sobota, 29 czerwca 2013

Paul Lotman - największy optymista wśród Resoviaków

Paul Lotman... Co ja mogę o tym panu powiedzieć? Niestety po raz kolejny muszę zacząć od tego, że miałam mieszane uczucia co do jego przyjścia. Oczywiście wcześniej się jego osobą nie interesowałam, bo niby z jakiego powodu. Kiedy okazało się, że do nas przychodzi, wielkimi krokami zbliżały się mecze reprezentacji Polski z USA w Lidze Światowej. Była to więc pierwsza szansa, żeby go poznać… Wtedy wszedł kilka razy na boisko, głównie do drugiej linii. Pierwsze wrażenie? Szczerze mówiąc nie za fajne. Zresztą początki w Sovii wcale nie były lepsze.

Wiadomo, Paul to zawodnik bardziej nastawiony na przyjęcie i defensywę. Zawsze mniej widoczny w ataku i to od razu rzucało się w oczy. Dostawał mało piłek, często nawet ich nie kończył. Momentami byłam naprawdę zawiedzona jego postawą. Żałowałam, że do nas przyszedł, bo to zwykły przeciętniak. Amerykanin, ale nic nie różniący się od polskich średniaków. Tak wtedy o nim mówiłam.

Dlaczego to się zmieniło? Nie wiem. W którym momencie mnie zachwycił? Nie pamiętam. Przyznaję się bez bicia - nie pamiętam kiedy odpalił, ale wiem, że w finale pokazał klasę. Dwa pierwsze mecze – byłam totalnie w szoku. Kończył seriami piłki, momentami to on, a nie Alek, odciążał w głównej mierze Grozera, chociaż wtedy cały zespół to był prawdziwy „team spirit”. Każdy dołożył swoją cegłę, Paul również. Naprawdę byłam w szoku, oczywiście pozytywnym :)

To był dopiero pierwszy sezon, czyli czas na aklimatyzację. Liczyłam, że pokaże więcej w drugim roku swojego pobytu w Rzeszowie. Ale konkurenta miał nie lada. Nie ujmując nic Marko Bojić’owi, z którym rywalizował w składzie w ubiegłym roku. On również jest dobrym siatkarzem, jednak młodym i mało doświadczonym. Tym razem Paul musiał rywalizować z o wiele lepszym zawodnikiem. Nikola Kovacević to przecież bardzo znana i szanowana postać w świecie siatkówki. Najlepszy przyjmujący Mistrzostw Europy 2011, podstawowy reprezentant co by tu nie mówić o okolicznościach zdobycia tytułu, to jednak Mistrzów Europy. Okazało się, że i jego można wygryźć :) Do dzisiaj nie wiem, czy to Nikola był taki słaby, czy Paul tak dobry, mniejsza o to. Chociaż Paul zaczynał mecze w kwadracie, mniej więcej w połowie sezonu wskoczył do pierwszej szóstki i praktycznie miejsca w niej nie oddał. Pamiętny pięciosetowy mecz z Zaksą w Rzeszowie, w którym wchodząc z ławki, poprowadził Pasiaków do zwycięstwa, kończąc każdą piłkę oraz dokładając świetną zagrywkę i zasłużenie zdobywając tytuł MVP meczu, to jeden, chociaż chyba najbardziej zapamiętany przeze mnie przykład w tym sezonie. Po tym spotkaniu w podstawowym składzie Resovii częściej można było ujrzeć nazwisko Lotman niż Kovacević. Później bywało różnie. Znowu schowany w drugiej linii, mało atakował. Tym razem jednak coś się zmieniło. Pomimo słabszych meczów, naprawdę zaczął być doceniany, chociażby przez komentatorów. To on był facetem od czarnej roboty. Przyjmował większość piłek, razem z Igłą maksymalnie odciążali Alka w tym elemencie. Do tego dokładał zawsze kilka punktów atakiem, może nie efektownych, ale bardzo ważnych. Finał w porównaniu do poprzedniego, lekko mówiąc, mu nie wyszedł. W jednym ze spotkań nawet nie skończył żadnego ataku! Jak się okazało, był wtedy przeziębiony. Reszta meczów też mu nie wyszła, ale suma summarum miał swój wkład w wygranie mistrzostwa. Tyle o poprzednim sezonie.

Co jeszcze go charakteryzuje? Na pewno świetna gra w defensywie. Wyciąga mnóstwo piłek i to nie od tak, ale w bardzo ekwilibrystyczny i na długo zapadający w pamięć sposób. Pady, rzuty, wędrówki za bandy reklamowe, udane czy nawet mniej udane – z tego jest znany. Finał z Zaksą też to potwierdził. Scena, w której poleciał za bandy, staranował krzesełka i biedne dzieci, oj tego nie da się zapomnieć. Tylko dlaczego ten mężczyzna miał pretensje? Kurczę, nie jeden kibic, no dobra, kibicka (w tym ja oczywiście :D) chciałaby być na ich miejscu. A tu jeszcze wyrzuty? Nie no, ludzie są naprawdę dziwni ;P Wracając do jego umiejętności - może nie wbija gwoździ, ale obić ręce czy zaatakować pod górę też trzeba umieć, a on robi to bardzo dobrze, co już nieraz pokazał.

Mówiąc o atakach po bloku nie mogę nie wspomnieć o tym, że ma w pewnym stopniu pecha. Może właśnie nie pecha, może robi to specjalnie, kto tam go wie. Fakt faktem, większość konfliktów pod siatką odbywa się z jego głównym udziałem. I w finale w tamtym sezonie, i w ćwierćfinale w tym, wykonał akcje, które przyniosły wiele kontrowersji. Z Danielem Plińskim na pewno nie są wielkimi przyjaciółmi, podobnie z Pawłem Woickim, za Skrą też pewnie nie przepada :P Nigdy się nie dowiemy jak to naprawdę było - czy Kurek dotknął, czy nie, czy w ćwierćfinale piłka się otarła o ręce Atanasijević’a… Pewne jest jedno – afera była przednia, kary się posypały, ale przynajmniej mamy co pamiętać. Pod siatką nasz kochany przyjmujący też lubi się czasem troszeczkę dłużej popatrzeć na rywala, rzucić jakieś spojrzenie a nawet powiedzieć kilka słów. Kto by się spodziewał, że on taki agresywny…. :D  

Paul jako Amerykanin, ma za zadanie wprowadzać optymizm do drużyny. Polacy jak to Polacy, słyną z ciągłego narzekania, więc taki życiowy optymista jest nam w drużynie bardzo potrzebny. Niestety, polskie powietrze chyba jest w stanie zmienić największego optymistę in minus. Doszło do tego, że koledzy musieli w nim zatrzymywać tę radość z życia, której ewidentnie polska szara rzeczywistość go pozbawiła. Sezon był różny, wręcz ciężki. Bywały momenty, gdzie każdy stał struty, bezsilny na boisku, brakowało luzu i radości, nawet u niego. Na szczęście tytułu nie oddaliśmy a i Paul na pewno nie dał wydrzeć z siebie całego optymizmu ;D
Bardzo się cieszę, że Paul zostaje z nami na następne dwa lata. Zanim przyszedł do Resovii, kluby zmieniał jak rękawiczki. Teraz co najmniej 4 lata w Rzeszowie, no no - robi wrażenie. Cieszę się, że dobrze się tu czuje. A rywali ma coraz poważniejszych. Najpierw Marko Bojić, potem Nikola Kovacević, teraz prawdziwy hit transferowy, weteran Peter Veres. Zapewne oni będą ze sobą rywalizować o miejsce w pierwszej szóstce. Paul znowu jest przymierzany do ławki, jednak biorąc pod uwagę zgranie z poprzednich sezonów oraz bądź co bądź częste problemy zdrowotne Petera, mam nadzieję, że obaj zagrają sporo ważnych spotkań i żaden z nich nie straci sezonu. Będzie ciężko, ale wierzę, że Paul da radę.

Na koniec, tak na podsumowanie, pozwolę sobie na wykorzystanie tekstu mojej bliskiej koleżanki, Oli, która podobnie jak ja, na samym początku była sceptycznie nastawiona do Paula, jednak z czasem, stał się on jej ulubionym zawodnikiem:

Moim ulubionym zawodnikiem jest człowiek, którego większość, spisywała na straty, zwłaszcza na początku trwającego sezonu. Mówiono, że nic do zespołu nie wnosi, bo to przecież przeciętniak, który nawet nie gra w wyjściowej 6 USA. Ja od razu zauważyłam potencjał i hart ducha. (Ej no, dobrze wiem, że nie tak od razu :P) Jego początki w Resovii były bardzo trudne, nawet bardzo, jednak rywalizację wówczas z Marko Bojiciem wygrał, dzięki swojej niesamowitej grze, oraz walce do końca. W sezonie 2011/2012 był niezauważalny, mało kto go doceniał, a on wykonywał swoją robotę. Dopiero w spotkaniach finałowych, ludzie go zauważyli i zaczynali wychwalać. Potrafił pociągnąć zespół, to on zwłaszcza w pierwszym spotkaniu pokazał klasę, jego niesamowite obrony i ataki w dużej mierze przyczyniły się do wygrania jakże ważnego meczu o MP. Początki sezonu 2012/2013 znów były trudne, jak dla całego naszego zespołu, jednak w końcu coś się odblokowało, dało się zauważyć tą amerykańską radość, którą gdzieś w otchłani polskiego niezadowolenia i ciągłego narzekania zatracił.
A więc reasumując moim ulubionym zawodnikiem jest Paul Lotman, ponieważ uwielbiam jego osobowość i charakter. Ostatnimi czasu brakuje trochę uśmiechu na jego twarzy, ale mam nadzieję, że z czasem gdy gra Resovii się poprawi, przestanie falować, oraz kontuzjowani zawodnicy wrócą do gry, znów będziemy mogli obserwować pełnego radości Paula Lotmana oraz cały nasz zespół.”

Oj, mogliśmy :D I tylko szkoda, że dziennikarze Polsatu tak słabo mówią po angielsku, skoro nigdy nie uraczyli nas wywiadami z Paulem. Czytane wywiady nie są aż tak ciekawe, jak te telewizyjne, albo chociaż radiowe. Chętnie bym się dowiedziała, co ma do powiedzenia. Nawet po angielsku ;)

Pozdrawiam uradowana pierwszym zwycięstwem Polaków w LŚ :)

środa, 26 czerwca 2013

Resoviacy w LŚ cz. 2

Tydzień III

W ten weekend z Resoviaków pauzował jedynie ostatnio świetnie spisujący się Paul Lotman. Grały reprezentacje Polski, Niemiec, Serbii i Bułgarii. 

Z najbardziej interesującego nas dwumeczu, między Polską a Francją, dobrych wiadomości nie ma, zresztą wszyscy doskonale wiemy, co się działo na boisku i jak wygląda nasza reprezentacja na tle innych. Tych, którzy nie czytali moich spostrzeżeń o obecnej formie Polaków, odsyłam do poprzedniego postu. O grze nie ma co mówić, o wyniku także. Wydaje mi się, że o wszystkim zaważył pierwszy mecz. Pewna wygrana dodałaby naszym skrzydeł, piąta porażka z rzędu Francuzów na pewno nie wpłynęłaby na ich pewność za dobrze, a tak my się pogrążyliśmy, a rywale w końcu uwierzyli w swoje umiejętności. W drugim meczu było to doskonale widać. My z nożem na gardle, nie odnaleźliśmy jeszcze prawdziwego ducha tej drużyny. Kolejne porażki martwią i nie wpływają korzystnie na morale zespołu, które i tak zostały mocno już nadszarpnięte. Nie warto patrzeć na tabelę, bo choć szansa na awans ciągle jest, teraz najważniejsze jest, żeby Polacy w końcu zaczęli zwyciężać i wierzyć, że dalej jesteśmy silni. Inne reprezentacje już wiedzą, że naszych można łatwo złamać, w tym momencie trzeba się skupić tylko i wyłącznie na sobie. A liczenie punktów i ewentualne kombinacje kto z kim powinien wygrać czy przegrać, abyśmy awansowali do Final6 Ligi Światowej pozostawmy tym, którzy to lubią. I tyle :)

W naszej grupie grała również reprezentacja Bułgarii, która pewnie pokonała u siebie Argentynę 3:0 i 3:1. Niestety poza meczową dwunastką znalazł się nasz nowy nabytek, Nikołaj Penczew.

W grupie B grali, również po tygodniowej przerwie, nasi zachodni sąsiedzi z Jochenem Schöpsem na czele. Mierzyli się z reprezentacją Kuby, która po raz kolejny przeszła rewolucję kadrową. Naprawdę, uważam, że gdyby nie chora polityka tego kraju, mogliby być długie lata najlepszą reprezentacją na świecie. Jest jednak inaczej i wobec ucieczki kolejnych czołowych zawodników, nie dziwią porażki tego bardzo młodego zespołu. Tym razem dwukrotnie ulegli Niemcom, odpowiednio 1:3 i 0:3. W obu spotkaniach wystąpił nasz atakujący, w pierwszym wyszedł w pierwszym składzie i zdobył 7 punktów, drugi rozpoczął na ławce, jednak po wejściu na boisko uzbierał o dwa punkty więcej. Jedyne, co mnie dziwi w jego grze, bo do cudownych i inteligentnych ataków, już się przyzwyczaiłam, to zagrywka, konkretnie flot a nie z wyskoku. Nie wiem, co jest tego przyczyną, jednak nieważne jak serwuje, bo nawet w tym dwumeczu pokazał, że flotem grać też potrafi i nie jest on wcale łatwiejszy do odbioru niż serwis o prędkości 100 km/h.

Z innych ciekawszych wyników, na uwagę zasługuje postawa Irańczyków w meczach z Mistrzami Europy – Serbami. Spotkania były naprawdę interesujące, a gorąca atmosfera, jaką stworzyło tysiące kibiców na hali, pozwoliły gospodarzom wyrwać najpierw punkt, a potem zwyciężyć z wyżej notowanymi Serbami. Zawodnikiem, który nas najbardziej interesował, był Nikola Kovacević. Przyjmujący pokazuje już od kilku spotkań świetną formę zwłaszcza w ataku, którą w tych starciach udowodnił, zdobywając odpowiednio 18 i 17 punktów. Miło się patrzy na jego grę, jednak ja chyba ciągle będę zawiedzona tym, że nie pokazał pełni swoich umiejętności podczas ubiegłego sezonu ligowego. Zawsze będę za nim. Niech mu się wiedzie jak najlepiej. Wiadomość z ostatniej chwili - Nikola wraca do Rosji, będzie grał w zespole wicemistrza Rosji - Uralu Ufa. Także powodzenia!!!

GRUPA A

FRANCJA – POLSKA 3:2, 3:2
Zbigniew Bartman – 20, 23 pkt
Piotr Nowakowski – 10, 10 pkt
Krzysztof Ignaczak – 67, 53% przyjęcia
Fabian Drzyzga – nie grał
Dawid Konarski – nie poleciał do Francji z powodu kontuzji
Grzegorz Kosok – nie poleciał do Francji z powodu kontuzji
Rafael Redwitz – 6, 2 pkt

BUŁGARIA – ARGENTYNA 3:0, 3:1
Nikolaj Penchew – nie zmieścił się w meczowej dwunastce


GRUPA B

IRAN – SERBIA 2:3, 3:2
Nikola Kovacević – 18, 17 pkt

NIEMCY – KUBA 3:1, 3:0
Jochen Schöps – 7, 9 pkt

sobota, 22 czerwca 2013

Co się stało z naszą reprezentacją?

Przepraszam, wiem, że dzisiaj miała być notka o Paulu, ale nie sposób przejść obojętnie wobec tego, co zdarzyło się wczoraj i co ciągnie się od początku tego sezonu. Gdybym dodała to później, mogłoby być już zwyczajnie za późno. Zanim jednak zacznę, chcę tylko oświadczyć, że wierzę, iż ten tekst jest grubo na wyrost.

4 medale, wielka drużyna, duże oczekiwania na Igrzyskach Olimpijskich, jeszcze większe rozczarowanie, presja i kryzys, który chyba niestety trwa do dzisiaj – taki jest stan rzeczy na teraz.

Wczoraj źle nie było, naprawdę. Momentami nasi reprezentanci przypominali namiastkę tej drużyny, która rok temu zmiażdżyła wszystkich w Lidze Światowej. Pierwsze, co zauważyłam to wielki power po każdej akcji, wielka mobilizacja i radość po udanych zagraniach. Tak, to byli oni – reprezentacja Polski, którą świetnie znamy. Chociaż mecz był trudny od początku, ciężko było zwłaszcza w pierwszym secie osiągnąć jakąś przewagę, ale później i nasi się troszkę rozluźnili, grali swobodniej, a i rywale mocno nam pomagali. Wszystko skończyło się przy stanie 2:1 w setach i 16:11 w czwartej partii. Nie wiem, czy nasi byli już zbyt pewni siebie, czy rywale tak przycisnęli (w to akurat nie wierzę), chyba po prostu wszyscy myśleli, że to już koniec meczu, bo na to się zanosiło. Rozumiem, my, kibice mamy prawo tak myśleć, ale nie oni! A później było jeszcze gorzej. Od tego po wielokroć powtarzanego przez wszystkich stanu punktowego, Polacy zdobyli 4 punkty, przy 14 rywali, głównie sami nie kończąc swoich akcji, po zagrywce Toniuttiego, która naprawdę trudna nie była. Tie-break to set bez historii, 6:2 dla Francuzów i spokojna kontrola spotkania do końca. Dzięki temu przestojowi. Źle. Przez ten przestój Argentyna nam się mocno oddaliła. Kto by pomyślał, że po 3 spotkaniach będziemy mieli na koncie 2 punkty…

I teraz pytanie – o co chodzi? Reprezentacja Polski jest jedyną w stawce, która utrzymała w 100 procentach skład z roku olimpijskiego. Wyćwiczone zagrania, schematy – to miało procentować w tym sezonie. Tylko kwestia przypomnienia sobie tego i osiągnięcia właściwej formy. Eksperci nie tylko polscy, ale i zagraniczni, wobec przemeblowania składów w innych ekipach, śmiało stawiali Polskę w gronie głównych kandydatów do wygrania Ligi Światowej. Wszak to obrońcy tytułu i medaliści wielu imprez. Więc jakim cudem przegrywamy? Dobrze, Brazylia nawet zmieniona, ciągle jest groźna. Ale Francja? To jest dopiero trzeci mecz, mogła się zdarzyć porażka nawet z nimi, ale teraz to dopiero Polacy będą bacznie obserwowani przez wszystkich. Pojawia się już wiele teorii na ten temat, bo to nie jest jedna porażka, to się ciągnie od Londynu, o którym wszyscy chcemy jak najszybciej zapomnieć.

Nie wiem czy nasz trener nad tym panuje. Mała ilość sparingów przed LŚ, czy nawet w ostatnim tygodniu, gdzie nasza kadra pauzowała. Tylko we własnym sosie nie da się zbudować najlepszej formy. Zgrupowanie zaczęło się dwa miesiące temu i chociaż zawodnicy docierali na nie w różnych momentach, to wspólnie też już trenują długo. Do tego coraz częściej naszemu trenerowi zarzuca się brak wyczucia w dokonywaniu zmian. Wczoraj też nie reagował, chociaż chyba trzeba było. Może też się nie spodziewał, że nasi zawodnicy będą w stanie oddać wygrany mecz. Trener jednak musi być czujny i Andrei Anastasiemu tej czujności wczoraj ewidentnie zabrakło. Po feralnych IO, na które źle nas przygotował, pojawiło się pytanie, czy to był tylko wypadek przy pracy, kara za nadmierną zachłanność w zdobywaniu medali na każdej imprezie, czy początek niemocy i kryzysu. Do rozpoczęcia tego sezonu wierzyliśmy w to pierwsze. Teraz chyba każdy zaczyna mieć wątpliwości… Boję się jednego – po czterech medalach z rzędu, wszyscy bardzo ufali naszemu trenerowi, bo on to najzwyczajniej w świecie potwierdzał to wynikami. Po IO i ostatnich porażkach, coraz częściej wytyka mu się błędy w przygotowaniach. Konsekwencja w trzymaniu pierwszej szóstki, mała ilość zmian, do niedawna nam nie szkodziła. To się rzucało w oczy, ale skoro było dobrze, to po co było to zmieniać? Teraz dobrze nie jest i pojawia się problem i wielki znak zapytania – czy AA na pewno wie, co robi?

Może te cztery medale z rzędu to było zwyczajnie za dużo naraz? Kryzys kiedyś musiał przyjść, to było nieuniknione. Gdyby z tych czterech były tylko dwa, w tym może coś na IO, a forma dzisiaj by była, nikt by nie płakał. Teraz coś się zaczyna niedobrego dziać, bo chyba i kibice i nasi zawodnicy za szybko uwierzyli, że są najlepsi. Z dołka po IO jeszcze się nie wydobyli, co więcej, w tym momencie jeszcze bardziej się pogrążają, co nie pomaga w budowaniu morale zespołu, które na pewno zostały nadszarpnięte. Już nie widać tej pewności siebie, którą mieli jeszcze rok temu. Polscy stali się wrażliwsi na serię straconych punktów, które ostatnio bardzo często się zdarzają. Wydaje się, że dają się za łatwo złamać. Porażki nie pomagają, więc coś trzeba zrobić, żeby to już się nie powtarzało. Liga Światowa dopiero się dla nas zaczęła, a my już nie mamy się gdzie cofnąć. 3 punkty w każdym z meczów to już jest obowiązek i chyba trzeba powoli zacząć oglądać się na innych. Do tego nasi siatkarze nas na pewno nie przyzwyczaili.

Tak, to są dopiero trzy mecze LŚ i wiem, że takie gadanie o wielkim upadku jest przesadzone. Nie jestem sezonowcem, że już się od nich odwracam, bo jest źle. Chociaż pewnie większość „kibiców”, zwłaszcza tych, którzy zaczęli nimi być po LŚ 2012, już ich spisała na straty. To nie w moim stylu i ja ich na pewno nie opuszczę. Boję się po prostu czegoś, co się powoli zaczyna zarysowywać w naszej ekipie, a co na pewno nie jest pozytywne. Wczoraj, podobnie zresztą jak Francuzi tydzień temu z USA, przekonaliśmy się o brutalnej stronie siatkówki, co się bez wątpienia zdarza. Porażki z Brazylią też się mogły przytrafić. Tylko straszna jest ta seria, która ciągnie się od IO. Najważniejsze, żeby chłopcy ufali trenerowi, bo on musi być pewny tego, co robi. Andrea Anastasi ciągle powtarzał , że forma przyjdzie na Final6 LŚ, tylko czy my tam na pewno awansujemy? Wierzyć trzeba, koniecznie. Bo nie po to kibice w Polsce są uważani za najlepszych, żeby teraz, w ciężkich chwilach ich opuszczać. To jest czas wielkiej próby. Próby dla nas, kibiców, ale przede wszystkim dla chłopaków. Czy będą w stanie wyjść z kryzysu? Czy forma przyjdzie, ale nie za późno? Najbliższy mecz jutro. I między innymi jutro na pewno poznamy część odpowiedzi na pytania, które pojawiły się po wczorajszym spotkaniu.


W GÓRĘ SERCA, POLSKA WYGRA MECZ!!!

środa, 19 czerwca 2013

Resoviacy w LŚ cz. 1

Od dzisiaj wprowadzam małe zmiany. Jako że trwa Liga Światowa i grają nasi zawodnicy w swoich narodowych reprezentacjach, postanowiłam być bardziej na bieżąco i przedstawiać Wam statystyki i mini relacje z występów byłych, obecnych i przyszłych Resoviaków. W każdą środę będę je przedstawiać, a w soboty tak jak zwykle teksty o zawodnikach itp.
Jako że tydzień I (czyt. 07-09 czerwca, nie liczę meczów grupy C, w której nie mamy swoich przedstawicieli) opuściłam, już go nadrabiam.

GRUPA A

POLSKA-BRAZYLIA 1:3, 2:3
Zbigniew Bartman – 15, 15 pkt
Piotr Nowakowski – 3, 10 pkt
Fabian Drzyzga – małe epizody w meczu, 0 pkt
Dawid Konarski – małe epizody w meczu, 0 pkt
Krzysztof Ignaczak – nie grał
Grzegorz Kosok - nie grał

FRANCJA- BUŁGARIA 2:3, 0:3
Nikolaj Penchew – 0 pkt w dwumeczu

USA – ARGENTYNA 1:3, 3:1
Paul Lotman – 9, 11 pkt

GRUPA B

KUBA – SERBIA 1:3, 1:3
Nikola Kovacević – 20, 11 pkt

WŁOCHY – NIEMCY 3:0, 3:2
Jochen Schöps – 2, 11 pkt

Tydzień II

W ubiegły weekend pauzowały reprezentacje Polski, Niemiec i Bułgarii. Z najbardziej interesujących nas kadr, grali Amerykanie i Serbowie. Na boisku pojawili się Paul Lotman i Nikola Kovacević. Najlepiej zagrał Paul, który choć na boisko wszedł dopiero w drugim secie, zdobył najwięcej punktów dla reprezentacji USA (tyle samo, co Matthew Anderson, który jednak grał od początku) – 21. Oglądałam ten mecz, konkretnie powtórkę i szczerze mówiąc, gdybym nie widziała, w życiu nie pomyślałabym, że Paul tak świetnie zagrał. Komentatorzy też nie pomagali ciągle krytykując jego przyjęcie, chociaż koniec końców miał bardzo wysoki procent w tym elemencie. Nie wiem, może on już taki jest, że się nie wyróżnia, zwłaszcza w ataku.

Do tego w reprezentacji Serbii świetnie radzi sobie Nikola. W pierwszym meczu z Rosją nie zagrał z powodu przeziębienia, w drugim już grał i zwłaszcza na początku doskonale prezentował się w ataku. Smutno mi się robiło, kiedy widziałam TAK grającego Nikolę, bo ciągle mam przeczucie, że Resovia go po prostu zmarnowała. I tu nasuwa się pytanie – czy to reprezentacja Serbii jest tak słaba, skoro Nikola gra w pierwszym składzie, a sezon głównie przestał w kwadracie, czy to Resovia jest tak silnym klubem, że na ławce siedział podstawowy zawodnik swojego kraju. Mam nadzieję, że druga odpowiedź jest poprawna :) Docinki komentatorów też nie były za miłe…

GRUPA A

USA – FRANCJA 3:1, 3:2
Paul Lotman  - 7, 21 pkt + statuetka MVP w drugim meczu

GRUPA B

ROSJA – SERBIA 3:0, 3:2
Nikola Kovacević – nie grał, 12 pkt

Tyle na dzisiaj ode mnie. Od przyszłego weekendu, statystyki będą bardziej szczegółowe, ponieważ na pomysł ich umieszczania tutaj wpadłam dosłownie 2 dni temu i mając dużo obowiązków w szkole i mało czasu, nie mogłam się dogrzebać, a meczów było sporo, także wybaczcie. Obiecuję się poprawić – już od następnej środy.

A dla tych, którzy wolą teksty o zawodnikach, już w sobotę tekst o… bohaterze, MVP ostatniego meczu reprezentacji USA. Chyba wiadomo o kim mowa :)

sobota, 15 czerwca 2013

Lukas Tichacek – rozgrywający czy „wystawiacz”?

Po dość nieudolnych transferach na pozycji rozgrywającego, po odejściu Rafaela Redwitza a potem Michała Baranowicza, klub chciał w końcu postawić na porządnego zawodnika i co najważniejsze – nie na jeden sezon. Poszukiwania trochę trwały, ale się znalazł. A kto? Oczywiście Lukas :)

Przed jego przyjściem zdążyłam się zorientować, że to naprawdę znana firma. Czech, bardzo szanowany w środowisku. Pamiętam, że trochę o niego walczyli. Wcześniej pojawiały się pogłoski, że ma przyjść, ale nikt tego nie potwierdzał. Już myślałam, że nie ma szans, a tu pojawiła się informacja, że podpisał dwuletni kontrakt. Okazało się, że to Grozer ostatecznie go przekonał, żeby przyjął ofertę Pasiaków. Cieszyłam się, bo Lukas to bardzo dobry rozgrywający, a do tego grał z Dżordżem, więc kolejny plus dla Resovii – nie potrzebowali aż tak długiego czasu na zgranie. Jednym słowem świetny transfer.

Od początku świetnie współpracował z Piterem i w sumie tylko tyle. Od razu pojawiły się głosy krytyki. Wkurzało mnie to, bo przecież każdy potrzebuje czasu na aklimatyzację w zespole. Było ciężko, bardzo ciężko. Komentarze nie ustawały, ale on na to nie odpowiadał. W połowie sezonu trener go posadził na ławie, pewnie dlatego, żeby ochłonął, spojrzał na wszystko z boku i odnalazł wspólny język z zespołem. Wrócił do pierwszej szóstki, mało tego – poprowadził nas do pierwszego po latach Mistrzostwa Polski, detronizując wielką Skrę Bełchatów. I co? I nic. Dalej były zarzuty, że nie umie rozgrywać, że jedyne, co potrafi to postawić świeczkę do Grozera, do którego ciągle posyłał piłki, nie rozkładał ataku na wszystkich zawodników. A przecież to nie była prawda! Ostatnio obejrzałam pierwszy mecz finałowy, tam do Grozera naprawdę nie poszło aż tyle piłek, każdy miał swój wkład. Dobra, może to tylko jeden mecz, ale takich przykładów było naprawdę sporo. A to, że w ostatnim meczu wszystko szło do Dżordża, no cóż… Miał swój dzień, więc czemu nie? Dzięki temu pięknie się z nami pożegnał. W przeciągu całego sezonu kolorowo nie było, ale wierzyłam, że po roku grania, Lukas w końcu pokaże swoje prawdziwe oblicze.

W tym sezonie Dżordża nie było, więc Resovia musiała bazować na wszystkich zawodnikach. Już nie mieliśmy killera, który sam mógłby wygrać mecz. Lukas rozkładał atak i robił to bardzo dobrze. Fakt, za mało wykorzystywał środkowych. Tacy zawodnicy jak Piter, jeden z najlepszych środkowych świata i Kosa (no w końcu są naszą reprezentacyjną, często podstawową parą środkowych), muszą być wykorzystywani, bo to ogromny grzech zaniechania. Przy świetnych skrzydłach, jakie mieliśmy, zwłaszcza w końcówce sezonu, włączenie środka, mogło szybciej wygrać nam najważniejsze mecze. Były momenty, gdzie środka było naprawdę dużo (że o meczu z Effectorem, pamiętnym na trzech przyjmujących, nie wspomnę, gdzie środkowi razem zdobyli grubo ponad 30 pkt), ale bywały też takie, gdzie nie było go w ogóle. To jeden zarzut, okej. Kolejny to, że czasami zajeżdżał zawodników. No Jochen kilka razy cierpiał. Też się zgadzam. Trzeci zarzut, że bał się podjąć ryzyko w końcówkach. Pół na pół. Kilka razy nie bał się wystawić w końcówkach na środek, co miało różny skutek – w play-offach świetny, w Pucharze Polski hmm… nie do końca. Do tego co jakiś czas błędy techniczne na wystawie, no ale to się każdemu zdarza, bywa. Cieszę się, że po czasie przerwał milczenie i udzielił kilka bardzo fajnych, ostrych wywiadów. Od tego momentu, jak widzę, że jest coś z nim, mogę być pewna, że nie będzie pogawędki o niczym. Powiedział swoje i bardzo dobrze. A co najważniejsze – po raz kolejny się obronił, prowadząc nas do drugiego z rzędu tytułu.

Ten sezon miał chyba mimo wszystko lepszy, praktycznie wszystkie mecze zaczynał w szóstce, a to, że czasami schodził, no cóż, to jest normalne. Kilka razy mi zaimponował, świetnie rozgrywał, ale jego gra nie przekładała się na statuetki MVP, a szkoda, bo to mu mogło naprawdę wiele dać, na przykład jeszcze bardziej podbudować. Uwaga uwaga – kilka razy nawet komentatorzy go chwalili. Cud chyba… Moje ucho szybko wychwytywało takie momenty, bo przecież to była naprawdę rzadkość. Trochę ironizuję, ale co mi pozostało, kiedy wokół taka opinia o nim… 

W następnym sezonie przyjdzie do nas Fabian Drzyzga. Młody, zdolny, fajnie. Co ciekawe, z tego co słyszałam, niektórzy (nie będę wymieniać z imienia i nazwiska) są zawiedzeni, że nie poszedł do Skry, bo tam byłby najprawdopodobniej pierwszym rozgrywającym. W Resovii będzie musiał powalczyć z Lukasem i wcale nie jest powiedziane, że Fabian będzie pierwszym. No brawo! Nie chodzi mi o sympatie, ale chociażby biorąc pod uwagę to, że praktycznie pierwsza szóstka została nietknięta, to jest oczywiste, że na starcie to Lukas będzie pierwszym. Co więcej, liczę na to, że się obroni i w końcu wszystkim udowodni swoją wartość. Tak, jestem za nim i zawsze będę. Bardzo go lubię i równie mocno mu kibicuję w każdym meczu. Jeżeli Fabian będzie dobrze grał, okej. Ale dla mnie numerem jeden jest Lukas i nic tego nie zmieni, nawet jeśli czasami gra pozostawia trochę do życzenia.

Niedawno widziałam mecz Memoriału Wagnera 2011 Polska-Czechy. Obejrzałam go, żeby zobaczyć, jak on tam grał i co o nim mówili komentatorzy. I doznałam szoku. To, co on tam wyprawiał, było hmm… niesamowite. Krótkie wrzucane z 4. metra, ciągła gra środkiem, szybkie wystawy na skrzydła, nawet piłki sytuacyjne z 5. metra, co drugie rozegranie na pojedynczy blok, do tego silna zagrywka i bardzo dużo asów (wspominali tam o sparingach, w których serował odpowiednio bodajże 7 i 9 asów)… Oglądałam i niedowierzałam… Komentatorzy też byli pod wrażeniem, ciągle wspominali, że tak, ON będzie grał w polskim klubie, że kibice Resovii chyba jako jedyni powinni cieszyć się, że tak gra. Co się z nim stało? Nie wiem. Teraz już nie będzie miał łatwego życia, zresztą nigdy nie miał. Czas w końcu pokazać, dlaczego Resovia tak o niego walczyła.

Zastanawia mnie tylko jedno. Skoro wszyscy tak go krytykują, uważają za zwykłego wystawiacza, a nie prawdziwego rozgrywającego, dlaczego Resovia przedłużyła z nim umowę i to aż o dwa lata? Szczerze mówiąc bałam się, że po tym sezonie się z nim pożegnamy. Ale skoro z nami zostaje, to chyba jednak nie jest taki zły…

środa, 12 czerwca 2013

Rzecz o Grozerze

Nie mogę nie wspomnieć o tym panu, ponieważ każdy prawdziwy kibic Asseco Resovii Rzeszów wie, kim on jest i co dla nas zrobił. Chociaż już go z nami nie ma i zapewne nigdy nie będzie, dla mnie zawsze będzie Resoviakiem. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę swoją refleksją. Miłej lektury :)

Gyorgy Grozer to człowiek, którego chyba nigdy nie zapomnimy. To on nam zapewnił pierwsze Mistrzostwo Polski i chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości, że tak naprawdę było. To, co wyprawiał już od półfinałów i przede wszystkim w czwartym meczu finału nie pozostawia złudzeń, dzięki komu wygraliśmy.

Pamiętam, kiedy przed ostatnim jak się okazało meczem finału weszłam sobie do neta i pierwsze co ujrzałam, to informacja, że „Grozer odchodzi do Biełgorodu”. Łzy same zaczęły mi cieknąć. W tym momencie pojawił się wielki żal i obawa o to, co się wydarzy podczas spotkania. Niejedna drużyna zapłaciła za to, że zawodnik ogłosił taką decyzję tuż przed ważnym meczem. A tego dnia stawka była ogromna. Studio przedmeczowe również przepłakałam. Kiedy go pokazywali na rozgrzewce, kiedy o nim mówili – cały czas ryczałam…

Fajnie, że w TAKIM stylu się z nami pożegnał. Najmniej zainteresowany całym zamieszaniem, zdobył 31 punktów. Tego dnia był nie do zatrzymania. Nigdy tego nie zapomnę... Kilka razy już widziałam powtórkę tego finału, pamiętam każdą akcję, zwłaszcza z trzeciego seta  – trzy asy z rzędu, punkt zdobyty po kapitalnej obronie, atak „hakiem” i wiele bomb z prawego skrzydła. A potem świętowanie i koszulka z napisem: „Dziękuję Wam za wszystko. Jesteście najlepsi kibice na świecie”. Puchar w jego rękach, ta niezapomniana, niesamowita radość. I w końcu feta na rynku – „Zostań z nami!” krzyczane przez tysiące ludzi. I słowa Andrzeja Kowala – „Dżordż podpisał kontrakt tylko na rok. Zróbmy wszystko, żeby za rok do nas wrócił”….

Po finale, a nawet w jego trakcie, sami komentatorzy podkreślali, że to jest umowa na rok i bez opcji przedłużenia. Wojciech Drzyzga mówił, że nie zdziwiłby się, jakby Gyorgy za rok z powrotem grał w Sovii. Rok pogra, pozna nowe środowisko, a po sezonie Sovia zrobi wszystko, by wrócił. On sam nie wykluczał, że tak nie będzie. Rosja jest specyficzna, nie każdy tam się świetnie czuje. Ja byłam pewna, że to będzie tylko jeden sezon, że wróci. Pogra na wysokim poziomie, zarobi pieniądze i wróci. Nie miałam co do tego żadnych, naprawdę ŻADNYCH wątpliwości.

Jesteśmy ponad rok po jego odejściu. I co? Mogę powiedzieć, że byłam naiwna. Naprawdę byłam naiwna, jak pewnie niejeden kibic. Dżordż właśnie wygrał Mistrzostwo Rosji, wcześniej zdobył Puchar Rosji, za rok zagra w Lidze Mistrzów. A umowa? Podobno bez możliwości przedłużenia, a jednak jakimś cudem Gyorgy zostaje tam na kolejne dwa lata…

Piękne było to, jak podkreślał w wywiadach, że tęskni za Resovią, za Rzeszowem, za kibicami. Również wtedy, kiedy mówił, że w Rosji nie jest za fajnie. To dawało jeszcze cień szansy na to, że może wróci. On tego nie potwierdzał ani, co dla nas ważniejsze, nie dementował. Nadzieja była. Aż tu nagle trach – zostaje w Biełgorodzie na kolejne dwa lata. Widać pieniądze są najważniejsze, bo podobno dalej nie jest mu tam łatwo. Nie mam do niego pretensji, że wybrał lepszą ofertę. Wręcz przeciwnie, sama też bym na jego miejscu tak zrobiła. Przykro mi tylko, że to tak nagle się pojawiło. Ni stąd ni zowąd, podczas kiedy my, kibice (no przynajmniej większość) naprawdę liczyliśmy na wielki come back. Tego najbardziej żałuję, o to mam osobiście małe pretensje, chociaż w sumie do kogo…

Nie jestem mściwa. Nie jest tak, że jestem na niego wściekła i życzę mu jak najgorzej, bo nie został w Sovii. O nie!!! Ja będę mu zawsze kibicować. Czy to w Lokomotiwie Biełgorod, czy w reprezentacji Niemiec (oczywiście o ile nie szkodzi to naszej polskiej drużynie :)). On na to po prostu zasługuje. Chciałabym nawet, żeby zagrał przeciwko Resovii, może w Lidze Mistrzów (chociaż pewnie szans z nimi byśmy nie mieli :P) albo najlepiej w meczu towarzyskim, tak samo jak reprezentacja Niemiec, która dzięki naszemu byłemu i obecnemu atakującemu jest na mojej liście druga po naszej reprezentacji. Cieszę się, że znowu zagramy przeciwko sobie w Memoriale Wagnera, bo to turniej towarzyski. Fajne są scenki jak nam Dżordż wbija gwoździe, ustrzela Igłę zagrywką i pojawia się uśmieszek, na który czekam cały mecz. Tak było rok temu, wierzę, że tak będzie i w tym. Szkoda, że nie zagra w LŚ 2013, bo w sumie od ubiegłorocznej LŚ nie widziałam go w grze. Kiedy będę na niego patrzyła, będę czuła ogromny sentyment. Każdy wybuch radości w jego wykonaniu będzie przypominał mi to, co działo się przez dwa lata jego pobytu w Rzeszowie. Szczególnie pięknie będzie na MW, bo tam nawet jeśli zdobędzie 30 punktów, nie będzie dramatu. A dla kibiców Resovii może to być fajna zabawa, bez większych konsekwencji dla naszej kadry. Przynajmniej ja to tak traktuję.  Szkoda tylko, że MW nie będzie w Rzeszowie, choć była taka szansa. Marzyłam o tym, choć na pewno by nie tam nie było, ale reakcja ludzi na Dżordża, czy na Jochena byłaby zapewne wyjątkowa. Tam byłaby po prostu prawdziwa feta :D

Jeszcze wrócę do Resovii, odpowiadając na komentarze typu: „zachwycacie się nim, że wygrał jeden mecz, nie pamiętając, ile razy zawodził i szkodził zespołowi”. On do tego zespołu pasował (i pasowałby nadal) pod wieloma względami. Po prostu. Wielu zarzucało mu, że jest chimeryczny. No a jak gra Resovia? I to do dzisiaj. Nigdy nie wiemy jak zagra. Jak to napisał Mielewski na swoim Twitterze: „Resovia to przed każdym meczem dla mnie enigma". I coś w tym jest. Dżordż jest też zawsze bardzo naładowany. Jego wielka radość po każdej akcji jest niesamowita. Gesty w stosunku do kibiców, pobudzanie kolegów – za to go kochaliśmy (i mam nadzieję, że dalej kochamy, ja na pewno :D). Ciągnął zespół w górę, ale też niestety w dół. To można mu zarzucać, ale Resovia jest taka do dzisiaj, bez względu na to, kto w niej gra. Dalej są mega wielkie charaktery w tej drużynie. Jak idzie, jest świetnie. Jak nie, każdy spuszcza głowę i nie umie wziąć na siebie odpowiedzialności. Dżordż bardzo do niej pasował, wręcz się wyróżniał, choć może nie zawsze pozytywnie, ale po jego ostatnim występie, będziemy pamiętać same dobre rzeczy.

Teraz mamy Jochena i nie żałuję, że jest z nami. Już nawet sobie bez niego Sovii nie wyobrażam. Bez Dżordża podobno też nie, ale to szczegół :) A co do Jochena, to pokazuje, że jest naprawdę klasowym zawodnikiem. Innym niż Dżordż, ale równie wielkim (nie chodzi o gabaryty i siłę, raczej opinię w siatkarskim świecie :D). Cieszę się, że u nas gra. Jednak Dżordż zawsze będzie miał u mnie szczególne względy. Choć może już mi TAK go nie brakuje, jak na początku sezonu, ale dla mnie zawsze będzie KIMŚ.

Kiedyś pisałam sobie w notatniku jakieś refleksje na temat meczów czy zawodników. Kiedy okazało się, że po sezonie 2009/10 z Sovii odchodzą m.in. Wika, Gierczyński, Papke, pocieszałam się tym, że przychodzi „jakiś Niemiec”. Potem obejrzałam LŚ 2010, kiedy wbijał nam gwóźdź za gwoździem, zdobywając ponad 20, a czasami nawet 30 punktów. Powiedziałam sobie: „Fajnie, jakby grał tak w Sovii”. I grał, może nie zawsze, ale kiedy trzeba – grał. Teraz ten „jakiś Niemiec” jest jednym z najlepszych atakujących świata. I choć nie ma go już w Sovii, sentyment pozostanie. Na zawsze… 

sobota, 8 czerwca 2013

Olieg Achrem, kilka słów o naszym kapitanie

Olieg Achrem (wcześniej Aleh Akhrem) to Resoviak z krwi i kości. W końcu jest już z nami 4 lata i co najmniej będzie jeszcze przez dwa. Człowiek, od którego trener zaczyna układnie pierwszej szóstki. No i najważniejsze – od dwóch lat nasz kapitan. A z tej funkcji, jak już nie raz pokazał, wywiązuje się świetnie.

Początków Alka w Resovii nie pamiętam, więc się nie wypowiadam. Ja, od kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, mogę być jedynie dumna z tego, że gra u nas. Sovia miała różne sezony, raz bywało gorzej, raz lepiej, a Alek nas na szczęście do tej pory nie opuścił :)

Ogromna siła ataku, mimo niezbyt imponującego wzrostu (195 cm), trochę słabsze przyjęcie i świetna zagrywka i z wyskoku, i ta typu flot. Tyle jeśli chodzi o siatkarskie rzemiosło. Mówiąc o nim, nie można zapominać o ogromnej roli, jaką odgrywa w tym zespole. A ta jest niebagatelna. W końcu jest kapitanem. Wielokrotnie pokazał, że może pociągnąć zespół w najgorszym momencie. Chociaż czasami tylko on walczył a Resovia przegrywała, to jednak w większości spotkań ciągnął drużynę w dobrym kierunku.  

Jako kapitanowi, przysługuje mu niewdzięczna rola tłumaczenia porażek, ale także jednocześnie tłumaczenia zwycięstw (o ile to można nazwać tłumaczeniem :)). W tym sezonie, zwłaszcza w rundzie zasadniczej, więcej było słabszych momentów, wręcz nawet kompromitujących porażek. Wielkie falowanie, niewiadoma przed każdym meczem, do tego różne historie podczas spotkań, zwieszone głowy, wzajemne pretensje. Jednym słowem różowo nie było. Ale Alek wytrzymał i teraz może się cieszyć z kolejnego Mistrzostwa Polski.

Z jego formą w tym sezonie również bywało różnie. Słaby początek, potem kontuzja, długi powrót do formy, ale za to jaka końcówka! Ten człowiek zawsze wie, kiedy odpalić! Tak było rok temu, tak było również teraz. Od ćwierćfinałów, to był ten Alek, którego uwielbiamy – pewny siebie, nie do zatrzymania w ataku, uprzykrzający życie rywalom swoimi zagrywkami – i to nie tylko mocnymi, z których był znany, ale również o dziwo flotami, zwłaszcza w końcówkach. Niby nie chciał ryzykować, a jednak jak się często okazywało, taka zagrywka była groźniejsza od 100-kilometrowej bomby. Na szczęście Alek wiedział, kiedy zaskoczyć rywala, dzięki czemu, to właśnie przy jego zagrywce, kiedy się temu bliżej przyjrzymy, kończyło się większość z tych najważniejszych spotkań.

Wywiady z nim są po prostu niesamowite. Mnie rozwala jego język polski, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To jest takie fajne, jak czasami się miesza, nie wie, co powiedzieć. Kiedyś długo musiałam czekać na jakąś rozmowę z nim, a tymczasem w końcówce sezonu, zawsze coś z nim było. Fajnie go opisał Igła przed finałem: „Im dłużej mieszka w naszym kraju, tym gorzej mówi po polsku! A już tragicznie wychodzi mu, gdy stara się skupić i zdenerwowany chce mówić poprawnie. Wtedy staje się mistrzem słowotwórstwa”. Ja wcześniej nawet tego nie zauważałam, że on coraz gorzej mówi po polsku, ale potem się przekonałam, że to prawda :D Matko Boska strach pomyśleć co to będzie za dwa lata…. :))

Pamiętam, kiedy w tamtym sezonie pojawiały się plotki o odejściu Alka do Rosji. Bardzo się bałam, że nas opuści, a tego na pewno bym nie przeżyła. Po ostatnim meczu finałowym, podczas fety na rynku i przemowy Alka, wszyscy odetchnęli z ulgą. „Powiem tak, że ja zostaję na następny rok” - to były te słowa. Wtedy był jeszcze większy powód do świętowania. W tym roku też się bałam, że go nam zabiorą, a tymczasem Alek zostaje z nami i to od razu na kolejne dwa lata. A pomyśleć, że tak blisko było, a w ogóle byśmy go już nie oglądali w Pasiaku. Czyli co, co najmniej 6 lat w Resovii? No to się nazywa przywiązanie :) I kolejne słowa, które na zawsze zapadną mi w pamięć, a które pięknie oddają to, jak Alek traktuje Sovię i kibiców: „Obiecuję kibicom, że nigdy nie zagram w żadnym polskim klubie! Tylko w Resovii albo wyjadę”. Niewielu stać na takie słowa, za co wielkie podziękowania należą się temu panu. Najlepiej by było jakby ominął drugą część wypowiedzi, ale wybaczamy :) Przynajmniej w Polsce nigdzie indziej nie zagra, więc niech się nawet pozostałe kluby nie silą, bo ALKA NAM NIE ZABIORĄ!!!

Jeszcze jedna kwestia – o jego grze w reprezentacji. Bardzo chciałam, żeby w niej zagrał. Na początku myślałam, że po prostu jest już za stary na debiut, że nie dostanie powołania. A się okazało, że zawinił PZPS i chyba świadomie. Słysząc, że Andrea Anastasi widział go w swoim zespole, a mając w głowie to, że nie zostały dopełnione papierkowe formalności, żal był ogromny. Co tam my, kibice.. ale co ON musiał czuć. W końcu to było jego marzenie, był w stanie zapłacić połowę kwoty do białoruskiej federacji. Jemu naprawdę na tym zależało. Tak, wiem, siatkówka to nie piłka nożna, nie potrzebujemy „farbowanych lisów”, bo mamy swoich zawodników. Ale no właśnie… niby jest ta mocna czwórka (Kurek, Kubiak, Winiarski, Ruciak), ale co dalej? Młodzi niby są, ale bez fajerwerków. Tak, Alek ma 30 lat, ale biorąc pod uwagę to, że zapewne kilku podstawowych zawodników dostanie trochę wolnego podczas Ligi Światowej, moment na debiut byłby idealny. Bo niby kiedy – przed sezonem olimpijskim? Broń Boże, nie uważam, że powinien grać na stałe, wygryzając „prawdziwych Polaków”, nie. Ja wiem, że dla niego sama obecność w tym zespole, byłaby czymś niesamowitym. Zawodnikiem jest świetnym, mógł wiele dać reprezentacji, ale temat jest zamknięty. Nie chcę teraz, żeby kadra przegrała wszystko, bo nie ma w niej Achrema. Nie chce też porażek, żeby tylko utrzeć nosa PZPS-owi. Nie! To jest polska reprezentacja, nasze dobro narodowe. Ale mam nadzieję, że kiedyś, za jakiś czas, choć to mało prawdopodobne, związek zrozumie, nie to, że popełnił wielki błąd, ale że zachował się po prostu chamsko, zabierając człowiekowi szansę na spełnienie marzenia.

Dobra, nie smutamy, bo w końcu Alek jest nasz i będzie nasz jeszcze przez co najmniej dwa lata. Taki zawodnik to po prostu skarb. Charakterny, waleczny, o niesamowitych umiejętnościach, do tego bardzo kreatywny. Z tego, co widzę w czasie meczów i podczas wywiadów, bo przecież nie znam go osobiście, mogę powiedzieć, że jest bardzo radosny, bije od niego pozytywną energią. Jest po prostu jedyny i niepowtarzalny. A i najważniejsze – może się pochwalić najpiękniejszym uśmiechem w PlusLidze (co tam w PlusLidze, na świecie!!! :D), dzięki któremu jest w stanie poprawić każdemu humor  <3


sobota, 1 czerwca 2013

Transfery cz. 2

A teraz o nowych :)

Fabian Drzyzga – on chyba zawsze będzie kojarzony z ojcem. A że ojciec ma swoje określone zdanie o Resovii, które co i rusz przy okazji komentowania meczów prezentuje, jestem strasznie ciekawa, co będzie w tym sezonie :) Dobra, teraz o Fabianie, w końcu to on do nas przychodzi. Na pewno młody zdolny, przyszłość polskiej reprezentacji. Ma duży potencjał, który mam nadzieję pokaże w Resovii. Nie widziałam dużo meczów z jego udziałem, ale z tego, co zdążyłam zauważyć, preferuje szybką i  kombinacyjną grę. To może być duży plus dla Resovii – urozmaicenie gry, więcej wykorzystywania środka, do tego szybkie piłki na skrzydło i w razie problemów to, z czego Sovia ostatnio słynie, czyli ogromna siła z piłek sytuacyjnych. Mam nadzieję jednak, że Tichy tak łatwo mu miejsca nie odda i ta rywalizacja będzie bardzo pasjonująca i zaciekła i co najważniejsze – z pożytkiem dla Resovii.

Dawid Konarski – bardzo, bardzo cieszę się z tego transferu. Młody, ale już trochę pograł i co najistotniejsze w klubie, który nie grał o pietruszkę, ale o medal i występował z powodzeniem w europejskich pucharach. Ten sezon dał mu na pewno więcej niż kilka wcześniejszych. Delecta była w tym sezonie rewelacją, a Dawid był jej czołową postacią. Widać ma silną psychikę, nie boi się podejmować ryzyka, i co najważniejsze nie bije przed siebie, tylko potrafi właściwie spożytkować każdą, nawet najtrudniejszą piłkę. Do tego ma świetną zagrywkę, o której nasi przyjmujący też się zdążyli przekonać :) Mam nadzieję, że zadebiutuje w kadrze w większym wymiarze, niż w poprzednim sezonie, a konkretnie jednym meczu z Australią. Ten chłopak chyba jest gotowy do poważnego grania. Będzie rywalizował z Jochenem i wierzę, że nie tylko wiele się nauczy od takiego zawodnika, ale również będzie dostawał swoje szanse w meczach. Znowu możemy mieć świetną parę atakujących i ponownie różnych. Wierzę, że Kowal będzie umiał to właściwie spożytkować :D

No i trzeci nabytek, z którego również jestem bardzo zadowolona – Nikolaj Penchev. Jak za Bułgarami lekko mówiąc nie przepadam, tak tego zawodnika bardzo lubię. Jest bardzo młody, a mimo to trochę już pograł. Nie wiem jaką rolę pełnił w Piacenzie, ale w Kielcach pokazał się ze świetnej strony. Dysponuje dobrym przyjęciem, fajnym atakiem i bardzo dobrą zagrywką. Chyba Resovia go ściągnęła, bo nie chciała, żeby po raz kolejny nabił jej 31 punktów, jak w drugim meczu rundy zasadniczej, w którym przegraliśmy z Effectorem 2:3, w tym samym, w którym graliśmy na trzech przyjmujących. Tak, to może być argument :D. A tak na poważnie, cieszę się, że jest z nami i liczę, że pokaże się z jak najlepszej strony.

Ostatnim zawodnikiem, który do nas dołączył jest dość niespodziewanie Peter Veres. Dochodziły do nas pogłoski, jakoby Resovia była zainteresowana Woutem Wijsmansem, Cristianem Savani a nawet Matthew Andresonem. Szczerze mówiąc byłam dość sceptycznie nastawiona do tych transferów, bo jak wiadomo w tamtym momencie mieliśmy już dwóch zagranicznych przyjmujących i należało sprowadzić jakiegoś Polaka albo zostawić opcję z Rafałem Buszkiem (chociaż dla niego najlepsze wyjście to wypożyczenie). Nie to, że nie chciałam jakiegoś świetnego zawodnika, po prostu boję się, że ktoś po raz kolejny straci sezon, a tego na pewno byśmy wszyscy nie chcieli. Co do Veresa. Hmmm… Nie znałam go do ubiegłorocznych batalii Resovii z Dynamem Moskwa w finale Pucharu CEV. Jedyne, co o nim wiem (nie będę udawać, że go świetnie znam :P), to to, że jest światowej klasy zawodnikiem. W tym sezonie miał kontuzję, która eliminowała go z gry w podstawowym składzie Dynama przez większość sezonu, jednak chyba opinia o nim krążąca, podkreślam bardzo dobra opinia, mówi tyle, że jest to naprawdę bardzo dobry transfer. Podobno zdrowy Veres jest w stanie sam wygrać mecz. No ciekawe, ciekawe. Chętnie się o tym przekonamy, nie? :) Na szczęście w razie jakichkolwiek problemów (pamiętajmy, że Veres nie jest najmłodszy), ławka jest godna i tu pojawia się pytanie – będzie grał od razu w pierwszej szóstce, czy palmę pierwszeństwa będzie dzierżył Paul (zapewne oni będą rywalizowali między sobą o miejsce w podstawowym składzie, jako ci „lepsi w przyjęciu”). Mam ogromną nadzieję, że Peter świetnie się odnajdzie w zespole i dzięki niemu będziemy jeszcze silniejsi. Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę go w grze i przekonam się czy naprawdę jest taki dobry, jak o nim mówią.

Podsumowując, mega wielkich hitów nie było, ale to nie oznacza, że nowi zawodnicy są beznadziejni. Resovia już nieraz dokonywała wielkich, efektownych zakupów i równie efektownie po roku się z nimi żegnała. Nowa trójka jest bardzo, bardzo młoda i cieszę się, że będą mieli możliwość rozwoju w Rzeszowie. Do tego Veres – bardzo doświadczony, z uznanym nazwiskiem. Jednym słowem - wierzę, że się nie spalą. A wracając do tych, co odeszli – ja zawsze z wielkim smutkiem rozstaję się z każdym siatkarzem, bo bardzo szybko się do każdego przywiązuję. Trzymam za nich kciuki w nowych klubach, będę śledziła ich poczynania i zawsze z sentymentem o nich wspominała
.
Trzon drużyny pozostał, a to najważniejsze. Strasznie cieszę się, że Jochen, Piter, Tichy, Paul no i Alek przedłużyli swoje umowy i to aż o dwa lata. To daje wielką stabilizację na przyszłość. Jakby się temu bliżej przyjrzeć, pierwsza szóstka jest nieruszona. Ławka rezerwowych wzbogacona o młodych, perspektywicznych i bardzo dobrze zapowiadających się zawodników, którzy na pewno będą chcieli przebić się do pierwszej szóstki, co sprawi, że rywalizacja na pozycjach będzie zacięta, a tym samym poziom drużyny będzie się podnosił. Przynajmniej mam taką nadzieję :D


Następny post będzie o naszym kapitanie, jednak dodam go ZA TYDZIEŃ, ponieważ jadę z klasą na wycieczkę. Więc do soboty!