nie zabrakło. Pamiętam pierwszy komentarz, pierwsze miłe słowo z Waszej strony. Dla mnie to naprawdę bardzo wiele znaczyło i dalej znaczy. Dziękuję Wam kochani za każde wejście, za każde kliknięcie w „reakcje”. Uwielbiam dla Was pisać i mam nadzieję, że Wy chociaż trochę lubicie czytać moje wypociny, które czasem nie mają końca :) No cóż, oto cała ja – jak zacznę pisać, ciężko mi skończyć…  I, jak sama zauważyłam, często paradoksalnie miałam więcej do napisania po porażkach niż zwycięstwach. O przegranych zapewne niechętnie się czyta, więc jeśli mimo to wchodziliście i czytaliście, to jesteście wielcy :)

Przepraszam jednocześnie za wszystkie błędy, których jestem świadoma, ale wiecie jak to jest – mając często tylko pół godziny na skonstruowanie czegoś sensownego, będąc pod wpływem emocji po meczu, czasem pewnie wpisy były trochę chaotyczne. Tak jak obiecałam, starałam się być subiektywnie obiektywna :) Mam nadzieję, że nie byłam zbyt krytyczna, a jeśli już, to była to konstruktywna krytyka, pełna mimo wszystko wiary i nadziei na poprawę w następnych meczach. Starałam się nie obrażać żadnego zawodnika, bo nie taki był mój cel i wierzę, że to mi się udało. Jeśli w pewnych kwestiach się ze mną nie zgadzaliście, co pewnie miało miejsce, to liczę na to, że mnie nie znienawidziliście i pomimo tego wchodziliście czytać kolejne wpisy.
Minął rok – w tym czasie stronę na Facebooku zalajkowało 1652 osób. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy zaglądają na bloga, ale prawie 5500 wyświetleń to dla mnie ogromny sukces. Dziękuję :*

Nie wiem niestety jak to będzie w przyszłym sezonie. Będę miała przed sobą maturę i niewykluczone, że będę musiała zawiesić bloga. Już w tym roku ledwo znajdowałam czas na pisanie, a co dopiero w przyszłym… Zresztą, będę musiała pewnie też ograniczyć w ogóle oglądanie meczów w telewizji, jako że oglądam wszystko – każdy mecz, nawet żeńską siatkówkę. Kocham ten sport i po prostu inaczej nie umiem :D Wiem jedno – z meczów Resovii na pewno nie zrezygnuję, więc trzeba będzie poświęcić coś innego. Nie wiem też, czy będę dla Was pisała w wakacje. O Resovii w sumie wkrótce nie będzie co pisać, gdy już podsumuję sezon, napiszę o transferach itp. Jeżeli chcecie, mogę pisać o reprezentacji, chociaż w sumie nie wiem jak to będzie. Zależy mi na Waszym zdaniu, więc proszę Was o to, byście wyrazili swoje zdanie, jeśli nie w komentarzach tu czy na FB, to chociaż w ankiecie. Nie robię tego w końcu tylko dla siebie, chciałabym wiedzieć, czy chcecie dalej czytać moje wpisy, więc proszę o Wasze opinie.

Jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko. Dzięki Wam pisanie sprawia mi jeszcze większą przyjemność :*

Pozdrawiam :)


PS. Mała prywata :) Viola, jeśli to czytasz, to chcę tylko napisać, że dziękuję Ci za wszystko, za pomoc, za komentarze (bo to właśnie Ty jako pierwsza zaczęłaś komentować moje wpisy), które podnosiły mnie na duchu i sprawiały, że z większą chęcią dodawałam kolejne posty, a teraz za wszystkie mecze, na których byłyśmy. Szkoda tylko, że Cię nie było w środę :( Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że Cię poznałam :D

czwartek, 1 maja 2014

Na spokojnie o sezonie

Obiecałam, że się odezwę i tak też się dzieje :) Na spokojnie, bez większych emocji o tym, co się działo przez ostatnie miesiące, z uwzględnieniem najważniejszych meczów sezonu :D

Wczoraj miałam okazję być na ostatnim meczu sezonu 2013/14, w Olsztynie, gdzie miejscowy AZS stoczył piękną i niezwykle zaciętą walkę z Politechniką Warszawską. Rywalizacja skończyła się po 5 meczach, po tie-breaku, w którym gospodarze wygrali 18:16, przegrywając już 10:14. Po raz kolejny przekonałam się o tym, jak pięknym i nieobliczalnym sportem jest siatkówka. Cieszę się, że mogłam tam być, gdyż emocje były nieziemskie, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Wygrał mój lokalny klub, któremu kibicuję. Oczywiście kocham również Resovię, ona dalej jest dla mnie najważniejsza (żebyście nie pomyśleli, że nagle zdradziłam Pasy :P). Ale to jest jednak całkiem co innego. Te kluby są na innym poziomie, walczą o inne cele, no i przede wszystkim – jeden z nich, AZS, jest z mojego województwa, więc siłą rzeczy muszę kibicować swoim. Ale dobra, nie truję, bo w końcu nie o tym miałam pisać :)

Sezon oficjalnie się zakończył. Zobaczcie – do rozstrzygnięcia rywalizacji o 5. miejsce potrzebne było 5 spotkań. O 3 miejsce stoczono 4 pojedynki, a paradoksalnie najmniej emocji było w finale. Skra wygrała od tak, bez żadnego problemu. I to jest trochę przykre, bo po drugiej stronie była Resovia. Większość ekspertów stawiała na Skrę, mając ku temu podstawy. Wszyscy liczyli na emocje, a te tak naprawdę skończyły się po pierwszym meczu…

Myśląc o finale, mam w głowie cały czas ten niesamowity półfinał. Wiedzą o tym nasi siatkarze, wiemy o tym my, że gdyby nie te fenomenalne (zwłaszcza ostatnie 3) mecze z Zaksą, można byłoby nawet zapomnieć o medalu. Kto wie jak Resovia zagrałaby z Jastrzębiem, mając w głowie kilka bolesnych porażek w sezonie i kontuzję kapitana, z której (w przypadku porażki z Kędzierzynem) mogliby się nie otrząsnąć do końca. Na szczęście nie musimy o tym myśleć, bo Sovia awansowała do finału i tak naprawdę już sam awans był ogromnym sukcesem. Oczywiście, można psioczyć, że cele były inne – miało być złoto, obrona tytułu, ale w obliczu wszystkich problemów, z którymi zespół musiał się zmierzyć, finał to już naprawdę było coś. Po ostatniej piłce półfinału, poczułam się jak 2 lata temu, gdzie również awansowaliśmy do wielkiego finału, w którym czekała na nas Skra, po półfinale z Zaksą. Wtedy Skra była niepokonana i sam udział w finale był czymś niesamowitym. Pomyślałam wtedy, że bez względu na to, co stanie się w meczach z Bełchatowem, dla mnie już wygrali. I tak samo było w tym roku, chociaż oczywiście to Sovia broniła tytułu i oczekiwało się od niej zdecydowanie więcej niż dwa sezony wcześniej. W samym finale liczyłam po prostu na dobre mecze, choć czułam, że jak to zawsze bywa, finał częściej zawodzi niż przynosi satysfakcję. Rok temu to ćwierćfinały stały na wysokim poziomie, a finał zwyczajnie zawiódł. W tym sezonie półfinały były genialne (głównie nasz) i finał znowu nie zaspokoił oczekiwań. No cóż… Nie można mieć wszystkiego.

Przebieg meczów doskonale znamy, nie ma powodu do nich wracać. Już po drugim meczu, powiedziałam sobie, że nawet jeśli gładko przegrają, nie będę miała do nich pretensji. Wyszli z takich opresji, w tak pięknym stylu, że nie dałabym o nich złego słowa powiedzieć. Trzecie spotkanie? Nie liczyłam na nic. Przykro mi było tylko, że nie mogłam patrzeć na szczęśliwych Resoviaków po ostatnim meczu. W końcu nie do tego nas przyzwyczaili przez ostatnie dwa lata :) Potem jednak czytałam wywiady, w których można było doszukać się cienia radości. W naszym zespole jest kilku zawodników, dla których był to w ogóle pierwszy medal w życiu. Niko, Dawid, Fabian – dla nich srebro jest na pewno czymś niesamowitym, w przeciwieństwie choćby do takiego Lukasa. Tichy zdobył 7 złotych medali z rzędu, nie wiedział jak smakuje srebro i stety albo niestety przekonał się o tym kilka dni temu. Jak sam powiedział na Rynku, no niespecjalnie go to cieszy. Szczerze? Ciężko mu się dziwić :)

Cała Polska żyje sukcesem Skry, może większość z kibiców, ekspertów cieszy się, że w końcu na tronie zasiadł ktoś, kto posiada styl i może zdziałać coś w Lidze Mistrzów, godnie reprezentując Polskę jako kraj. Hejterzy Sovii ruszyli do krytykowania, nie ma jednak co na nich patrzeć… Ok, może Resovia nie ma nie wiadomo jakiego stylu, może niepotrzebnie zatrzymała się w połowie sezonu w rozwoju, chęci przyspieszenia gry i dostosowania się do wymogów dzisiejszej siatkówki, która opiera się przede wszystkim na szybkości rozegrania i kombinacyjnej grze, może gra prostą siatkówkę, za prostą, ale jednak jakimś cudem zdobyła dwa mistrzostwa Polski. Gadać będą wszyscy, eksperci również chyba nie darzą sympatii Resovię, ale nie wolno na nich patrzeć, tylko trzeba robić swoje. Teraz należy udowodnić przede wszystkim sobie, że zespół może zdobywać kolejne trofea. To jest zadanie na kolejny sezon. Co z tego wyjdzie? Dowiemy się niestety dopiero za kilka długich miesięcy.

Wiecie co? Chyba było za łatwo na początku sezonu. Resovia znana była z tego, że zawsze ma słaby start, ponosi wręcz kompromitujące porażki, gra po prostu źle, a potem, gdy zbliżają się najważniejsze mecze, nagle odpala i pokonuje wszystkich jak leci. W tym sezonie praktycznie cały czas utrzymywali się na pierwszym meczu (pamiętamy, że Skra zagrała mecz awansem i dlatego to ona była liderem), wpadek w lidze uniknęli (jedynie ta niespodziewana porażka w Warszawie), wygrali rundę zasadniczą, wyciągając wnioski z poprzedniego sezonu, kiedy to zajęli dopiero czwarte miejsce i skazali się na długą i wyboistą drogę do złota. Tu mieli wszystko na wyciągnięcie ręki. Przewaga własnego parkietu (a wiemy co dla Resovii znaczy Podpromie) dawała im spory handicap. Jednak okazało się, że czasem łatwiej atakować z drugiego szeregu. Ja jakoś wolałam, gdy zaczynali rywalizację w play-offach na wyjeździe, bo presja zawsze ciąży na gospodarzach. Resovii często udawało się wywozić jedną wygraną z hali rywala, a potem albo kończyć u siebie, albo ewentualnie w piątym meczu. W tym roku było odwrotnie, ale nie ma co jakoś zwalać na to, czy coś takiego. Nie można zwalać wszystkiego na kontuzję Alka, ale też nie wolno o tym zapominać. Resovia prześlizgnęła się w fazie zasadniczej bez jakiegoś porywu i w sumie, gdyby nie ta genialna batalia z Zaksą, skończyłaby również bez fajerwerków. Byłam świadoma tego, że dobrze weszli w sezon i bałam się, jak to będzie potem, ale wierzyłam, że mają tak mocny zespół, że mogą stać się takim hegemonem jak Skra. Zresztą nawet przed sezonem pojawiały się głosy, że Sovia, zgodnie z tradycją, może również spędzić na tronie kilka długich lat. Okazało się jednak inaczej.

Szeroki skład – no właśnie… Opinie o takim stylu prowadzenia zespołu zmieniały się wraz z odnoszonymi przez Resovię zwycięstwami i porażkami. Gdy wygrali półfinał, okazało się, że to jest ich siłą, gdy trener rotował bez skutku w meczach finałowych, nagle stało się to ich przekleństwem. Wiadomo, że jest to nietypowa sytuacja w klubie. Częściej takie rozwiązania spotyka się w reprezentacjach. Taka jednak była wizja prowadzenia zespołu przez Andrzeja Kowala. Miało to swoje plusy, miało minusy, gdyż część zawodników na pewno nie była zadowolona ze stania w kwadracie dla rezerwowych. Siatkarze nie mieli jednak wyboru i musieli dostosowywać się do sytuacji.

Zdobyty Superpuchar, progres w Lidze Mistrzów, jednak bez FinalFour, ogromny zawód w Pucharze Polski i srebro w Mistrzostwach Polski – oto sezon 2013/14 w wykonaniu Asseco Resovii Rzeszów.

Szkoda, że to już za nami… Znów czeka nas długie pół roku bez PlusLigi… Teraz przyszedł czas na reprezentację. Przyznam szczerze, że nie wiem dlaczego, ale jakoś minimalnie wolę sezon ligowy. Mimo wszystko czekam na sezon kadrowy, głownie dlatego, że jestem ciekawa jak w roli selekcjonera wypadnie Stephane Antiga. Już za dwa tygodnie pierwszy mecz. Trzymam kciuki za wszystkich reprezentantów, ale jak to fanka klubu, szczególnie kibicuję naszym Resoviaków. Niech grają jak najczęściej i stanowią siłę reprezentacji.


PS. Chcecie, abym tradycyjnie zrobiła Alfabet?  :) W tym roku pewnie nie będzie przepełniony radością, jak wcześniej, ale kurczę, w końcu nie zawsze musi być pięknie… Za jakiś czas na pewno napiszę o transferach. Karuzela ruszyła - pojawia się wiele plotek, więc na razie nie chcę się do nich odnosić. Poczekam na oficjalne decyzje Asseco Resovii Rzeszów, na zamknięcie składu na sezon 2014/15 i wtedy na pewno się do Was odezwę. Być może również zrobię ocenę sezonu w wykonaniu poszczególnych zawodników. Zobaczę jak będzie z czasem i chęciami :) To jak, jesteście chętni na to? :D

niedziela, 27 kwietnia 2014

Drugiego cudu nie było. Resovia ze srebrem

Stało się to, co tak naprawdę miało się stać, przynajmniej w opinii większości obserwatorów. Resovia nie dała rady przeciwstawić się Skrze i przegrała 0:3. Tym samym rzeszowianie nie obronili tytułu. Musimy cieszyć się ze srebra.

Andrzej Kowal nie zaryzykował i wystawił ten sam skład, który pojawiał się w ostatnich dwóch meczach. Skra rozpoczęła świetnie, od prowadzenia 3:0, potem powiększali przewagę. Resovia była mega nieskuteczna, wręcz w ogóle nie kończyła piłek. Punkty zdobywała po błędach bełchatowian, a pierwszy skuteczny atak w naszym zespole wykonał Dawid Konarki dopiero w 16. akcji meczu! Choć udało się dogonić, potem Skra znowu odjechała i pewnie wygrała do 17. Druga partia zaczęła się jeszcze gorzej – od stanu 0:4, Resovia jednak ponownie systematycznie zzmniejszała straty i wyszła nawet na prowadzenie. Gra się zazębiała, Soviacy kończyli pewnie swoje ataki, było już 18:15, gdy na zagrywce pojawił się Jochen. Zagrał świetnie, piłka przeszła na naszą stronę, jednak nie udało się jej skończyć i tak naprawdę od tego momentu było tylko gorzej. 20:18 na zagrywce pojawia się Mariusz Wlazły i praktycznie na tym można skończyć. Bomba za bombą, as za asem i 0:2 stało się faktem. Trzeci set od początku znowu dla Bełchatowa. Resovia ponownie zmniejszyła straty, ale na więcej nie było jej stać. Skra bawiła się z nami i wygrała do 18.

Nie chcę zagłębiać się w statystyki, nie mam na to siły ani ochoty. Zagrali praktycznie wszyscy zawodnicy, co świadczy o tym, że Sovia grała nierówno i ciężko było znaleźć lidera w naszym zespole. Żaden zawodnik nie porwał swoją grą i pewnie po raz setny pojawi się pytanie, czy szeroki skład to dobre rozwiązanie.
Kurczę, a tak niedawno to my cieszyliśmy się ze złota… Czas leci nieubłaganie. Następny mecz Pasów w lidze dopiero w październiku. Jak ja to przeżyję, nie wiem… Uwielbiam sezon ligowy, bo jednak reprezentacja to nie to samo. Będziemy już po MŚ, po tej wielkiej imprezie, na którą wszyscy czekamy. Kawał czasu przed nami, zanim Resovia wróci do gry. Przed nami reprezentacja i tak naprawdę na tym teraz powoli zaczynam się skupiać.

Sovia wicemistrzem Polski. Nie takie było złożenie na ten sezon. Nie udało się podbić Ligi Mistrzów, nie udało się zdobyć Pucharu Polski i nie udało się obronić tytułu. Czy Resovia kiedyś doceni to srebro? Pewnie nieprędko. Mimo wszystko pamiętajmy o tym, że mogliśmy zdobyć 4 miejsce. Gdyby nie te magiczne półfinały (przed chwilą usłyszałam z ust Ireneusza Mazura, że Resovia miała szczęście. Szczęście można mieć przy jednej piłce, ale nie na przestrzeni trzech spotkań). Dlatego ja doceniam to srebro, wiem, że mogło być o wiele gorzej. A Skra? No cóż… chyba byli najlepsi. 3:0 z Jastrzębiem, 3:0 z nami. Gratulacje.


Nie mam siły dzisiaj na więcej. Obiecuję, że odezwę się wkrótce, gdzie spróbuję podsumować ten sezon…

czwartek, 24 kwietnia 2014

Złoto się oddala... Jesteśmy pod ścianą...

Nie tak to miało wyglądać… Asseco Resovia Rzeszów ponownie przegrała ze Skrą Bełchatów w finale PlusLigi, tym razem niestety zdecydowanie 0:3… Skra wywozi dwa zwycięstwa z Rzeszowa i stoi przed ogromną szansą na odzyskanie tytułu mistrza Polski.

Jednym z pytań, które zadawaliśmy sobie wszyscy przed meczem było pytanie o wyjściowy skład Sovii. Jak się później okazało, Andrzej Kowal nie zmienił nic w porównaniu z poprzednim spotkaniem i zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Nikim, Paulem, Piterem, Perłą i Igłą. Początek meczu fatalny – 0:5, 2:8. Resovia znowu musiała gonić. Robiła to bardzo ambitnie, gra zazębiała się z każdą akcją i dzięki temu udało nam się wyjść na prowadzenie 24:23. Było to pierwsze prowadzenie Pasów, ale tak naprawdę zdobyte w najważniejszym momencie. Szansa na zwycięstwo była ogromna, jednak tym razem to Skra wyszła z małej opresji, m.in. dzięki świetnym zagrywkom Antigi. Niemniej jednak Sovia pokazała charakter, odrobiła straty i tak naprawdę niewiele zabrakło. Niestety wynik pierwszej partii przełożył się na drugą w najgorszy możliwy sposób. Znowu 0:3, 4:8… Takie wyniki nie budują, wręcz przeciwnie. Było już 5:11, gdy wydawało się, że Skra za chwilę nas dobije, gdy nagle Resovia zaczęła gonić i to skutecznie. Udało się zmniejszyć straty to jednego punktu (12:13), ale potem było znowu tylko gorzej. Przy stanie 17:20 Resovia stanęła na dobre i do końca seta nie zdobyła żadnego punktu. Trzeci set nie zapowiadał się dobrze, jednak trzeba było wierzyć, że Sovia może to odwrócić. Tym razem rzeszowianom udało się w miarę dobrze wejść w tego seta. Nie dali Skrze odjechać i to było najważniejsze. Jednak radość nie trwała długo. Skra przycisnęła i to na dobre – 9:15, 13:19. Wiara malała z każdą akcją. Rozpędzeni rywale bezwzględnie wykorzystywali każdy najmniejszy błąd Resovii i zdecydowanie wygrali do 15. I znowu wyjeżdżamy z Rzeszowa ze stanem 0:2…

Nie udało się obronić TwieRRdzy. Było pewne, że po wtorkowej porażce Skra przystąpi do meczu bardziej rozluźniona i pewna siebie. Resovia walczyła praktycznie o życie, gdyż z 0:2 jest naprawdę ciężko wyjść. Tego na pewno byli świadomi. Ale gdy zaczyna się mecz od stanu 0:5 to sorry, ale o jakiejkolwiek pewności siebie można zapomnieć. Chwała chłopakom za to, że gonili i dogonili. Ba, mogli nawet wygrać, ale tym razem szczęście sprzyjało Skrze. Potem gra całkowicie się posypała i o zwycięstwie można było zapomnieć.

Czym przegraliśmy? Ciężko wskazać jeden kluczowy element. Skra grała fantastycznie, to trzeba im oddać. Bezwzględni, niezwykle skuteczni, konsekwentni – grali świetnie zagrywką, czym rozmontowywali naszą pierwszą akcją. Za zagrywką szedł blok i obrona, a potem skuteczna kontra. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. To nie jest tak, że Resovia nagle zapomniała jak się gra. Rzeszowianie potrafili gonić, skutecznie grać, ale w przeciągu całego meczu chyba nie mogli więcej zrobić. Tak jak powiedział Fabian, Skra jest jeden poziom wyżej i to chyba od wszystkich, o czym świadczyły już pewnie wygrane przez bełchatowian mecze półfinałowe z Jastrzębskim Węglem. Resovia pięknie walczyła z Zaksą, ale przed finałem to Skra miała być faworytem i dalej jest, taka przykra prawda.

Najwięcej punktów w naszej ekipie zdobył Dawid – 17. Trzeba mu oddać, że w trzeciej partii praktycznie sam kończył ataki. Jednak co on sam mógł zrobić bez wsparcia kolegów… Nie trzeba być nie wiadomo jakim znawcą siatkówki, żeby stwierdzić, że na pewno oddałby wszystkie swoje punkty za zwycięstwo Resovii. Do pewnego momentu nieźle grał też Paul. Mimo wszystko jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem tego co robi Paul w ostatnich meczach. Gra naprawdę dobrze, tak jakiego go pamiętamy z poprzednich sezonów. Wczoraj uzbierał 9 punktów. Trener nie zdecydował się na dłuższe wprowadzenie Petera, w sumie to mu się nie dziwię biorąc pod uwagę to, jak Peter gra, ale tak naprawdę co miał do stracenia… Fajne wejście ponownie zaliczył Jochen, ale tym razem nie poszalał w ataku, tylko na zagrywce i to jedynie w pierwszym secie, gdzie ponownie walnie przyczynił się do odrobienia strat. Zmianę widzieliśmy na pozycji rozgrywającego, ale ani Tichy, ani Fabian nie zachwycili… Igła robił, co mógł w obronie, ale często mijał się z piłką. Co tu dużo pisać, wszyscy mają sobie coś do zarzucenia…

Wiecie co… Sama się sobie dziwię, ale mam zdrowy stosunek do tej porażki. Ok, zagrali źle, byli mega nieskuteczni, nie podejmowali za dużo ryzyka, może momentami i bali się mocniej zaatakować, ale dla mnie i tak są najlepsi! Oglądając trzeciego seta płakałam, ale nie z powodu tego, co widziałam. Może inaczej – również z tego powodu, bo na pewno takiej Resovii nikt nie chce oglądać, ale przede wszystkim za to, co zrobili w półfinale. Wiem, nikt teraz o tym nie myśli, wszyscy jesteśmy zrozpaczeni tym, co teraz się dzieje w finale. Siatkarzy nie ucieszy srebro, będzie ogromny zawód w klubie i słusznie, bo nie tak miał ten sezon wyglądać. Jednak patrząc wczoraj na wynik 0:2 i straty w trzeciej partii, po raz kolejny doszło do mnie to jak wielkiej rzeczy dokonali. Sam finał w obliczu rywalizacji z Zaksą jest czymś wielkim, ale jak już wspomniałam, nikogo to w tym momencie nie obchodzi i nikt do tego już nie wraca. Ja ujmę to tak – po tych meczach zyskali u mnie tak wielki szacunek, że nie potrafię powiedzieć o nich złego słowa. To banalne i płytkie, pewnie tak pomyślicie, bo Resovia gra przecież o obronę tytułu, o kolejne złoto, czyli najcenniejszy medal i nie ma prawa grać tak u siebie, przed własną publicznością, tymi fantastycznymi kibicami w magicznej TwieRRdzy i to jest prawda. Jednak na taki obraz finału ma wpływ wiele czynników. O kontuzji Alka nie wspominam, ale w sumie kto wie, czy nawet z nim w składzie wygralibyśmy z Zaksą, dlatego nie ma co do tego wracać. Skra gra naprawdę fantastycznie, a Resovia? No cóż… Robi, co może, pewnie może więcej, ale czegoś ewidentnie im brakuje. Nie chcę nic mówić, ale wiemy doskonale, że przegrany półfinał oznaczałby najprawdopodobniej przegrany medal i brak LM. Może jeszcze kiedyś docenimy, nawet to srebro…

Co teraz? Wszyscy pewnie myślą, że Resovia jeszcze to odwróci, bo przecież raz się udało, to musi tak być zawsze. Ale pamiętajmy, że po pierwsze – Skra to nie Zaksa, oni grają o wiele lepiej, są stabilniejsi, a poza tym mają w głowie naszą rywalizację w półfinale i na pewno nie pozwolą na odrodzenie się Sovii. Tak jak powiedział Fabian przed tym meczem, tak jak powiedział po meczu – nie ma co się łudzić, takie rzeczy dwa razy się nie zdarzają. Jednak może przed tym trzecim meczem doda to trochę otuchy Pasom i wiary w to, że nie można się poddać. Już raz udowodnili sobie, że potrafią. Muszą wyjść zdeterminowani, pewni swoich umiejętności. Ryzyko, ryzyko i jeszcze raz ryzyko – teraz nie mają już nic do stracenia…


Czego oczekuję przed trzecim meczem? Walki. Tylko tyle… A wynik? Każdy przyjmę ze spokojem. 

"Mistrz Mistrz RESOVIA <3"

środa, 23 kwietnia 2014

Pierwszy mecz finału dla Skry

Niestety, w pierwszym meczu finału PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów przegrała ze Skrą Bełchatów 2:3 po dość nierównym meczu. Porażka ta boli szczególnie, ze względu na to, że Resovia przegrała u siebie i teoretycznie straciła atut w postaci własnej hali.

Pierwszy skład wyglądał następująco: Tichy, Konar, Paul, Niko, Piter, Perła i Igła. W premierowym secie Skra miała przewagę od początku praktycznie do końca. 20:24 – wydawało się, że ta partia jest stracona. Wtedy to na zagrywce pojawił się Jochen, Skra zaczęła popełniać błędy i nagle na tablicy wyników pojawił się remis. Potem walka toczyła się punkt za punkt, najpierw Skra miała piłki setowe, potem Resovia, potem znowu Skra i ponownie Resovia, która za sprawą dwóch kapitalnych serwisów Nikiego ostatecznie wygrała 31:29. Wydawało się, że po wyjściu z takiej opresji i zwycięstwie, rzeszowianie rozkręcą się na dobre. Pierwszy set mimo wszystko nie był dobry w wykonaniu mistrzów Polski. Walka była bardzo wyrównana, Resovia prowadziła 16:15 i stanęła… Całkowicie. Seria głupio straconych punktów nie mogła przynieść nic innego niż porażkę. Tak też się stało – do 20. Trzeci set rozpoczął się fatalnie – od stanu 3:8. Skra była na fali i nie dała się dogonić. W czwartej partii wydawało się, że nas dobije. Jednak ponownie widzieliśmy kapitalny fragment gry Resovii przy zagrywce Jochena – cudowne parady w obronach, bloki, to się mogło podobać. Sovia budowała konsekwentnie przewagę. Było już 23:16, gdy trener Kowal zdecydował się na podwójną zmianę. Ta jednak przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Bloki na Dawidzie, na Peterze, który pojawił się w międzyczasie w miejsce Nikiego, szczęśliwy as Skry i zrobiło się 24:22. Na szczęście udało się wygrać tę partię. A więc piąty set, czyli emocje gwarantowane. Tie-break rozpoczął się najgorzej jak mógł. 0:3, trzy bloki Skry, potem 2:8 – między innymi za sprawą dziwnych decyzji sędziego (w tym słowo „dziwny” jest bardzo delikatnym określeniem). Resovia walczyła, zrobiło się nawet 6:8, ale potem znowu bloki rywali, nieskuteczność rzeszowian i tego już nie dało się wyratować. Skra wygrała 15:12 i mogła się cieszyć z bardzo ważnego zwycięstwa.

Resovia grała nierówno. Świetne fragmenty gry, przeplatała prostymi, wręcz banalnymi błędami - czy to w jakości wystawi, czy w samym ataku. Każdy siatkarz zaliczył niezły okres w swojej grze, jednak równocześnie popełniał proste błędy. To najbardziej bolało i miało chyba największy wpływ na porażkę. Najwięcej punktów zdobył Jochen – 16. Zaliczał naprawdę kapitalne wejścia. Pierwszy set – cudowna seria na zagrywce. Potem mimo przegranej 2 i 3 partii również świetnie grał. Czwarty set to już opis jego umiejętności. Fantastyczne zagrywki, po których objęliśmy prowadzenie 6:2, skuteczne ataki, normalnie wręcz płakałam nad jego grą, głownie dlatego, że musiał tyle przesiedzieć na ławce w tym sezonie a zwłaszcza w kluczowych ostatnich meczach. Później niestety było coraz gorzej. Końcówka czwartego seta i piaty – to już nie był ten Jochen. Jak nie psuł zagrywek przez cały mecz, tak zrobił to w tie-breaku, bodajże przy 7:10, gdzie jeszcze był cień szansy na zwycięstwo. Również Dawid grał nierówno. Nie tak skuteczny jak ostatnio był Niko – zdobył tylko 9 oczek przy słabej skuteczności. Miał wahnięcia w przyjęciu, no jednym słowem nie takiego go zapamiętaliśmy z półfinałów. Sporą zmianą było to, że wczoraj cały czas zagrywał z wyskoku. To świadczy o chęci wzmocnienia serwisu przez trenera i naprawdę nie można nic złego Nikiemu powiedzieć, gdyż zagrywał naprawdę świetnie. Widać, że serwis z wyskoku i flota ma nieźle opanowanego. Jednak cały czas trzeba pamiętać, że ma niecałe 22 lata i gra w finale takiej ligi pierwszy raz. Nieźle grał Paul – można powiedzieć, ze był takim cichym bohaterem. Grał równo, ale niestety w tie-breaku dostał dwie czapy, po których ciężko było myśleć o zwycięstwie. Do tego ponownie zachwycał nas swoimi paradami w obronie. Sporo akcji zarówno Tichy jak i Fabian kierowali na środek, czego efektem jest odpowiednio 15 punktów Pitera i 7 Kosy, który pojawił się za Perłę. Świetnie grał Igła. Wyciągał niesamowite piłki w obronie, do tego naprawdę solidnie przyjmował, szczególnie największe bomby ze strony Skry.

Czy taki rezultat jest zaskoczeniem? Biorąc pod uwagę spekulacje przedmeczowe na pewno nie. Wszak to Skra miała być faworytem i zwycięstwa bełchatowian na Podpromiu nie będą żadną sensacją. Zresztą, po tym co widzieliśmy w półfinałach z udziałem Pasów, żaden wynik nie może już nikogo zaskoczyć. Ten mecz był dziwny. Praktycznie Skra mogła go wygrać o wiele bardziej zdecydowanie, ale Resovia nie pozwoliła się zmiażdżyć. A tie-break? No cóż… Nie da się wygrać piątej partii zaczynając od 0:3 (chociaż to i tak nie jest zły wynik), dostając serię czap a na przerwę techniczną schodzić z 6-punktową stratą.

Najbardziej wzruszającym momentem była druga przerwa techniczna w drugim secie, gdy na trybunach pojawiła się wielka biało-czerwona koszulka z numerem 7. Kibice zaczęli skandować: „Alek Achrem”, który z kolei był bardzo wzruszony tym, co widział. Naprawdę, nawet mnie łezka zakręciła się w oku. Wielki szacunek dla kibiców, zresztą co ja piszę. Takie rzeczy są już normą. W tym momencie można się tylko zastanawiać czym nas jeszcze zaskoczą, bo jak widać pomysłów mają zawsze dużo.


Co do dzisiejszego meczu… Jedno jest pewne – w tym momencie Resovia znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Przegrana u siebie jest zawsze minusem i wielkim kopem dla rywali. Skra zagra dzisiaj na pewno o wiele luźniej, przecież oni już jakiś tam mały cel osiągnęli. Na Resovię może to różnie podziałać. Nie wiadomo jakim składem wyjdziemy – czy z Jochenem i Fabianem, czy parą Tichacek-Konarski. Wiem jedno – trzeba walczyć. Będzie ciężko, ale nie można się poddać. W końcu Skra wygrała dopiero jeden mecz, nieważne, że u nas. A przecież hala nie zawsze musi być atutem :D

piątek, 18 kwietnia 2014

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SECA MISTRZA!!!

To był naprawdę Wielki Czwartek!!! Asseco Resovia Rzeszów dokonała czegoś niesamowitego. W ostatnim, piątym meczu półfinału, pokonała na Podpromiu Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:1 i tym samym awansowała do finału PlusLigi!

Cóż to były za emocje! Przed meczem nie wiedziałam, czego się spodziewać. Niby Resovia wygrała dwa mecze w Kędzierzynie, niby wracała do swojej magicznej bądź co bądź hali podbudowana wyjściem z niesamowitej opresji, ale z drugiej strony w tej rywalizacji działy się takie rzeczy, że naprawdę ciężko było wskazać faworyta. Drużyny wygrywały mecze na wyjeździe – to nie jest codziennością. Zaksa miała problemy – nie wiadomo było czy zagra Marcin Możdżonek oraz na jakiej pozycji wystąpi Michał Ruciak. To stawiało w lepszym położeniu Resovię. Ale przecież doskonale wiemy jaką dyscypliną sportu jest siatkówka. Stąd te ogromne nerwy. Sovia stała przed ogromną szansą, ale czy wytrzyma?

Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Peterem, Nikim, Piterem, Perłą i Igłą. Pierwszy set, a na pewno jego początek – był dla mnie katorgą. Serce waliło niemiłosiernie mocno. Wiadomo jak ważne jest dobre wejście w mecz. Walka była bardzo zacięta, ale jednocześnie padało bardzo dużo serii 3-4 punktowych z obu stron. Wyrównana rywalizacja toczyła się do stanu po 17, potem prawdziwie mistrzowski odjazd zaliczyła Resovia, która ostatecznie wygrała do 19. Druga partia zaczęła się fatalnie – od stanu 2:5. Goście kapitalnie serwowali, my byliśmy wręcz bezsilni w przyjęciu zagrywki, co miało wpływ na skuteczność w ataku. Zaksa rozkręcała się z akcji na akcję. Środkowi wbijali nam niemiłosiernie dużo gwoździ. W okolicach 15 punktu poczułam, że ten set jest stracony. Priorytetem stała się trzecia partia. Wiedziałam, że o ile w pierwszym secie przeżywałam katorgę, to w trzeciej będzie istna katastrofa psychiczna. Remis 1:1, wszystko się może zdarzyć, a to Zaksa jest podbudowana zwycięstwem w dobrym stylu. Z jakim nastawieniem wyjdą rzeszowianie? W całej rywalizacji działy się tak różne rzeczy, że przecież można spokojnie wygrać seta po stosunkowo gładkiej porażce. Stąd kluczowy stał początek seta numer 3. Ten był wyrównany, ale jednak to Zaksa miała oczko-dwa przewagi. Bałam się, że zaraz nam odjadą. Na szczęście, w okolicach dziesiątego punktu, Resovia znowu przyspieszyła, wychodząc na prowadzenie 16:12. Błędy na zagrywce, nieporozumienie Tichego z Kosą, Dawid złapany na pojedynczym, spowodowały, że za chwilę na tablicy wyników widniał remis. Emocje sięgały zenitu. Sovia twardo kończyła kolejne akcje, zdobyła kilka oczek przewagi w końcówce i wygrała. Ufff… A więc brakuje nam już tylko seta… Czwarty set rozpoczęty od świetnego bloku. Potem to jednak Zaksa miała punkt przewagi, jednak tylko do mniej więcej 4 punktu. Resovia nie miała zamiaru ustępować i zdecydowanie atakowała. Po pierwszej przerwie technicznej zaczęłam czuć, że już mogą tego nie wypuścić. Ale – pamiętając co działo się w Kędzierzynie w meczu numer 3, co mówili komentatorzy, gdy Zaksa prowadziła 2:0 i Dick Kooy skończył pipe’a na 11:8 dla miejscowych, wolałam poczekać z ostateczną radością. Wtedy komentatorzy mówili, że Zaksa może być nie do powstrzymania. To samo działo się wczoraj. Z drugiej strony jednak nie wyobrażałam sobie, żeby mogli to wypuścić z rąk. Pewnie kończyli swoje akcje, prowadzili 3-4 punktami i nie dali się dogonić. Pod koniec seta widać było, że Zaksa już nie wierzy. Asy Konara całkowicie pogrążyły gości. 24:21 – piłka na prawe do Dawida i JEEEEEEEESSTTTTTT!!!!! STAŁO SIĘ!!!! JESTEŚMY W FINALE!!!!

Wybuch radości po stronie Resovii – nic dziwnego, wszak dokonali czegoś niemożliwego!!! Wszyscy przypominali historię sprzed 4 lat, gdy to Resovia przegrała dwa pierwsze mecze w Kędzierzynie, potem przegrywała u siebie 0:2 w setach i 17:23 w trzecim secie i odwróciła wynik ostatecznie zdobywając brązowy medal. Te spotkania były dla mnie szczególne. Piąty mecz tej rywalizacji był pierwszym, który obejrzałam w telewizji, gdyż u siebie nie miałam czegoś takiego jak Polsat Sport i nigdy nie zapomnę jak czekałam na wynik czwartego meczu, z nadzieją, że uda mi się obejrzeć piąty mecz u mojej babci. Tak się stało i byłam niezmiernie szczęśliwa. Tak naprawdę od tego momentu zaczęłam na dobre kibicować Pasom. Ale nie o mnie tu mowa. Wracając do tych przewidywań. Tamta rywalizacja różniła się jednak znacząco od tej, którą mieliśmy okazję teraz oglądać i przeżywać. Mianowicie wtedy Resovia przegrała dwa mecze na terenie rywala i u siebie doprowadziła do remisu. Tu było odwrotnie, stąd niewielu dawało im szansę na ostateczne zwycięstwo. Porażki w TwieRRdzy, brak Kapitana – to musiało zakończyć się w trzech meczach. To w drugiej parze miało być więcej emocji, bo przecież Jastrzębie grało świetną siatkówkę do tego momentu i po dwóch przegranych wracało na swój teren. Przyznam szczerze, że po tych dwóch meczach w Kędzierzynie czułam, że paradoksalnie to Jastrzębie polegnie w trzech meczach. I tak się stało. Resovia pokazała ogromny charakter, wykazała się niezwykłą odpornością psychiczną. No do tego to nas Resoviacy nie przyzwyczaili :) Grali fantastycznie w tych trzech ostatnich meczach i zasłużenie wygrali. Jednocześnie przeszli do historii – nikt wcześniej nie dokonał takiej sztuki.

Wczoraj świetnie zagrali wszyscy. Ciężko było mi na gorąco wskazać MVP meczu, bo każdy zasłużył na tę statuetkę, a na pewno wszyscy skrzydłowi. Prym jednak na przestrzeni całego meczu zdecydowanie wiódł Konar – zdobył 24 punkty. Był niezwykle skuteczny w ataku, kończył nawet najtrudniejsze piłki. Gorzej szło mu na zagrywce, ale w najważniejszym momencie, może nie najsilniejszymi, ale bardzo dobrze kierowanymi zagrywkami dobił Zaksę i zapewnił nam piłki meczowe. Grał niesamowicie, a pamiętajmy, że to przecież jego pierwszy rok w takiej drużynie, jaką jest Resovia, czyli walczącą o największe trofea. W podobnej sytuacji jest Niko i on również zagrał KAPITALNIE. Komentatorzy rozpływali się nad jego grą, pełni podziwu. Całkowicie zasłużenie. Bałam się jak zagra, bałam się, czy udźwignie a on tymczasem z zimną krwią kończył wszystkie, nawet najbardziej beznadziejne piłki. Uzbierał w sumie 14 punktów. Świetnie przyjmował, najlepiej spośród Resoviaków – na poziomie 64%. Warto podkreślić to, że kędzierzynianie grali w niego najwięcej piłek. Siał również ogromne spustoszenie swoim kąśliwym flotem, do którego nas już przyzwyczaił. Naprawdę rośnie nam niesamowity zawodnik. Kto by w trakcie sezonu pomyślał, że będzie odgrywał tak kluczową rolę w decydujących meczach. A przecież ma tylko 22 lata (i to niecałe!!!). Oj, chowamy naszym przyjaciołom Bułgarom (co bystrzejszy czytelnik, siedzący w tym „biznesie” kilka lat wyczuje w słowie przyjaciel ironię i zresztą słusznie :P) gwiazdę. Na razie na szczęście gra dla nas ;) W tym momencie muszę wspomnieć o naszym drugim przyjmującym – Paulu. Co by nie mówić o tym zawodniku, on nie wiadomo jakim cudem w końcówce sezonu gra niesamowicie. Ten rok jest dla niego wyjątkowo trudny, mało grał, a tymczasem gdy przyszła pora półfinałów, on gra jak nie on. Pewny w ataku – w końcu bije zdecydowanie w pomarańczowe, a nie jak to czasem bywało desperacko szuka rąk rywali w bloku, co jest bardzo ryzykowne. Dał się tylko raz zablokować i nie popełnił żadnego bezpośredniego błędu. Zdobył w sumie 11 oczek przy bardzo wysokiej – 75% skuteczności i po raz kolejny (ja już nawet tego nie liczę) zachwycał cudownymi obronami. Co jak co, ale obok jego padów nie można przejść obojętnie :D Nad całością dowodził wczoraj Tichy i w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, nie został zmieniony przez Fabiana (jedynie w drugim secie wszedł z Jochenem, ale to była konieczność ze względu na słabą grę całego zespołu). Grał świetnie – kiwnął, skończył piłkę wystawioną przez Możdżonka, dorzucił asa, wrzucał sporo piłek na środek, zwłaszcza na początku meczu, potem nie wiedzieć czemu jakoś tego zaniechał. Ale jeśli się ma tak dysponowanych skrzydłowych, to o jakimkolwiek zaniechaniu mowy być nie może :) Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie grał w tych najważniejszych meczach. Jestem pełna podziwu dla niego, bo teraz gra naprawdę świetnie. Słowo o środkowych – w sumie zdobyli w ataku 8 punktów na 15 wystaw. Może ta ilość i przede wszystkim skuteczność nie powala, ale jak już wspomniałam, wczoraj grali również inni. Muszę wspomnieć o Kosie, który choć nie dokonał niczego wielkiego na przestrzeni tych spotkań, to jednak jego wejścia przywoływały wiadome wspomnienia. Znowu z jego udziałem Resovia dokonała czegoś wielkiego :D Igła zagrał również bardzo dobrze, może nie był aż tak widoczny w obronie jak w poprzednich meczach, ale również przyczynił się do zwycięstwa. Jego reakcje, pobudzanie kolegów – gdyby nie on, byłoby naprawdę ciężko.

Jak to powiedział Paul w jednym z wywiadów przed wczorajszy meczem, Resovia stała się nowym zespołem. Brak Alka, problemy z limitem obcokrajowców, dwie porażki sprawiły, że rzeszowianie musieli stworzyć prawdziwy kolektyw, żeby móc w ogóle myśleć o jakimkolwiek zwycięstwie. Zrobili to. Pokazali, że szeroka ławka nie jest ich przekleństwem, jak ostatnio zaczęto mówić w tzw. „środowisku”. Te trzy mecze wygrali nam rezerwowi – kapitalne wejście Nikiego w miejsce Alka, świetne zmiany Paula, który grał zdecydowanie najlepsze mecze w sezonie, Fabian, Jochen, Kosa – oni również dołożyli ogromne cegły do awansu. Już nikt nie może powiedzieć złego słowa o takim stylu prowadzenia zespołu przez trenera Andrzeja Kowala. Zobaczcie właśnie jaką parą przyjmujących kończymy ostatnie mecze. Paul i Niko – to im należą się największe oklaski, bo sam Dawid nie dałby rady pociągnąć zespołu w ataku. wieczni rezerwowi, można by rzec, a jednak – kiedy przyszło co do czego, to nie zawodzą. I to jest właśnie prawdziwy zespół. PRAWDZIWA RESOVIA, którą kocham i z której jestem mega dumna. Cieszę się, że mogę być kibicem TAKIEJ DRUŻYNY <3

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA – taki napis pojawił się wczoraj na trybunach w hali Podpromie. Te słowa również cisnęły mi się na usta po trzecim meczu, ale czekałam na piąte spotkanie, żeby je głośno wypowiedzieć. Wydawałoby się, że nasze serce siedzi na trybunach, a tymczasem to serce dało kopa kolegom, aby dla niego zagrali. I zagrali. Dla siebie, dla kibiców, ale również dla swojego Kapitana. Pięknie się patrzyło na radość całego zespołu, bo widać było, że te mecze kosztowały ich wiele wysiłku. Determinacja, walka, psychika – tak gra Mistrz Polski. Radość Alka po zwycięstwie bezcenna :D

Przed nami finał, wielkie polskie siatkarskie Gran Derbi. Pierwszy mecz już we wtorek. Większość ekspertów stawia na Skrę. Bełchatowianie prezentują się naprawdę świetnie i Resovia musi zagrać na swoim najwyższym poziomie. Mecze te zapowiadają się bardzo ciekawie. Wszak Skra ma nam coś do udowodnienia. Odebraliśmy im złoto dwa lata temu, wyrzuciliśmy ich z czwórki w ubiegłym sezonie, a jak będzie teraz? To się dopiero okaże :) Liczę na dobre mecze. Wynik jest sprawą otwartą :)

Pozdrawiam ;)


sobota, 12 kwietnia 2014

Będzie piąty mecz!!!

Resovia dalej w grze!!! Kolejny niesamowity mecz w wykonaniu Pasów!!! Tym razem obyło się jednak bez tie-breaka, gdyż rzeszowianie uporali się z Zaksą Kędzierzyn-Koźle w czterech partiach.

Boże, co tu się dzieje!!! Chyba nawet najwięksi optymiści nie zakładali takiego scenariusza, zwłaszcza po dwóch pierwszych setach wczorajszego meczu. Dzisiaj wcale nie musiało być przecież dobrze – Resovia dalej stała nad przepaścią. Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Piterem, Perłą, Nikim, Peterem i Igłą. Początek meczu bardzo szarpany. Dobrze zaczęła Zaksa – od prowadzenia 3:0, ale Resovia szybko opanowała sytuację, odjechała i nie dała się dogonić, zwyciężając pewnie 25:18. Drugi set wyrównany, tym razem świetny początek Sovii, ale potem to Zaksa odkoczyła i trzymała nas na w miarę bezpieczny dla nich dystans. Efekt – porażka Pasów 22:25. Trzeci set zapowiadał się bardzo interesująco, i przede wszystkim emocjonująco. Kto wygra – może wygrać cały mecz. Ale ta partia również bardzo szarpana i to z obu stron. 15:11, 16:19, 25:21 – tak to wyglądało z perspektywy Resovii. A więc 2:1. Brakuje nam już tylko seta do osiągnięcia czegoś niemożliwego – przedłużenia rywalizacji. Czwarty set był najbardziej wyrównany ze wszystkich. Żadna z drużyn nie odskakiwała na  więcej niż 1-2 punkty. Na szczęście, między ionnymi dzięki kapitalnym zagrywkom Jochena udało się odskoczyć w końcówce. Zakończenie meczu to była tylko formalność – ostatnie słowo należało do Nikiego, który pewnie skończył piłkę z lewego skrzydła.

Czy można wskazać jednego, najlepszego siatkarze z naszej strony? Ja nie podejmę się tego zadania, gdyż KAŻDY zagrał świetnie!!! Przede wszystkim zmiennicy, którzy po raz kolejny nie zawiedli. MVP meczu, jak najbardziej zasłużenie został Niko. Imponował mi szczególnie na początku spotkania, gdy kończył piłki z niemal 100% skutecznością. Ma na swoim koncie kilka prostych błędów ( jak złe dogranie, czy nieporozumienie z Fabianem), ale zarówno w ataku, jak i też w przyjęciu spisał się kapitalnie!!! Oczywiście nie można zapomnieć o jego kąśliwej zagrywce, którą, choć nie zdobył punktu bezpośrednio, demolował (przy czym słowo demolka w przypadku flota wydaje się nadużyciem, ale doskonale wiemy, co potrafi zrobić dobry flot :)) defensywę rywali. Miał chwilową zadyszkę, w jego miejsce wszedł Peter, ale nie na długo i Niko znowu musiał wejść i było to na pewno dobre wejście. W sumie zdobył 11 punktów. Najwięcej oczek, dość niespodziewanie uzbierał Perła – aż 15. Przyznam się, że wyłapałam aż tak genialnej dyspozycji naszego środkowego, a przede wszystkim jego skuteczności. Emocje po raz kolejny wzięły górę. Perła potwierdza, że jest w znakomitej formie i całkowicie zasłużenie dostał powołanie do szerokiej kadry reprezentacji Polski. Dzisiaj zaczęliśmy z Konarem i Tichym. Ten pierwszy może nie zagrał tak kapitalnie, jak wczoraj, ale grał dobrze – zdobył 11 punktów. Świetną zmianę dał mu Jochen, który wszedł w końcówce trzeciego seta i został już do końca meczu. imponował spokojem i skutecznością ataku oraz nieziemskimi zagrywkami :) Andrzej Kowal dużo rotował na pozycji rozgrywającego. Zarówno Tichy, jak i Fabian zagrali dobrze. Po raz kolejny okazuje się, ze warto mieć takich zmienników. Skoro o nich mowa, to nie mogę nie wspomnieć o Paulu. Wszedł szybko, bo już w pierwszej partii i w przeciągu całego meczu zagrał naprawdę super. może zdobycz punktowa nie jest jakaś wybitna (8), ale znamy Paula i wiemy, po pierwsze o tym, że on nigdy nie jest wyróżniającym się zawodnikiem, a po drugie, że jego dyspozycja w ataku bywa różna, a dzisiaj naprawdę przekonywująco kończył kolejne uderzenia. Znamy go raczej jako tego, który woli obijać blok lub bić pod górę, a dzisiaj bił pewnie w boisko i to na pewno dawało mu dużo pewności siebie. Mówiąc o jego występie, nie mogę nie odnotować FENOMENALNEGO przyjęcia  - 87% pozytywnego i 53% perfekcyjnego. Może rywale nie celowali w niego z premedytacją, ale takie przyjęcie przy 15 odbiorach jest naprawdę wyczynem niesamowitym. Wiemy jak wygląda teraz pozycja przyjmującego u nas i każdy taki błysk Paula czy Nikiego jest bardzo ważny i daje dużo pewności całemu zespołowi. Swoje w defensywie robił Igła, który po raz kolejny bronił fenomenalnie, ale również świetnie przyjmował, zwłaszcza te najtrudniejsze zagrywki. jest prawdziwą ostoją w przyjęciu. Jak to on, zadbał również o poziom emocji, gdyż bardzo żył tym meczem, może nawet za bardzo, o czym świadczy żółta kartka, ale znamy tego zawodnika i wiemy, że spokojny Igła to nie Igła :)

DUMA – to słowo jako pierwsze ciśnie mi się do ust, gdy myślę o tym, co zrobili. Dokonali czegoś nieprawdopodobnego – wygrali dwa mecze na wyjeździe i to bez swojego serca, bez kapitana, Alka, który dość niespodziewanie pojawił się dzisiaj w Kędzierzynie-Koźlu. Jeszcze wczoraj przebywał we Włoszech, gdzie spotkał się ze Zibim, a już dzisiaj przed południem dotarł do Kędzierzyna i postanowił na żywo wspierać chłopaków. A oni zagrali dla niego!!! Nie wiemy dokładnie, co robił, gdyż operatorzy pokazali go dwa-trzy razy, ale z relacji ludzi związanych z Resovią można się dowiedzieć, że był bardzo aktywny i nie szczędził gardła :) Taki kapitan to skarb!!! Wiedzą o tym również pozostali zawodnicy, którzy się nie poddali i zagrali kapitalnie.

Przed nami 5 mecz, który odbędzie się w czwartek. Wiem, że wszyscy już widzą Resovię w finale, bo w końcu wygrali na wyjeździe, to co to za sztuka wygrać u siebie i to zwłaszcza na Podpromiu, a więc bardzo gorącym terenie. Ja jednak wstrzymam się z tym hurraoptymizmem i do tego również Was zachęcam, bo jak widać w tym momencie atut własnej hali o niczym nie świadczy, choć wiemy ile dla Resovii znaczy Podpromie. Czekajmy spokojnie na ten mecz, bo na samym meczu spokojnie na pewno nie będzie :) Zaksa ma w głowie, nie boję się tego powiedzieć, frajerskie porażki, ale nie wiadomo jak to na nich zadziała. Chociaż powinniśmy się bardziej skupiać na sobie, bo mamy potencjał, by to wygrać, ale podkreślam, że rywalizacja trwa dalej i nie ma co się już cieszyć. Tak ku przestrodze :D


KOCHAM RESOVIĘ, DZIĘKUJĘ IM ZA TE 2 PIĘKNE MECZE. DOKONALI CZEGOŚ NIEPRAWDOPODOBNEGO – BYLI O KROK NAD PRZEPAŚCIĄ, ALE SIĘ NIE PODDALI, ZA CO BĘDĄ MIELI U MNIE ZAWSZE SZACUNEK, BEZ WZGLĘDU NA TO, CO SIĘ WYDARZY. NA TAKĄ RESOVIĘ CZEKAŁAM – WALCZĄCĄ, DAJĄCĄ Z SIEBIE WSZYSTKO. RESOVIACY, JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!! <3

piątek, 11 kwietnia 2014

Jesteśmy dalej w grze!!!!

Resovia dokonała rzeczy niemożliwej. W trzecim meczu półfinałowym z Zaksą Kędzierzyn-Koźle ze stanu 0:2 wyciągnęli na 3:2 i tym samym przedłużyli rywalizację i zachowali szansę na awans do finału.

Cóż to był za mecz!!! Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Piterem, Perłą, Peterem, Paulem i Igłą. Pierwszy set – zdecydowanie dla Zaksy. Resovia popełniała dużo błędów, miała problemy w przyjęciu, stąd wynik 16:25. W drugim gra była zdecydowanie bardziej wyrównana i co ciekawe, Resovia prowadziła w końcówce, ale to Zaksa miała piłki setowe. Konkretnie 3. Wydawało się, że jest już koniec przy 24:25, ale uratował nas challenge. Przy kolejnym ataku Konara Andrzej Kowal ponownie wziął challenge i miał rację, ale popełnił błąd, gdyż poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki a nie bloku, który był, a którego sędziowie nie musieli uwzględniać przy sprawdzaniu dotknięcia taśmy. 0:2… Resovia jest na dnie, nie ma już nic do stracenia. Trzecią partię przepłakałam, bo wiedziałam, że to koniec, naprawdę… 8:11, Zaksa nas miażdży i nagle zwrot. Jakimś cudem udało się wygrać. No ok, trzecią partię wygrali, chwała im za to, ale czy uda się zdziałać coś więcej… Zaksa w czwartej partii wzięła się do roboty, choć Sovia zaliczyła całkiem dobry początek i prowadziła 8:5. Gospodarze kontrolowali wynik do stanu 16:12, potem było również 19:16 dla miejscowych i znowu nastąpił zwrot. Niesamowita końcówka Mistrzów Polski i mamy tie-break!!! Pierwsza myśl przed tą partią? Dość pięknych porażek!!! Jak to powiedział Fabio przed meczem, będzie można sobie wtedy tylko strzelić w łeb. Jednak w przeciwieństwie do spotkań w Rzeszowie, tutaj Resovia nie dała odskoczyć Zaksie, a wręcz sama cały czas prowadziła. Najpiękniejsza akcja meczu przy 7:6, genialne obrony z jednej i drugiej strony, wydawało się, że Zaksa skończy z lewego, a tu nagle Igła wyrósł w obronie, fantastycznym refleksem wykazał się Niko, udało się przebić tę piłkę a potem właśnie Niko skończył ją z lewego. Coś pięknego!!! Wtedy nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zwycięstwo było blisko, ale wiadomo jak to jest w siatkówce, dlatego spokojnie czekałam na koniec meczu (przy czym słowo spokój jest tu raczej nie na miejscu :P), 14:10, aut Witczaka, małe zamieszanko z challengem, ale KONIEC!!! MAMY TO!!!

Nie wierzę i pewnie prędko nie uwierzę (a kolejny mecz już jutro!). Za to kocham Resovię!!! Chociaż takie obrazki w wykonaniu Pasów to rzadkość. Od kiedy ja jestem na co dzień (można tak powiedzieć) z nimi, oglądam wszystkie transmisje, tak nigdy nie wyszli ze stanu 0:2. Dlatego tym większe brawa!!! Klasą samą dla siebie był Dawid, zdobywca 30!!! Punktów. Wziął na siebie ciężar gry i naprawdę nie zawiódł!!! MVP jednak został Piter, który imponował szczególnie w końcówce czwartego i w piątym secie świetną współpracą z Fabianem. Szczególnie zapadł mi w pamięci ten gwóźdź, którego zasadził, i tu mnie zabijcie… nie pamiętam kiedy :O Emocje wzięły górę, ja w tym momencie już nie myślę. Mniej widoczny był tym razem Peter, ale załóżmy, że nie był aż tak potrzebny, gdyż świetnie grał zwłaszcza Konar. A zresztą, może i Peter zagrał słabo w ataku, ale za to kapitalnie spisał się w przyjęciu. Najbardziej eksploatowany, poradził sobie znakomicie - 63% pozytywnego i 38% perfekcyjnego. Kapitalne wejście zaliczył Niko, który kończył najtrudniejsze piłki, genialnie podbił piłkę w tie-breaku, o czym już napisałam, do tego naprawdę fajnie zagrywał tym sowim kąśliwym flocikiem. Nie spalił się i to jest najważniejsze :) Tichy nie rozgrywał źle, wręcz przeciwnie, ale zmiana była potrzebna, głównie ze względu na wynik. Najpierw w pierwszym secie trener wymienił i atakującego i rozgrywającego, a  potem w czwartym z boiska zszedł tylko Tichy. I szczególnie drugie wejście było bardzo dobre. Świetna współpraca z Piterem, śmiałe wrzucanie piłek na środek – takiego Fabiana znamy :)No i na deser nasz mistrz obrony. Cóż on dzisiaj wyczyniał!!! Bronił niesamowicie, do tego naprawdę solidnie przyjmował i oczywiście w swoim stylu dbał o poziom emocji wśród chłopaków, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach, gdzie pojawiały się zalążki starej znanej nam Resovii dąsającej się po boisku z miną wyrażającą jedno – „Nie podchodź!”. Znani są raczej z tego, że w takich sytuacjach patrzą po sobie, poddają się bez walki, ale nie dziś!!!

Miłym akcentem meczu byli kibice Resovii ubrani w koszulki z numerem 7. Jak wiemy Alek przebywa we Włoszech, gdzie przechodzi kompleksowe badania i wkrótce przejdzie zabieg. KAPITANIE, TO DLA CIEBIE!!!

Dziękuję im za ten mecz, bo to było coś niesamowitego. Jutro kolejne spotkanie, kolejna wielka batalia… Pamiętajmy, że my dalej jesteśmy w tragicznej sytuacji. Nie wiem co się wydarzy, nie wiem jak ten mecz wpłynie na obie ekipy, ale wiem jedno – bez względu na wszystko, nie zapomnę im tego, co zrobili dzisiaj!!! Wyszli z niesamowitej opresji i to może im tylko dodać skrzydeł! Wszak Zaksa miała już świętować awans do finału… Niewykluczone, że będą świętować jutro, bo siatkówka jest nieobliczalna i jak widzieliśmy przed chwilą po raz kolejny, płata figle. Dzisiaj pokazała nam swoje najpiękniejsze oblicze, za które ją kochamy <3 Resovia pokazała, że potrafi walczyć i może wygrywać bez Alka, ale jutro będzie naprawdę ciężko. Najważniejsze w tym momencie jest jednak to, że my w ogóle mówimy o jutrzejszym meczu. A co się wydarzy? Okaże się już za ok. 17 godzin….


JESTEM DUMNA, ŻE MOGĘ KIBICOWAĆ TAKIEJ DRUŻYNIE!!! NIGDY ICH NIE ZOSTAWIĘ, BEZ WGLĘDU NA TO, CO SIĘ WYDARZY!!! <3

środa, 9 kwietnia 2014

Stephane Antiga odkrył karty, czyli słowo o powołaniach

Na chwilę porzucam temat Resovii i półfinałów. Jak zapowiedziałam ostatnio, oto moje spostrzeżenia na temat składu reprezentacji. Pewnie macie już dość, bo wszędzie pełno komentarzy samych zainteresowanych, opinii ekspertów, dziennikarzy itp. ale mimo wszystko zapraszam i zachęcam do komentowania :D

A więc już wiemy. Stephane Antiga ogłosił wczoraj trochę szerszą niż pierwotnie przewidywano, bo 26-osobową kadrę na 2014 rok. Powiem krótko: Jest Igła i to najważniejsze!!!

Dlaczego? A no dlatego, że nie wyobrażam sobie kadry bez tego człowieka. Krótko. Zresztą nie tylko ja, bo widzimy choćby teraz wielką ulgę w wypowiedziach trenerów, ekspertów, dziennikarzy, siatkarzy i kibiców. Bo Igła to jest naprawdę gość!!! Na początku w ogóle nie myślałam, że będę się tak trząść podczas ogłaszania składu! Na ziemię sprowadził mnie wywiad z Igłą w Przeglądzie Sportowym. Tytuł na okładce: To chyba koniec. Nie muszę mówić, co wtedy czułam… Jakby nagle wszystko sens straciło, naprawdę! Kiedyś w ogóle nie wyobrażałam sobie tego momentu, w którym nie będzie go w reprezentacji… No bo kiedy? Wszystkie imprezy przechodziły bardzo płynnie, Igła grał i nie zapowiadało się na to, że może go zabraknąć. Okazało się, że 2013 rok był przełomowym rokiem. Zresztą, wiemy o co chodzi, więc nie widzę sensu, żeby do tego wracać. Skupmy się na tym co jest, a raczej, co było wczoraj. Pozycja libero oczywiście była przedstawiana jako ostatnia. Serce wali… pierwsze nazwisko – Paweł Zatorski. Krótki komentarz Stephane’a. Kolejne nazwisko – Damian Wojtaszek. Emocje sięgają zenitu. W końcu ostatnio coraz częściej w gronie zainteresowanych pojawiało się nazwisko Michała Żurka. Jerzy Mielewski zapowiada trzecie nazwisko i tu powiem szczerze, poczułam co się święci. Z jednej prostej przyczyny – Jerzy Mielewski powiedział coś w stylu, że jest to trzecie nazwisko, ale broń Boże żadna gradacja. I wtedy doszło do mnie, że z dużym prawdopodobieństwem będzie to Igła. I tak też się stało. Kurczę, niby to tylko chwila, kilka sekund, a człowiek ma tyle myśli naraz… No jak już zobaczyłam Igłę, to jedyne na co mnie było w tej chwili stać, to wielkie UFF :)  

Dzisiaj już na spokojnie przejrzałam wszystkie komentarze, opinie o kadrze, kulisy powołań. I dowiedziałam się dwóch rzeczy – mianowicie, że Stephane dzwonił do wszystkich kadrowiczów tuż przed wyemitowaniem programu, a więc oni trochę szybciej znali decyzję. Kolejna sprawa to coś, czego spodziewałam się po tym, gdy usłyszałam, że na liście będzie aż 26 nazwisk, czyli – dopisanie zawodników po półfinałach. Podobno takich, którzy zachwycili Antigę swoją formą było dwóch – Dominik Witczak i właśnie Igła. Czyli wszystko rzutem na taśmę… Mimo wszystko przykro, że losy Igły w kadrze ważyły się w dwóch spotkaniach, które mogły się przecież różnie potoczyć. Ale nie ma co psioczyć, najważniejsze, że nasz libero jest w reprezentacji i teraz wszystko w jego rękach.

Wypadałoby wspomnieć również o innych reprezentantach. Na początek Resoviacy :) A tych jest w sumie pięciu. Oprócz Igły w kadrze znaleźli się też – Fabio, Konar, Piter i… Perła. I właśnie przy Łukaszu musze się zatrzymać. Zapewne wszyscy podśmiewali się z Ryszarda Boska, gdy ten w magazynie Polska2014 ogłaszał swoją 14 na mundial. Głównie dlatego, że na jego liście znalazł się Perła. Wtedy grał kapitalnie, ale mało kto spodziewał się, że Łukasz w ogóle będzie w kręgu zainteresowania Stephane’a. A jednak!!! Naprawdę podziwiam naszego środkowego za determinację i ogromną cierpliwość. Jego pozycja w Resovii delikatnie rzecz ujmując w ostatnich latach sprowadzała się do siedzenia na trybunach. Nie rozumiałam go dlaczego siedzi w tym klubie, skoro nie gra. Każdy normalny zawodnik chce grać, choćby i w gorszym klubie. A Łukasz jest w Resovii tyle lat i mimo to nie odchodził. I nie ukrywam, że go nie lubiłam, może głownie dlatego, że nie rozumiałam motywów siedzenia w dobrym klubie, koszenia medali za nic. Brutalnie to brzmi, ale z boku tak to właśnie wyglądało. Sytuacja jak dobrze wiemy, zaczęła zmieniać się w końcówce ubiegłego sezonu, gdy Łukasz zaczął wchodzić  w końcówkach setów na zagrywkę. Przełomowy okazał się ten rok, w którym najpierw skorzystał z absencji Kosy a potem własną grą nie dał sobie wydrzeć miejsca w pierwszej szóstce. Zdeterminowany, cierpliwy – opłaciło się. Teraz jest w kadrze i naprawdę może walczyć o cos więcej niż tylko po prostu bycie w niej. A ma przecież już 30 lat i pamiętajmy (choć ja sama o tym naprawdę nie wiedziałam, za co mi wstyd), że Perła w reprezentacji już był, ale szyki pokrzyżowała mu kontuzja. Łukasz, jedno co mogę Ci teraz powiedzieć, to SZACUN! I wielkie gratulacje!!! Oczywiście będę za nigo trzymać bardzo mocno kciuki, bo zasłużył na miejsce w kadrze :D

Reszta powołań z Asseco Resovii raczej nie jest niespodzianką – Fabian, Piter, Dawid. Cóż o nich można napisać… Piotrek to w tym momencie chyba pewniak i to w pierwszej szóstce. Fabian – ostatnio typowany na pierwszego rozgrywającego, ale wobec rzadkiej gry i naprawdę świetnej dyspozycji Pawła Zagumnego, chyba jednak będzie tym drugim. Jednak na pewno nie takim drugim, jak u Andrei Anastasiego, gdzie wychodził tylko po to, żeby przegrywać.. Dawid gra nieźle. Imponuje szczególnie blokiem, a konkretnie pojedynczym i oczywiście solidną, w miarę regularną zagrywką. O miejsce w jego przypadku, będzie jednak bardzo ciężko. O czym już za moment.

Są też niespodzianki. Największą mimo wszystko jest powrót Mariusza Wlazłego. Od dawna mówiło się o jego powrocie, jednak sam Mariusz nie wyrażał zbytnio chęci, głównie przez relacje z PZPS-em. Jak wiemy, rozmowy Antigi z Szamponem również były długie i trudne, ale udało się i Mariusz oficjalnie wraca do kadry po 4 latach nieobecności. Co do jego osoby to powiem tak – przed IO, bo wtedy tez poruszano ten temat, byłam zdecydowanie przeciw jego powrotowi, ponieważ nie po to inni zawodnicy trenowali ciężko, aby przyszedł ktoś z zewnątrz i za nic zabrał im miejsce. Jednak po IO byłam jak najbardziej za, bo było to nowe rozdanie i inne twarze w kadrze były mile widziane. Naprawdę cieszę się, że Mariusz wraca i mam nadzieje, że będzie grał tak jak przyzwyczaił nas w Skrze, bo jest naprawdę świetnym zawodnikiem i czas, żeby (mówię to tylko i wyłącznie w imieniu kibiców Resovii) grał z nami a nie przeciwko nam, bo wystarczająco dużo krzywd nam narobił po drugiej stronie siatki ;) Jest też Zbigniew Bartman, który rozgrywa niezły sezon w Modenie, jest Grzegorz Bociek i Dominik Witczak, stąd Dawidowi będzie naprawdę ciężko, ale jest w stanie pokazać się z dobrej strony.

Inne pozycje chyba bez niespodzianek. Miłym akcentem są powołania dla Resoviaków wypożyczonych do innych klubów – Rafała Buszka i Mateusza Miki. Wiemy, że szanse na grę będą mieli raczej nikłe, ale dla nich, jak i też dla Resovii jest to bardzo fajna sprawa. Na miejsce w szerokiej kadrze na pewno zasłużyli, a to może im tylko pomóc, również w perspektywie gry w Resovii, bo przecież dalej formalnie są jej zawodnikami :) Gdyby tak się głębiej zastanowić, to z zawodników Resovii powołanych do kadry można sklecić szóstkę ;) Byłoby ciekawie :D

Gdy dowiedziałam się, że w takiej formie będą przedstawiane nazwiska powołanych to się uśmiałam. Ok, Mistrzostwa Świata to bardzo ważna impreza a fakt, że jej gospodarzem jest Polska, dodatkowo podnosi rangę, szczególnie dla nas, Polaków. Ale czy ogłoszenie SZEROKIEJ, podkreślam to specjalnie, kadry, którą spokojnie mogliśmy wypisać z może nawet 90-procentową skutecznością, jest czymś wielkim, godnym robienia takiego spektaklu? Moim zdaniem nie. Kiedyś przecież 22-osobowa kadra była ogłaszana na stronie PZPS-u i tyle. Jednak ostatnie doniesienia o prawdopodobnych brakach niektórych zawodników, o przewidywanych małych sensacjach, spowodowały, że naprawdę stresowałam się przedstawieniem składu. Na szczęście niespodzianek in minus brak, więc mogę ze spokojem oczekiwać na rozpoczęcie sezonu reprezentacyjnego.

Zanim jednak ponownie będziemy żyć meczami biało-czerwonych, czeka nas, fanów Sovii, bardzo ważne spotkanie w Kędzierzynie-Koźlu. Czy czegoś się spodziewam? Chyba tylko walki. Nie chcę robić sobie presji, że muszą wygrać, bo ostatnie mecze wywołują we mnie tyle emocji, stresów, że naprawdę coraz częściej mam zwyczajnie dość. Liczę na dobre spotkanie, a czy uda się przedłużyć rywalizację, czy będzie to ostatni mecz, który obejrzę w telewizji? Okaże się już w piątek.

Jest Igła, więc Stephane ma u mnie czystą kartę. Jeszcze nie zdążył zaleźć mi za skórę, więc jest dobrze, bo w innym wypadku byłoby o wiele gorzej… :)

Tyle na dzisiaj ode mnie, mam nadzieję, że choć w części zgadzacie się ze mną, a jeśli nie, to chętnie dowiem się co myślicie i ewentualnie się z Wami pokłócę :) Podoba Wam się ten skład? Czy może coś byście zmienili? Zachęcam do komentowania :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sytuacja fatalna, ale było naprawdę dobrze!

I znowu to samo. Asseco Resovia Rzeszów ponownie przegrała z Zaksą Kędzierzyn-Koźle po tie-breaku. Tym samym całkowicie straciła przewagę własnej hali, a rywalom brakuje już tylko jednego zwycięstwa do awansu do finału.

Pierwszą podstawową sprawą przed rozpoczęciem meczu była psychika gospodarzy. Utrata najważniejszego zawodnika zawsze źle wpływa na zespół. Resovia miała 21 godzin na otrząśnięcie się z tej sytuacji i przygotowanie zastępczego wariantu. Najważniejsza była pozycja przyjmującego. Peter po słabym meczu, Paul po niezbyt dobrym wejściu i Niko – którzy z nich wyjdą na boisko i ;przede wszystkim jak zagrają? Czy będzie lider, czy gra całkowicie się załamie? Pytań było wiele… Moje podejście do meczu? Zabijcie mnie, ale ja nie spodziewałam się, nie liczyłam na nic. Bez stresu, emocji, które odczuwałam jeszcze w piątek. Porażka by mnie nie zaskoczyła, zwycięstwo byłoby czymś naprawdę wielkim.

Zaczęliśmy jednak z Fabianem, Jochenem, Peterem, Paulem, Piterem, Perłą i Igłą. Z zawodnikami przed rozgrzewką wyszedł również nasz kapitan, który choć nie musiał, pojawił się na spotkaniu. O kulach, smutny, wręcz załamany i zrozpaczony – nie takiego Alka znamy. Koledzy musieli zagrać dla niego!!! Początek meczu, ba, cały pierwszy set totalna porażka. Resovia nie miała nic do powiedzenia. Nasi zawodnicy mieli sporo problemów z kończeniem akcji, źle przyjmowali a rywale nie mieli żadnych kłopotów i z zimną krwią wbijali nam gwóźdź za gwoździem. Rozluźnieni, no ale jak mogło być inaczej? Drugi set świetny w wykonaniu Resovii. Początek – 5:0. Szczerze? Byłam lekko wkurzona, że tak szybko odjechali, bo bałam się, że jak zwykle wszystko roztrwonią i się jeszcze bardziej załamią. Ale nic z tych rzeczy. Resovia kończyła ataki, na zagrywce rządził Perła i tym samym na tablicy wyników pojawił się remis – po 1. Trzecia partia zapowiadała się na kluczową. Zaksa objęła prowadzenie i nie oddała go do połowy seta. Potem to Resovia doszła do głosu, jednak końcówka zdecydowanie dla Zaksy – 25:20. Ważnym momentem był challenge po ataku Konara przy 20:22, bo okazało się, że nasz atakujący zmieścił piłkę w polu, a trener niestety dla nas poprosił o sprawdzenie bloku. Zamiast 21:22 było więc 20:23 i Zaksa pewnie zakończyła tego seta asem. Czwarty set? Czy ja czegoś oczekiwałam? Na pewno walki. Rywale szybko odjechali na kilka punktów i praktycznie ciągnęli ten wynik do 20 pkt. 16:19, 17:20 – błąd Możdżonka przy przechodzącej. Komentatorzy wieszczyli, że to może się obrócić przeciwko Zaksie, ale ile razy coś mówią a potem nic się nie dzieje. Tym razem jednak mieli rację. Przy stanie 17:20 na zagrywce pojawił się Dawid i to dzięki niemu zdobyliśmy 5 punktów z rzędu. Nerwy w końcówce, ale dzięki świetnym atakom Petera i krótkiej ze środka niespodziewanie doprowadziliśmy do tie-breaka. W nim od początku rządzili goście. Resovia była nieskuteczna ze środka, ale nie ma co się dziwić. Wystarczyło spojrzeć na Pitera, który ledwo co stał na parkiecie. Nasi jeszcze walczyli, ponownie wzięli się do roboty przy 8:13, wtedy udało się ugrać 3 oczka z rzędu, jednak potem dwa punkty dla Zaksy i koniec. 0:2 w play-offie a w perspektywie mecz na terenie rywala.

Czy jestem zła na Resovię? Nie! Dlaczego? Bo pokazali, że potrafią. Podnieśli się po fatalnym pierwszym secie i walczyli do upadłego, czego symbolem była końcówka czwartego seta. Zagrali naprawdę fantastycznie, oczywiście biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Do zwycięstwa zabrakło niewiele.  Na boisku W KOŃCU dzielił i rządził Peter, który wziął na siebie ciężar gry, był na pewno naszym liderem i nie zawiódł. Zdobył 21 punktów, świetnie przyjmował i naprawdę nieźle zagrywał. Takiej gry od niego oczekiwaliśmy, zwłaszcza wczoraj pod nieobecność Alka. Piątkowy mecz nie zwiastował niczego dobrego w jego wykonaniu, a tymczasem bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Pamiętam jego atak w końcówce 4. seta, bodajże dający nam setbola (nie pamiętam dokładnie). Skończył go z lewego i było w nim tyle radości, jak nigdy! Gdy odwrócił się w stronę kibiców, biegał – poczułam, że nie wszystko stracone. Wtedy zobaczyłam w nim Alka i po części też Dżordża, gdy zapewniał nam Mistrzostwo Polski. Swoje zrobił też Paul – może niewidoczny, ale do tego zdążył nas już przyzwyczaić na przestrzeni 3 lat jego pobytu w Rzeszowie. Cieszyłam się, gdy kończył ataki, bo z tym u niego naprawdę bywa różnie. Podstawowym jego zadaniem było przyjęcie i z tego na pewno się wywiązał. Na ataku grali zarówno Jochen i Dawid. Obaj może nie porywali swoją grą przez cały mecz, ale podkreślić należy to, co zrobił Dawid w końcówce 4 seta. Sprawił, że hala ożyła i pojawił się cień szansy na ostateczne zwycięstwo. Ważnym elementem był środek – zarówno Piter jak i Perła bardzo skutecznie atakowali, zdobywając odpowiednio 13 i 11 punktów. Niestety w najważniejszym momencie, czyli w tie-breaku środkowi nie kończyli swoich akcji, co sprawiło, że mieliśmy trudny start. Na rozegraniu rozpoczął Fabian, który na pewno zagrał dobrze, wykorzystywał środkowych, dzięki czemu mógł rozrzucać blok rywali. W czwartym secie pojawił się Lukas. Tichy zaliczył niezłe wejście. W porównaniu z piątkowym spotkaniem mniej widoczny w obronie był Igła, ale bronili inni zawodnicy. Nasz libero za to naprawdę świetnie przyjmował uzyskując 71% dobrego przyjęcia i 50% perfekcyjnego.

Powtarzam – nie mam im nic do zarzucenia. Zagrali kapitalnie, zabrakło niewiele... Oczywiście, jestem świadoma, że szanse Resovii na awans do finału drastycznie zmalały, wszak straciliśmy nasz największy atut, czyli halę. Ale to, co też powiedzieli na samym końcu komentatorzy, powinno być kwintesencją wczorajszego meczu – może i Resovia przegrała, ale zawodnicy udowodnili sobie, że potrafią, nie załamali się, nie poddali. Jadą do Kędzierzyna pełni wiary w swoje możliwości, które pokazali w tym meczu. Będzie naprawdę ciężko, ale pamiętajmy, że na meczach z Zaksą świat się nie kończy. Jeżeli nie uda się awansować do finału,  to są jeszcze mecze o 3. Miejsce. Oczywiście, sezon będzie wtedy całkowitą porażką, Resovia będzie jak za dawnych czasów nazywana wielkimi przegranymi, ale 3 miejsce to też jest coś i trzeba o nie zawalczyć a nie uznać, że skoro nie ma nas w finale, to reszta się nie liczy. Wiem, wiem, że jest jeszcze jeden, może dwa a może nawet trzy mecze i wszystko się jeszcze może zdarzyć, ale musimy być świadomi, że będzie naprawdę ciężko.

Kolejny piękna porażka za nami. W tym sezonie było ich aż nadto. Jednak ta kolejna piękna porażka może dawać jeszcze nadzieję. Bo gdyby było 0:3, to wątpię, aby Resovia była w stanie pozbierać się psychicznie do kolejnego spotkania. Teraz trzeba wierzyć. A wiara czasem czyni cuda, zwłaszcza w takim pięknym, choć brutalnym, bardzo nieprzewidywalnym sporcie, jakim jest siatkówka.

Dziękuję za walkę, za serce (choć ono tak naprawdę siedziało za bandami) i czekam na dobry mecz ;)

Pozdrawiam



PS. Czyhajcie na kolejnego posta w okolicach środy – wtedy odniosę się do powołań Stephane’a Antigi, który już we wtorek odkryje karty. Czy na liście będzie Igła? To jest chyba podstawowe pytanie i najbardziej intersujące nas nazwisko. No, panie Antiga, zobaczymy coś tam Pan wymyślił :)