piątek, 18 kwietnia 2014

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SECA MISTRZA!!!

To był naprawdę Wielki Czwartek!!! Asseco Resovia Rzeszów dokonała czegoś niesamowitego. W ostatnim, piątym meczu półfinału, pokonała na Podpromiu Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:1 i tym samym awansowała do finału PlusLigi!

Cóż to były za emocje! Przed meczem nie wiedziałam, czego się spodziewać. Niby Resovia wygrała dwa mecze w Kędzierzynie, niby wracała do swojej magicznej bądź co bądź hali podbudowana wyjściem z niesamowitej opresji, ale z drugiej strony w tej rywalizacji działy się takie rzeczy, że naprawdę ciężko było wskazać faworyta. Drużyny wygrywały mecze na wyjeździe – to nie jest codziennością. Zaksa miała problemy – nie wiadomo było czy zagra Marcin Możdżonek oraz na jakiej pozycji wystąpi Michał Ruciak. To stawiało w lepszym położeniu Resovię. Ale przecież doskonale wiemy jaką dyscypliną sportu jest siatkówka. Stąd te ogromne nerwy. Sovia stała przed ogromną szansą, ale czy wytrzyma?

Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Peterem, Nikim, Piterem, Perłą i Igłą. Pierwszy set, a na pewno jego początek – był dla mnie katorgą. Serce waliło niemiłosiernie mocno. Wiadomo jak ważne jest dobre wejście w mecz. Walka była bardzo zacięta, ale jednocześnie padało bardzo dużo serii 3-4 punktowych z obu stron. Wyrównana rywalizacja toczyła się do stanu po 17, potem prawdziwie mistrzowski odjazd zaliczyła Resovia, która ostatecznie wygrała do 19. Druga partia zaczęła się fatalnie – od stanu 2:5. Goście kapitalnie serwowali, my byliśmy wręcz bezsilni w przyjęciu zagrywki, co miało wpływ na skuteczność w ataku. Zaksa rozkręcała się z akcji na akcję. Środkowi wbijali nam niemiłosiernie dużo gwoździ. W okolicach 15 punktu poczułam, że ten set jest stracony. Priorytetem stała się trzecia partia. Wiedziałam, że o ile w pierwszym secie przeżywałam katorgę, to w trzeciej będzie istna katastrofa psychiczna. Remis 1:1, wszystko się może zdarzyć, a to Zaksa jest podbudowana zwycięstwem w dobrym stylu. Z jakim nastawieniem wyjdą rzeszowianie? W całej rywalizacji działy się tak różne rzeczy, że przecież można spokojnie wygrać seta po stosunkowo gładkiej porażce. Stąd kluczowy stał początek seta numer 3. Ten był wyrównany, ale jednak to Zaksa miała oczko-dwa przewagi. Bałam się, że zaraz nam odjadą. Na szczęście, w okolicach dziesiątego punktu, Resovia znowu przyspieszyła, wychodząc na prowadzenie 16:12. Błędy na zagrywce, nieporozumienie Tichego z Kosą, Dawid złapany na pojedynczym, spowodowały, że za chwilę na tablicy wyników widniał remis. Emocje sięgały zenitu. Sovia twardo kończyła kolejne akcje, zdobyła kilka oczek przewagi w końcówce i wygrała. Ufff… A więc brakuje nam już tylko seta… Czwarty set rozpoczęty od świetnego bloku. Potem to jednak Zaksa miała punkt przewagi, jednak tylko do mniej więcej 4 punktu. Resovia nie miała zamiaru ustępować i zdecydowanie atakowała. Po pierwszej przerwie technicznej zaczęłam czuć, że już mogą tego nie wypuścić. Ale – pamiętając co działo się w Kędzierzynie w meczu numer 3, co mówili komentatorzy, gdy Zaksa prowadziła 2:0 i Dick Kooy skończył pipe’a na 11:8 dla miejscowych, wolałam poczekać z ostateczną radością. Wtedy komentatorzy mówili, że Zaksa może być nie do powstrzymania. To samo działo się wczoraj. Z drugiej strony jednak nie wyobrażałam sobie, żeby mogli to wypuścić z rąk. Pewnie kończyli swoje akcje, prowadzili 3-4 punktami i nie dali się dogonić. Pod koniec seta widać było, że Zaksa już nie wierzy. Asy Konara całkowicie pogrążyły gości. 24:21 – piłka na prawe do Dawida i JEEEEEEEESSTTTTTT!!!!! STAŁO SIĘ!!!! JESTEŚMY W FINALE!!!!

Wybuch radości po stronie Resovii – nic dziwnego, wszak dokonali czegoś niemożliwego!!! Wszyscy przypominali historię sprzed 4 lat, gdy to Resovia przegrała dwa pierwsze mecze w Kędzierzynie, potem przegrywała u siebie 0:2 w setach i 17:23 w trzecim secie i odwróciła wynik ostatecznie zdobywając brązowy medal. Te spotkania były dla mnie szczególne. Piąty mecz tej rywalizacji był pierwszym, który obejrzałam w telewizji, gdyż u siebie nie miałam czegoś takiego jak Polsat Sport i nigdy nie zapomnę jak czekałam na wynik czwartego meczu, z nadzieją, że uda mi się obejrzeć piąty mecz u mojej babci. Tak się stało i byłam niezmiernie szczęśliwa. Tak naprawdę od tego momentu zaczęłam na dobre kibicować Pasom. Ale nie o mnie tu mowa. Wracając do tych przewidywań. Tamta rywalizacja różniła się jednak znacząco od tej, którą mieliśmy okazję teraz oglądać i przeżywać. Mianowicie wtedy Resovia przegrała dwa mecze na terenie rywala i u siebie doprowadziła do remisu. Tu było odwrotnie, stąd niewielu dawało im szansę na ostateczne zwycięstwo. Porażki w TwieRRdzy, brak Kapitana – to musiało zakończyć się w trzech meczach. To w drugiej parze miało być więcej emocji, bo przecież Jastrzębie grało świetną siatkówkę do tego momentu i po dwóch przegranych wracało na swój teren. Przyznam szczerze, że po tych dwóch meczach w Kędzierzynie czułam, że paradoksalnie to Jastrzębie polegnie w trzech meczach. I tak się stało. Resovia pokazała ogromny charakter, wykazała się niezwykłą odpornością psychiczną. No do tego to nas Resoviacy nie przyzwyczaili :) Grali fantastycznie w tych trzech ostatnich meczach i zasłużenie wygrali. Jednocześnie przeszli do historii – nikt wcześniej nie dokonał takiej sztuki.

Wczoraj świetnie zagrali wszyscy. Ciężko było mi na gorąco wskazać MVP meczu, bo każdy zasłużył na tę statuetkę, a na pewno wszyscy skrzydłowi. Prym jednak na przestrzeni całego meczu zdecydowanie wiódł Konar – zdobył 24 punkty. Był niezwykle skuteczny w ataku, kończył nawet najtrudniejsze piłki. Gorzej szło mu na zagrywce, ale w najważniejszym momencie, może nie najsilniejszymi, ale bardzo dobrze kierowanymi zagrywkami dobił Zaksę i zapewnił nam piłki meczowe. Grał niesamowicie, a pamiętajmy, że to przecież jego pierwszy rok w takiej drużynie, jaką jest Resovia, czyli walczącą o największe trofea. W podobnej sytuacji jest Niko i on również zagrał KAPITALNIE. Komentatorzy rozpływali się nad jego grą, pełni podziwu. Całkowicie zasłużenie. Bałam się jak zagra, bałam się, czy udźwignie a on tymczasem z zimną krwią kończył wszystkie, nawet najbardziej beznadziejne piłki. Uzbierał w sumie 14 punktów. Świetnie przyjmował, najlepiej spośród Resoviaków – na poziomie 64%. Warto podkreślić to, że kędzierzynianie grali w niego najwięcej piłek. Siał również ogromne spustoszenie swoim kąśliwym flotem, do którego nas już przyzwyczaił. Naprawdę rośnie nam niesamowity zawodnik. Kto by w trakcie sezonu pomyślał, że będzie odgrywał tak kluczową rolę w decydujących meczach. A przecież ma tylko 22 lata (i to niecałe!!!). Oj, chowamy naszym przyjaciołom Bułgarom (co bystrzejszy czytelnik, siedzący w tym „biznesie” kilka lat wyczuje w słowie przyjaciel ironię i zresztą słusznie :P) gwiazdę. Na razie na szczęście gra dla nas ;) W tym momencie muszę wspomnieć o naszym drugim przyjmującym – Paulu. Co by nie mówić o tym zawodniku, on nie wiadomo jakim cudem w końcówce sezonu gra niesamowicie. Ten rok jest dla niego wyjątkowo trudny, mało grał, a tymczasem gdy przyszła pora półfinałów, on gra jak nie on. Pewny w ataku – w końcu bije zdecydowanie w pomarańczowe, a nie jak to czasem bywało desperacko szuka rąk rywali w bloku, co jest bardzo ryzykowne. Dał się tylko raz zablokować i nie popełnił żadnego bezpośredniego błędu. Zdobył w sumie 11 oczek przy bardzo wysokiej – 75% skuteczności i po raz kolejny (ja już nawet tego nie liczę) zachwycał cudownymi obronami. Co jak co, ale obok jego padów nie można przejść obojętnie :D Nad całością dowodził wczoraj Tichy i w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, nie został zmieniony przez Fabiana (jedynie w drugim secie wszedł z Jochenem, ale to była konieczność ze względu na słabą grę całego zespołu). Grał świetnie – kiwnął, skończył piłkę wystawioną przez Możdżonka, dorzucił asa, wrzucał sporo piłek na środek, zwłaszcza na początku meczu, potem nie wiedzieć czemu jakoś tego zaniechał. Ale jeśli się ma tak dysponowanych skrzydłowych, to o jakimkolwiek zaniechaniu mowy być nie może :) Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie grał w tych najważniejszych meczach. Jestem pełna podziwu dla niego, bo teraz gra naprawdę świetnie. Słowo o środkowych – w sumie zdobyli w ataku 8 punktów na 15 wystaw. Może ta ilość i przede wszystkim skuteczność nie powala, ale jak już wspomniałam, wczoraj grali również inni. Muszę wspomnieć o Kosie, który choć nie dokonał niczego wielkiego na przestrzeni tych spotkań, to jednak jego wejścia przywoływały wiadome wspomnienia. Znowu z jego udziałem Resovia dokonała czegoś wielkiego :D Igła zagrał również bardzo dobrze, może nie był aż tak widoczny w obronie jak w poprzednich meczach, ale również przyczynił się do zwycięstwa. Jego reakcje, pobudzanie kolegów – gdyby nie on, byłoby naprawdę ciężko.

Jak to powiedział Paul w jednym z wywiadów przed wczorajszy meczem, Resovia stała się nowym zespołem. Brak Alka, problemy z limitem obcokrajowców, dwie porażki sprawiły, że rzeszowianie musieli stworzyć prawdziwy kolektyw, żeby móc w ogóle myśleć o jakimkolwiek zwycięstwie. Zrobili to. Pokazali, że szeroka ławka nie jest ich przekleństwem, jak ostatnio zaczęto mówić w tzw. „środowisku”. Te trzy mecze wygrali nam rezerwowi – kapitalne wejście Nikiego w miejsce Alka, świetne zmiany Paula, który grał zdecydowanie najlepsze mecze w sezonie, Fabian, Jochen, Kosa – oni również dołożyli ogromne cegły do awansu. Już nikt nie może powiedzieć złego słowa o takim stylu prowadzenia zespołu przez trenera Andrzeja Kowala. Zobaczcie właśnie jaką parą przyjmujących kończymy ostatnie mecze. Paul i Niko – to im należą się największe oklaski, bo sam Dawid nie dałby rady pociągnąć zespołu w ataku. wieczni rezerwowi, można by rzec, a jednak – kiedy przyszło co do czego, to nie zawodzą. I to jest właśnie prawdziwy zespół. PRAWDZIWA RESOVIA, którą kocham i z której jestem mega dumna. Cieszę się, że mogę być kibicem TAKIEJ DRUŻYNY <3

NIGDY NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA – taki napis pojawił się wczoraj na trybunach w hali Podpromie. Te słowa również cisnęły mi się na usta po trzecim meczu, ale czekałam na piąte spotkanie, żeby je głośno wypowiedzieć. Wydawałoby się, że nasze serce siedzi na trybunach, a tymczasem to serce dało kopa kolegom, aby dla niego zagrali. I zagrali. Dla siebie, dla kibiców, ale również dla swojego Kapitana. Pięknie się patrzyło na radość całego zespołu, bo widać było, że te mecze kosztowały ich wiele wysiłku. Determinacja, walka, psychika – tak gra Mistrz Polski. Radość Alka po zwycięstwie bezcenna :D

Przed nami finał, wielkie polskie siatkarskie Gran Derbi. Pierwszy mecz już we wtorek. Większość ekspertów stawia na Skrę. Bełchatowianie prezentują się naprawdę świetnie i Resovia musi zagrać na swoim najwyższym poziomie. Mecze te zapowiadają się bardzo ciekawie. Wszak Skra ma nam coś do udowodnienia. Odebraliśmy im złoto dwa lata temu, wyrzuciliśmy ich z czwórki w ubiegłym sezonie, a jak będzie teraz? To się dopiero okaże :) Liczę na dobre mecze. Wynik jest sprawą otwartą :)

Pozdrawiam ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz