niedziela, 27 kwietnia 2014

Drugiego cudu nie było. Resovia ze srebrem

Stało się to, co tak naprawdę miało się stać, przynajmniej w opinii większości obserwatorów. Resovia nie dała rady przeciwstawić się Skrze i przegrała 0:3. Tym samym rzeszowianie nie obronili tytułu. Musimy cieszyć się ze srebra.

Andrzej Kowal nie zaryzykował i wystawił ten sam skład, który pojawiał się w ostatnich dwóch meczach. Skra rozpoczęła świetnie, od prowadzenia 3:0, potem powiększali przewagę. Resovia była mega nieskuteczna, wręcz w ogóle nie kończyła piłek. Punkty zdobywała po błędach bełchatowian, a pierwszy skuteczny atak w naszym zespole wykonał Dawid Konarki dopiero w 16. akcji meczu! Choć udało się dogonić, potem Skra znowu odjechała i pewnie wygrała do 17. Druga partia zaczęła się jeszcze gorzej – od stanu 0:4, Resovia jednak ponownie systematycznie zzmniejszała straty i wyszła nawet na prowadzenie. Gra się zazębiała, Soviacy kończyli pewnie swoje ataki, było już 18:15, gdy na zagrywce pojawił się Jochen. Zagrał świetnie, piłka przeszła na naszą stronę, jednak nie udało się jej skończyć i tak naprawdę od tego momentu było tylko gorzej. 20:18 na zagrywce pojawia się Mariusz Wlazły i praktycznie na tym można skończyć. Bomba za bombą, as za asem i 0:2 stało się faktem. Trzeci set od początku znowu dla Bełchatowa. Resovia ponownie zmniejszyła straty, ale na więcej nie było jej stać. Skra bawiła się z nami i wygrała do 18.

Nie chcę zagłębiać się w statystyki, nie mam na to siły ani ochoty. Zagrali praktycznie wszyscy zawodnicy, co świadczy o tym, że Sovia grała nierówno i ciężko było znaleźć lidera w naszym zespole. Żaden zawodnik nie porwał swoją grą i pewnie po raz setny pojawi się pytanie, czy szeroki skład to dobre rozwiązanie.
Kurczę, a tak niedawno to my cieszyliśmy się ze złota… Czas leci nieubłaganie. Następny mecz Pasów w lidze dopiero w październiku. Jak ja to przeżyję, nie wiem… Uwielbiam sezon ligowy, bo jednak reprezentacja to nie to samo. Będziemy już po MŚ, po tej wielkiej imprezie, na którą wszyscy czekamy. Kawał czasu przed nami, zanim Resovia wróci do gry. Przed nami reprezentacja i tak naprawdę na tym teraz powoli zaczynam się skupiać.

Sovia wicemistrzem Polski. Nie takie było złożenie na ten sezon. Nie udało się podbić Ligi Mistrzów, nie udało się zdobyć Pucharu Polski i nie udało się obronić tytułu. Czy Resovia kiedyś doceni to srebro? Pewnie nieprędko. Mimo wszystko pamiętajmy o tym, że mogliśmy zdobyć 4 miejsce. Gdyby nie te magiczne półfinały (przed chwilą usłyszałam z ust Ireneusza Mazura, że Resovia miała szczęście. Szczęście można mieć przy jednej piłce, ale nie na przestrzeni trzech spotkań). Dlatego ja doceniam to srebro, wiem, że mogło być o wiele gorzej. A Skra? No cóż… chyba byli najlepsi. 3:0 z Jastrzębiem, 3:0 z nami. Gratulacje.


Nie mam siły dzisiaj na więcej. Obiecuję, że odezwę się wkrótce, gdzie spróbuję podsumować ten sezon…

czwartek, 24 kwietnia 2014

Złoto się oddala... Jesteśmy pod ścianą...

Nie tak to miało wyglądać… Asseco Resovia Rzeszów ponownie przegrała ze Skrą Bełchatów w finale PlusLigi, tym razem niestety zdecydowanie 0:3… Skra wywozi dwa zwycięstwa z Rzeszowa i stoi przed ogromną szansą na odzyskanie tytułu mistrza Polski.

Jednym z pytań, które zadawaliśmy sobie wszyscy przed meczem było pytanie o wyjściowy skład Sovii. Jak się później okazało, Andrzej Kowal nie zmienił nic w porównaniu z poprzednim spotkaniem i zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Nikim, Paulem, Piterem, Perłą i Igłą. Początek meczu fatalny – 0:5, 2:8. Resovia znowu musiała gonić. Robiła to bardzo ambitnie, gra zazębiała się z każdą akcją i dzięki temu udało nam się wyjść na prowadzenie 24:23. Było to pierwsze prowadzenie Pasów, ale tak naprawdę zdobyte w najważniejszym momencie. Szansa na zwycięstwo była ogromna, jednak tym razem to Skra wyszła z małej opresji, m.in. dzięki świetnym zagrywkom Antigi. Niemniej jednak Sovia pokazała charakter, odrobiła straty i tak naprawdę niewiele zabrakło. Niestety wynik pierwszej partii przełożył się na drugą w najgorszy możliwy sposób. Znowu 0:3, 4:8… Takie wyniki nie budują, wręcz przeciwnie. Było już 5:11, gdy wydawało się, że Skra za chwilę nas dobije, gdy nagle Resovia zaczęła gonić i to skutecznie. Udało się zmniejszyć straty to jednego punktu (12:13), ale potem było znowu tylko gorzej. Przy stanie 17:20 Resovia stanęła na dobre i do końca seta nie zdobyła żadnego punktu. Trzeci set nie zapowiadał się dobrze, jednak trzeba było wierzyć, że Sovia może to odwrócić. Tym razem rzeszowianom udało się w miarę dobrze wejść w tego seta. Nie dali Skrze odjechać i to było najważniejsze. Jednak radość nie trwała długo. Skra przycisnęła i to na dobre – 9:15, 13:19. Wiara malała z każdą akcją. Rozpędzeni rywale bezwzględnie wykorzystywali każdy najmniejszy błąd Resovii i zdecydowanie wygrali do 15. I znowu wyjeżdżamy z Rzeszowa ze stanem 0:2…

Nie udało się obronić TwieRRdzy. Było pewne, że po wtorkowej porażce Skra przystąpi do meczu bardziej rozluźniona i pewna siebie. Resovia walczyła praktycznie o życie, gdyż z 0:2 jest naprawdę ciężko wyjść. Tego na pewno byli świadomi. Ale gdy zaczyna się mecz od stanu 0:5 to sorry, ale o jakiejkolwiek pewności siebie można zapomnieć. Chwała chłopakom za to, że gonili i dogonili. Ba, mogli nawet wygrać, ale tym razem szczęście sprzyjało Skrze. Potem gra całkowicie się posypała i o zwycięstwie można było zapomnieć.

Czym przegraliśmy? Ciężko wskazać jeden kluczowy element. Skra grała fantastycznie, to trzeba im oddać. Bezwzględni, niezwykle skuteczni, konsekwentni – grali świetnie zagrywką, czym rozmontowywali naszą pierwszą akcją. Za zagrywką szedł blok i obrona, a potem skuteczna kontra. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. To nie jest tak, że Resovia nagle zapomniała jak się gra. Rzeszowianie potrafili gonić, skutecznie grać, ale w przeciągu całego meczu chyba nie mogli więcej zrobić. Tak jak powiedział Fabian, Skra jest jeden poziom wyżej i to chyba od wszystkich, o czym świadczyły już pewnie wygrane przez bełchatowian mecze półfinałowe z Jastrzębskim Węglem. Resovia pięknie walczyła z Zaksą, ale przed finałem to Skra miała być faworytem i dalej jest, taka przykra prawda.

Najwięcej punktów w naszej ekipie zdobył Dawid – 17. Trzeba mu oddać, że w trzeciej partii praktycznie sam kończył ataki. Jednak co on sam mógł zrobić bez wsparcia kolegów… Nie trzeba być nie wiadomo jakim znawcą siatkówki, żeby stwierdzić, że na pewno oddałby wszystkie swoje punkty za zwycięstwo Resovii. Do pewnego momentu nieźle grał też Paul. Mimo wszystko jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem tego co robi Paul w ostatnich meczach. Gra naprawdę dobrze, tak jakiego go pamiętamy z poprzednich sezonów. Wczoraj uzbierał 9 punktów. Trener nie zdecydował się na dłuższe wprowadzenie Petera, w sumie to mu się nie dziwię biorąc pod uwagę to, jak Peter gra, ale tak naprawdę co miał do stracenia… Fajne wejście ponownie zaliczył Jochen, ale tym razem nie poszalał w ataku, tylko na zagrywce i to jedynie w pierwszym secie, gdzie ponownie walnie przyczynił się do odrobienia strat. Zmianę widzieliśmy na pozycji rozgrywającego, ale ani Tichy, ani Fabian nie zachwycili… Igła robił, co mógł w obronie, ale często mijał się z piłką. Co tu dużo pisać, wszyscy mają sobie coś do zarzucenia…

Wiecie co… Sama się sobie dziwię, ale mam zdrowy stosunek do tej porażki. Ok, zagrali źle, byli mega nieskuteczni, nie podejmowali za dużo ryzyka, może momentami i bali się mocniej zaatakować, ale dla mnie i tak są najlepsi! Oglądając trzeciego seta płakałam, ale nie z powodu tego, co widziałam. Może inaczej – również z tego powodu, bo na pewno takiej Resovii nikt nie chce oglądać, ale przede wszystkim za to, co zrobili w półfinale. Wiem, nikt teraz o tym nie myśli, wszyscy jesteśmy zrozpaczeni tym, co teraz się dzieje w finale. Siatkarzy nie ucieszy srebro, będzie ogromny zawód w klubie i słusznie, bo nie tak miał ten sezon wyglądać. Jednak patrząc wczoraj na wynik 0:2 i straty w trzeciej partii, po raz kolejny doszło do mnie to jak wielkiej rzeczy dokonali. Sam finał w obliczu rywalizacji z Zaksą jest czymś wielkim, ale jak już wspomniałam, nikogo to w tym momencie nie obchodzi i nikt do tego już nie wraca. Ja ujmę to tak – po tych meczach zyskali u mnie tak wielki szacunek, że nie potrafię powiedzieć o nich złego słowa. To banalne i płytkie, pewnie tak pomyślicie, bo Resovia gra przecież o obronę tytułu, o kolejne złoto, czyli najcenniejszy medal i nie ma prawa grać tak u siebie, przed własną publicznością, tymi fantastycznymi kibicami w magicznej TwieRRdzy i to jest prawda. Jednak na taki obraz finału ma wpływ wiele czynników. O kontuzji Alka nie wspominam, ale w sumie kto wie, czy nawet z nim w składzie wygralibyśmy z Zaksą, dlatego nie ma co do tego wracać. Skra gra naprawdę fantastycznie, a Resovia? No cóż… Robi, co może, pewnie może więcej, ale czegoś ewidentnie im brakuje. Nie chcę nic mówić, ale wiemy doskonale, że przegrany półfinał oznaczałby najprawdopodobniej przegrany medal i brak LM. Może jeszcze kiedyś docenimy, nawet to srebro…

Co teraz? Wszyscy pewnie myślą, że Resovia jeszcze to odwróci, bo przecież raz się udało, to musi tak być zawsze. Ale pamiętajmy, że po pierwsze – Skra to nie Zaksa, oni grają o wiele lepiej, są stabilniejsi, a poza tym mają w głowie naszą rywalizację w półfinale i na pewno nie pozwolą na odrodzenie się Sovii. Tak jak powiedział Fabian przed tym meczem, tak jak powiedział po meczu – nie ma co się łudzić, takie rzeczy dwa razy się nie zdarzają. Jednak może przed tym trzecim meczem doda to trochę otuchy Pasom i wiary w to, że nie można się poddać. Już raz udowodnili sobie, że potrafią. Muszą wyjść zdeterminowani, pewni swoich umiejętności. Ryzyko, ryzyko i jeszcze raz ryzyko – teraz nie mają już nic do stracenia…


Czego oczekuję przed trzecim meczem? Walki. Tylko tyle… A wynik? Każdy przyjmę ze spokojem. 

"Mistrz Mistrz RESOVIA <3"

środa, 23 kwietnia 2014

Pierwszy mecz finału dla Skry

Niestety, w pierwszym meczu finału PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów przegrała ze Skrą Bełchatów 2:3 po dość nierównym meczu. Porażka ta boli szczególnie, ze względu na to, że Resovia przegrała u siebie i teoretycznie straciła atut w postaci własnej hali.

Pierwszy skład wyglądał następująco: Tichy, Konar, Paul, Niko, Piter, Perła i Igła. W premierowym secie Skra miała przewagę od początku praktycznie do końca. 20:24 – wydawało się, że ta partia jest stracona. Wtedy to na zagrywce pojawił się Jochen, Skra zaczęła popełniać błędy i nagle na tablicy wyników pojawił się remis. Potem walka toczyła się punkt za punkt, najpierw Skra miała piłki setowe, potem Resovia, potem znowu Skra i ponownie Resovia, która za sprawą dwóch kapitalnych serwisów Nikiego ostatecznie wygrała 31:29. Wydawało się, że po wyjściu z takiej opresji i zwycięstwie, rzeszowianie rozkręcą się na dobre. Pierwszy set mimo wszystko nie był dobry w wykonaniu mistrzów Polski. Walka była bardzo wyrównana, Resovia prowadziła 16:15 i stanęła… Całkowicie. Seria głupio straconych punktów nie mogła przynieść nic innego niż porażkę. Tak też się stało – do 20. Trzeci set rozpoczął się fatalnie – od stanu 3:8. Skra była na fali i nie dała się dogonić. W czwartej partii wydawało się, że nas dobije. Jednak ponownie widzieliśmy kapitalny fragment gry Resovii przy zagrywce Jochena – cudowne parady w obronach, bloki, to się mogło podobać. Sovia budowała konsekwentnie przewagę. Było już 23:16, gdy trener Kowal zdecydował się na podwójną zmianę. Ta jednak przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Bloki na Dawidzie, na Peterze, który pojawił się w międzyczasie w miejsce Nikiego, szczęśliwy as Skry i zrobiło się 24:22. Na szczęście udało się wygrać tę partię. A więc piąty set, czyli emocje gwarantowane. Tie-break rozpoczął się najgorzej jak mógł. 0:3, trzy bloki Skry, potem 2:8 – między innymi za sprawą dziwnych decyzji sędziego (w tym słowo „dziwny” jest bardzo delikatnym określeniem). Resovia walczyła, zrobiło się nawet 6:8, ale potem znowu bloki rywali, nieskuteczność rzeszowian i tego już nie dało się wyratować. Skra wygrała 15:12 i mogła się cieszyć z bardzo ważnego zwycięstwa.

Resovia grała nierówno. Świetne fragmenty gry, przeplatała prostymi, wręcz banalnymi błędami - czy to w jakości wystawi, czy w samym ataku. Każdy siatkarz zaliczył niezły okres w swojej grze, jednak równocześnie popełniał proste błędy. To najbardziej bolało i miało chyba największy wpływ na porażkę. Najwięcej punktów zdobył Jochen – 16. Zaliczał naprawdę kapitalne wejścia. Pierwszy set – cudowna seria na zagrywce. Potem mimo przegranej 2 i 3 partii również świetnie grał. Czwarty set to już opis jego umiejętności. Fantastyczne zagrywki, po których objęliśmy prowadzenie 6:2, skuteczne ataki, normalnie wręcz płakałam nad jego grą, głownie dlatego, że musiał tyle przesiedzieć na ławce w tym sezonie a zwłaszcza w kluczowych ostatnich meczach. Później niestety było coraz gorzej. Końcówka czwartego seta i piaty – to już nie był ten Jochen. Jak nie psuł zagrywek przez cały mecz, tak zrobił to w tie-breaku, bodajże przy 7:10, gdzie jeszcze był cień szansy na zwycięstwo. Również Dawid grał nierówno. Nie tak skuteczny jak ostatnio był Niko – zdobył tylko 9 oczek przy słabej skuteczności. Miał wahnięcia w przyjęciu, no jednym słowem nie takiego go zapamiętaliśmy z półfinałów. Sporą zmianą było to, że wczoraj cały czas zagrywał z wyskoku. To świadczy o chęci wzmocnienia serwisu przez trenera i naprawdę nie można nic złego Nikiemu powiedzieć, gdyż zagrywał naprawdę świetnie. Widać, że serwis z wyskoku i flota ma nieźle opanowanego. Jednak cały czas trzeba pamiętać, że ma niecałe 22 lata i gra w finale takiej ligi pierwszy raz. Nieźle grał Paul – można powiedzieć, ze był takim cichym bohaterem. Grał równo, ale niestety w tie-breaku dostał dwie czapy, po których ciężko było myśleć o zwycięstwie. Do tego ponownie zachwycał nas swoimi paradami w obronie. Sporo akcji zarówno Tichy jak i Fabian kierowali na środek, czego efektem jest odpowiednio 15 punktów Pitera i 7 Kosy, który pojawił się za Perłę. Świetnie grał Igła. Wyciągał niesamowite piłki w obronie, do tego naprawdę solidnie przyjmował, szczególnie największe bomby ze strony Skry.

Czy taki rezultat jest zaskoczeniem? Biorąc pod uwagę spekulacje przedmeczowe na pewno nie. Wszak to Skra miała być faworytem i zwycięstwa bełchatowian na Podpromiu nie będą żadną sensacją. Zresztą, po tym co widzieliśmy w półfinałach z udziałem Pasów, żaden wynik nie może już nikogo zaskoczyć. Ten mecz był dziwny. Praktycznie Skra mogła go wygrać o wiele bardziej zdecydowanie, ale Resovia nie pozwoliła się zmiażdżyć. A tie-break? No cóż… Nie da się wygrać piątej partii zaczynając od 0:3 (chociaż to i tak nie jest zły wynik), dostając serię czap a na przerwę techniczną schodzić z 6-punktową stratą.

Najbardziej wzruszającym momentem była druga przerwa techniczna w drugim secie, gdy na trybunach pojawiła się wielka biało-czerwona koszulka z numerem 7. Kibice zaczęli skandować: „Alek Achrem”, który z kolei był bardzo wzruszony tym, co widział. Naprawdę, nawet mnie łezka zakręciła się w oku. Wielki szacunek dla kibiców, zresztą co ja piszę. Takie rzeczy są już normą. W tym momencie można się tylko zastanawiać czym nas jeszcze zaskoczą, bo jak widać pomysłów mają zawsze dużo.


Co do dzisiejszego meczu… Jedno jest pewne – w tym momencie Resovia znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Przegrana u siebie jest zawsze minusem i wielkim kopem dla rywali. Skra zagra dzisiaj na pewno o wiele luźniej, przecież oni już jakiś tam mały cel osiągnęli. Na Resovię może to różnie podziałać. Nie wiadomo jakim składem wyjdziemy – czy z Jochenem i Fabianem, czy parą Tichacek-Konarski. Wiem jedno – trzeba walczyć. Będzie ciężko, ale nie można się poddać. W końcu Skra wygrała dopiero jeden mecz, nieważne, że u nas. A przecież hala nie zawsze musi być atutem :D

piątek, 18 kwietnia 2014

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SECA MISTRZA!!!

To był naprawdę Wielki Czwartek!!! Asseco Resovia Rzeszów dokonała czegoś niesamowitego. W ostatnim, piątym meczu półfinału, pokonała na Podpromiu Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:1 i tym samym awansowała do finału PlusLigi!

Cóż to były za emocje! Przed meczem nie wiedziałam, czego się spodziewać. Niby Resovia wygrała dwa mecze w Kędzierzynie, niby wracała do swojej magicznej bądź co bądź hali podbudowana wyjściem z niesamowitej opresji, ale z drugiej strony w tej rywalizacji działy się takie rzeczy, że naprawdę ciężko było wskazać faworyta. Drużyny wygrywały mecze na wyjeździe – to nie jest codziennością. Zaksa miała problemy – nie wiadomo było czy zagra Marcin Możdżonek oraz na jakiej pozycji wystąpi Michał Ruciak. To stawiało w lepszym położeniu Resovię. Ale przecież doskonale wiemy jaką dyscypliną sportu jest siatkówka. Stąd te ogromne nerwy. Sovia stała przed ogromną szansą, ale czy wytrzyma?

Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Peterem, Nikim, Piterem, Perłą i Igłą. Pierwszy set, a na pewno jego początek – był dla mnie katorgą. Serce waliło niemiłosiernie mocno. Wiadomo jak ważne jest dobre wejście w mecz. Walka była bardzo zacięta, ale jednocześnie padało bardzo dużo serii 3-4 punktowych z obu stron. Wyrównana rywalizacja toczyła się do stanu po 17, potem prawdziwie mistrzowski odjazd zaliczyła Resovia, która ostatecznie wygrała do 19. Druga partia zaczęła się fatalnie – od stanu 2:5. Goście kapitalnie serwowali, my byliśmy wręcz bezsilni w przyjęciu zagrywki, co miało wpływ na skuteczność w ataku. Zaksa rozkręcała się z akcji na akcję. Środkowi wbijali nam niemiłosiernie dużo gwoździ. W okolicach 15 punktu poczułam, że ten set jest stracony. Priorytetem stała się trzecia partia. Wiedziałam, że o ile w pierwszym secie przeżywałam katorgę, to w trzeciej będzie istna katastrofa psychiczna. Remis 1:1, wszystko się może zdarzyć, a to Zaksa jest podbudowana zwycięstwem w dobrym stylu. Z jakim nastawieniem wyjdą rzeszowianie? W całej rywalizacji działy się tak różne rzeczy, że przecież można spokojnie wygrać seta po stosunkowo gładkiej porażce. Stąd kluczowy stał początek seta numer 3. Ten był wyrównany, ale jednak to Zaksa miała oczko-dwa przewagi. Bałam się, że zaraz nam odjadą. Na szczęście, w okolicach dziesiątego punktu, Resovia znowu przyspieszyła, wychodząc na prowadzenie 16:12. Błędy na zagrywce, nieporozumienie Tichego z Kosą, Dawid złapany na pojedynczym, spowodowały, że za chwilę na tablicy wyników widniał remis. Emocje sięgały zenitu. Sovia twardo kończyła kolejne akcje, zdobyła kilka oczek przewagi w końcówce i wygrała. Ufff… A więc brakuje nam już tylko seta… Czwarty set rozpoczęty od świetnego bloku. Potem to jednak Zaksa miała punkt przewagi, jednak tylko do mniej więcej 4 punktu. Resovia nie miała zamiaru ustępować i zdecydowanie atakowała. Po pierwszej przerwie technicznej zaczęłam czuć, że już mogą tego nie wypuścić. Ale – pamiętając co działo się w Kędzierzynie w meczu numer 3, co mówili komentatorzy, gdy Zaksa prowadziła 2:0 i Dick Kooy skończył pipe’a na 11:8 dla miejscowych, wolałam poczekać z ostateczną radością. Wtedy komentatorzy mówili, że Zaksa może być nie do powstrzymania. To samo działo się wczoraj. Z drugiej strony jednak nie wyobrażałam sobie, żeby mogli to wypuścić z rąk. Pewnie kończyli swoje akcje, prowadzili 3-4 punktami i nie dali się dogonić. Pod koniec seta widać było, że Zaksa już nie wierzy. Asy Konara całkowicie pogrążyły gości. 24:21 – piłka na prawe do Dawida i JEEEEEEEESSTTTTTT!!!!! STAŁO SIĘ!!!! JESTEŚMY W FINALE!!!!

Wybuch radości po stronie Resovii – nic dziwnego, wszak dokonali czegoś niemożliwego!!! Wszyscy przypominali historię sprzed 4 lat, gdy to Resovia przegrała dwa pierwsze mecze w Kędzierzynie, potem przegrywała u siebie 0:2 w setach i 17:23 w trzecim secie i odwróciła wynik ostatecznie zdobywając brązowy medal. Te spotkania były dla mnie szczególne. Piąty mecz tej rywalizacji był pierwszym, który obejrzałam w telewizji, gdyż u siebie nie miałam czegoś takiego jak Polsat Sport i nigdy nie zapomnę jak czekałam na wynik czwartego meczu, z nadzieją, że uda mi się obejrzeć piąty mecz u mojej babci. Tak się stało i byłam niezmiernie szczęśliwa. Tak naprawdę od tego momentu zaczęłam na dobre kibicować Pasom. Ale nie o mnie tu mowa. Wracając do tych przewidywań. Tamta rywalizacja różniła się jednak znacząco od tej, którą mieliśmy okazję teraz oglądać i przeżywać. Mianowicie wtedy Resovia przegrała dwa mecze na terenie rywala i u siebie doprowadziła do remisu. Tu było odwrotnie, stąd niewielu dawało im szansę na ostateczne zwycięstwo. Porażki w TwieRRdzy, brak Kapitana – to musiało zakończyć się w trzech meczach. To w drugiej parze miało być więcej emocji, bo przecież Jastrzębie grało świetną siatkówkę do tego momentu i po dwóch przegranych wracało na swój teren. Przyznam szczerze, że po tych dwóch meczach w Kędzierzynie czułam, że paradoksalnie to Jastrzębie polegnie w trzech meczach. I tak się stało. Resovia pokazała ogromny charakter, wykazała się niezwykłą odpornością psychiczną. No do tego to nas Resoviacy nie przyzwyczaili :) Grali fantastycznie w tych trzech ostatnich meczach i zasłużenie wygrali. Jednocześnie przeszli do historii – nikt wcześniej nie dokonał takiej sztuki.

Wczoraj świetnie zagrali wszyscy. Ciężko było mi na gorąco wskazać MVP meczu, bo każdy zasłużył na tę statuetkę, a na pewno wszyscy skrzydłowi. Prym jednak na przestrzeni całego meczu zdecydowanie wiódł Konar – zdobył 24 punkty. Był niezwykle skuteczny w ataku, kończył nawet najtrudniejsze piłki. Gorzej szło mu na zagrywce, ale w najważniejszym momencie, może nie najsilniejszymi, ale bardzo dobrze kierowanymi zagrywkami dobił Zaksę i zapewnił nam piłki meczowe. Grał niesamowicie, a pamiętajmy, że to przecież jego pierwszy rok w takiej drużynie, jaką jest Resovia, czyli walczącą o największe trofea. W podobnej sytuacji jest Niko i on również zagrał KAPITALNIE. Komentatorzy rozpływali się nad jego grą, pełni podziwu. Całkowicie zasłużenie. Bałam się jak zagra, bałam się, czy udźwignie a on tymczasem z zimną krwią kończył wszystkie, nawet najbardziej beznadziejne piłki. Uzbierał w sumie 14 punktów. Świetnie przyjmował, najlepiej spośród Resoviaków – na poziomie 64%. Warto podkreślić to, że kędzierzynianie grali w niego najwięcej piłek. Siał również ogromne spustoszenie swoim kąśliwym flotem, do którego nas już przyzwyczaił. Naprawdę rośnie nam niesamowity zawodnik. Kto by w trakcie sezonu pomyślał, że będzie odgrywał tak kluczową rolę w decydujących meczach. A przecież ma tylko 22 lata (i to niecałe!!!). Oj, chowamy naszym przyjaciołom Bułgarom (co bystrzejszy czytelnik, siedzący w tym „biznesie” kilka lat wyczuje w słowie przyjaciel ironię i zresztą słusznie :P) gwiazdę. Na razie na szczęście gra dla nas ;) W tym momencie muszę wspomnieć o naszym drugim przyjmującym – Paulu. Co by nie mówić o tym zawodniku, on nie wiadomo jakim cudem w końcówce sezonu gra niesamowicie. Ten rok jest dla niego wyjątkowo trudny, mało grał, a tymczasem gdy przyszła pora półfinałów, on gra jak nie on. Pewny w ataku – w końcu bije zdecydowanie w pomarańczowe, a nie jak to czasem bywało desperacko szuka rąk rywali w bloku, co jest bardzo ryzykowne. Dał się tylko raz zablokować i nie popełnił żadnego bezpośredniego błędu. Zdobył w sumie 11 oczek przy bardzo wysokiej – 75% skuteczności i po raz kolejny (ja już nawet tego nie liczę) zachwycał cudownymi obronami. Co jak co, ale obok jego padów nie można przejść obojętnie :D Nad całością dowodził wczoraj Tichy i w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, nie został zmieniony przez Fabiana (jedynie w drugim secie wszedł z Jochenem, ale to była konieczność ze względu na słabą grę całego zespołu). Grał świetnie – kiwnął, skończył piłkę wystawioną przez Możdżonka, dorzucił asa, wrzucał sporo piłek na środek, zwłaszcza na początku meczu, potem nie wiedzieć czemu jakoś tego zaniechał. Ale jeśli się ma tak dysponowanych skrzydłowych, to o jakimkolwiek zaniechaniu mowy być nie może :) Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie grał w tych najważniejszych meczach. Jestem pełna podziwu dla niego, bo teraz gra naprawdę świetnie. Słowo o środkowych – w sumie zdobyli w ataku 8 punktów na 15 wystaw. Może ta ilość i przede wszystkim skuteczność nie powala, ale jak już wspomniałam, wczoraj grali również inni. Muszę wspomnieć o Kosie, który choć nie dokonał niczego wielkiego na przestrzeni tych spotkań, to jednak jego wejścia przywoływały wiadome wspomnienia. Znowu z jego udziałem Resovia dokonała czegoś wielkiego :D Igła zagrał również bardzo dobrze, może nie był aż tak widoczny w obronie jak w poprzednich meczach, ale również przyczynił się do zwycięstwa. Jego reakcje, pobudzanie kolegów – gdyby nie on, byłoby naprawdę ciężko.

Jak to powiedział Paul w jednym z wywiadów przed wczorajszy meczem, Resovia stała się nowym zespołem. Brak Alka, problemy z limitem obcokrajowców, dwie porażki sprawiły, że rzeszowianie musieli stworzyć prawdziwy kolektyw, żeby móc w ogóle myśleć o jakimkolwiek zwycięstwie. Zrobili to. Pokazali, że szeroka ławka nie jest ich przekleństwem, jak ostatnio zaczęto mówić w tzw. „środowisku”. Te trzy mecze wygrali nam rezerwowi – kapitalne wejście Nikiego w miejsce Alka, świetne zmiany Paula, który grał zdecydowanie najlepsze mecze w sezonie, Fabian, Jochen, Kosa – oni również dołożyli ogromne cegły do awansu. Już nikt nie może powiedzieć złego słowa o takim stylu prowadzenia zespołu przez trenera Andrzeja Kowala. Zobaczcie właśnie jaką parą przyjmujących kończymy ostatnie mecze. Paul i Niko – to im należą się największe oklaski, bo sam Dawid nie dałby rady pociągnąć zespołu w ataku. wieczni rezerwowi, można by rzec, a jednak – kiedy przyszło co do czego, to nie zawodzą. I to jest właśnie prawdziwy zespół. PRAWDZIWA RESOVIA, którą kocham i z której jestem mega dumna. Cieszę się, że mogę być kibicem TAKIEJ DRUŻYNY <3

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA – taki napis pojawił się wczoraj na trybunach w hali Podpromie. Te słowa również cisnęły mi się na usta po trzecim meczu, ale czekałam na piąte spotkanie, żeby je głośno wypowiedzieć. Wydawałoby się, że nasze serce siedzi na trybunach, a tymczasem to serce dało kopa kolegom, aby dla niego zagrali. I zagrali. Dla siebie, dla kibiców, ale również dla swojego Kapitana. Pięknie się patrzyło na radość całego zespołu, bo widać było, że te mecze kosztowały ich wiele wysiłku. Determinacja, walka, psychika – tak gra Mistrz Polski. Radość Alka po zwycięstwie bezcenna :D

Przed nami finał, wielkie polskie siatkarskie Gran Derbi. Pierwszy mecz już we wtorek. Większość ekspertów stawia na Skrę. Bełchatowianie prezentują się naprawdę świetnie i Resovia musi zagrać na swoim najwyższym poziomie. Mecze te zapowiadają się bardzo ciekawie. Wszak Skra ma nam coś do udowodnienia. Odebraliśmy im złoto dwa lata temu, wyrzuciliśmy ich z czwórki w ubiegłym sezonie, a jak będzie teraz? To się dopiero okaże :) Liczę na dobre mecze. Wynik jest sprawą otwartą :)

Pozdrawiam ;)


sobota, 12 kwietnia 2014

Będzie piąty mecz!!!

Resovia dalej w grze!!! Kolejny niesamowity mecz w wykonaniu Pasów!!! Tym razem obyło się jednak bez tie-breaka, gdyż rzeszowianie uporali się z Zaksą Kędzierzyn-Koźle w czterech partiach.

Boże, co tu się dzieje!!! Chyba nawet najwięksi optymiści nie zakładali takiego scenariusza, zwłaszcza po dwóch pierwszych setach wczorajszego meczu. Dzisiaj wcale nie musiało być przecież dobrze – Resovia dalej stała nad przepaścią. Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Piterem, Perłą, Nikim, Peterem i Igłą. Początek meczu bardzo szarpany. Dobrze zaczęła Zaksa – od prowadzenia 3:0, ale Resovia szybko opanowała sytuację, odjechała i nie dała się dogonić, zwyciężając pewnie 25:18. Drugi set wyrównany, tym razem świetny początek Sovii, ale potem to Zaksa odkoczyła i trzymała nas na w miarę bezpieczny dla nich dystans. Efekt – porażka Pasów 22:25. Trzeci set zapowiadał się bardzo interesująco, i przede wszystkim emocjonująco. Kto wygra – może wygrać cały mecz. Ale ta partia również bardzo szarpana i to z obu stron. 15:11, 16:19, 25:21 – tak to wyglądało z perspektywy Resovii. A więc 2:1. Brakuje nam już tylko seta do osiągnięcia czegoś niemożliwego – przedłużenia rywalizacji. Czwarty set był najbardziej wyrównany ze wszystkich. Żadna z drużyn nie odskakiwała na  więcej niż 1-2 punkty. Na szczęście, między ionnymi dzięki kapitalnym zagrywkom Jochena udało się odskoczyć w końcówce. Zakończenie meczu to była tylko formalność – ostatnie słowo należało do Nikiego, który pewnie skończył piłkę z lewego skrzydła.

Czy można wskazać jednego, najlepszego siatkarze z naszej strony? Ja nie podejmę się tego zadania, gdyż KAŻDY zagrał świetnie!!! Przede wszystkim zmiennicy, którzy po raz kolejny nie zawiedli. MVP meczu, jak najbardziej zasłużenie został Niko. Imponował mi szczególnie na początku spotkania, gdy kończył piłki z niemal 100% skutecznością. Ma na swoim koncie kilka prostych błędów ( jak złe dogranie, czy nieporozumienie z Fabianem), ale zarówno w ataku, jak i też w przyjęciu spisał się kapitalnie!!! Oczywiście nie można zapomnieć o jego kąśliwej zagrywce, którą, choć nie zdobył punktu bezpośrednio, demolował (przy czym słowo demolka w przypadku flota wydaje się nadużyciem, ale doskonale wiemy, co potrafi zrobić dobry flot :)) defensywę rywali. Miał chwilową zadyszkę, w jego miejsce wszedł Peter, ale nie na długo i Niko znowu musiał wejść i było to na pewno dobre wejście. W sumie zdobył 11 punktów. Najwięcej oczek, dość niespodziewanie uzbierał Perła – aż 15. Przyznam się, że wyłapałam aż tak genialnej dyspozycji naszego środkowego, a przede wszystkim jego skuteczności. Emocje po raz kolejny wzięły górę. Perła potwierdza, że jest w znakomitej formie i całkowicie zasłużenie dostał powołanie do szerokiej kadry reprezentacji Polski. Dzisiaj zaczęliśmy z Konarem i Tichym. Ten pierwszy może nie zagrał tak kapitalnie, jak wczoraj, ale grał dobrze – zdobył 11 punktów. Świetną zmianę dał mu Jochen, który wszedł w końcówce trzeciego seta i został już do końca meczu. imponował spokojem i skutecznością ataku oraz nieziemskimi zagrywkami :) Andrzej Kowal dużo rotował na pozycji rozgrywającego. Zarówno Tichy, jak i Fabian zagrali dobrze. Po raz kolejny okazuje się, ze warto mieć takich zmienników. Skoro o nich mowa, to nie mogę nie wspomnieć o Paulu. Wszedł szybko, bo już w pierwszej partii i w przeciągu całego meczu zagrał naprawdę super. może zdobycz punktowa nie jest jakaś wybitna (8), ale znamy Paula i wiemy, po pierwsze o tym, że on nigdy nie jest wyróżniającym się zawodnikiem, a po drugie, że jego dyspozycja w ataku bywa różna, a dzisiaj naprawdę przekonywująco kończył kolejne uderzenia. Znamy go raczej jako tego, który woli obijać blok lub bić pod górę, a dzisiaj bił pewnie w boisko i to na pewno dawało mu dużo pewności siebie. Mówiąc o jego występie, nie mogę nie odnotować FENOMENALNEGO przyjęcia  - 87% pozytywnego i 53% perfekcyjnego. Może rywale nie celowali w niego z premedytacją, ale takie przyjęcie przy 15 odbiorach jest naprawdę wyczynem niesamowitym. Wiemy jak wygląda teraz pozycja przyjmującego u nas i każdy taki błysk Paula czy Nikiego jest bardzo ważny i daje dużo pewności całemu zespołowi. Swoje w defensywie robił Igła, który po raz kolejny bronił fenomenalnie, ale również świetnie przyjmował, zwłaszcza te najtrudniejsze zagrywki. jest prawdziwą ostoją w przyjęciu. Jak to on, zadbał również o poziom emocji, gdyż bardzo żył tym meczem, może nawet za bardzo, o czym świadczy żółta kartka, ale znamy tego zawodnika i wiemy, że spokojny Igła to nie Igła :)

DUMA – to słowo jako pierwsze ciśnie mi się do ust, gdy myślę o tym, co zrobili. Dokonali czegoś nieprawdopodobnego – wygrali dwa mecze na wyjeździe i to bez swojego serca, bez kapitana, Alka, który dość niespodziewanie pojawił się dzisiaj w Kędzierzynie-Koźlu. Jeszcze wczoraj przebywał we Włoszech, gdzie spotkał się ze Zibim, a już dzisiaj przed południem dotarł do Kędzierzyna i postanowił na żywo wspierać chłopaków. A oni zagrali dla niego!!! Nie wiemy dokładnie, co robił, gdyż operatorzy pokazali go dwa-trzy razy, ale z relacji ludzi związanych z Resovią można się dowiedzieć, że był bardzo aktywny i nie szczędził gardła :) Taki kapitan to skarb!!! Wiedzą o tym również pozostali zawodnicy, którzy się nie poddali i zagrali kapitalnie.

Przed nami 5 mecz, który odbędzie się w czwartek. Wiem, że wszyscy już widzą Resovię w finale, bo w końcu wygrali na wyjeździe, to co to za sztuka wygrać u siebie i to zwłaszcza na Podpromiu, a więc bardzo gorącym terenie. Ja jednak wstrzymam się z tym hurraoptymizmem i do tego również Was zachęcam, bo jak widać w tym momencie atut własnej hali o niczym nie świadczy, choć wiemy ile dla Resovii znaczy Podpromie. Czekajmy spokojnie na ten mecz, bo na samym meczu spokojnie na pewno nie będzie :) Zaksa ma w głowie, nie boję się tego powiedzieć, frajerskie porażki, ale nie wiadomo jak to na nich zadziała. Chociaż powinniśmy się bardziej skupiać na sobie, bo mamy potencjał, by to wygrać, ale podkreślam, że rywalizacja trwa dalej i nie ma co się już cieszyć. Tak ku przestrodze :D


KOCHAM RESOVIĘ, DZIĘKUJĘ IM ZA TE 2 PIĘKNE MECZE. DOKONALI CZEGOŚ NIEPRAWDOPODOBNEGO – BYLI O KROK NAD PRZEPAŚCIĄ, ALE SIĘ NIE PODDALI, ZA CO BĘDĄ MIELI U MNIE ZAWSZE SZACUNEK, BEZ WZGLĘDU NA TO, CO SIĘ WYDARZY. NA TAKĄ RESOVIĘ CZEKAŁAM – WALCZĄCĄ, DAJĄCĄ Z SIEBIE WSZYSTKO. RESOVIACY, JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!! <3

piątek, 11 kwietnia 2014

Jesteśmy dalej w grze!!!!

Resovia dokonała rzeczy niemożliwej. W trzecim meczu półfinałowym z Zaksą Kędzierzyn-Koźle ze stanu 0:2 wyciągnęli na 3:2 i tym samym przedłużyli rywalizację i zachowali szansę na awans do finału.

Cóż to był za mecz!!! Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Piterem, Perłą, Peterem, Paulem i Igłą. Pierwszy set – zdecydowanie dla Zaksy. Resovia popełniała dużo błędów, miała problemy w przyjęciu, stąd wynik 16:25. W drugim gra była zdecydowanie bardziej wyrównana i co ciekawe, Resovia prowadziła w końcówce, ale to Zaksa miała piłki setowe. Konkretnie 3. Wydawało się, że jest już koniec przy 24:25, ale uratował nas challenge. Przy kolejnym ataku Konara Andrzej Kowal ponownie wziął challenge i miał rację, ale popełnił błąd, gdyż poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki a nie bloku, który był, a którego sędziowie nie musieli uwzględniać przy sprawdzaniu dotknięcia taśmy. 0:2… Resovia jest na dnie, nie ma już nic do stracenia. Trzecią partię przepłakałam, bo wiedziałam, że to koniec, naprawdę… 8:11, Zaksa nas miażdży i nagle zwrot. Jakimś cudem udało się wygrać. No ok, trzecią partię wygrali, chwała im za to, ale czy uda się zdziałać coś więcej… Zaksa w czwartej partii wzięła się do roboty, choć Sovia zaliczyła całkiem dobry początek i prowadziła 8:5. Gospodarze kontrolowali wynik do stanu 16:12, potem było również 19:16 dla miejscowych i znowu nastąpił zwrot. Niesamowita końcówka Mistrzów Polski i mamy tie-break!!! Pierwsza myśl przed tą partią? Dość pięknych porażek!!! Jak to powiedział Fabio przed meczem, będzie można sobie wtedy tylko strzelić w łeb. Jednak w przeciwieństwie do spotkań w Rzeszowie, tutaj Resovia nie dała odskoczyć Zaksie, a wręcz sama cały czas prowadziła. Najpiękniejsza akcja meczu przy 7:6, genialne obrony z jednej i drugiej strony, wydawało się, że Zaksa skończy z lewego, a tu nagle Igła wyrósł w obronie, fantastycznym refleksem wykazał się Niko, udało się przebić tę piłkę a potem właśnie Niko skończył ją z lewego. Coś pięknego!!! Wtedy nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zwycięstwo było blisko, ale wiadomo jak to jest w siatkówce, dlatego spokojnie czekałam na koniec meczu (przy czym słowo spokój jest tu raczej nie na miejscu :P), 14:10, aut Witczaka, małe zamieszanko z challengem, ale KONIEC!!! MAMY TO!!!

Nie wierzę i pewnie prędko nie uwierzę (a kolejny mecz już jutro!). Za to kocham Resovię!!! Chociaż takie obrazki w wykonaniu Pasów to rzadkość. Od kiedy ja jestem na co dzień (można tak powiedzieć) z nimi, oglądam wszystkie transmisje, tak nigdy nie wyszli ze stanu 0:2. Dlatego tym większe brawa!!! Klasą samą dla siebie był Dawid, zdobywca 30!!! Punktów. Wziął na siebie ciężar gry i naprawdę nie zawiódł!!! MVP jednak został Piter, który imponował szczególnie w końcówce czwartego i w piątym secie świetną współpracą z Fabianem. Szczególnie zapadł mi w pamięci ten gwóźdź, którego zasadził, i tu mnie zabijcie… nie pamiętam kiedy :O Emocje wzięły górę, ja w tym momencie już nie myślę. Mniej widoczny był tym razem Peter, ale załóżmy, że nie był aż tak potrzebny, gdyż świetnie grał zwłaszcza Konar. A zresztą, może i Peter zagrał słabo w ataku, ale za to kapitalnie spisał się w przyjęciu. Najbardziej eksploatowany, poradził sobie znakomicie - 63% pozytywnego i 38% perfekcyjnego. Kapitalne wejście zaliczył Niko, który kończył najtrudniejsze piłki, genialnie podbił piłkę w tie-breaku, o czym już napisałam, do tego naprawdę fajnie zagrywał tym sowim kąśliwym flocikiem. Nie spalił się i to jest najważniejsze :) Tichy nie rozgrywał źle, wręcz przeciwnie, ale zmiana była potrzebna, głównie ze względu na wynik. Najpierw w pierwszym secie trener wymienił i atakującego i rozgrywającego, a  potem w czwartym z boiska zszedł tylko Tichy. I szczególnie drugie wejście było bardzo dobre. Świetna współpraca z Piterem, śmiałe wrzucanie piłek na środek – takiego Fabiana znamy :)No i na deser nasz mistrz obrony. Cóż on dzisiaj wyczyniał!!! Bronił niesamowicie, do tego naprawdę solidnie przyjmował i oczywiście w swoim stylu dbał o poziom emocji wśród chłopaków, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach, gdzie pojawiały się zalążki starej znanej nam Resovii dąsającej się po boisku z miną wyrażającą jedno – „Nie podchodź!”. Znani są raczej z tego, że w takich sytuacjach patrzą po sobie, poddają się bez walki, ale nie dziś!!!

Miłym akcentem meczu byli kibice Resovii ubrani w koszulki z numerem 7. Jak wiemy Alek przebywa we Włoszech, gdzie przechodzi kompleksowe badania i wkrótce przejdzie zabieg. KAPITANIE, TO DLA CIEBIE!!!

Dziękuję im za ten mecz, bo to było coś niesamowitego. Jutro kolejne spotkanie, kolejna wielka batalia… Pamiętajmy, że my dalej jesteśmy w tragicznej sytuacji. Nie wiem co się wydarzy, nie wiem jak ten mecz wpłynie na obie ekipy, ale wiem jedno – bez względu na wszystko, nie zapomnę im tego, co zrobili dzisiaj!!! Wyszli z niesamowitej opresji i to może im tylko dodać skrzydeł! Wszak Zaksa miała już świętować awans do finału… Niewykluczone, że będą świętować jutro, bo siatkówka jest nieobliczalna i jak widzieliśmy przed chwilą po raz kolejny, płata figle. Dzisiaj pokazała nam swoje najpiękniejsze oblicze, za które ją kochamy <3 Resovia pokazała, że potrafi walczyć i może wygrywać bez Alka, ale jutro będzie naprawdę ciężko. Najważniejsze w tym momencie jest jednak to, że my w ogóle mówimy o jutrzejszym meczu. A co się wydarzy? Okaże się już za ok. 17 godzin….


JESTEM DUMNA, ŻE MOGĘ KIBICOWAĆ TAKIEJ DRUŻYNIE!!! NIGDY ICH NIE ZOSTAWIĘ, BEZ WGLĘDU NA TO, CO SIĘ WYDARZY!!! <3

środa, 9 kwietnia 2014

Stephane Antiga odkrył karty, czyli słowo o powołaniach

Na chwilę porzucam temat Resovii i półfinałów. Jak zapowiedziałam ostatnio, oto moje spostrzeżenia na temat składu reprezentacji. Pewnie macie już dość, bo wszędzie pełno komentarzy samych zainteresowanych, opinii ekspertów, dziennikarzy itp. ale mimo wszystko zapraszam i zachęcam do komentowania :D

A więc już wiemy. Stephane Antiga ogłosił wczoraj trochę szerszą niż pierwotnie przewidywano, bo 26-osobową kadrę na 2014 rok. Powiem krótko: Jest Igła i to najważniejsze!!!

Dlaczego? A no dlatego, że nie wyobrażam sobie kadry bez tego człowieka. Krótko. Zresztą nie tylko ja, bo widzimy choćby teraz wielką ulgę w wypowiedziach trenerów, ekspertów, dziennikarzy, siatkarzy i kibiców. Bo Igła to jest naprawdę gość!!! Na początku w ogóle nie myślałam, że będę się tak trząść podczas ogłaszania składu! Na ziemię sprowadził mnie wywiad z Igłą w Przeglądzie Sportowym. Tytuł na okładce: To chyba koniec. Nie muszę mówić, co wtedy czułam… Jakby nagle wszystko sens straciło, naprawdę! Kiedyś w ogóle nie wyobrażałam sobie tego momentu, w którym nie będzie go w reprezentacji… No bo kiedy? Wszystkie imprezy przechodziły bardzo płynnie, Igła grał i nie zapowiadało się na to, że może go zabraknąć. Okazało się, że 2013 rok był przełomowym rokiem. Zresztą, wiemy o co chodzi, więc nie widzę sensu, żeby do tego wracać. Skupmy się na tym co jest, a raczej, co było wczoraj. Pozycja libero oczywiście była przedstawiana jako ostatnia. Serce wali… pierwsze nazwisko – Paweł Zatorski. Krótki komentarz Stephane’a. Kolejne nazwisko – Damian Wojtaszek. Emocje sięgają zenitu. W końcu ostatnio coraz częściej w gronie zainteresowanych pojawiało się nazwisko Michała Żurka. Jerzy Mielewski zapowiada trzecie nazwisko i tu powiem szczerze, poczułam co się święci. Z jednej prostej przyczyny – Jerzy Mielewski powiedział coś w stylu, że jest to trzecie nazwisko, ale broń Boże żadna gradacja. I wtedy doszło do mnie, że z dużym prawdopodobieństwem będzie to Igła. I tak też się stało. Kurczę, niby to tylko chwila, kilka sekund, a człowiek ma tyle myśli naraz… No jak już zobaczyłam Igłę, to jedyne na co mnie było w tej chwili stać, to wielkie UFF :)  

Dzisiaj już na spokojnie przejrzałam wszystkie komentarze, opinie o kadrze, kulisy powołań. I dowiedziałam się dwóch rzeczy – mianowicie, że Stephane dzwonił do wszystkich kadrowiczów tuż przed wyemitowaniem programu, a więc oni trochę szybciej znali decyzję. Kolejna sprawa to coś, czego spodziewałam się po tym, gdy usłyszałam, że na liście będzie aż 26 nazwisk, czyli – dopisanie zawodników po półfinałach. Podobno takich, którzy zachwycili Antigę swoją formą było dwóch – Dominik Witczak i właśnie Igła. Czyli wszystko rzutem na taśmę… Mimo wszystko przykro, że losy Igły w kadrze ważyły się w dwóch spotkaniach, które mogły się przecież różnie potoczyć. Ale nie ma co psioczyć, najważniejsze, że nasz libero jest w reprezentacji i teraz wszystko w jego rękach.

Wypadałoby wspomnieć również o innych reprezentantach. Na początek Resoviacy :) A tych jest w sumie pięciu. Oprócz Igły w kadrze znaleźli się też – Fabio, Konar, Piter i… Perła. I właśnie przy Łukaszu musze się zatrzymać. Zapewne wszyscy podśmiewali się z Ryszarda Boska, gdy ten w magazynie Polska2014 ogłaszał swoją 14 na mundial. Głównie dlatego, że na jego liście znalazł się Perła. Wtedy grał kapitalnie, ale mało kto spodziewał się, że Łukasz w ogóle będzie w kręgu zainteresowania Stephane’a. A jednak!!! Naprawdę podziwiam naszego środkowego za determinację i ogromną cierpliwość. Jego pozycja w Resovii delikatnie rzecz ujmując w ostatnich latach sprowadzała się do siedzenia na trybunach. Nie rozumiałam go dlaczego siedzi w tym klubie, skoro nie gra. Każdy normalny zawodnik chce grać, choćby i w gorszym klubie. A Łukasz jest w Resovii tyle lat i mimo to nie odchodził. I nie ukrywam, że go nie lubiłam, może głownie dlatego, że nie rozumiałam motywów siedzenia w dobrym klubie, koszenia medali za nic. Brutalnie to brzmi, ale z boku tak to właśnie wyglądało. Sytuacja jak dobrze wiemy, zaczęła zmieniać się w końcówce ubiegłego sezonu, gdy Łukasz zaczął wchodzić  w końcówkach setów na zagrywkę. Przełomowy okazał się ten rok, w którym najpierw skorzystał z absencji Kosy a potem własną grą nie dał sobie wydrzeć miejsca w pierwszej szóstce. Zdeterminowany, cierpliwy – opłaciło się. Teraz jest w kadrze i naprawdę może walczyć o cos więcej niż tylko po prostu bycie w niej. A ma przecież już 30 lat i pamiętajmy (choć ja sama o tym naprawdę nie wiedziałam, za co mi wstyd), że Perła w reprezentacji już był, ale szyki pokrzyżowała mu kontuzja. Łukasz, jedno co mogę Ci teraz powiedzieć, to SZACUN! I wielkie gratulacje!!! Oczywiście będę za nigo trzymać bardzo mocno kciuki, bo zasłużył na miejsce w kadrze :D

Reszta powołań z Asseco Resovii raczej nie jest niespodzianką – Fabian, Piter, Dawid. Cóż o nich można napisać… Piotrek to w tym momencie chyba pewniak i to w pierwszej szóstce. Fabian – ostatnio typowany na pierwszego rozgrywającego, ale wobec rzadkiej gry i naprawdę świetnej dyspozycji Pawła Zagumnego, chyba jednak będzie tym drugim. Jednak na pewno nie takim drugim, jak u Andrei Anastasiego, gdzie wychodził tylko po to, żeby przegrywać.. Dawid gra nieźle. Imponuje szczególnie blokiem, a konkretnie pojedynczym i oczywiście solidną, w miarę regularną zagrywką. O miejsce w jego przypadku, będzie jednak bardzo ciężko. O czym już za moment.

Są też niespodzianki. Największą mimo wszystko jest powrót Mariusza Wlazłego. Od dawna mówiło się o jego powrocie, jednak sam Mariusz nie wyrażał zbytnio chęci, głównie przez relacje z PZPS-em. Jak wiemy, rozmowy Antigi z Szamponem również były długie i trudne, ale udało się i Mariusz oficjalnie wraca do kadry po 4 latach nieobecności. Co do jego osoby to powiem tak – przed IO, bo wtedy tez poruszano ten temat, byłam zdecydowanie przeciw jego powrotowi, ponieważ nie po to inni zawodnicy trenowali ciężko, aby przyszedł ktoś z zewnątrz i za nic zabrał im miejsce. Jednak po IO byłam jak najbardziej za, bo było to nowe rozdanie i inne twarze w kadrze były mile widziane. Naprawdę cieszę się, że Mariusz wraca i mam nadzieje, że będzie grał tak jak przyzwyczaił nas w Skrze, bo jest naprawdę świetnym zawodnikiem i czas, żeby (mówię to tylko i wyłącznie w imieniu kibiców Resovii) grał z nami a nie przeciwko nam, bo wystarczająco dużo krzywd nam narobił po drugiej stronie siatki ;) Jest też Zbigniew Bartman, który rozgrywa niezły sezon w Modenie, jest Grzegorz Bociek i Dominik Witczak, stąd Dawidowi będzie naprawdę ciężko, ale jest w stanie pokazać się z dobrej strony.

Inne pozycje chyba bez niespodzianek. Miłym akcentem są powołania dla Resoviaków wypożyczonych do innych klubów – Rafała Buszka i Mateusza Miki. Wiemy, że szanse na grę będą mieli raczej nikłe, ale dla nich, jak i też dla Resovii jest to bardzo fajna sprawa. Na miejsce w szerokiej kadrze na pewno zasłużyli, a to może im tylko pomóc, również w perspektywie gry w Resovii, bo przecież dalej formalnie są jej zawodnikami :) Gdyby tak się głębiej zastanowić, to z zawodników Resovii powołanych do kadry można sklecić szóstkę ;) Byłoby ciekawie :D

Gdy dowiedziałam się, że w takiej formie będą przedstawiane nazwiska powołanych to się uśmiałam. Ok, Mistrzostwa Świata to bardzo ważna impreza a fakt, że jej gospodarzem jest Polska, dodatkowo podnosi rangę, szczególnie dla nas, Polaków. Ale czy ogłoszenie SZEROKIEJ, podkreślam to specjalnie, kadry, którą spokojnie mogliśmy wypisać z może nawet 90-procentową skutecznością, jest czymś wielkim, godnym robienia takiego spektaklu? Moim zdaniem nie. Kiedyś przecież 22-osobowa kadra była ogłaszana na stronie PZPS-u i tyle. Jednak ostatnie doniesienia o prawdopodobnych brakach niektórych zawodników, o przewidywanych małych sensacjach, spowodowały, że naprawdę stresowałam się przedstawieniem składu. Na szczęście niespodzianek in minus brak, więc mogę ze spokojem oczekiwać na rozpoczęcie sezonu reprezentacyjnego.

Zanim jednak ponownie będziemy żyć meczami biało-czerwonych, czeka nas, fanów Sovii, bardzo ważne spotkanie w Kędzierzynie-Koźlu. Czy czegoś się spodziewam? Chyba tylko walki. Nie chcę robić sobie presji, że muszą wygrać, bo ostatnie mecze wywołują we mnie tyle emocji, stresów, że naprawdę coraz częściej mam zwyczajnie dość. Liczę na dobre spotkanie, a czy uda się przedłużyć rywalizację, czy będzie to ostatni mecz, który obejrzę w telewizji? Okaże się już w piątek.

Jest Igła, więc Stephane ma u mnie czystą kartę. Jeszcze nie zdążył zaleźć mi za skórę, więc jest dobrze, bo w innym wypadku byłoby o wiele gorzej… :)

Tyle na dzisiaj ode mnie, mam nadzieję, że choć w części zgadzacie się ze mną, a jeśli nie, to chętnie dowiem się co myślicie i ewentualnie się z Wami pokłócę :) Podoba Wam się ten skład? Czy może coś byście zmienili? Zachęcam do komentowania :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sytuacja fatalna, ale było naprawdę dobrze!

I znowu to samo. Asseco Resovia Rzeszów ponownie przegrała z Zaksą Kędzierzyn-Koźle po tie-breaku. Tym samym całkowicie straciła przewagę własnej hali, a rywalom brakuje już tylko jednego zwycięstwa do awansu do finału.

Pierwszą podstawową sprawą przed rozpoczęciem meczu była psychika gospodarzy. Utrata najważniejszego zawodnika zawsze źle wpływa na zespół. Resovia miała 21 godzin na otrząśnięcie się z tej sytuacji i przygotowanie zastępczego wariantu. Najważniejsza była pozycja przyjmującego. Peter po słabym meczu, Paul po niezbyt dobrym wejściu i Niko – którzy z nich wyjdą na boisko i ;przede wszystkim jak zagrają? Czy będzie lider, czy gra całkowicie się załamie? Pytań było wiele… Moje podejście do meczu? Zabijcie mnie, ale ja nie spodziewałam się, nie liczyłam na nic. Bez stresu, emocji, które odczuwałam jeszcze w piątek. Porażka by mnie nie zaskoczyła, zwycięstwo byłoby czymś naprawdę wielkim.

Zaczęliśmy jednak z Fabianem, Jochenem, Peterem, Paulem, Piterem, Perłą i Igłą. Z zawodnikami przed rozgrzewką wyszedł również nasz kapitan, który choć nie musiał, pojawił się na spotkaniu. O kulach, smutny, wręcz załamany i zrozpaczony – nie takiego Alka znamy. Koledzy musieli zagrać dla niego!!! Początek meczu, ba, cały pierwszy set totalna porażka. Resovia nie miała nic do powiedzenia. Nasi zawodnicy mieli sporo problemów z kończeniem akcji, źle przyjmowali a rywale nie mieli żadnych kłopotów i z zimną krwią wbijali nam gwóźdź za gwoździem. Rozluźnieni, no ale jak mogło być inaczej? Drugi set świetny w wykonaniu Resovii. Początek – 5:0. Szczerze? Byłam lekko wkurzona, że tak szybko odjechali, bo bałam się, że jak zwykle wszystko roztrwonią i się jeszcze bardziej załamią. Ale nic z tych rzeczy. Resovia kończyła ataki, na zagrywce rządził Perła i tym samym na tablicy wyników pojawił się remis – po 1. Trzecia partia zapowiadała się na kluczową. Zaksa objęła prowadzenie i nie oddała go do połowy seta. Potem to Resovia doszła do głosu, jednak końcówka zdecydowanie dla Zaksy – 25:20. Ważnym momentem był challenge po ataku Konara przy 20:22, bo okazało się, że nasz atakujący zmieścił piłkę w polu, a trener niestety dla nas poprosił o sprawdzenie bloku. Zamiast 21:22 było więc 20:23 i Zaksa pewnie zakończyła tego seta asem. Czwarty set? Czy ja czegoś oczekiwałam? Na pewno walki. Rywale szybko odjechali na kilka punktów i praktycznie ciągnęli ten wynik do 20 pkt. 16:19, 17:20 – błąd Możdżonka przy przechodzącej. Komentatorzy wieszczyli, że to może się obrócić przeciwko Zaksie, ale ile razy coś mówią a potem nic się nie dzieje. Tym razem jednak mieli rację. Przy stanie 17:20 na zagrywce pojawił się Dawid i to dzięki niemu zdobyliśmy 5 punktów z rzędu. Nerwy w końcówce, ale dzięki świetnym atakom Petera i krótkiej ze środka niespodziewanie doprowadziliśmy do tie-breaka. W nim od początku rządzili goście. Resovia była nieskuteczna ze środka, ale nie ma co się dziwić. Wystarczyło spojrzeć na Pitera, który ledwo co stał na parkiecie. Nasi jeszcze walczyli, ponownie wzięli się do roboty przy 8:13, wtedy udało się ugrać 3 oczka z rzędu, jednak potem dwa punkty dla Zaksy i koniec. 0:2 w play-offie a w perspektywie mecz na terenie rywala.

Czy jestem zła na Resovię? Nie! Dlaczego? Bo pokazali, że potrafią. Podnieśli się po fatalnym pierwszym secie i walczyli do upadłego, czego symbolem była końcówka czwartego seta. Zagrali naprawdę fantastycznie, oczywiście biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Do zwycięstwa zabrakło niewiele.  Na boisku W KOŃCU dzielił i rządził Peter, który wziął na siebie ciężar gry, był na pewno naszym liderem i nie zawiódł. Zdobył 21 punktów, świetnie przyjmował i naprawdę nieźle zagrywał. Takiej gry od niego oczekiwaliśmy, zwłaszcza wczoraj pod nieobecność Alka. Piątkowy mecz nie zwiastował niczego dobrego w jego wykonaniu, a tymczasem bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Pamiętam jego atak w końcówce 4. seta, bodajże dający nam setbola (nie pamiętam dokładnie). Skończył go z lewego i było w nim tyle radości, jak nigdy! Gdy odwrócił się w stronę kibiców, biegał – poczułam, że nie wszystko stracone. Wtedy zobaczyłam w nim Alka i po części też Dżordża, gdy zapewniał nam Mistrzostwo Polski. Swoje zrobił też Paul – może niewidoczny, ale do tego zdążył nas już przyzwyczaić na przestrzeni 3 lat jego pobytu w Rzeszowie. Cieszyłam się, gdy kończył ataki, bo z tym u niego naprawdę bywa różnie. Podstawowym jego zadaniem było przyjęcie i z tego na pewno się wywiązał. Na ataku grali zarówno Jochen i Dawid. Obaj może nie porywali swoją grą przez cały mecz, ale podkreślić należy to, co zrobił Dawid w końcówce 4 seta. Sprawił, że hala ożyła i pojawił się cień szansy na ostateczne zwycięstwo. Ważnym elementem był środek – zarówno Piter jak i Perła bardzo skutecznie atakowali, zdobywając odpowiednio 13 i 11 punktów. Niestety w najważniejszym momencie, czyli w tie-breaku środkowi nie kończyli swoich akcji, co sprawiło, że mieliśmy trudny start. Na rozegraniu rozpoczął Fabian, który na pewno zagrał dobrze, wykorzystywał środkowych, dzięki czemu mógł rozrzucać blok rywali. W czwartym secie pojawił się Lukas. Tichy zaliczył niezłe wejście. W porównaniu z piątkowym spotkaniem mniej widoczny w obronie był Igła, ale bronili inni zawodnicy. Nasz libero za to naprawdę świetnie przyjmował uzyskując 71% dobrego przyjęcia i 50% perfekcyjnego.

Powtarzam – nie mam im nic do zarzucenia. Zagrali kapitalnie, zabrakło niewiele... Oczywiście, jestem świadoma, że szanse Resovii na awans do finału drastycznie zmalały, wszak straciliśmy nasz największy atut, czyli halę. Ale to, co też powiedzieli na samym końcu komentatorzy, powinno być kwintesencją wczorajszego meczu – może i Resovia przegrała, ale zawodnicy udowodnili sobie, że potrafią, nie załamali się, nie poddali. Jadą do Kędzierzyna pełni wiary w swoje możliwości, które pokazali w tym meczu. Będzie naprawdę ciężko, ale pamiętajmy, że na meczach z Zaksą świat się nie kończy. Jeżeli nie uda się awansować do finału,  to są jeszcze mecze o 3. Miejsce. Oczywiście, sezon będzie wtedy całkowitą porażką, Resovia będzie jak za dawnych czasów nazywana wielkimi przegranymi, ale 3 miejsce to też jest coś i trzeba o nie zawalczyć a nie uznać, że skoro nie ma nas w finale, to reszta się nie liczy. Wiem, wiem, że jest jeszcze jeden, może dwa a może nawet trzy mecze i wszystko się jeszcze może zdarzyć, ale musimy być świadomi, że będzie naprawdę ciężko.

Kolejny piękna porażka za nami. W tym sezonie było ich aż nadto. Jednak ta kolejna piękna porażka może dawać jeszcze nadzieję. Bo gdyby było 0:3, to wątpię, aby Resovia była w stanie pozbierać się psychicznie do kolejnego spotkania. Teraz trzeba wierzyć. A wiara czasem czyni cuda, zwłaszcza w takim pięknym, choć brutalnym, bardzo nieprzewidywalnym sporcie, jakim jest siatkówka.

Dziękuję za walkę, za serce (choć ono tak naprawdę siedziało za bandami) i czekam na dobry mecz ;)

Pozdrawiam



PS. Czyhajcie na kolejnego posta w okolicach środy – wtedy odniosę się do powołań Stephane’a Antigi, który już we wtorek odkryje karty. Czy na liście będzie Igła? To jest chyba podstawowe pytanie i najbardziej intersujące nas nazwisko. No, panie Antiga, zobaczymy coś tam Pan wymyślił :) 

sobota, 5 kwietnia 2014

Bez zwycięstwa i bez Alka

Nie tak to miało wyglądać. Asseco Resovia Rzeszów, pomimo bardzo dobrej gry, przegrała wczoraj w pierwszym meczu półfinałowym u siebie z Zaksą Kędzierzyn-Koźle 2:3. Bez wątpienia jednym z powodów takiego wyniku była fatalna kontuzja naszego kapitana, Alka, który nie zagra już do końca sezonu.

Mecz z Zaksą, a zwłaszcza ten pierwszy, po długiej przerwie, był, przynajmniej dla mnie, bardzo stresującym wydarzeniem. Dawno nie widziałam w akcji Resoviaków, a ostatnim spotkaniem, które miałam „przyjemność” oglądać, był półfinał Pucharu Polski. Wiemy, co się wtedy stało. Wiemy też, kto sięgnął po ten Puchar. Rywalizacja z Zaksą jest w tym momencie najważniejszą batalią tego sezonu. Do końca nie było wiadomo w jakiej formie do wczorajszego spotkania przystąpią rzeszowianie, stąd byłam wręcz przerażona, ale jednocześnie podekscytowana i załamana faktem, że wkroczyliśmy w decydującą fazę sezonu, który zaraz niestety się zakończy.

Ten mecz zaczęliśmy w składzie z Tichym, Jochenem, Alkiem, Peterem, Piterem, Perłą i Igłą, czyli szóstką A, wg ubiegłotygodniowych sparingów między dwoma składami Resovii. Początek meczu niezwykle stresujący. Przez całego seta bardzo się bałam, gdyż wiadomo, że dobre wejście w mecz jest bardzo ważne. Walka toczyła się punkt za punkt. Sporo błędów Resovii, ale za to świetna zagrywka – tak to wyglądało w początkowych akcjach. Dopiero w okolicach 20. punktu udało nam się odskoczyć, co w efekcie dało nam prowadzenie 1:0. Druga partia zaczęła się świetnie dla Resovii. Wydawało się, że przewaga psychologiczna, którą udało się chłopcom zbudować, jest tak wielka, że zwycięstwo Sovii w tej partii ani przez moment nie będzie zagrożone. Ale Resovia, jak to Resovia, nie byłaby sobą, gdyby nie dała się dogonić. Ze stanu 18:14, zrobił się remis po 18, potem z prowadzenia 22:20, zrobiło się 22:25. Poczucie mimo wszystko delikatnie frajersko przegranej partii mogło źle wpłynąć na zespół. Po prostu nienawidzę takich sytuacji, bo po tak dobrej grze, niespodziewana porażka, może całkowicie odwrócić wynik. Na całe szczęście, Resovia w trzeciej partii wróciła do bardzo dobrej gry. Prowadziła od początku do końca. 19:12, bodajże taki wynik widniał na tablicy, gdy w naszej pierwszej akcji, pozornie normalnej, Alek został zablokowany. No cóż, zdarza się. Alek, jak to bardzo często zdarza nam się widywać, bardzo niebezpiecznie lądował przy środkowej linii. Przewrócił się i już nie podniósł. Okazało się, że doznał bardzo ciężkiej kontuzji, która wyglądała fatalnie w powtórkach. Gdy usłyszałam magiczne słowa z ust Tomasza Swędrowskiego „koniec sezonu”, zaczęłam najzwyczajniej w  świecie ryczeć. Ale nie tak po prostu płakać z współczucia i smutku, tylko ryczeć. Alek – nasz kapitan, nasz motor napędowy, zawodnik, którego nieobecności na parkiecie w przeciągu całego sezonu można policzyć na palcach jednej ręki, nasz najważniejszy człowiek w zespole nie zagra do końca sezonu. Gdy go znosili, gdy w końcu opuścił halę żegnany okrzykami na stojąco, gdy leżał zwinięty z bólu – po prostu nie mogłam powstrzymać się od płaczu. W tym momencie przestał dla mnie być istotny wynik. Nawet nie pamiętam końcówki tego seta. Resovia bez niego? nie wyobrażam sobie tego. Nagle poczułam, że to może być koniec nie tylko dla Alka, ale również dla całego zespołu, nie tylko w tym meczu. Przepraszam, ale ja tak naprawdę pomyślałam.  Mimo prowadzenia 2:1, czułam, że jeśli nie wygrają czwartej partii, to w tie-breaku może być naprawdę ciężko. Przed 4 odsłoną uspokoiłam się i wróciłam do gry. Ale ta gra bledła z każdą kolejną akcją. Nie było agresji na zagrywce, Zaksa odskoczyła i choć udało się dojść rywali na 17:18, to jednak końcówka zdecydowanie należała do gości. Wszystko musiało rozstrzygnąć się w piątej partii. My bronimy swojej bazy, TwieRRdzy. Porażka może nam znacząco utrudnić drogę do wygrania tego półfinału. Początek fatalny – 0:3, potem przebudzenie - 7:8. Gdy komentatorzy zapowiedzieli niezwykle emocjonującą końcówkę meczu, nagle zrobiło się 8:13. Wizja porażki stawała się coraz bardziej realna. Ale cóż za zryw! Kapitalne akcje w obronie, m.in. cudowna, wręcz heroiczna obrona Paula, ataki kończone przez Konara i nagle 12:13. A może jeszcze nie wszystko stracone? 12:14 i skuteczna obrona piłki meczowej. 13:14 i niestety koniec…. Co to dla nas oznacza? Że będzie naprawdę ciężko pokonać Zaksę w całej rywalizacji. Kontuzja Alka to był wstrząs dla całego zespołu. Wstrząs, z którego już się nie podnieśli. Na pewno mieli w głowie to, co stało się z ich kapitanem i pewnie też przez to nie byli w stanie więcej zdziałać. Walczyli i za to ogromne brawa, jednak na tym etapie liczą się zwycięstwa. Teraz to Zaksa ma tzw. handicap w postaci wygranej na boisku rywala.

Graliśmy u siebie, powinniśmy wygrać. Resovia zawsze atakowała z niższych pozycji i pierwsze mecze rozgrywała na wyjeździe i nie powiem, ja naprawdę wolałam takie rozwiązania. Teraz musieliśmy wygrać i co najbardziej boli, to fakt, że to zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Resovia grała świetnie, naprawdę. Może nie pięknie, ale niezwykle skutecznie. Kapitalne zagrywki, którymi niesamowicie utrudniała Zaksie wykonanie pierwszej akcji, w sumie 10 asów, cudowne kontry, piękne obrony – taką Resovię znamy i taką kochamy. No właśnie, czego zabrakło? Nie czego, tylko kogo – Alka. Może to się wydawać dziwne z boku, że jeden facet, a raczej jego brak jest w stanie zatrzymać cały zespół. Alek to ktoś więcej niż zwykły zawodnik i my doskonale o tym wiemy. Wczoraj grał kapitalnie. Był niezwykle upierdliwym zawodnikiem. Kończył siłowo, czyli w swoim stylu, ataki, grał na świetnej skuteczności i naprawdę ciężko było go wczoraj zatrzymać. Po tym jak zszedł, pojawiła się okropna wizja – jutro będzie naprawdę ciężko, dlatego dzisiaj (czyli wczoraj) trzeba wygrać!!! To się nie udało i nawet nie chcę myśleć, co będzie dzisiaj. Te mecze kosztują mnie strasznie dużo nerwów, jak nigdy. Brak Alka powoduje, że ten mega silny wyrównany skład nagle staje się przekleństwem, może nie tyle cały skład, co obecność obcokrajowców. W tym momencie na pewno gramy na 2 zagranicznych przyjmujących. A to oznacza, że ktoś z podstawowej ostatnio pary Schöps- Tichacek musi siedzieć na ławce. Wydawałoby się, biorąc pod uwagę przekrój całego sezonu, że to Lukas zawsze będzie tym kozłem ofiarnym. A tymczasem od dobrego miesiąca gra w pierwszej szóstce i wczoraj też to nie on, a Jochen musiał opuścić parkiet. A Jochen grał naprawdę bardzo dobrze. Tym samym, Resovia pozbawiła się dwóch liderów z wczorajszego meczu. no to kto miał atakować u nas – Konar, który ledwo co wszedł z ławki, czy para Penchew-Lotman, która większość sezonu przesiedziała na ławce i zaliczała tylko pojedyncze wejścia. Nagle nie było tego, który pociągnąłby zespół i do którego Lukas miałby 100% zaufanie. Pole manewru ogranicza się do minimum. Jak trener będzie chciał wprowadzić Jochena, to będzie musiał zejść Lukas i odwrotnie. Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało i przepraszam za to, co napiszę (możecie mnie zrugać, buntować się, obrzucać w komentarzach – nie ma problemu), ale ja tę rywalizację widzę w naprawdę czarnych barwach. Staram się być szczera i nie koloryzować. Bez Alka to nie jest ten sam zespół.

Jeszcze chwila o statystykach. Jak już wspomniałam, Resovia kapitalnie grała zagrywką, ale niestety tylko do pewnego momentu, doskonale wiemy, którego. Potem siła zanikła, pojawiły się proste serwisy, z którymi bez problemu radzili sobie rywale. Indywidualnie najwięcej punktów zdobył Jochen – aż 17, przy czym pamiętajmy, że grał tylko przez 3 sety, a nawet niecałe. 15 oczek dorzucił Piter, a po 13 zmiennik Jochena, czyli Dawid i właśnie Alek. Należy tu wspomnieć słówko o Dawidzie, który na pewno był najjaśniejsza postacią w zespole po zejściu Alka. Dzisiaj zapewne wyjdzie w pierwszym składzie, gdyż pewnie pierwszym rozgrywającym będzie Lukas, co jest dla mnie, powiem po raz kolejny ogromną sensacją. Wczoraj Lukas grał kapitalnie, szczególnie na zagrywce. Dawno nie widziałam go tak serwującego, może nawet pierwszy raz w sezonie, gdyż znam go jako raczej tego, który często wstrzymuje rękę, a tu prezentował się naprawdę świetnie – tak, jak mi imponował, zanim przyszedł do Resovii. Prawdę powiedzieli komentatorzy, że Sovia jakby stanęła wpół drogi ku przyspieszeniu gry. Pamiętamy początki z Fabianem, momentami wręcz szaleńczą grę. Mieliśmy zmienić styl, a tymczasem, co widać, wróciliśmy do wariantu, którym wygrywaliśmy dwa ostatnie mistrzostwa. Jednym słowem – siła razy ramię, czyli skuteczność kosztem piękna. Tak można grać, gdy ma się w składzie wykonawców. U nas takim zawodnikiem był Alek. Jak teraz będzie wyglądała gra? Sztab miał niecałe 22 godziny na wymyślenie planu B. jak to wyjdzie w praniu, okaże się już dziś. Na koniec wisienka na torcie, czyli Igła. To, co wczoraj wyprawiał, było niesamowite. Z meczów, które miałam okazję oglądać, był to zdecydowanie najlepszy w jego wykonaniu. Kapitalne obrony w wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach, które nakręcały zespół do gry. Gdyby Resovia wygrała nie mam wątpliwości, ze zostałby MVP. Ale wynik był inny. Na pewno czytaliście wczorajszy wywiad z Igłą w Przeglądzie Sportowym. Gdy tylko zobaczyłam nagłówek na okładce, łzy stanęły mi w oczach. To nie jest czas i miejsce na pisanie o kadrze, ale wierzę, że to jest spóźniony żart primaaprilisowy. Stephane Antiga ma jeszcze 3 dni na zmianę decyzji. Jeżeli prawdą jest, co wczoraj mogliśmy przeczytać, to Igła w najlepszy możliwy sposób przedstawił się trenerowi. Na pewno wrócę do tego tematu po ogłoszeniu 22-osobowego składu na 2014 rok. Śmiałam się z całej tej otoczki, bo w końcu czego można się spodziewać, ale w tym momencie Stephane ma u mnie spory znak zapytania.

Całe wczorajsze widowisko na pewno popsuli sędziowie, którzy podjęli gro fatalnych decyzji, które skutecznie weryfikował challenge. W czwartym i piątym secie przeszli samych siebie, gdy nie odgwizdywali Zaksie ewidentnie nieczystych odbić. Dzisiaj mecz poprowadzi inna para, więc mam nadzieje, że i poziom sędziowania będzie inny. Wierzę, że o wiele lepszy.
Nie męczę już Was, ale jeszcze tak na koniec:

Alek to serce zespołu. Bez serca trudno jest grać, co widzieliśmy wczoraj. Ale są inni zawodnicy. Może to czas, aby tacy gracze jak Paul czy Niko pokazali, że nie po to ciężko cały sezon trenowali, żeby siedzieć na ławce i są w stanie grać na wysokim poziomie. To jest ich moment! Chłopaki, wygrajcie to, nie tylko dla siebie, kibiców, ale również a może przede wszystkim dla swojego kapitana! Nie poddawajcie się, o tyle proszę!!! Dajcie nam jeszcze trochę przyjemności, bo nie może być tak, że cała rywalizacja skończyła się po 2,5 seta…


Pozdrawiam