wtorek, 31 grudnia 2013

Alfabet 2013 cz. 3

A oto i ostatnia część Alfabetu. Dzisiaj Sylwester... No cóż... Rok 2013 był jaki był - momentami lepszy, w większej części jednak gorszy (chociażby dla reprezentacji). Rok 2014 stoi pod znakiem MŚ. Jak to szybko leci... Zaraz będzie już po. Dużo wyzwań dla naszej reprezentacji, dla Resovii również - walka o tytuł nabiera tempa, za tydzień rozpocznie się druga rudna fazy zasadniczej, zaraz faza play-off w LM, potem Puchar Polski. Dużo grania, także na pewno nie będziemy się nudzić. I oby ten Nowy Rok był po prostu lepszy od poprzedniego... :) A tymczasem po raz ostatni cofnijmy się do tego, który skończy się za kilka godzin. Od do Z. Czekam na komentarze :D

  P-  pierwsze trofeum w nowym sezonie – Superpuchar – to trofeum nie jest jakoś wysoko cenione, ale zawsze miło jest mieć je w swojej kolekcji. Jest to bardziej sprawa prestiżowa i tym fajniej, że udało się go zdobyć i to w takich okolicznościach. Ponad 3-godzinny mecz, 5 setów, dużo emocji, egipskie ciemności w hali w Poznaniu – na pewno miłe wspomnienia wiążą się z tym widowiskiem. Rok temu się nie udało, teraz za to udało się go zdobyć i fajnie :) Tylko, żeby to nie było jedyne trofeum!!! :O

  R-  renifer Niko ratuje święta czyli bardzo dobre wejścia Nikiego z ławki – skoro niedawno były święta, to nie mogłam się powstrzymać przed wykorzystaniem tego tytułu. My również mamy swojego Nikiego, który wielokrotnie ratował nas z opresji, dawał bardzo dobre zmiany i po prostu nie zawodził. W pierwszym składzie pojawia się rzadko, ale jest pierwszym zmianowym na przyjęciu i gdy wchodzi, to zawsze wprowadza sporo spokoju na samym przyjęciu a dodatkowo świetnie kończy akcje w ataku i skutecznie odrzuca rywali od siatki swoim flotem. Ciekawe czemu ostatnio właśnie nie wykonuje zagrywki z wyskoku… W końcu ją też ma bardzo dobrą. Nie ma jednak co narzekać, Niko jest z nami i niech mi teraz ktoś powie, że to był zły transfer. Mam tylko nadzieję, że rola naszego przyjmującego nie sprowadzi się jedynie do ratowania naszego zespołu ;)

 S-  starania o organizację F4 w Rzeszowie – plany były, mówiono o tym od bardzo dawna, jednak się nie udało. Przegraliśmy z Ankarą, która przebiłaby każdą ofertę. Turcy dysponują takimi pieniędzmi, że CEV nie miał prawa ich nie wybrać. Ciekawe tylko co będzie z frekwencją… Wiemy co działoby w Rzeszowie – F4 traktowane byłoby jak prawdziwe święto. Atmosfera, doping… No cóż. Może jeszcze kiedyś Rzeszów dostanie taką szansę. Tymczasem, aby znaleźć si w gronie 4 najlepszych zespołów Europy, trzeba przedrzeć się drogą sportową. Źle nie trafiliśmy, szansa jest, ale wiadomo – mieliśmy gładko wygrać swoją grupę i wiadomo co było. Więc teraz trochę pokory, dużo koncentracji i może w końcu spełnimy swoje marzenie. Skra, Jastrzębie, Zaksa wiedzą co to smak F4. Najwyższy czas na mistrzów Polski… :D

  T-  TwieRRdza Rzeszów – o Podpromiu można już tworzyć legendy. Ja nigdy nie przestanę być pod wrażeniem oprawy meczów, kibiców i w ogóle całej otoczki, jaka jest w Rzeszowie szczególnie przed ważnymi meczami. TwieRRdza Rzeszów padła kilka razy – w 2013 roku w oficjalnych meczach, o ile dobrze liczę, trzykrotnie – z Macetatą, Zaksą i Budvą. No cóż, ciekawe jak to będzie w nadchodzącym roku. I ciekawe, czy będą wisiały topory ;)

 U- utrzymanie składu – do tego Andrzej Kowal dążył i to się udało. W sumie jakby tak się zastanowić, to pierwsza szóstka mogłaby wyglądać identycznie jak w tamtym sezonie. Jednak przyjście czterech nowych siatkarzy sprawiło, że należało ich ogrywać, aby na najważniejsze mecze mieć zgraną drużynę. Co ciekawe, momentami mamy tylko jednego obcokrajowca w pierwszej szóstce (Alka traktuję jako Polaka! ;)). Ktoś tu narzekał na za dużą liczbę cudzoziemców w naszej drużynie? ;p

  
  W-  wielki pech Paula – może sformułowanie „wielki pech” to nadużycie, ale pewne jest to, że Paul od przyjścia do Resovii nie miał łatwego życia, a w tym sezonie to już w ogóle. Najpierw skutecznie wygonił na ławkę Marko Bojić’a, potem Nikolę Kovacević’a, a teraz stał się po troszku ofiarą wyrównanego składu. Może nigdy nie porywał swoją grą, ale czy to w finale ze Skrą czy w wielu meczach w poprzednim sezonie stanowił bardzo silny punkt zespołu. A teraz? Gra rzadko, ale to też jest spowodowane tym, że po pierwsze mamy dwóch nowych zawodników, których jak już wcześniej wspomniałam, należy ogrywać, po drugie późno do nas dołączył a po trzecie – w trakcie pierwszej rundy wyjechał z kadrą na Puchar Wielkich Mistrzów. Najgorsze jest to, że tam siedział na trybunach – nawet nie wskoczył do 12! Nie dość, że nie grał, tracił czas w reprezentacji, to jeszcze słabo grał w Sovii, bo jak się pojawiał to zazwyczaj w końcówkach, dostawał mało piłek, a jeśli już dostał to albo był blokowany, albo bił pod górę i na jego, i nasze nieszczęście, nie znajdował w bloku rąk rywali. Dopiero w meczu z Częstochową zagrał od początku do końca, ba – zdobył 16 punktów i zasłużył na MVP, jednak statuetki nie zdobył. Oby 2014 rok był dla niego lepszy!!!

   
  Y-  yyy.. będzie, będzie zabawa!!! – ta piosenka jak żadna inna kojarzy mi się z Resovią. Może dlatego, że była śpiewana na prezentacji naszego zespołu w październiku, może dlatego, że teledysk został nagrany na rynku w Rzeszowie, nie wiem… Wiem natomiast, że ta nuta zawsze będzie wywoływała uśmiech na mojej twarzy, gdyż wtedy zawsze myślę o naszej kochanej Sovii <3

 Z- Złoto Mistrzostw Polski – jest to zdecydowanie najlepsze podsumowanie mijającego roku. Bywało i nadal bywa różnie z formą, skutecznością, ze zgraniem, jak to w Resovii. Jestem wręcz przekonana, że i zawodnicy, i my będziemy patrzeć na ten rok głównie przez pryzmat wygranego finału PlusLigi. Bo Mistrzowie są w Rzeszowie <3 

     Pozdrawiam i cóż.. do zobaczenia (a raczej w tym wypadku przeczytania??? :D) w 2014 roku. Najprawdopodobniej dopiero w przyszłym tygodniu, po wznowieniu rozgrywek PlusLigi. Trzymajcie się i szampańskiej zabawy!!! ;)

      PS. Przypominam o "reakcjach" :) 

sobota, 28 grudnia 2013

Alfabet 2013 cz. 2

A oto druga (nieostatnia) część mojego Alfabetu ;) Od I do O. Zapraszam :)

   I-  Igła czy Alek? Który z nich najlepszy w 2013 roku? – Glosujący w ankiecie na blogu oraz na Facebooku w zdecydowanej większości opowiedzieli się za naszym libero. Zresztą, nawet Marek Magiera w swoim felietonie wybrał Igłę najlepszym zawodnikiem tego roku. Fakt faktem, byłoby pewnie inaczej, gdyby reprezentacja Polski osiągnęła coś w tym roku. Oczywiście, było to w formie zabawy, i my też raczej w ten sposób powinniśmy do tego podchodzić, ale obiektywnie patrząc, można by tak stwierdzić. Bardzo dobrze prezentował się zwłaszcza w samych play-offach, gdy świetnie bronił i bardzo pewnie przyjmował. Stąd jest to na pewno dobra decyzja ;)

  J- Jochen profesor w każdym calu – jak inaczej nazwać kogoś, kto jest tak genialnym zawodnikiem. Ten człowiek w najdelikatniejszy możliwy sposób jest w stanie dobić psychicznie rywala oraz jednocześnie zamknąć usta krytykom uważającym, że jest zbyt miękki w ataku. Ale żeby nie było, uderzyć też potrafi! ;) Ja osobiście jestem pod wielkim wrażeniem gry Jochena. Nawet gdy wchodzi z ławki, jak na przykład w ostatnim meczu z Paris Volley, na dzień dobry umie zaserwować coś wykwintnego, jak ta zagrana ze stoickim spokojem no właśnie – kiwka? plasik? W tym momencie nie znajduję nawet właściwego określenia na tę akcję. A takich Jochen w swoim repertuarze ma tysiące. Ale jeszcze słowo o jego ogólnej grze w całym 2013 roku. Pewne jest to, że gdyby nie on, o półfinale, a potem o finale moglibyśmy zapomnieć. Grał wtedy po prostu genialnie. Ten sezon również rozpoczął z wysokiego C. Chociaż gra wymiennie z Konarem, to dał jasny sygnał trenerowi, że jest pewnym punktem drużyny i nawet jeśli nie wychodzi w pierwszym składzie, to może w każdej chwili wejść i grać na bardzo dobrym poziomie.

  K- kontuzje Igły na początku sezonu – pierwszy raz od bardzo bardzo dawna (nie wiem czy przypadkiem w ogóle nie pierwszy raz) Igła od początku uczestniczył w przygotowaniach Asseco Resovii do nowego sezonu. Nie grał w reprezentacji, więc już od sierpnia mógł skupić się na klubie. Wypoczęty, niezmęczony (jak to bywa po przyjeździe z kadry na dwa tygodnie przed rozpoczęciem ligi), więc teoretycznie powinien mieć najłatwiej, biorąc pod uwagę poprzednie lata. Jak na złość, w czasie meczu kontrolnego z Jastrzębskim Węglem, zderzył się z Paulem przy próbie przyjęcia zagrywki. Wyglądało to fatalnie, podejrzewano uraz kręgosłupa. Na szczęście nie było to nic poważnego. Igła szybko wrócił do treningów. Rozpoczęła się PlusLiga i trach – po kilku kolejkach kolejna kontuzja – tym razem coś z kolanem. Przerwa trwała 3 tygodnie. W tym czasie na jego pozycji z konieczności musiał grać Niko oraz młody Mateusz Masłowski. Poradzili sobie całkiem nieźle, ale to nie zmienia faktu, że dawno Igła nie miał tylu kontuzji, ba – ostatnimi czasy grał we wszystkich meczach bez ani jednego poważniejszego urazu. Teraz na szczęście (odpukać) wszystko jest w porządku. Igła prezentuje się coraz lepiej i dzielnie walczy również o miejsce w kadrze.

   L-  Lukas + Fabian= maksymalne przyspieszenie gry  - przyjście Fabiana Drzyzgi do Resovii było spowodowane chęcią przyspieszenia gry i wskoczenia ogólnie na wyższy poziom naszego zespołu. Do tej pory Resovia bazowała na wysokich piłkach do skrzydła, małej ilości wystaw na środek, czyli jednym słowem prostej, aczkolwiek w ich wypadku, bardzo skutecznej grze. Fabian znany był i jest z tego, że lubi bawić się grą. Wystawia do środkowych z 3-4 metra i w ogóle preferuje kombinacyjne, szybkie wystawy, czasem zakrawające o szaleństwo (zwłaszcza w pierwszych meczach i zwłaszcza do Petera). To o Fabianie. Teraz słówko o Lukasie. Wiemy co działo się przez ostatnie dwa lata, nie będę wchodzić w szczegóły. Powiem (a raczej napiszę) krótko – Lukas gra naprawdę o wiele lepiej. Widać, że rywalizacja z Fabianem mu służy. Nie poprzestaje na skrzydłach, również stara się urozmaicać grę. No cóż – takiego go znaliśmy (nie wiem czy wszyscy, szczerze mówiąc to ja go w ogóle nie znałam, ale to szczegół :P) zanim przyszedł do Resovii. Różnie się działo, ale patrzmy tylko na to, co jest teraz. A teraz, przynajmniej ja, widzę znaczną poprawę ;)

  Ł- Łukasza Perłowskiego najlepszy sezon w karierze? – Łukasz, Łukasz, Łukasz… od momentu, w którym zainteresowałam się Resovią, nie rozumiałam co on tutaj robi. Ma już swoje lata, gra najdłużej ze wszystkich w tym zespole, a od kilku ładnych lat był raczej głównym kandydatem do oglądania meczów Sovii z trybun. W tamtym sezonie, a zwłaszcza w końcówce, zaczął na stałe wchodzić do 12 i na końcówki setów, głównie ze względu na swojego genialnego flota. Już się coś zmieniło. Na początku tego sezonu, musiał grać, bo kontuzję miał Kosa. I to jak zaczął grać!? A no tak, że w pewnym momencie, został wybrany przez Ryszarda Boska do 14 na MŚ. Oczywiście taki scenariusz jest mało realny a raczej niemożliwy, ale w tamtym momencie, Łukasz był w takiej formie, że pewnie znalazłby się w kadrze. Potem niestety przytrafiła mu się kontuzja i do końca roku nie pojawił się w składzie. Aż momentami komentatorzy, szczególnie w LM, żałowali, że Perła nie gra. Tak w ogóle to środkowi w nowym sezonie cały czas coś łapią. Najpierw Kosa, potem Piter a ostatnio Perła. I tylko szkoda Wojtka Grzyba, bo teraz chyba on zajmie to niechlubne miejsce obserwatora spotkań Sovii zza band reklamowych.

  M- mała rzeszowska kolonia w Olsztynie – nie byłabym sobą, gdybym chociaż w kilku słowach nie wspomniała o moim rodzimym AZS-ie. A powód jest, gdyż przed nowym sezonem, do ekipy z Warmii i Mazur dołączyli Resoviacy – Maciek Dobrowolski i Rafał Buszek (na wypożyczeniu) oraz grający ładnych parę lat temu u nas Piotr Łuka. Wszyscy trzej stanowią bardzo silny punkt zespołu z Olsztyna. To pokazuje, że nie są byle kim. Po prostu, zwłaszcza dwaj pierwsi, musieli pogodzić się z rolą rezerwowych w Resovii, co nie zaprzecza temu, że są bardzo dobrymi zawodnikami.

   N- nic nie może przecież wiecznie trwać, czyli specjaliści od przełamywania serii – najpierw, a może przede wszystkim Resovia przełamała hegemonię Skry Bełchatów w PlusLidze, a teraz, pewnie mniej znaczącą w przeciągu całego sezonu, jak to zostało ładnie określone „klątwę lidera”. Przez bodajże 6 kolejek, ciągle zmieniał się lider tabeli. Do momentu, gdy Resovia wygrała z Zaksą w meczu rozgrywanym awansem za XI kolejkę. Od tego zwycięstwa, przez kolejne serie meczów, Sovia nie dała się zepchnąć ze szczytu tabeli i tym samym wygrała I rundę spotkań.


   O-  ostatni mecz roku, czyli batalia o wyjście z grupy LM – z przebiegu spotkania ciężko to nazwać batalią, ale tak czy inaczej stawka tego pojedynku była ogromna. Wszak mogliśmy w ogóle nie wyjść z grupy! A to byłaby totalna kompromitacja, zwłaszcza, że przed rozpoczęciem rozgrywek, byliśmy jedynymi głównymi faworytami do pewnego pierwszego miejsca. Potoczyło się inaczej. Nie ma co do tego wracać. Jak to mówi powiedzenie – „co było a nie jest nie pisze się w rejestr”. My możemy sobie zapisać wyjście z grupy i to jest najważniejsze. Ale oczywiście rozgrywki dalej trwają a my mamy coś do udowodnienia ;)

      Tyle na dzisiaj. Na ostatnią część zapraszam we wtorek, czyli w Sylwestra ;D
PS. Przypominam o głosowaniu w ankietach ;)

czwartek, 26 grudnia 2013

Alfabet 2013 cz. 1

Ciężko jest podsumować dany rok w siatkówce, zwłaszcza klubowej. Sezon trwa zazwyczaj od października jednego roku do kwietnia/maja drugiego roku. Ja jednak postanowiłam zmierzyć się z tym zadaniem i wybrałam, moim zdaniem, najciekawsze wydarzenia całego 2013 roku. Wchodzi w to końcówka sezonu 2012/13 oraz początek tego. Mam nadzieję, że jakoś mi to wyszło ;) Jeśli o czymś zapomniałam to przepraszam, ale starałam się niczego nie pominąć. Co tu znajdziecie? Trochę wspomnień z meczów, kilka słów o zawodnikach (więcej o nich dla tych, którzy nie wiedzą, można znaleźć w postach z maja i czerwca, także zapraszam również tam ;)) oraz ogólne informacje, opinie itp. Tego jest naprawdę dużo, więc, żeby Was nie przytłoczyć wszystkim na raz, to dzisiaj tylko od A do H. Miłej lektury ;)

    A- Andrzej Kowal trenerem reprezentacji Polski? – takie pytanie bardzo często padało w kontekście wyboru nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Nasz trener wydawał się jedynym sensownym kandydatem spośród rodzimych szkoleniowców. Jednak jako że w tym momencie Andrzej Kowal związany był z umową z Asseco Resovią, trenowanie reprezentacji nie wchodziło w grę. Już nie chodziło o samą umowę, ale po prostu, skoro nasz szkoleniowiec pracuje w klubie, to skupia się tylko na tej pracy. Wiele osób zarzucało Andrzejowi, że nie wykorzystuje być może swojej jedynej szansy na prowadzenie kadry, ale koniec końców trener został z nami za co jemu wielka chwała. A kto wie, może jeszcze kiedyś przydarzy się taka okazja…

 B- Budva mać! – takie określenie pojawiło się na Twitterze Kamila Składowskiego, dziennikarza Przeglądu Sportowego, po pierwszym meczu pomiędzy Resovią a Budvanską Rivjerą Budvą w LM, w którym to dość niespodziewanie przegraliśmy 2:3. Parafraza najbardziej znanego polskiego słowa najlepiej oddaje to, co działo się w Rzeszowie. Ba, również w rewanżu w Czarnogórze. Były to nasze dwa zdecydowanie najgorsze mecze w nowym sezonie, za które zapłaciliśmy nerwami w ostatniej batalii o wyjście z grupy z Paris Volley. A pogrążył nas nie kto inny, jak nasz stary dobry znajomy, Marko Bojić. Chciał udowodnić sobie i nam, że jest dobrym zawodnikiem i to zrobił w najlepszy możliwy sposób. Oj, Marko!!! :)

    C- ciężkie pieniądze wydane za Petera – podczas jednego z meczów usłyszałam te słowa i później przy każdej udanej czy nieudanej akcji naszego przyjmującego powtarzałam je jak mantrę. Śmiać mi się chce, gdy słyszę takie komentarze. Tak,  może i Peter zawodzi (wszak nie twierdzę, że gra genialnie), ale niech mi ktoś wskaże zawodnika, który od początku sezonu, od pierwszego meczu gra genialnie, nie popełnia błędów i w ogóle jest bezapelacyjnie najlepszy. Nie ma takiego gracza! U nas, w Resovii, jest tak, że w każdym meczu kto inny bierze na siebie ciężar gry, nie rzadko są to również rezerwowi (chociaż pojęcie rezerwowy w Rzeszowie, jest mocno na wyrost). Peter gra czasem lepiej, czasem gorzej i widać, że sam nie jest zadowolony ze swojej dyspozycji. Najlepiej mu robi pauza w graniu. Wtedy jest głodny gry, wychodzi na boisko z założeniem, że musi się pokazać z dobrej strony i po prostu to robi. A więc wiemy jedno – gdy zawodzi, trzeba go głodzić :D Jeszcze jedno – Peter jest takim zawodnikiem, że wymaga mega szybkich ekspresów na lewe skrzydło. Resovia takiej gry się dopiero uczy. Więc uszanujmy ten fakt, bądźmy cierpliwi, a gdy przyjdzie właściwa pora, na pewno nas nie zawiedzie :)

   D- dużo rotacji – z tego Resovia słynie od poprzedniego sezonu. Taki skład nie pozwala zamykać się na jedną konkretną szóstkę (no chyba, że chcemy zmarnować sezon kilku wysokiej klasy zawodnikom). Andrzej Kowal dążył do skompletowania szerokiej grupy bardzo dobrych siatkarzy i to osiągnął. Tym samym musi tak korzystać z przywileju posiadania takich zawodników, aby po pierwsze dać każdemu szansę gry i po drugie, aby Resovia była w każdym meczu na tyle silna, by pokonać każdego przeciwnika. Ubiegły sezon pokazał, że głupia strata punktów kosztuje bardzo drogo. Poprzednie rozgrywki udowodniły również, że gra szerokim składem może popłacić (czego dowodem jest Mistrzostwo Polski). W tym roku (klubowym), trener ma, wydaje się, jeszcze więcej możliwości, więc musi właściwie z nich korzystać. Na razie mu się to udaje :)

     E-  El capitano, czyli Alek naszą główną podporą – jaka to wielka duma, jak wielki zaszczyt mieć w swoich szeregach takiego człowieka jak Olieg Achrem. Tym większa radość, że jest on naszym kapitanem. Ten rok należał w głównej mierze do niego. Najbardziej podstawowy z podstawowych zawodników. Nasza nie rzadko główna armata. To on zakończył finał z Zaksą asem serwisowym. Ale jego ogromnej roli w całych play-offach nie można sprowadzać jedynie do tej punktowej zagrywki. Chociaż ona jest w pewnym sensie symbolem. Symbolem tego, że bez niego o mistrzostwie moglibyśmy zapomnieć. Tak, mamy cudownego Jochena, bardzo dobrych środkowych, ale to właśnie Alek potrafi trzymać równą formę w kluczowych momentach, a jeśli nawet mu nie idzie przez większość spotkania, to odpalić w najważniejszej chwili i dołożyć swoje trzy grosze w postaci bardzo ważnych punktów z lewego skrzydła. Chociaż ten sezon rozpoczął różnie, bo albo gra niesamowicie pewnie i skutecznie, albo bardzo słano – to jednak nikt nie powinien mieć wątpliwości, że to jeszcze nie koniec jego możliwości. Jak to dobrze, że znowu został z nami :)

     F-  falowanie i spadanie – takim określeniem można nazwać praktycznie większość wydarzeń z 2013 roku. Po pierwsze – Resovia to jedno wielkie falowanie i spadanie, i to nie od dziś. Chociaż trzeba przyznać, że ten sezon rozpoczął się wyjątkowo dobrze. Po drugie – całe play-offy. Ćwierćfinały, gdzie było już 2:0 w meczach i 2:0 w setach, a mimo to doszło do piątego starcia. W nim – nie lepiej. 2:0 w setach i tie-brak. W piątym secie 4:6 dla Skry, szansa na 4:7 i wielki come back Sovii. W tej rywalizacji było wszystko. Odrobinkę mniej emocji było w półfinale – tam nie doszło do żadnych wielkich odwrotów. Ale za to w finale…. ( o tym poniżej :P). Końcówka tamtego sezonu i jednocześnie pierwsza połowa 2013 roku stała pod znakiem wielkich emocji, niezrozumiałych odwrotów, nieprzewidywalnych wyników i niewytłumaczalnych sytuacji. Na szczęście Resovia, jako największy znawca zjawiska pod tytułem „falowanie i spadanie”, najlepiej opanowała sytuację i obroniła tytuł :D

    G- główni kandydaci do mistrzostwa Polski? – Przed sezonem, patrząc na sam skład, wiele osób stawiało Resovię jako głównego kandydata do zdobycia tytułu. Nie wiem jak obecnie stoją akcje naszego zespołu, ale mimo wszystko, słyszy się dużo negatywnych opinii o Resovii, głównie wśród że tak powiem ekspertów telewizyjnych. Sovia miała być najlepsza w tym sezonie a zawodzi. Tylko ja się pytam – jak zawodzi, skoro na 33 możliwe punkty w PlusLidze, zdobyła 28, przegrywając dwa mecze i to z zespołami z czołówki, z którymi pewnie będzie biła się o ostateczne zwycięstwo i wyszła z grupy w Lidze Mistrzów? Co mogła zrobić więcej? Ja wiem co – mogła to zrobić w o wiele lepszym stylu. No tak, ale na tym etapie liczy się przede wszystkim skuteczność. Do stylu, do własnego, charakterystycznego stylu gry dążymy w każdym kolejnym meczu, w każdej akcji. I koniec kropka.

    H-  Hitchcock nie powstydziłby się takich finałów – no właśnie, czas wspomnieć o samym finale. A był to istny rollercoaster. Pierwszy mecz zdecydowanie dla Zaksy (0:3), drugi pewnie dla Resovii (3:1). No to jedziemy na Podpromie. Czas, aby tradycji stało się zadość, a więc po wywiezieniu jednego zwycięstwa z hali rywala, kończymy całą rywalizację u siebie. Pierwszy mecz w Rzeszowie idealny – 3:0, w genialnym stylu. Rywale załamani, a więc jutro świętujemy. Tymczasem nasi totalnie bezsilni i 0:3. Jedziemy do Kędzierzyna… Tam mogło się zdarzyć wszystko, w opinii większości znawców, wszystko, oprócz zwycięstwa Resovii. 26:24 w pierwszej partii dla obrońców tytułu (dodajmy, w atmosferze kontrowersji). Drugi set zdecydowanie dla rywali (do 14). W trzecim przebudzenie – Zbyszek daje sygnał, za nim podąża Alek i zwycięstwo do 17. Czwarty set decydujący – Resovia nie daje sobie wydrzeć prowadzenia a wszystko kończy się wielokrotnie już wspominanym przeze mnie asem naszego kapitana. No czyż to nie była najbardziej nieprzewidywalna rywalizacja spośród wszystkich do tej pory rozgrywanych finałów. Można mieć jedynie zarzuty do tego, że mimo wszystko zespoły grały niestabilnie. Po wielkim zwycięstwie przychodził jakiś niewytłumaczalny kryzys. Jednak my, kibice Asseco Resovii Rzeszów, nie mamy prawa narzekać. Wszak nasz ukochany zespół obronił tytuł. I to powinniśmy najbardziej zapamiętać z całej tej rywalizacji. 

Kolejna część w weekend :D
PS. Przypominam o ankietach ;)

wtorek, 24 grudnia 2013

Życzenia ;)

Czego mogę Wam życzyć na te święta? Hmm... Oczywiście pogodnych, rodzinnych, spokojnych świąt. Żebyście nabrali dużo sił, bo wbrew pozorom kibicowanie takiej drużynie, jaką jest Resovia, to naprawdę nie lada wysiłek połączony bardzo często ze stanem przedzawałowym (coś o tym wiemy, nie? :)). Dużo cierpliwości, pomimo tego, że Sovia nadspodziewanie dobrze rozpoczęła ten sezon. Więcej wiary, bo siatkówka już nieraz pokazała, że jest sportem niesamowitym i wyjątkowym i że zawsze trzeba wierzyć, bo cuda się zdarzają. Uśmiechu na co dzień, radości i dumy z bycia kibicem Asseco Resovii Rzeszów.

Wszystkim Wam, którzy na każdym meczu wypełniacie po brzegi Podpromie, abyście dalej byli tak niezwyli, równie skutecznie co efektownie wspierali naszą drużynę, dawali przykład na całą Polskę, ba, na cały świat, jak się naprawdę kibicuje oraz mieli się z czego cieszyć na koniec sezonu :) 

Czego jeszcze... Abyście dalej tak często wpadali na mojego bloga, bo to jest naprawdę miłe, gdy wie się, że ktoś na niego zagląda i docenia wysiłek. Zleciał ten czas, niedawno zaczynałam, a tu już mija prawie 8 miesięcy, od momentu, w którym się z Wami przywitałam na tej stronie. Naprawdę wierzę (bo niestety rzadko komentujecie, oceniacie moje wpisy pod nimi czy na FB), że to, co robię ma sens. W tym miejscu dziękuję za te ponad 2300 wyświetleń i mam nadzieję, że to nie koniec, bo na razie nie mam zamiaru rezygnować (chociaż, zwłaszcza na początku, momenty zwątpienia były) :)

A więc DZIĘKUJĘ i jeszcze raz:

WESOŁYCH ŚWIĄT!!! ABY TEN NOWY, 2014 ROK BYŁ LEPSZY OD 2013 ZARÓWNO DLA WAS PRYWATNIE JAK I NAS KIBICÓW ORAZ PRZEDE WSZYSTKIM ASSECO RESOVII RZESZÓW.

PS. Podsumowanie 2013 roku robi się :) Za kilka dni, już po świętach, dodam kilka postów. Macie również z boku ankiety, więc świętujcie, ale też czasem wejdźcie, przeczytajcie i zagłosujcie!

Pozdrawiam :)

czwartek, 19 grudnia 2013

Uratowani, ale (jak na razie) bez F4

Piszę i nie płaczę, a to oznacza jedno - Asseco Resovia Rzeszów w meczu o życie w Lidze Mistrzów pokonała Paris Volley. Zrobiła to w niezłym stylu, gdyż wygrała 3:0. Tym samym rzeszowianie awansowali do dalszej fazy, play-off, w której, jak się dzisiaj okazało, zmierzą się ze zwycięzcą grupy H, belgijskim Knack Roeselare.

Cały dzień byłam poddenerwowana, bo wiadomo, że był to mecz po prostu o życie. Nie wiadomo było jak nasi zagrają. Czy będą mieli swój dzień, czy znowu będą bezsilni. Stawka była ogromna – jak to na nich podziała? Takie pytania, pewnie nie tylko ja, zadawałam sobie przed spotkaniem. Bałam się, że to już koniec naszej przygody w LM, że koniec roku, pomimo w miarę dobrej gry dotychczas, będzie najgorszy z możliwych. Zanim jednak Resovia rozpoczęła swoją decydującą batalię, toczył się mecz naszych dobrych znajomych z Jastrzębia-Zdroju z ekipą z Ankary. Nie mam zamiaru przedstawiać przebiegu tego spotkania, bo nie o tym jest ten blog ani tym bardziej post, ale chodzi mi o to, że mecz Jastrzębskiego doprowadził mnie do czystego szału. Nie przez emocje towarzyszące temu, mimo wszystko, bardzo ciekawemu i stojącemu na wysokim poziomie, spotkaniu, tylko przez to, że to spotkanie trwało tak długo. Z paniką patrzyłam na zegarek i wynik tego meczu. Naprawdę nienawidzę jak nie mogę oglądać meczu od samego początku. Wtedy nie czuję całej atmosfery związanej z meczem. Przywitanie drużyn, pierwsze składy – niby zwykły obowiązek, ale to stanowi przygotowanie do głównego dania, jakim jest samo spotkanie. Dla mnie to jest bardzo ważne, pewnie tylko dla mnie, ale cóż - jak już się tak zaangażowałam w kibicowanie, to nie uznaję żadnych opóźnień ;) A tu nie dość, że nie było całego poczatku, to jeszcze transmisja pojawiła się przy stanie bodajże 9:6, dokładnie nie pamiętam, gdyż byłam mega zła. Dobrze tylko, że mecz JW zakończył się pomimo błędu sędziego, gdyż znając moje szczęście, toczyłby się w nieskończoność. Ale dobra, koniec o Jastrzębiu (chociaż ta nazwa pojawi się też niżej, to na chwilę zawieszam ten wątek). Czas na mistrzów Polski.

Jak już się otrząsnęłam, a było to gdzieś koło 15. punktu, zdążyłam się zorientować, że Resovia gra niezłe zawody. Pewni w ataku, dobrzy w zagrywce, jeszcze lepsi w bloku – pierwszy set, choć dla mnie i Was, którzy oglądali mecz w TV, bardzo krótki, za nami. O dziwo grali naprawdę dobrze. Pewni siebie, cały czas prowadzili, nie dali się dojść, co zwiastowało dobrą grę w następnych setach. W drugim prowadziliśmy też praktycznie cały czas, utrzymując kilkupunktową przewagę, jednak w końcówce serca zabiły mocniej. Najpierw 21:19 a potem 24:23. Wtedy to piłka poszła do Pitera, który został zablokowany, ale jakimś cudem piłka wyszła minimalnie w aut i mogliśmy cieszyć się z faktu, iż jesteśmy jednego seta od zwycięstwa i pewnego awansu. Trzecia partia była jednak najbardziej wyrównana. Paris Volley nie poddawało się i Resovia nie mogła wyjść na choćby 2-punktowe prowadzenie. Końcówka była zacięta, ale dzięki świetnym blokom, m.in. Grześka Kosoka mogliśmy unieść ręce w geście triumfu i cieszyć się z pozostania w LM.

Resovia zagrała bardzo dobrze. Po ostatnich „padaczkach”, nasza drużyna w końcu porządnie się zaprezentowała. Najwięcej punktów zdobył Peter, któremu zdecydowanie przysłużył odpoczynek. Głodny gry, chcący pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić sobie i trenerowi, że warto na niego stawiać – z takim nastawieniem rozpoczął ten mecz nasz przyjmujący. I zagrał naprawdę super. jednak najlepsze wrażenie, bynajmniej na mnie, zrobił kapitan Resovii. Każdy jego atak był tak pewny, że dosłownie odbierał rywalom ochotę do gry. Do tego świetnie serwował – w ogóle ostatnimi czasy ma bardzo regularną zagrywkę. I rzadko gra flotem, w przeciwieństwie choćby do ubiegłorocznych play-offów. Swoje dołożył Konar, który w końcówce meczu przestał być skuteczny i zmienił go Jochen. A on jest niesamowity. Pierwsza piłka, którą dostał, po ponad godzinie stania w kwadracie, zamrożony, to zawsze strach wyjdzie czy nie wyjdzie a on ma to wszystko zwyczajnie gdzieś i w swoim stylu bawi się z rywalem pięknie zawijając piłkę tuż za blok. No geniusz w czystej postaci! Środkowi również mieli ogromny udział w tym zwycięstwie. Wbijali piękne gwoździe. Ale nie byłoby skuteczności Petera, pewności Alka i gwoździ środkowych, gdyby nie jeden pan. Fabian Drzyzga – to był bez wątpienia jego dzień! Prawie bezbłędny, nie przypominam sobie choćby jednej złej wystawy (być może taka się pojawiła, ale nawet o niej nie pamiętam). Zagrał genialnie i gdyby przyznawana była nagroda MVP, na pewno by ją zdobył. Igła również gra coraz lepiej. Pewny punkt w przyjęciu, do tego dołożył kilka naprawdę efektownych obron. Widać, że jego forma rośnie.

Jedna akcja Pitera została okraszona pięknym komentarzem w stylu: „Na taką grę patrzy się z przyjemnością”. Tak, ten mecz był przyjemnością dla naszych siatkarzy. Kto by pomyślał, że mecz o tak wielkiej stawce, będzie jednym z najlepszych w tym sezonie w naszym wykonaniu. Ale jak jest stawka, to jest koncentracja. A jak jest koncentracja, to jest i gra na wysokim poziomie. I to jest całe podsumowanie.

Niestety Rzeszów nie został organizatorem turnieju finałowego Ligi Mistrzów. gospodarzem będzie Halkbank Ankara, który od początku był faworytem w wyścigu o F4. Zatem, aby pojawić się w Turcji, musimy przejść dwie rundy. W pierwszej spotkamy się ze zwycięzcami grupy, w której grała Zaksa – niepokonanymi w tych rozgrywkach Belgami z Knack Roeselare. Oczywiście mogliśmy trafić o wiele gorzej, ale to będzie również twardy bój, bo nasi rywale pokazali, że nie są chłopcami do bicia. Jeżeli udałoby nam się ich pokonać, to w kolejnym etapie spotkalibyśmy się z Jastrzębskim Węglem. Można się było tego domyśleć, gdyż władze LM robią wszystko, żeby w F4 nie spotkały się zespoły z jednego kraju. Ale zanim zajmiemy się naszymi dobrymi znajomymi, trzeba pokonać Belgów a to na pewno nie będzie łatwe. Co ciekawe, drygi zespół, który wyszedł z naszej grupy, Budvanska Rivjera Budva zagra z Biełgoroje Biełgorod. A więc niewiele zabrakło, żebyśmy się z nimi zmierzyli. Pisałam w poście o Dżordżu, że fajnie byłoby się spotkać z mistrzem Rosji, choć pewnie szans byśmy z nimi nie mieli. No to może w F4? :) Bo wcześniej na pewno nie.

Przed nami przerwa świąteczna. Do gry nasza drużyna wróci dopiero 8 stycznia. Rok się kończy, a więc przyszedł czas na podsumowania. Jako że nie będzie teraz żadnych spotkań i nie ma za bardzo o czym pisać, to postaram się przygotować jakieś małe (choć nie wiem czy w moim przypadku słowo „małe” jest właściwe ;)) podsumowanie roku 2013. Mam nadzieję zrobić to z Waszą pomocą. Śledźcie Facebooka, bo wkrótce na pewno coś się pojawi w kontekście wcześniej wspomnianego podsumowania.


Tymczasem pozdrawiam i za jakiś czas, jak już wymyślę temat następnego posta, na pewno się odezwę ;)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

W PlusLidze wciąż niepokonani

W bardzo ciekawie zapowiadającym się meczu PlusLigi pomiędzy Resovią a świetnie spisującym się, szczególnie na samym początku rozgrywek, Indykpolem AZS Olsztyn nie zabrakło emocji. Ostatecznie Mistrzowie Polski wygrali 3:1. To oznacza, że rok 2013 nasz zespół zakończy na pierwszym miejscu w tabeli. 

Początek meczu nie zwiastował emocji.; Resovia wygrała bardzo pewnie, do 16, praktycznie od pierwszych akcji narzucając swój styl gry rywalowi. Inna sprawa, że akademicy usilnie pomagali nam w zdobywaniu kolejnych punktów. Kiedy wydawało się, że Resoviacy mają pod całkowitą kontrolą to spotkanie, olsztynianie obudzili się, włączyli do swojej gry świetną zagrywkę, i nie dali nam szans na zwycięstwo, oddając Pasiakom tyle punktów, ile w poprzedniej partii sami zdobyli, czyli 16.  Tym samym po (matko, niech no policzę :P) czterech (?!) zwycięstwach z rzędu (tylko w PlusLidze) do zera, przyszło nam stracić seta. Ale nic jeszcze nie było stracone, 3 punkty dalej były w grze. Prawdziwa walka obu zespołów rozpoczęła się dopiero od trzeciej partii. Wydawało się, że osiągnięta na początku seta przewaga utrzyma się przez dłuższy czas, jednak świetnie serwujący olsztynianie, systematycznie odrabiali straty, aż w końcu w całości je odrobili. Końcówka do 20 punktu była wyrównana. Resovia mogła oskoczyć na 19:16, jednak na czystej siatce pomylił się Niko, potem został zablokowany (choć Sovia powinna wziąć challenge, gdyż rywale dotknęli siatki), i zrobiło się po 18, a nawet 18:19. Wtedy to Resovia wrzuciła kolejny bieg, olsztynianie popełniali błędy i ostatecznie wygraliśmy do 20. Czwarty set rozpoczął się, podobnie jak w drugi, na korzyść Olsztyna (8:4) Jednak w przeciwieństwie do tamtej partii, w tej, Resovia od razu odrobiła straty (8:8) i wyszła na dwu-trzy punktowe prowadzenie. Było już 22:20 dla Resovii, gdy Alek dwa razy nie skończył ataku (blok + atak w aut). Indykpol miał 3 piłki setowe, jednak na nic to się zdało. Resovia wykorzystała pierwszego meczbola i wygrała 3:1.

W przeciągu całego spotkania, najlepiej zaprezentował się, słusznie wybrany MVP, Dawid Konarski, który szczególnie dobrze spisywał się w pierwszej połowie meczu. W czwartym secie, jak udało mi się zauważyć, przez ponad 20 minut nie dostał żadnej piłki! Jak przez większość meczu, nasza gra opierała się na prawym skrzydle, tak w ostatnim secie, prym w zdobywaniu punktów wiedli zawodnicy atakujący przy lewej antence. Na zmianę – Alek, Peter, Alek, Peter. Różnie się to kończyło, ale przeważnie nasi przyjmujący zdobywali punkty. Wracając jeszcze do Dawida – pierwszą piłkę po takich tzw. pustych przelotach, dostał w okolicach 26 punktu. Nie dość, że sama końcówka przyprawiała mnie o zawał serca, to jeszcze bałam się, czy zamrożony Konar w ogóle skończy piłkę. Na szczęście nie zawiódł i pewnie zaatakował. W naszym zespole, w przeciągu całego spotkania, pojawiły się dwie kluczowe zmiany. W połowie trzeciej partii na rozegraniu pojawił się Lukas, a w jej końcówce za Nikołaja wszedł Peter (kupiony za ciężkie pieniądze!!! – przepraszam, po prostu irytują mnie wypowiedzi komentatorów. Jakby nie widzieli, że mało kto gra cały czas na równym wysokim poziomie, to co i rusz, wypominają Peterowi, że nie pokazuje pełni swoich możliwości. Może w takim razie warto zaglądać na więcej spotkań Resovii, bo ewidentnie Peter lepiej spisuje się w meczach ze słabszymi rywalami. A to, że nie gra, bo jest oszczędzany przed ważniejszymi meczami, wcale nie świadczy o tym, że jest słaby. Dobra, skończyłam :)). Były to bardzo dobre zmiany. Węgier zdobył 7 punktów. Miło się oglądało grę Lukasa, który systematycznie przyspiesza rozegranie i wychodzi mu to co raz lepiej. Do tego jego świetne zagrywki (paradoksalnie tylko skróty na pierwszą linię, które wielu drużynom już zaszkodziły) w końcówce trzeciego seta, ustawiły tę partię. Kilka fajnych obron zaliczył Igła. W pamięci pozostała szczególnie ta z trzeciego seta, gdy wyratował piłkę tuż przy stoliku sędziego. Niestety nasz libero został dwa razy pocelowany zagrywką, przed którą nie zdążył się schylić, gdyż ta leciała w aut. Warto jeszcze wspomnieć, że Indykpol zdobył aż 11 punktów z zagrywki, co tylko potwierdza, jak dobrze serwowali wczoraj rywale. Za to Resovia może pochwalić się 16-oma punktowymi blokami. 

Wczorajszy mecz, jak już wspominałam w ostatnim poście, był szczególny dla trzech olsztyńskich siatkarzy – Maćka, Rafała i Piotra Łuki. Nasz były rozgrywający niestety zapłacił za słabą grę zespołu zejściem z boiska i nie pojawił się już do końca meczu. Rafał w ogóle nie pojawił się na parkiecie, gdyż dopadła go grypa a Piotr spisywał się nieźle, a najwięcej krzywdy zrobił nam chyba zagrywką.

Dla mnie to również było wyjątkowe spotkanie, jednak, spokojnie, byłam w 100% za Resovią. Przewidywałam max. 4 partie, gdyż nie chciałam, aby Sovia traciła punkty i to się ziściło. Chociaż pamiętamy, że do tie-breaka niewiele zabrakło. Zdecydowanie gorzej będzie w Olsztynie. Mam nadzieje, że pojadę na to spotkanie, a tam, wypełniona po brzegi Urania, cudowna, choć nieporównywalna z rzeszowską, atmosfera… Moje serca będzie podzielone. Ale jeszcze trochę czasu zostało.

Teraz z innej beczki. Nie wiem, czy interesujecie się piłką ręczną, jeżeli nie, to spokojnie możecie ominąć ten akapit. Wczoraj odbył się pożegnalny mecz Artura Siódmiaka. Kiedyś piłka ręczna była dla mnie tak samo ważna jak siatkówka. Jednak z czasem wszystko prysło. Źle się z tym czuję, gdyż wiem, że teraz reprezentacja znajduje się w takim a nie innym miejscu, ale jakoś nie potrafię wrócić do takiego zaangażowania, jak kiedyś. Teraz w całości poświęciłam się siatkówce, co nie oznacza, że nie interesuję się tym, co dzieje się na parkietach piłki ręcznej. Wczoraj szykowałam się na solidną porcję łez, jednak nie było odpowiedniej dla mnie atmosfery, żeby się zwyczajnie poryczeć. Najbardziej działają na mnie wspomnienia w postaci materiałów, fragmenty starych meczów itp. A tego było mało, za mało. Do czego jeszcze zmierzam. Patrząc na ten mecz, na fajne zagrania chłopaków, cały czas myślałam o meczach gwiazd w siatkówce, naprawdę strasznie mi ich brakuje. Na szczęście o czymś w takim stylu myśli Piotr Gruszka. Kibicuję mu, żeby to wypaliło, bo naprawdę jestem spragniona siatkówki na luzie, a pożegnanie takiego siatkarza, jak Piotrek, mogłoby wywołać równie wiele wzruszeń (nawet nie czuję, kiedy rymuję :)). Poprzeczkę Król Artur postawił jednak bardzo wysoko, ale trzeba podejmować takie wyzwania. Mam nadzieje, że się ze mną zgodzicie, że w siatkówce również przydałby się taki mecz. Oczywiście nie namawiam nikogo do szybszego zakończenia kariery, ale kiedyś, kto wie.. :)

W środę mega ważny mecz w LM. Z jednej strony nie mogę się doczekać tego ostatniego meczu Resoviaków w tym roku, z drugiej bardzo się boję, wszak to może być już koniec naszej tegorocznej przygody w LM… Emocje będą zdecydowanie większe niż choćby w końcówce meczu z Indykpolem – tego mogę być pewna. No cóż.. Zobaczymy jak to się wszystko w środę potoczy.

PS. Wy też co jakiś czas słyszeliście (najprawdopodobniej z ust naszego trenera) słowo: asekuracja? Musiał stać bardzo blisko mikrofonu, skoro było to tak wyraźnie słychać, no chyba, że miałam omamy :)


Pozdrawiam

piątek, 13 grudnia 2013

Bezsilni...

Porażka 0:3 z Budvanską Rivijerą Budvą stała się faktem. Niestety kończy się nasza piękna seria zwycięstw. Kończy się w słabym momencie, bo za tydzień czeka nas prawdziwa walka na noże o wyjście z grupy. No cóż… Kto by pomyślał.  

Spokojnie, tym razem nie musicie się obawiać, że będę sypać wulgaryzmami albo że moje słowa będą przepełnione irytacją i zażenowaniem. Czuje się dziwnie spokojna, nawet nie płakałam (o dziwo jak na mnie!) i nie dochodzi do mnie, że za tydzień, w sytuacji, która się teraz stworzyła, możemy nawet odpaść z grupy! Nie wyobrażam sobie tego, ale tak jest. Na szczęście gramy u siebie, stawka ogromna, więc jestem pewna, że Resovia da z siebie wszystko. Zanim jednak o tym, co będzie, z ciężkim sercem wrócę do tego, co było…

Czy można ten mecz nazwać kompromitacją? Nie wiem…  Niby tu przegraliśmy 0:3 to wychodziłoby, że tak. Paradoksalnie gorzej czułam się po przegraniu meczu w Rzeszowie. Wtedy ryczłam jak bóbr i musiałam wyjść z domu, żeby ochłonąć. Poprzednia porażka była dla nas szokiem. W ogóle nie znaliśmy zespołu z Czarnogóry i nie mieliśmy podstaw, by sądzić, że będą oni w stanie w jakikolwiek sposób nam zagrozić. A jednak… Wczoraj byłam dobrej myśli przed spotkaniem. Fajna seria zwycięstw, może nie powalająca, ale skuteczna gra, do tego porażka Budvy z Paryżem (nie pamiętam, w której kolejce) – miałam prawo myśleć, że wygramy. Pomyliłam się…

Nie chcę pisać o przebiegu spotkania, bo to wszyscy widzieliśmy jak ono wyglądało. Nie jestem w stanie wskazać kto dzisiaj nie zawiódł, kto był najlepszy. Wizualnie nie widziałam na boisku prawdziwego lidera zespołu. Niby tam kilkanaście punktów zdobył Alek, Dawid zaliczył niezłe wejście, ale z perspektywy meczu wyglądało to bardzo blado… Odwrotnie sytuacja miała się z naszymi rywalami. Wychodziło im dosłownie wszystko. Świetnie wyblokowywali ataki Resovii, byli doskonale ustawieni w obronie. Nie mieli żadnych kompleksów. Bili na hura, ale tego dnia byli nie do zatrzymania. Mieli po prostu dzień konia, co w połączeniu z naszą słabą, bądź co bądź, dyspozycją, dało taki a nie inny wynik. Nam rzadko coś wychodziło. Począwszy od zagrywki, skończywszy na ataku. Broniliśmy fatalnie, ba – w ogóle nie broniliśmy. Nie dawaliśmy sobie szans na kontry. Pierwsza akcja również słabo funkcjonowała. Zagrywka nie była naszą mocną stroną. Chociaż zdobyliśmy 3 punkty (przy żadnym rywala), to albo po asie psuliśmy albo w ogóle pierwszą psuliśmy, albo puszczaliśmy balonika na drugą stronę, przez co skazywaliśmy się na praktycznie pewną stratę punktu.

Cały mecz byłam dziwnie spokojna. Ok, seta przegraliśmy, to jeszcze nic nie znaczy. Oczywiście, daliśmy się rozkręcić Czarnogórcom, ale jesteśmy drużyną na naprawdę niezłym poziomie. Niestety w drugiej partii mieliśmy jeszcze mniej do powiedzenia niż w pierwszej. No ale może ten trzeci, zawsze trudny dla prowadzących 2:0, set. Mając w pamięci to, co się stało w Rzeszowie, naprawdę liczyłam na przełom. Mogę dosłownie cytować zdania komentatorów, którzy chyba też nie odebrali tego meczu tak, jak wtedy na Podpromiu. Wierzyli, że a nuż, może ta trzecia partia, może potem wszystko puści. Ja niestety wierzyłam i to był chyba mój błąd. Zdecydowanie lepiej wychodzę na tym, jeśli skreślam szansę na zwycięstwo. Tymczasem pierwszy raz naprawdę wierzyłam w ten czasami znienawidzony przez nas urok siatkówki, w to, że wszystko może się zmienić. No ale nie tym razem… Chociaż w tej partii nawet prowadziliśmy, to jednak seria w połowie seta, nawet nie pamiętam ilopunktowa, ok. 6, chyba zaważyła. Oczywiście, podgoniliśmy w końcówce, mogło być nawet po 20., ale to zwyczajnie nie był nasz dzień… (a jednak coś o przebiegu napisałam, nie jestem konsekwentna.. :P)

Może to jest głupie tłumaczenie, ale ostatnie słowa poprzedniego akapitu (wyłączając nawias oczywiście:)), to chyba najlepsze podsumowanie tego, co się stało w Czarnogórze. Słaba forma, brak skuteczności, brak lidera – taka grą nie mieliśmy prawa wygrać tego spotkania. Nie zwalałabym tego na brak koncentracji, po prostu, po pięknej serii zwycięstw, musiała przyjść porażka. No i przyszła. Z rywalem, z którym pewnie, ba – na pewno nie mieliśmy prawa przegrać, ale czasem tak bywa. Budva zagrała kapitalny mecz, wykorzystała nasze słabości i zasłużenie wygrała. Najlepiej zagrał Marko Bojić – nasz dobry znajomy, który przysłowiowo utarł nam nosa. Pokazał, że jest wartościowym graczem. Nie było tu żadnych podtekstów czy nienawiści w kierunku Sovii za to, że nie mógł się u nas pokazać i musiał odejść po przyjściu Nikoli Kovacević’a, choć pierwotnie była szansa, żeby został (wszystko zależało od transferu Nikoli). Oczywiście było to dla niego szczególne spotkanie i chciał wszystkim utrzeć nosa, ale nie wydaje mi się, żeby chodziło tu o jakąś nienawiść czy zemstę. Cóż, nie pozostało nic innego jak pogratulować Marko zwycięstwa i tych 19 punktów, które przeciwko nam zdobył.

Jeszcze mała dygresja. Resovia całkowicie zmieniła styl gry, doszli nowi zawodnicy, którzy odgrywają kluczowe role w naszym zespole, do tego zaliczyliśmy niezły jak na siebie start sezonu. Do czego zmierzam? A no do tego, że choć tak wiele się zmieniło, to jedno pozostało stałe i niezmienne. Mianowicie – komplikowanie sobie życia i to, że jak zespół zawodzi, to zawodzą wszyscy po kolei i trudno wskazać kogoś, kto by pociągnął drużynę w najtrudniejszych momentach. No to w sumie dwie rzeczy. Wczoraj takiego lidera mimo wszystko nie było. Co do tych komplikacji, to w czasie losowania grup LM cieszyliśmy się z „łatwej grupy”. Pierwsze miejsce to był obowiązek i nikt nie spodziewał się, że możemy ponieść choć jedną porażkę. Ta nam się jednak przydarzyła i to dwukrotnie, dzięki czemu, a raczej przez co, ostatni mecz będzie istną walką na noże. Możemy wygrać grupę, możemy zająć drugie miejsce, a możemy też spaść na 3 i w iście kompromitującym stylu pożegnać się z tegorocznymi rozgrywkami, na które nomen omen klub kładł i dalej kładzie duży nacisk. Bo co to za przyjemność grać ostatni mecz o pietruszkę, będąc pewnym pierwszej lokaty, dać szansę pograć innym zawodnikom, którzy nie dostają wielu szans, bawić się siatkówką na luzie, bez stresu… Resovia zdecydowanie bardziej woli grać mecze o życie, na granicy porażki, no cóż… Taki ich urok… Ale chyba większość z nas już do tego przywykła. Chociaż to u nich zostało, tylko nie wiem czy jest się z czego cieszyć. Wróciła STARA (niekoniecznie)DOBRA RESOVIA…

Bartosz Górski jedzie do CEV-u złożyć papiery na organizację F4 w Rzeszowie a chłopcy mu robią takiego psikusa. Nie wydaje mi się, żeby było możliwe, aby klub dostał turniej, jeśli nie wyszedł z grupy… (oczywiście ja to wiem, nie odbierzcie tego jako mojej niewiedzy :P) Także Resoviacy – ruszcie się! Dostaliście solidną porcję zimnej wody na głowy, słabszy dzień za nami, teraz musi być tylko lepiej. Wszak zostały TYLKO DWA MECZE i będą święta!!! Wiem, że w sklepach, telewizji czuć atmosferę świąt, ale jest jeszcze coś do zrobienia i teraz koniecznie trzeba się na tym skupić. Najpierw praca i obowiązki, potem przyjemności! Żebyśmy wszyscy mogli spokojnie spędzić ten czas. Naprawdę nie chcę za tydzień ze łzami w oczach pisać o tym, że została nam już tylko PlusLiga (oczywiście oprócz Pucharu Polski). Czego chłopakom, Wam i sobie życzę!!!

W niedzielę szczególny dla mnie mecz. Resovia gra na Podpromiu z Indykpolem AZS Olsztyn. Bałam się co będzie jak te dwie drużyny się ze sobą spotkają, zwłaszcza w Olsztynie, bo naprawdę Indykpolowi kibicuję z całego serca. Jednak teraz miłość do Resovii chyba minimalnie wygra. Zobaczymy, kto wygra na boisku. Warto wspomnieć, co wszyscy doskonale wiemy, że będzie to szczególny mecz również dla Maćka Dobrowolskiego, Rafała Buszka, czyli byłego i obecnego (lecz na wypożyczeniu) Resoviaka oraz Piotra Łuki, który swego czasu również występował w rzeszowskim klubie.

Trochę się rozpisałam, aż sama się sobie dziwię, że aż tyle mi dzisiaj wyszło, bo patrząc na przebieg meczu i grę naszych zawodników, w sumie nie było za bardzo o czym pisać. Chociaż, jak widać, z niczego potrafię skonstruować całkiem spory tekst. Mam tylko nadzieję, że nie zanudziłam :)

A Wy co myślicie – wczorajsze spotkanie to była kompromitacja czy po prostu słabszy dzień, który zdarza się każdemu, po naprawdę niezłych meczach w naszym wykonaniu? Podzielcie się swoimi opiniami!

I tak na koniec – Budva mać!!!

Pozdrawiam :D


niedziela, 8 grudnia 2013

W Częstochowie bez sensacji

Mecz z Wkręt-Metem AZS-em Częstochowa zakończył się zwycięstwem Asseco Resovii Rzeszów 3:0. Tym samym Mistrzowie Polski po raz kolejny obronili pozycję lidera i nie oddali rywalowi nawet seta, co nie powinno mylić, gdyż wczorajsza rywalizacja była momentami bardzo wyrównana. Ale więcej poniżej :)

Jeszcze tylko chwilka prywaty. Wczoraj miałam jechać do Olsztyna na mecz dwóch rewelacji PlusLigi, czyli miejscowego AZS-u oraz Czarnych Radom, a wcześniej planowałam po raz pierwszy zawitać na spotkaniu Młodej Ligi między Olsztynianami a… nomen omen Asseco Resovią Rzeszów. Niektórych chłopaków z Resovii kojarzyłam, wszak pojawiali się w składzie na początku sezonu, jak choćby Michał Filip albo ostatnio Mateusz Masłowski, który wczoraj został MVP meczu, dlatego cieszyłam się, że właśnie z nimi będzie grał Indykpol. Niestety wszystko się posypało przez straszną pogodę. Śnieżyca, szklanka na drodze – nie było szans, żeby tam pojechać. Skoro więc zostałam w domu, to postanowiłam śledzić relację z Częstochowy. Obudziłam się o 10 i nie było prądu. Niby nic poważnego, ale tego prądu nie było aż do 23. Normalnie nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Awaria w całym powiecie, w domu zimno a potem jeszcze ciemno – jak w średniowieczu. Siedziałam owinięta kocem w dwóch bluzach, szaliku i rękawiczkach. Całe szczęście miałam naładowanego laptopa, to chociaż udało mi się prześledzić relację. Nie chciałam słuchać, bo zazwyczaj i tak nie rozumiałam, co się dzieje na boisku, więc wybrałam relację punktową, a w międzyczasie nadrabiałam wszystkie zaległości, które mnie tego dnia ominęły. Zatem o 17 odpaliłam laptopa z relacją, a w tle leciała druga relacja – z meczu w Olsztynie. Ogólnie radio grało u mnie cały czas i momentami miałam dość. Nudy niesamowite, ale przynajmniej miałam czas, żeby przeczytać lekturę. Nie musiałam się spieszyć – to chyba jedyny pozytyw. No ale dosyć o mnie. W końcu co Was to obchodzi :)

Moje ostatnie modły się spełniły – zaczęliśmy z Paulem, który w końcu rozegrał mecz w pełnym wymiarze czasowym. Do tego Lukas i Jochen oraz reszta jak zwykle, czyli Alek, Kosa, Perła i Igła. Spotkanie mniej więcej do połowy seta było wyrównane. Potem odjechaliśmy na kilka oczek, ale zaczęliśmy popełniać błędy, w efekcie czego czekała nas bardzo, ale to bardzo zacięta i długa końcówka. Co nie zaglądałam na stronę PlusLigi, to zawsze był remis, najpierw po 24, potem doszło do 30 – myślałam, że zwariuję. Ale skoro się rzekło, że Resovia w końcówkach przeważnie jest lepsza, to i tu musiało się to potwierdzić. Utrata seta w takich okolicznościach, mogłaby nas troszkę podłamać, wszak mieliśmy setbole, a gospodarzy tylko utwierdzić w przekonaniu, że można pokonać każdego – nawet Mistrza. Całe szczęście wygraliśmy tę partię 37:35 (to był jedyny moment, gdy włączyłam radio internetowe, bo nie mogłam wytrzymać nie wiedząc, co tam się tak naprawdę dzieje, gdy co chwila wynik na PlusLidze stawał) i chyba powinno być już z górki. Gospodarze nie mieli jednak zamiaru gładko się poddawać i znowu zaczęli bardzo dobrze. Jednak w połowie seta odjechaliśmy na kilka oczek i potem spokojnie kontrolowaliśmy wynik. Trzeci set zdecydowanie na korzyść Pasów – od początku prowadzenie i ostateczny wynik 25:17.

MVP meczu został nasz kapitan, Alek. Z Alkiem w tym sezonie bywa różnie – albo gra fatalnie i szybko schodzi, albo jest najlepszy i przeważnie zgarnia nagrodę MVP. To pokazuje, że jego forma jeszcze nie jest stabilna. Zresztą w całym naszym zespole, trudno znaleźć takiego zawodnika, który by w każdym meczu prezentował wysoki poziom. Ale pamiętajmy, że to nie jest jeszcze ten moment. Jak to powiedział w jednym z wywiadów Peter – w styczniu powinno być o wiele lepiej. Jednak czy, zwyczajnie patrząc na wyniki, może być jeszcze lepiej? My wiemy, że na pewno może :) Wyniki swoją drogą a gra swoją. A ona jest jeszcze daleka od ideału. Ale wracając do wczorajszego meczu. Jak już wspomniałam, do pierwszej szóstki (na razie na ten mecz), po wielu a nawet bardzo wielu spotkaniach oglądanych z kwadratu dla rezerwowych, wrócił Paul i zagrał bardzo dobrze. Byłam w lekkim szoku, jak zobaczyłam, że zdobył 16 punktów :) No, to chyba nasz przyjmujący pokazał, że należy się z nim liczyć przy wyborze pierwszej szóstki na kolejne mecze. Taki mecz na pewno mu się przydał i w sumie szkoda, że nie został MVP, bo to by go jeszcze bardziej podbudowało. Co ciekawe, najwięcej punktów zdobył Jochen, bo aż 18. I jestem bardzo ciekawa, czemu to właśnie Alek został MVP, gdyż, spośród tej trójki, zdobył najmniej oczek – „tylko” 10. Zresztą, skoro trzech zawodników zdobywa ponad 10 punktów w meczu 3-setowym (jest to naprawdę rzadki wynik), to pokazuje, że nasz zespół miał bardzo dobrą skuteczność w ataku. Lukas zdecydowanie postawił na skrzydła, ale środkowi wcale nie mieli tzw. „pustych przelotów”.

Spotkanie to wcale nie było bułką z masłem dla naszych zawodników, o czym może świadczyć choćby wynik pierwszego seta, gdy to goście wygrali dopiero 37:35. Później poszło już raczej z górki. Tym samym wygraliśmy już 6. mecz z rzędu, w tym piąty bez starty seta. (kurde, nie uważacie, że coś jakoś jest za pięknie… Totalnie nie w stylu Resovii… Jak myślicie, powinniśmy się martwić???)

Następny mecz gramy w czwartek, w ramach V kolejki Ligi Mistrzów, z naszymi sensacyjnymi pogromcami, Budvanską Rivjerą Budvą (w składzie której gra nasz dobry znajomy – Marko Bojić). Czarnogóra to gorący teren, nie wiadomo jak bardzo ten kraj jest zaangażowany w siatkówkę, na pewno nie jest to ich sport nr 1, ale pewne jest to, że sami zawodnicy nie odpuszczą i będzie nam bardzo ciężko. Jednak wydaje mi się, że już jesteśmy na trochę innym etapie niż wtedy, co nie zmienia faktu, że trzeba ten mecz wygrać i to najlepiej w dobrym stylu, by zatrzeć tę nieprzyjemną ostatnią porażkę i pokazać, że Mistrzowie Polski to drużyna na wysokim europejskim poziomie.


Tyle na dzisiaj ode mnie :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Czesi pokonani!

W meczu IV kolejki Ligi Mistrzów, Asseco Resovia Rzeszów pewnie pokonała na wyjeździe czeski zespół Jihostroj Czeskie Budziejowice 3:0 – w setach do 18, 24 i 19. Tym samym nasz zespół umocnił się na pozycji lidera grupy C. Resovia jest niepokonana od 5 spotkań, w tym w ostatnich czterech nie oddała rywalom nawet seta. Czechom również nie udała się ta sztuka ;)

Zaczęliśmy tym razem z polską parą po przekątnej – z Dawidem i Fabianem. Reszta składu bez zmian, do czego Andrzej Kowal ostatnio nas przyzwyczaił. Początek meczu był nerwowy, szczególnie jeśli chodzi o zagrywkę, gdyż na pierwsze trzy własne serwisy, wszystkie zepsuliśmy, nie dając rywalowi szans na pomyłkę w ataku. Sami natomiast bardzo pewnie kończyliśmy swoje akcje. W połowie tej partii, może troszeczkę z pomocą sędziów, odjechaliśmy gospodarzom na 6 oczek. Końcówka seta spokojna w naszym wykonaniu i wyszliśmy na zasłużone prowadzenie w całym spotkaniu.

Druga partia zaczęła się bardzo pewnie z naszej strony. Wydawało się, że nie będziemy mieli żadnych problemów w tym secie, jednak za sprawą kilku naszych błędów, ze stanu 18:15, zrobiło się 19:22. Na  szczęście Resoviacy od razu odrobili straty, a my, kibice, mogliśmy pasjonować się zaciętą końcówką (w tym słowo „pasjonować” jest raczej nie na miejscu, bo to była walka o spokojne zwycięstwo w całym meczu). Ją, głównie dzięki dwóm świetnym zagrywkom naszego kapitana, Alka, wygraliśmy, po raz kolejny potwierdzając, że w decydującej fazie seta nie ma na nas ostatnio bata.2:0 i jedziemy dalej.

W trzeciej partii miało być najłatwiej. Wszak rywal miał ogromną szansę na zwycięstwo w poprzednim secie, a mimo to przegrał, co musiało odbić się na jego psychice. Liczyłam na pewne zwycięstwom które i tak odnieśliśmy, ale paradoksalnie, w trakcie tej odsłony, wynik był najgorszy spośród wszystkich partii.  Od początku seta, Czesi mieli punkt-dwa przewagi. Wynik rozjechał się na 8:12. Wtedy to komentujący Wojciech Drzyzga, wypowiedział magiczne słowa, aby od razu starać się odrobić stratę, a po kolejnej akcji, w polu serwisowym pojawił się Konar. No i wtedy naprawdę się zaczęło. Bomby z zagrywki, których rywale nie byli w stanie przyjąć, wyprowadziły nas na jednopunktowe prowadzenie. Co warto podkreślić, były to 4 punktowe zagrywki, a więc sam zespół nie musiał się męczyć w zdobywaniu punktów, tylko mógł spokojnie patrzeć na show Dawida. Od tego momentu, znacznie poprawiliśmy grę. Za sprawą dobrych zagrywek Nikiego i Jochena, którzy pojawili się w tej partii oraz pewnie kończonym kontrom, efektownie zakończyliśmy seta, wygrywając do 19.

Tego meczu należało się obawiać, zwłaszcza biorąc pod uwagę poprzedni pojedynek tych dwóch ekip, gdzie Czesi nas zaskoczyli bardzo dobrą grą. Szczególnie imponująco grał atakujący Michal Krisko. Zatrzymanie tego zawodnika i dobre przyjęcie z naszej strony miały być kluczem do zwycięstwa. No i to się udało. Krisko nie miał nic do powiedzenia, a nasze przyjęcie było przyzwoite i dawało szansę na rozrzucanie bloku rywala i pewne kończenie ataków czy to ze środka, czy ze skrzydeł.

Indywidualnie najlepiej spisał się nasz atakujący, Dawid. W miarę pewnie kończył ataki, a do tego dołożył wcześniej wspomniane przeze mnie znakomite zagrywki. Również Alek zagrał skutecznie, zwłaszcza w pierwszych dwóch partiach. To głownie dzięki niemu wygraliśmy drugiego seta. Potem trochę zeszło z niego powietrze i w jego miejsce pojawił się Niko. Zresztą w trzecim secie pojawili się praktycznie wszyscy, z wyjątkiem Wojtka Grzyba. W tym krótkim czasie świetnie zaprezentował się Jochen, który potwierdził wysoką formę. Bardzo dobre rozgrywał Fabian, często wystawiał piłki kolegom na pojedynczy blok a oni tym samym nie mieli problemu z ich kończeniem. Swoje ataki z dozą sporego szczęścia kończył Peter. Jego gra momentami zakrawała o szaleństwo, ale skoro on takie piłki lubi i takowych wręcz żąda od naszych rozgrywających, to trzeba się do tego przyzwyczaić. Muszę wspomnieć o Igle. Podobno już w meczu z Gdańskiem zaprezentował się całkiem nieźle, ale wczoraj momentami naprawdę to był Igła, jakiego znamy. Bronił bardzo dobrze, przyjmował przyzwoicie, i chociaż popełnił 2 błędy, to jednak ogólnie zagrał bardzo pozytywnie i potwierdził, że nie można go tak łatwo skreślać. Z zaciekawieniem czekam na kolejne mecze w jego wykonaniu.

Resoviacy zagrali bardzo pewnie, wygrali i potwierdzili dobrą dyspozycję na tym etapie rozgrywek. Jest wiele rzeczy do poprawienia, jak zawsze, ale gra naprawdę nie wygląda źle. Trener rotuje składem, ale robi to tylko w stosunku do rozgrywających i atakujących. Para przyjmujących wychodzi praktycznie ta sama. Alek to pewniak a Peter chyba jeszcze potrzebuje zgrania. Niko jest pierwszy do zmian i w tym układzie w najgorszej sytuacji znajduje się obecnie Paul. Rzadko wchodzi a jeśli już wejdzie, to nie czuje się za pewnie, co jest normalne, jeżeli cały czas siedzi się na ławce. Wiem, że często ostatnio o nim wspominam, ale czuję, że jest trochę pomijany. Nie czuję, ja to wiem. Przykro się na to patrzy, bo on naprawdę nie jest złym zawodnikiem i w poprzednich sezonach nie zawodził. Dlatego czekam na przebudzenie trenera i na prawdziwy pokaz z jego strony. Niech utrze nosa wszystkim niedowiarkom, którzy twierdzą, że jest przeciętny i nie ma szans na grę.

Movember oficjalnie zakończone. Wąsy zniknęły i jak widać, żadnemu zawodnikowi ta moda się nie spodobała (żonom i dziewczynom również). Była to bardzo fajna i ciekawa akcja. Dużo śmiechu, ale cel był szczytny, więc chwała chłopakom, ze wytrwali. To co, za rok powtórka? :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Lotos bez szans w starciu z Mistrzami Polski

W VIII kolejce PlusLigi, Asseco Resovia, pewnie pokonała u siebie Lotos Trefl Gdańsk, 3:0 – w setach do 21, 22 i 19. MVP spotkania został nasz rozgrywający, Fabian Drzyzga.

Transmisji meczu tym razem nie słuchałam w Internecie, nie śledziłam nawet relacji tekstowej i byłam bardzo poddenerwowana, jak zagrają nasi zawodnicy. Graliśmy z rywalem, który przed sezonem pretendował do miana może nawet czarnego konia, jednak same wyniki raczej nie zachwycają kibiców tego zespołu ani pewnie samych zawodników z Gdańska. Jednak należało się obawiać tej konfrontacji, gdyż Lotos może zagrać świetnie albo tragicznie.

Zaczęliśmy tym razem z ostatnio drugim rozgrywającym – Fabianem i drugim atakującym, Dawidem. Oprócz tego skład był identyczny, jak w ostatnich meczach, czyli na przyjęciu Alek i Peter, na środku wobec nieobecności Pitera – Kosa i Perła, na libero oczywiście Igła. Przez praktycznie wszystkie sety wyrównana walka trwała do ok. 20 punktu. Potem, jak przystało na drużynę bardziej doświadczoną i zgraną, Resovia odjeżdżała w końcówkach. Bardzo mnie to cieszy, gdyż kiedyś różnie to z tymi końcówkami bywało, a tutaj jak się okazuje, od dobrych kilku ostatnich spotkań, są one bez wątpienia naszą mocną stroną.

W trakcie samego spotkania, słabiej dysponowanego Alka zastąpił Nikołaj, który, jak pamiętamy, dał świetną zmianę w meczu z Zaksą. Szczerze mówiąc to spodziewałam się, ze właśnie on wyjdzie w pierwszym składzie, ale na razie muszą mu i nam wystarczyć wejścia z ławki. Tym razem zdobył 4 punkty. Świetnie zagrał Peter – zdobył najwięcej, bo 16 punktów, po raz kolejny potwierdzając, że lepiej mu się wiedzie w meczach ze słabszymi rywalami. Nie wiem skąd to się bierze, ale w spotkaniach z potentatami, gorzej się spisuje. Ale wszystko przed nim. Jeszcze zamknie usta wszystkim komentatorom i niedowiarkom, którzy krytykują naszego przyjmującego.

Jak już wspomniałam, MVP meczu został Fabian. 13 punktów zdobył Dawid. O czym to świadczy? A no o tym, że mamy silne dwie pary atakujących i rozgrywających i tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kto wyjdzie w pierwszym składzie. Nasz szkoleniowiec rotuje parami, ale też samymi zawodnikami. Czasami wychodzi polska para, czasami zagraniczna, a czasem mieszana – to też zależy od liczby zawodników zagranicznych. Gdy Niko grał na libero, na ławce siłą rzeczy musiał siedzieć Tichy. A skoro mowa o Lukasie, to on naprawdę prezentuje się coraz lepiej. Widać, że rywalizacja z Fabianem służy mu i przede wszystkim drużynie.

Nie chcę zapeszać, ale zauważyliście, że w lidze spisujemy się nadzwyczaj dobrze? Jeszcze nie byliśmy sprawcami żadnej kompromitacji, tyle co w Lidze Mistrzów. Za to na krajowym podwórku, jest całkiem nieźle, bynajmniej w porównaniu do poprzednich sezonów. Oczywiście, do gry można i trzeba mieć wiele zastrzeżeń, ale na razie (ptfu ptfu ptfu) nie odbija się to na wyniku. Mam nadzieję, że wkrótce nie będę musiała żałować tego akapitu. Czasem lepiej cicho siedzieć :/ Jednak fakt faktem śrubujemy rekord i przez (co najmniej) trzy kolejki z rzędu siedzimy wygodnie na fotelu lidera. Także jest powód do radości, chociaż wiadomo, że teraz tabela, a zwłaszcza pierwsze miejsce, nie ma znaczenia, bo liczą się przede wszystkim play-offy.

A, no i żegnamy się z wąsami :) 


Pozdrawiam

czwartek, 28 listopada 2013

Mistrzowie górą!!!

Wczorajszy mecz rozgrywany awansem, ze względu na styczniowe kwalifikacje do MŚ, za 11. kolejkę był słusznie określany mianem hitu. Wszak spotkały się dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu, które stoczyły piękną i emocjonującą walkę o tytuł, w której górą była Resovia. Również początek tego sezonu rozpoczął się od starcia tych zespołów w meczu o Superpuchar. Wtedy również Sovia wygrała. Zaksa miała więc wiele do udowodnienia nam, sobie i kibicom, ale to też im się wczoraj nie udało. Resovia zasłużenie wygrała 3:0 i zgarnęła 3 punkty utrzymując fotel lidera, co w tym sezonie jest prawdziwą nowością.

Byłam bardzo podekscytowana tym starciem. Resovii dawno nie pokazywano w telewizji, a mecze, które grali w międzyczasie, wygrywali, ale bez większego przekonania. Czasem brakowało koncentracji, co przekładało się na zacięte końcówki i nerwy związane z ewentualną stratą punktów. Ten mecz wyzwalał wiele pozytywnych emocji zarówno u nas, kibiców, jak i pewnie wśród samych siatkarzy. O braku koncentracji nie było mowy. Byłam przekonana, że nie będzie to łatwe spotkanie. Może nie tyle liczyłam, co po prostu spodziewałam się czterech, a może i nawet pięciu zaciętych partii. Warto wspomnieć choćby ubiegłoroczną batalię na Podpromiu, gdy wygraliśmy 3:2 a MVP ówczesnego meczu został Paul, który notabene właśnie wrócił do nas z turnieju o Puchar Wielkich Mistrzów. Zapowiadało się bardzo ciekawie i nie wiem, czemu tak mam, ale zazwyczaj tak u mnie jest, że jak się mecz zaczyna, to mam go już dosyć praktycznie na samym starcie. Tak było wczoraj. Wszystko przez to, że adrenalina rośnie, każda akcja przyprawia o zawał serca. Na szczęście z czasem to mija i zostaje tylko boisko, drużyna i ja. Nie ma nic dookoła.

Zaczęliśmy z Jochenem, Lukasem, Alkiem, Peterem, Kosą, Perłą i Igłą. Okazało się, że Piter doznał kontuzji pleców i nie mógł wystąpić w tym spotkaniu, co było lekką obawą, bo wiemy kim jest Piotrek i jak wielkie zagrożenie stanowi w ataku (zwłaszcza w nim), bloku i na zagrywce. Na szczęście pozostali środkowi nie zawiedli, ale o tym później. Początek meczu dla Zaksy. Najgorsze było to, że rywale popełniali masę błędów, głównie w zagrywce, a mimo to prowadzili. Długo czekaliśmy na pierwszą prawdziwą akcję z naszej strony – od dogrania, przez rozegranie, po atak, ale gdy już jej się doczekaliśmy, to machina ruszyła. Jak już wspomniałam, Zaksa przez większość seta prowadziła. Na pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu wyszliśmy bodajże koło 19 punktu (już dokładnie nie pamiętam, czekam na powtórkę :)), czyli w paradoksalnie najlepszym momencie. Potem odskoczyliśmy na dwa punkty i tak pociągnęliśmy do końca. 24:23 – atak w aut z lewego. Już wydawało się, że będzie remis, gdy czujna Resovia poprosiła o challenge, by sprawdzić, czy Zaksa przypadkiem nie dotknęła siatki. My przed telewizorami widzieliśmy, że dotknięcie było. Ale jak to już ostatnimi czasy wiadomo, nie ma co wierzyć nawet challengowi i jednym słowem – wszystko się może zdarzyć. Na szczęście drugi sędzia nie miał wczoraj problemów ze wzrokiem i słusznie dał punkt Resovii. Tym samym wygraliśmy pierwszego seta, który jak wiemy, jest bardzo ważny, zwłaszcza w takich meczach. Druga partia bardzo podobna w przebiegu. Zaksa prowadziła, my goniliśmy i znowu pod koniec partii wyszliśmy na kilkupunktowe prowadzenie, którego nie oddaliśmy do końca seta. Trzeci set… No właśnie. Bałam się, że wszystko się sypnie. Ta przerwa przy prowadzeniu 2:0 nie pomaga, a wręcz powoduje, że można gładko przegrać kolejną partie. Dlatego tak bardzo liczył się dobry początek. Resovia dobrze zaczęła. Pasy prowadziły, jednak potem, za sprawą dwóch błędów Alka z lewego, wyszli na 3-punktowe prowadzenie. Druga przerwa techniczna i 13:16. Wtedy to na zagrywkę wszedł Dawid Konarski, który miał zaraz zejść w ramach dopłenienia podwójnej zmiany. Dawid nie miał zamiaru prędko schodzić. Zafundował rywalowi kilka potężnych bomb, zdobywając przy tym bezpośrednio dwa punkty. Zszedł dopiero przy stanie 17:16 i otrzymał potężną salwę braw od kibiców. To był zdecydowanie najważniejszy moment tego seta. Potem Resovia jeszcze odjechała. Nasi zawodnicy świetnie serwowali, odrzucając rywali od siatki. Potem dokładali bloki albo pewnie skończone kontry. Wynik mówi sam za siebie – 25:19 i mamy 3 punkty!!!!

Było to bardzo ważne zwycięstwo. Nie wygraliśmy do tej pory, oprócz meczu o Superpuchar, meczu z naszym potencjalnym rywalem z tzw. Wielkiej Czwórki. Jednak należy pamiętać o tym, że spotkania z Jastrzębskim Węglem i Skrą graliśmy na wyjeździe. Wczoraj atmosfera świetnie dopisywała. Kibice po raz kolejny nie zawiedli. Na szczęście zawodnicy również tego nie zrobili. Indywidualnie, w trakcie meczu, ciężko było mi wskazać jednego największego lidera. Najwięcej punktów, 13, zdobył Alek. Jak na prawdziwego kapitana przystało, dał przykład, skończył wiele piłek, ale też nie ustrzegł się błędów. MVP spotkania został jednak Niko. Chociaż pozornie zdobył „tylko” 8 punktów, jednak walnie przyczynił się do zwycięstwa, gdyż grał od połowy drugiego seta w miejsce słabiej spisującego się Petera, który poniekąd ma pecha. Zdobywa dużo punktów w meczach ze słabszymi drużynami, których nie transmituje się w telewizji. Gdy jednak przychodzi spotkanie z czołowymi ekipami, gra słabiej, czym daje powody do narzekania na jego postawę, ze strony choćby komentatorów. Wniosek jeden – trzeba pokazywać więcej meczów Resovii, bo jak na razie, poza inauguracją, w telewizji transmitowano jedynie hity kolejki z udziałem Pasów. No ale wracając do Nikołaja. Świetnie przyjmował, pewnie kończył ataki i równie skutecznie zagrywał – przy jego serwisach zdobywaliśmy kilka razy zdobywaliśmy serię punktów. A paradoksalnie zagrywał wczoraj tylko flota. Dał super zmianę i jak najbardziej zasłużenie zdobył nagrodę. Dobrze zagrał też Jochen, zdobywca 11 punktów. Swoje dołożyli środkowi, chociaż zdobyli tylko po 4 punkty, to wizualnie wydawało się, przynajmniej mi, że dostawali więcej piłek od Lukasa. On również może zaliczyć swój występ do udanych. Warto podkreślić, że trener Kowal stosował w każdym secie podwójną zmianę, która zazwyczaj dawała pozytywne skutki, jak np. seria Dawida w trzeciej partii. W końcu mogliśmy również oglądać Igłę, którego Zaksa starała się nękać zagrywką, ale zazwyczaj nieskutecznie. Do tego nasz libero dołożył kilka obron, więc biorąc pod uwagę to, że gra od  niecałego tygodnia, nie było źle :)

Po raz kolejny swoje dołożył trener Świderski. Jak go zawsze szanowałam jako zawodnika, jak współczułam mu i kibicowałam w powrocie po kolejnych kontuzjach, tak jego postawa jako trenera jest tragiczna. Nie będę tego komentować, bo nie chcę sypać wulgaryzmami, ale jego zachowanie jest skandaliczne. Powiem tyle – każdy klub, każdy trener ma taką samą sytuację, jak on. Kamery podczas przerw nie są nowością, ale widać trenerowi Zaksy całkiem nie przypadły do gustu i po raz kolejny nie zostały wpuszczone do obozu Zaksy. Czyli nie myliłam się, pisząc w 2. części Alfabetu, że najniebezpieczniejszym zawodem świata jest bycie operatorem telewizji Polsat.

Resovia zatem jako pierwsza obroniła fotel lidera PlusLigi i przerwała pechową passę. Klątwa lidera zatem już nie obowiązuje, co nie zaprzecza temu, że liga jest w tym sezonie bardzo ciekawa i nieprzewidywalna. Do końca listopada pozostało dosłownie kilkadziesiąt godzin i wkrótce, zapewne, wąsy znikną z twarzy naszych zawodników (o ile nie spodobała się im ta moda, kto wie). Będzie ich nam brakować, bo ta akcja była bardzo sympatyczna, ale niektórym przydałoby się ich zgolenie, prawda? ;)

Tyle na dzisiaj ode mnie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam :) Pamiętajcie o „reakcjach”!


Pozdrawiam :D

niedziela, 24 listopada 2013

Kielce zdobyte, ale nie bez trudu

W VII kolejce PlusLigi mierzyliśmy się na wyjeździe z Effectorem Kielce. Mając w pamięci poprzednie nasze spotkanie w Kielcach, kiedy to przegraliśmy 2:3, należało zachować czujność i pełną koncentrację, z czym w szeregach Resovii ostatnio są spore problemy. I to było widać wczoraj. Mimo problemów, szczególnie w dwóch pierwszych setach, udało nam się wygrać 3:0. Wynik nie powinien mylić – to wcale nie było łatwe spotkanie.

Zaczęliśmy w składzie z Tichym, Konarem, Alkiem, Peterem, Piterem, Perłą i Igłą, który wrócił do pierwszego składu po trzech tygodniach nieobecności spowodowanej kontuzją kolana. Początek meczu był wyrównany – najpierw my osiągnęliśmy dwa punkty przewagi, a potem gospodarze, głównie za sprawą świetnie spisującego się Bruno Romanuttiego. To naprawdę śmieszne, gdyż przed meczem, gdy dowiedziałam się, że w Effectorze nie wystąpi Sławomir Jungiewicz, czułam, że Bruno, pomimo bardzo słabej gry od początku sezonu, w końcu odpali – jak na złość właśnie w meczu z nami i zrobi nam tyle krzywdy, co Niko w tamtym sezonie. Na szczęście aż tak nie szalał, a my zdobyliśmy upragnione 3 punkty. Ale wracając do przebiegu meczu, to zarówno w pierwszym, jak i w drugim secie byliśmy świadkami bardzo interesujących końcówek. Pierwszą partię Resovia wygrała do 23, a ostatni punkt zdobył asem Jochen, który wszedł w trakcie seta za słabiej spisującego się Dawida. Druga była jeszcze bardziej zacięta. Miałam nadzieję, że Resovia po problemach w poprzedniej odsłonie, w końcu odpali i zagra na równym wysokim poziomie nie dając większych szans kieleckiemu zespołowi. Ale było inaczej. Effector od połowy seta utrzymywał 2-3 punktową przewagę, było już nawet 23:21 dla gospodarzy, ale wtedy Resovia się obudziła. Transmisja radiowa mi się zacięła, nerwy były niesamowite, śledziłam wynik na plusliga.pl, ale tam później na tablicy cały czas widniał wynik 23:23. W końcu transmisja się wznowiła, było bodajże po 24, no i później ostatecznie wygraliśmy 27:25 - ulga niesamowita i nadzieja na o wiele lepszą grę w trzecim secie. W nim w końcu Resovia odpaliła, a w połączeniu ze słabszą postawą gospodarzy, którzy popełniali coraz to więcej błędów, dało nam to zwycięstwo do 17 i ostatecznie 3:0. W samej końcówce bardzo dobrze spisywał się Jochen, ale MVP spotkania został Peter.

Mecz z Effectorem był szczególny dla naszego przyjmującego – Nikołaja Penczewa. Wszak grał on w tej drużynie w tamtym sezonie i stanowił jej główną siłę napędową. Co ciekawe, o czym już wcześniej wspomniałam i o czym na pewno wszyscy pamiętamy, Niko zdobył przeciwko nam w styczniowym meczu 31 punktów. Kto wie, może gdyby nie ten występ, Resovia wcale by się o niego nie starała :) Oczywiście, traktujemy to w kategoriach żartów, bo Nikołaj jest świetnym zawodnikiem i bardzo cieszę się, że gra u nas. Jak do tej pory spisuje się całkiem nieźle. We wczorajszym meczu w końcu wystąpił na swojej nominalnej pozycji, ale nie miał niestety albo stety (zależy jak na to patrzeć) okazji na pokazanie się. Dalej dysponujemy tylko trzema przyjmującymi, gdyż Paul gra, a raczej „wącha trybuny” (jak przeczytałam na twitterze jednego z dziennikarzy. Swoją drogą fajne stwierdzenie ;)). Totalnie nie rozumiem po co on tam pojechał, bo ani nie pograł, ani się nie odbudował, a dodatkowo zostawił nas na jakiś czas, przez co przez kilka spotkań dysponowaliśmy tylko dwoma przyjmującymi. Oczywiście nie jest to jego wina, zespół musi liczyć 12 zawodników i ktoś musi siedzieć na ławie, ale skoro on siedział na trybunach (pewnie przez to, że mało u nas gra), no to całkowicie tego nie rozumiem. Na szczęście już jutro wraca do nas, więc w końcu będziemy w komplecie, niestety tylko do stycznia, ale to jeszcze kawał czasu, także cieszmy się tym, że Paul do nas wraca. Czas na to, żeby się w końcu pokazał i zagrał, jak nas do tego przyzwyczaił w poprzednim sezonie, a szczególnie w finale ze Skrą.

Jak już wspomniałam, po trzech tygodniach wrócił Igła. Wczoraj był szczególnym obiektem zainteresowań kieleckich zagrywających. Z przyjęciem radził sobie różnie, ale ogólnie nie było źle. Oczywiście jak to Igła, musiał podkreślić to, że do nas wrócił. Zrobił to w pięknym stylu dostając żółtą kartkę. Za co? Podobno za chodzenie poza kwadratem dla rezerwowych. Może nie konkretnie za to, ale za wynikającą z tego dyskusję. Tak, Igła wręcz pali się do gry, więc nie ma co się dziwić, że nosi go poza boiskiem ;) Powiem jedno – cieszę się, że w końcu do nas wrócił. Brakowało go na boisku. Chociaż Niko i Mateusz Masłowski bardzo dobrze sobie radzili, to jednak Igły nie da się w pełni zastąpić. Już wczoraj ustawiał kolegów na boisku, jak nas i ich do tego przyzwyczaił. Jednym słowem – dobrze, że już jest. Dzięki temu nie będziemy mieli problemów z obcokrajowcami, Niko wrócił na swoją pozycję i znowu będziemy oglądać ekspresje Igły na parkiecie, których mimo wszystko brakowało.

Resovia wróciła na pozycję lidera PlusLigi. Nie wiem czy to jest dobra wiadomość. Od kilku kolejek panuje przesąd, że lider zawsze przegrywa kolejny mecz. Zobaczmy: 
Zaksa - porażka z Indykpolem, 
Resovia - z Jastrzębskim
Skra  - z Czarnymi
znowu Resovia - ze Skrą
Indykpol - z Lotosem 
Jastrzębski Węgiel - wczoraj ze Skrą 
My w perspektywie mamy środowy mecz z Zaksą Kędzierzyn-Koźle u siebie i chyba trzeba w końcu przerwać tę serię i odwołać panujący przesąd. Gdzie jak nie u siebie! Rywal trudny, ale kiedy mamy pokazać pełnię swoich umiejętności, jak nie w takim meczu? O jedno chyba nareszcie możemy być spokojni – o należytą koncentrację. Jej na pewno w środę nie zabraknie. Rywale będą chcieli zrewanżować się nam za porażkę w Superpucharze, ale my gramy z potentatem w końcu u siebie, także trzeba to wykorzystać!!!

PS. Listopad powoli się kończy… Patrząc na zdjęcia Resoviaków z wczorajszego meczu, a szczególnie na Kosę, myślę sobie tak -  niech się już skończy… ;)


Do czwartku!!!

sobota, 16 listopada 2013

Główne założenie wykonane - mamy 3 punkty

W spotkaniu VI kolejki PlusLigi, Asseco Resovia Rzeszów, podejmowała na swoim terenie rywali ze stolicy – AZS Politechnikę Warszawską. Pomimo słabego początku i przegrania pierwszej partii, kolejne, nasi siatkarze wygrali pewnie i zasłużenie zgarnęli 3 punkty, które były głównym założeniem przed dzisiejszym meczem.

Jako że dzisiaj nigdzie nie wyjeżdżałam, to miałam zamiar słuchać transmisji w Internecie. No właśnie… Miałam zamiar. Bowiem oprócz muzyki, informacji praktycznie nic więcej nie słyszałam. Taki to urok mojego mega szybkiego Internetu (jest to oczywiście ironia)… No ale cóż, jakoś trzeba sobie radzić.

Z ciągle przerywanych transmisji nie mogłam nawet wyłapać w jakim składzie zaczęliśmy. A zaczęliśmy z Alkiem, Peterem, Fabianem, Jochenem, Perłą, Piterem i naszymi dwoma libero, czyli Nikołajem i Mateuszem. Niestety, pomimo wcześniejszych prognoz, nie zagrał Igła. W poniedziałek przejdzie kolejne badania i okaże się, czy w najbliższym meczu będzie gotowy do gry. Już się nie mogę doczekać jego powrotu, bo naprawdę brak naszego libero jest bardzo odczuwalny.

Był to również pierwszy mecz bez Paula Lotmana, który do Rzeszowa wróci dopiero 25 listopada. A więc, biorąc pod uwagę brak Paula, brak Igły i konieczność gry na libero Penchewa, na przyjęciu dysponowaliśmy faktycznie tylko Alkiem i Peterem. W składzie był również zawodnik z Młodej Ligi – Michał Filip, który już wcześniej był obecny w dwunastce, gdy nie było Nikiego, jednak jak wiemy, nie można go nazwać jeszcze (jeszcze!!!) zawodnikiem, który może wstrząsnąć drużyną dając dobrą zmianę i pociągnąć grę, więc teoretycznie graliśmy tylko dwoma przyjmującymi.

Po roku przerwy na Podpromie wrócił również nasz były atakujący, Adrian Gontariu, który w Resovii za długo nie zabawił. Jego powrót do PlusLigi był również chęcią pokazania się z lepszej strony, po tym, jak sezon 2011/12 przesiedział praktycznie na ławce. Ale mając takiego rywala, jak Gyorgy Grozer… nie ma co się dziwić, że nie zagrzał miejsca w pierwszej szóstce. Jednak ja go darzę wielką sympatią i bardzo żałuję, że miał tak mało okazji, żeby się pokazać w Rzeszowie. A więc dla niego był to sentymentalny powrót. Na pewno nie miał zamiaru odpuszczać i chciał zagrać jak najlepiej. 

Pierwszy set bardzo wyrównany, nawet z przewagą gości, która utrzymała się praktycznie do końca. Sama końcówka słaba po naszej stronie. Goście zdobyli bodajże 3 punkty z rzędu. A więc niestety, ale w premierowej partii musieliśmy uznać wyższość rywal. Wynik – 23:25. Drugi set… cóż ja mogę o nim powiedzieć. Niewiele… Pierwsza przerwa techniczna – 8:5 dla gospodarzy i ciągłe utrzymywanie przewagi. Od stanu 17:14 nasi zawodnicy zdobyli 8 punktów z rzędu. Pewnie wygrana partia – mamy remis 1:1 i ukochaną przez trenerów i większość zawodników 10-minutową przerwę. Co po niej? Nie wiadomo, gdyż z Resovią w trzecim secie bywa różnie. O tej partii nic nie mogę powiedzieć, gdyż cały czas walczyłam z transmisją, która za nic nie chciała mi się nawet uruchomić. Jeśli już udało mi się cokolwiek usłyszeć, to była to raczej relacja z meczu siatkarek Delvelopresu Rzeszów albo przerwa muzyczna. Jedyne co słyszałam z tej partii, to ostatnią piłkę, wybuch radości – 25:19 i 2:1 w całym meczu. Słuchając jednak pomeczowej wypowiedzi naszego trenera, dowiedziałam się, że przegrywaliśmy już bodajże 5:10. Tym większe brawa za grę w drugiej połowie tego seta. No, zaskoczenie spore. Ale wracając do mojej osobistej walki z Internetem. Po trzeciej partii dokonałam wielkiego odkrycia – mianowicie odłączyłam i ponownie podłączyłam Internet i o dziwo zaczęło nieźle chodzić. Jestem geniuszem!!! Szkoda tylko, że tak późno to odkryłam. Ale, jak to mówi przyłowie, lepiej późno, niż wcale. Początek partii nie był relacjonowany, ale jakże wielki przypływ radości wypełnił moje serce, gdy zobaczyłam wynik na plusliga.pl 8:1. Oczywiście, transmisja odpaliła, ale zanim przeniosła się na Podpromie, było już 10:5. Kilka piłek i znowu reklamy. Ach… to moje szczęście. No, ale nic. Resoviacy utrzymywali dalej swoją przewagę – 20:14, 21:16. 23:18, 24:19 i ostatecznie 25:20! Uff… wygrana. Mieliśmy zdobyć 3 punkty i zdobyliśmy :D

MVP spotkania został Jochen Schöps. Jako że postanowiłam uraczyć Was postem ekspresowo napisanym po meczu, a nawet już w trakcie (z nudów, jak nie miałam możliwości słuchania transmisji.. :)) to nie mogę ocenić ani gry Jochena, ani reszty zawodników, zobaczyć, jak wypadli w skuteczności i zdobyczach punktowych, gdyż nie znam jeszcze statystyk. Ale skoro Jochen dostał nagrodę, to nie mógł zawieść :) Właśnie przeczytałam komentarz na Facebooku, że grał jak profesor. Cały Jochen :D

Tak się zastanawiam, jak to jest, że nie ma meczu, w którym od początku do końca nie dalibyśmy rywalom dojść do głosu. Biorąc po uwagę wyniki poszczególnych partii – konkretnie drugiej, trzeciej i czwartej – można? Szkoda tylko, że często przytrafiają się takie, jak pierwsza. Nie wiem z czego to wynika. Może, tak jak w przypadku Politechniki, rywal, grający ostatnimi czasy fatalnie, przegrywający do zera z teoretycznie słabszymi rywalami, dodatkowo osłabiony brakiem podstawowych zawodników, skazany na pewną porażkę, za wszelką cenę chce się pokazać i walczy do upadłego, czego efektem jest wyrównany wynik? Chyba tak. Dobrze, że pomimo słabszego początku, potrafiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i pewnie wygrać kolejne partie. Z tego, co wiem, w pierwszej partii zagrywka nie była naszą mocną stroną. Ale skoro przydarzały się serie w kolejnych setach, to chyba jednak Resoviacy na przestrzeni całego spotkania wzmocnili ten element gry.

Była to moja pierwsza transmisja w radiu i mam nadzieję, że ostatnia tak fatalna. Internet szaleje mi nie od dzisiaj, ale nie liczyłam, że będzie tak strasznie. Wierzę, że następnym razem będzie lepiej. Bo oczywiście na transmisję w TV z takich spotkań liczyć nie możemy… Szkoda tylko, że taką Zaksę pokazują nie tylko w meczach z potentatami, ale również ostatnio z Bydgoszczą i w następnej kolejce właśnie z naszym dzisiejszym rywalem. Pamiętam, jak w tamtym roku, w piłce nożnej pokazywali dosłownie każdy mecz mistrza Polski – Śląska Wrocław. Widać w siatkówce tego się prędko nie doczekamy. Pozostaje radio… Po dzisiejszym meczu, to jednak dla mnie słabe pocieszenie…


PS. Ciekawe, jak tam kolejny tydzień MOVEMBER w wykonaniu Resovii.. :)