niedziela, 23 lutego 2014

Plan wykonany, MVP solenizanta :)

Asseco Resovia Rzeszów wygrała na wyjeździe z BBTS-em Bielsko-Biała 3:0. Była to zaległa, XII kolejka PlusLigi. Tym samym Resovia ponownie wróciła na fotel lidera.

Niestety nie mogłam słuchać relacji z tego meczu, gdyż kiedy trwał mecz, ja właśnie wracałam z Olsztyna, gdzie miałam niezbyt miłą przyjemność oglądać spotkanie Indykpolu z Jastrzębskim Węglem. Takiego pogromu się nie spodziewałam. Ale dobra, nie o Olsztynie ani tym bardziej o Jastrzębiu tu mowa. Tak więc pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po powrocie do domu, było sprawdzenie wyniku. Bardzo miłego, jak się okazało.

Tym razem Andrzej Kowal wystawił w pierwszej szóstce Dawida, Tichego, Pitera, Perłę, Petera, Alka i Igłę. Hmm przebieg… Początek meczu rozpoczął się od prowadzenia gospodarzy. Dopiero pod koniec seta udało się Resovii wyjść na prowadzenie – 21:20, którego nie oddała do końca, czego efektem było zwycięstwo. W kolejnych partiach tak nerwowo już nie było. Druga od początku do końca pod dyktando mistrzów Polski wygrana do 18. W trzeciej do pewnego momentu prowadziło Bielsko, ale już od połowy seta Resovia wróciła na właściwe tory i nie wypuściła zwycięstwa z rąk. Wygraliśmy 3:0. Takie było założenie i tak się stało.

MVP został Peter, co mnie bardzo ucieszyło. Jeszcze przed meczem, słysząc kolejne „miłe opinie” chciałam, żeby zgarnął tę statuetkę dzisiaj. Oczywiście nie wiedziałam czy zagra i w ogóle jak się zaprezentuje. Gdy tylko zobaczyłam, że moje pragnienie się spełniło to wybuchłam śmiechem, oczywiście nie ironicznym tylko jak najbardziej szczerym. Podkreślam, nie jest moim ulubionym zawodnikiem, ale biorąc pod uwagę to, co się ostatnio wokół niego dzieje to trzymam za niego kciuki, żeby utarł nosa wszystkim „ekspertom” i jeszcze lepszym „kibicom”. A kiedy się przypadkiem dowiedziałam, ze miał wczoraj urodziny, to uśmiech był jeszcze większy. Nie każdy zawodnik jest w stanie sprawić sobie taki prezent. Próbują, ale nie zawsze im to wychodzi ;) A Peterowi się udało :D Wracając do statystyk, Peter zdobył 17 punktów przy niezłej 57% skuteczności. Drugim punktującym w naszym zespole był Konar, który dołożył 13 oczek. Dysponowaliśmy bardzo dobrym przyjęciem, które skutkowało częstymi wystawami do środka – Piter zdobył 12 a Perła 5 punktów. Resovia grała świetnie blokiem, zdobywając tym elementem 11 punktów.

Został ostatni mecz w fazie zasadniczej. Jak to szybko zleciało… A jeszcze niedawno wszystko się zaczynało. W sobotę gramy u siebie z Cerrardem Czarnymi Radom. W pierwszym starciu obu ekip Resovia wygrała 3:0, jednak teraz wcale nie musi być łatwo. Radomianie pokazali, że nie są chłopcami do bicia i są w stanie wygrywać z najlepszymi (pokonali przecież Skrę i JW). Mecz ten zapowiada się zatem bardzo ciekawie.


Tyle na dzisiaj ode mnie ;)

czwartek, 20 lutego 2014

W Kędzierzynie roallercoaster zakończony twardym lądowaniem

W hicie XXII kolejki PlusLigi, Asseco Resovia Rzeszów poległa w Kędzierzynie-Koźlu z miejscową Zaksą 2:3. Ten mecz był tak dziwny, tak nieprzewidywalny, że na samą myśl, mam ochotę o nim zapomnieć. Niestety, pierwsze miejsce w tabeli się oddala.

Pierwszą rzeczą, o której należy wspomnieć, jest bez wątpienia powrót naszego podstawowego libero, Krzysztofa Ignaczaka do pierwszej szóstki. Po kilku tygodniach przerwy, znowu mogliśmy go oglądać na parkiecie. W końcu. Do tego już do pełni zdrowia wraca Konar, co potwierdził wczorajszym występem, więc wydaje się, że personalne kłopoty mamy za sobą. Za to z formą problemy dalej są.

No właśnie, wypada coś wspomnieć o meczu… Zaczęliśmy z Jochenem, Fabianem, Alkiem, Peterem, Perłą, Piterem i Igłą. Mecz tak naprawdę, przynajmniej dla mnie, jak i pewnie większości z Was oglądających mecz w TV, rozpoczął od stanu 4:3 dla Sovii. Pierwszy set kapitalny. Gołym okiem było widać koncentrację, pewność siebie i ogromną skuteczność w ataku. Problemem była jedynie zagrywka, bo choć siała spustoszenie w szeregach Zaksy, to jednak błędów było sporo, ale wynik 25:18 w pełni zrehabilitował tę nieskuteczną statystykę. Byłam dumna z Resoviaków. Czułam, że powoli wracają na właściwe tory. Początek drugiej partii tylko umocnił mnie w tym przekonaniu. 6:0 – wynik niesamowity. Pewność w atakach, luz, frajda – takiej Resovii dawno nie widzieliśmy. Normalnie płakać mi się chciało. Oczywiście z radości. I oczywiście do czasu. Wiadomo, mecz się jeszcze nie skończył, ale kto by pomyślał, że potem wydarzy się to, co się wydarzy. 14:9, na zagrywkę idzie Witczak. Blok na Jochenie, nieskuteczne ataki Alka i nagle bach – 14:16. A potem standard – strach na zagrywce, która zaczęła odbijać się czkawką, gdyż nie przestali popełniać błędów. I koniec – 21:25. Trzeci set bez komentarza. Zaksa od początku do końca prowadziła i pokazała jak się powinno grać, gdy wysoko się prowadzi. Byłam załamana. Cały czas miałam w głowie pierwszą partię. Jakim cudem to mogło się tak zmienić? Czwarty set niby wygrany, ale szczerze mówiąc, trzeba to przyznać – dzięki Zaksie, która popełniała gro błędów w ataku. byłam strasznie negatywnie nastawiona do tej partii, czułam, że przegrają, a tymczasem nie wiedzieć jak, na tablicy wyników było 21:12 dla Sovii. No tak, ale Sovia nie byłaby sobą, gdyby nie podniosła ciśnienia do granic możliwości. Szybko zrobiło się 21:19 i znowu wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli obawy o to, co się wydarzy. Na szczęście tym razem udało się wygrać i mieliśmy tie-break. Piąty set rozpoczął się od wyniku 1:3, jednak Resovia szybko doprowadziła do remisu. Co więcej, cały czas miała oczko przewagi nad rywalami. Walka toczyła się punkt za punkt. Dzięki świetnej zagrywce Konara zrobiło się 12:10 dla Sovii. I to by było na tyle. Potem błąd, asy Kooya, zamieszanie z sędziami i ostatecznie przegrana mistrzów Polski 13:15. Nie tak to miało wyglądać..

No cóż... co można tu powiedzieć? Jak już wspomniałam, pierwsza partia perfekcyjna!!! 88% w ataku, to się czuło!!! 1,5 seta genialne, normalnie chyba muszę sobie to nagrać i oprawić w ramkę :) Miałam nadzieję, że po słabych meczach w końcu przyszedł taki, w którym Resovia pokaże pazura i pewnie wygra. No zanosiło się na to, ale jak wiemy siatkówka lubi płatać figle. Nagle z pewnych siebie, wbijających z zimną krwią gwóźdź za gwoździem zawodników, Resoviacy stali się niepewni, bojaźliwi, zaczęli tracić seriami punkty. Jednym słowem – Resovia w najgorszym wydaniu. Chwała im za to, że po tak fatalnej partii, jaką była trzecia, potrafili się podnieść i wygrać, chociaż powtarzam i dalej będę powtarzać, że możemy za to podziękować Zaksie. Tie-break to oddzielna historia. Sovia naprawdę źle w nim nie grała, ale wystarczyły dobre zagrywki rywali i mogliśmy pożegnać się z dwoma punktami.

Kto był najlepszym zawodnikiem po stronie Resovii? Mnie osobiście ciężko jest takiego wskazać. Każdy z zawodników miał swoje wahania w tym meczu. Najwięcej punktów zdobyli Peter i Konar – po 13. Z tej dwójki szczególnie należy pochwalić Dawida, który nie grał od początku meczu. Do pewnego momentu dobrze grał tez Jochen, który dorzucił 9 oczek. Dopóki Resovia grała dobrze, czyli przez 1,5 seta, on był niesamowicie skuteczny i pewny w ataku. Potem kilka razy wpakował piłkę w blok i potem na parkiecie już się nie pojawił. Nasz kapitan zdobył 11 punktów i grał, podobnie jak cały zespół, falami. Po 9 punktów dołożyli nasi środkowi, do których chyba większych pretensji mieć nie można. Ale tylko jeśli chodzi o atak, gdyż na zagrywce… Szkoda słów. Notorycznie psute floty nie mają prawa mieć miejsca. Tylu popsutych zagrywek z ich strony dawno nie widziałam i mam nadzieję, że długo nie zobaczę. Słówko jeszcze o Igle, który zaprezentował się solidnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę przerwę w grze. Poprawnie przyjmował a do tego podbił kilka piłek.

W innym wypadku pewnie rzeszowianie wzięliby punkt w ciemno - wszak grał mistrz z wicemistrzem kraju. Jednak przebieg tego meczu, ta sinusoida w grze sprawia, że pozostał ogromny niedosyt. Pierwsze miejsce w tabeli oddala się, do zakończenia fazy zasadniczej pozostały dwa mecze a my tak naprawdę nic nie wiemy o formie Resovii. Może inaczej – wiemy, ale nie to, co chcielibyśmy wiedzieć. Na początku tego roku, zwłaszcza w starciach z Roeselare i Skrą, Resovia grała fantastycznie. Wydawało się, że łapią wysoką formę i z czasem będą grali coraz lepiej. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Jedyne, czego teraz potrzebują, to pewnego zwycięstwa. Na te mają szansę, gdyż najbliższe mecze rozegrają z beniaminkami PlusLigi. Jednak nikt nie powiedział, że mogą sobie dopisać z góry 6 punktów. Najważniejsze jest to, żeby znowu złapali luz i pewność siebie, bo inaczej może być naprawdę ciężko…

Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego im kibicuję, skoro tak często dają nam (a przede wszystkim sobie) powody do złości, smutku i zażenowania. Wczoraj momentami dosłownie ich nienawidziłam. Wtedy po raz 5648643156 zadałam sobie pytanie: Dlaczego właśnie oni? I wiecie co? Im bardziej ich wczoraj nienawidziłam, tym paradoksalnie coraz bardziej umacniałam się w przekonaniu, że nie zamieniłabym ich na żadną inną drużynę <3 Taki to ich urok…


Kocham i nienawidzę – możliwe? Jak widać możliwe… :)

niedziela, 16 lutego 2014

Olsztyn zdobyty!!!

Asseco Resovia Rzeszów wygrała w Olsztynie po bardzo zaciętym i emocjonującym boju 3:2. Mecz mógł skończyć się naprawdę o wiele gorzej, więc te dwa punkty naprawdę należy doceniać :)

Już zapewne wiecie, że było to dla mnie szczególne spotkanie. Po pierwsze, kibicuję obu drużynom w tym roku, po drugie mogłam osobiście być na tym spotkaniu. Ale spokojnie, wczoraj moje serce było zdecydowanie biało-czerwone, choć nie ukrywam, że po cichutku liczyłam na podział punktów. We wczorajszym spotkaniu tie-break był zapewne o wiele mniejszą niespodzianką niż rok temu. Ale wiemy, że Indykpol w tym roku prezentuje się naprawdę znakomicie.

Pierwsze, co mnie zdziwiło, to obecność Dawida Konarskiego w dwunastce. Jeszcze większego szoku doznałam, gdy okazało się, że Dawid zagra w tym meczu od początku. Nie ukrywam, byłam troszkę zasmucona i zawiedziona, bo liczyłam na to, że wyjdzie Jochen. Ostatnio grał kapitalnie i marzyłam o tym, żeby na żywo obejrzeć jego genialne akcje. Oprócz tego w pierwszym składzie wyszli: Lukas, Paul, Alek, Kosa, Piter i klasyczna już para libero – Niko i Mateusz. Nie ukrywam, że z przebiegu meczu pamiętam niewiele. Zaskoczyć Was niczym nie zaskoczę, bo przecież mecz był transmitowany w telewizji, więc to, co mieliście zobaczyć, to zobaczyliście. Mimo wszystko postaram się jakoś skrótowo przedstawić ten mecz. Pierwszy set praktycznie cały czas pod dyktando gospodarzy, którzy prowadzili od początku do końca. Resovia starała się odrabiać starty, trener dokonał wielu zmian, ale ta sztuka się nie udała. Druga partia ponownie zaczęła się prowadzeniem miejscowych. Tym razem jednak mistrzowie Polski nie dali uciec AZS-owi na więskzy dystans, a co więcej, pod koniec partii sami objęli prowadzenie – 22:19. Było już 24:21, ale za sprawą asa Indykpolu i błędu Paula zrobiło się po 24. Hala oszalała. Prowadzenie 2:0 za chwilę mogło być realne. Jednak AZS popełnił dwa błędy i ta partia zakończyła się zwycięstwem Resovii. Trzeci set był bardzo podobny do pierwszego i zakończył się zwycięstwem gospodarzy do 22. Resovia musiała wziąć się w garść, bo grało im się niezmiernie ciężko. Pierwszy raz w meczu, na pierwszej przerwie technicznej to Sovia prowadziła – 8:7. Potem rzeszowianie utrzymywali 2-punktową przewagę, ale pod koniec seta zrobiło się nerwowo – 18:16 dla gospodarzy. Osobiście bardzo wierzyłam w piątego seta i całe szczęście za sprawą świetnej końcówki w wykonaniu przyjezdnych udało się do niego doprowadzić. Tie-break był teatrem jednego aktora. Resovia od początku objęła prowadzenie, którego nie oddała do końca. Świetna zagrywka i szczelny blok zapewniły nam zwycięstwo do 8 i ostatecznie 2 punkty.

MVP meczu, bardzo zasłużenie został Alek. Nasz kapitan zagrał zdecydowanie najlepiej i poprowadził nas do zwycięstwa. Zdobył 19 punktów, grał świetnie zagrywką, dołożył 2 bloki i był ostoją Pasów. To dzięki niemu Resovia doprowadziła do tie-breaka, gdyż grał kapitalnie w końcówce czwartego seta. Swoje dołożył Konar – 14 oczek i biorąc pod uwagę fakt, że wrócił po krótkiej, ale jednak przerwie, na pewno zagrał przyzwoicie. Jak już wspominałam, bardzo liczyłam na Jochena, który zagrał krótko w tym meczu i zdobył 5 punktów. Nasz atakujący jakoś nie ma szczęścia w Olsztynie. Rok temu grał od początku, ale często był zmieniany przez Bartmana, a teraz wszedł w czwartym secie (również w pierwszym, ale na krótko).  W pamięci pozostanie mi szczególnie as z tie-breaka, którego nomen omen nie widziałam, zasłonięta przez pewnego mężczyznę :P Paul zdobył 13 punktów i pomimo słabego początku w jego wykonaniu, po powrocie na boisko zagrał solidnie. Przykro się na niego momentami patrzyło, gdyż widać było wielką złość po tym jak nie kończył ataków. Potem ewidentnie chciał sobie coś udowodnić, bo nie wstrzymywał ręki w ataku i grał zdecydowanie bardziej skutecznie. Gwoździ nawbijał Piter, zdobywca 11 punktów. Widać, że ma dużo energii i zadaniem rozgrywających jest to umiejętnie wykorzystywać.

Emocji w meczu nie zabrakło. Fajna była rywalizacja kapitanów obu zespołów. Było małe spięcie pod siatką, był również pojedynczy blok Maćka w trzecim secie na Alku. W czwartej partii Alek przebił trzecią piłkę tuż nad siatką, z której z przyjemnością skorzystał nasz były rozgrywający, który wbił przysłowiowego gwoździa w 2. metr. Potem zagrywał na naszego kapitana. Działo sie jeszcze wiele miedzy tymi panami w trakcie całego meczu, ogólnie było ciekawie :) Górą z tej małej wojenki i z całego meczu był jednak na nasze szczęście Alek :)

Czy Resovia powinna się cieszyć z dwóch punktów? Na pewno. Zresztą, widać było to po zakończeniu meczu, gdzie skakali w kółeczku, czego zazwyczaj nie robią. Zwycięstwo przyszło z wielkim trudem. Gospodarze grali bardzo, ale to bardzo dobrze. Resovia popełniała wiele błędów, przez pierwszą fazę meczu miała bardzo słabą skuteczność w ataku, ale potem grali o wiele lepiej, zwłaszcza w czwartym i piątym secie. W końcu funkcjonował blok, którym zdobyliśmy 14 punktów. Zagrywką również grali skutecznie. Odrzucali rywali od siatki, do tego dołożyli 4 asy i nie popełniali dużo błędów w tym elemencie.

Za mną najważniejsze wydarzenie być może nawet całego roku. Właśnie oglądam powtórkę tego spotkania. Oczywiście nie całą, bo mecz trwał bardzo długo. Stąd musze podziękować człowiekowi, który stworzył iplę. Na pewno jeszcze nie raz obejrzę ten mecz :) A ten z perspektywy parkietu wyglądał całkiem inaczej. Było to drugie transmitowane spotkanie, na którym byłam i o dziwo za pierwszym razem takiego odczucia nie miałam. Ale wracając do samego meczu – było to dla mnie wielkie święto. W ogóle nie czułam, że to PlusLiga, że gramy o punkty, że mamy za sobą porażkę w LM i za wszelką cenę chłopacy chcą się odkuć. Cieszyłam się widokiem Resoviaków, tym, że w końcu doczekałam się tego spotkania. Kibicowałam Resovii czego nie ukrywałam – praktycznie sama w swoim rzędzie klaskałam po udanych atakach Resovii ;p Fajnie, że i Olsztyn zdobył punkt, bo na pewno zasłużyli. Resovia grała słabo, ale wygrała. Na tym polega wielkość drużyny.

Nie lekceważcie serca Mistrzów!!!

środa, 12 lutego 2014

Final Four nie dla nas...

Niestety, nie udało się. Asseco Resovia Rzeszów przegrała z Jastrzębskim Weglem w meczu rewanżowym drugiej fazy play-off Ligi Mistrzów 1:3, ale po sprawie było już po trzecim secie. Spotkanie było bardzo emocjonujące, stało na niezłym poziomie. Resovia zagrała o wiele lepiej niż w poprzednim meczu obu ekip, jednak to nie wystarczyło…

Nie muszę pisać ile emocji towarzyszyło temu spotkaniu. Sama telepałam się w pierwszym secie, przezywałam każdą akcję, nerwowo patrzyłam na wynik. Perspektywa tego, ile Sovia musi zrobić, a na co nie może sobie pozwolić, powodowała, że droga była bardzo długa. Resovia najpierw musiała wygrać mecz za trzy punkty, a potem walczyć w złotym secie. Tą konfrontacją żyła cała siatkarska Polska. Rewanż zapowiadał się bardzo ciekawie. Resovia u siebie nie przegrywa, stąd wszyscy – dziennikarze, eksperci i zawodnicy innych drużyn, liczyli a nawet byli przekonani, że los obu ekip rozstrzygnie się w złotym secie. Tak się jednak nie stało.

Ciężko wracać do przebiegu meczu. Z ciężkim sercem, ale jednak do niego wrócę. Zaczęliśmy z Jochenem, Fabianem, Alkiem, Peterem, Perłą, Piterem, Niko i Mateuszem. Od początku prowadziło Jastrzębie. Dopiero w okolicach drugiej przerwy technicznej udało nam się wyjść na prowadzenie, które mieliśmy do stanu 23:21. Potem do głosu zaczęło dochodzić JW i to przyjezdni jako pierwsi mieli setbola w górze. Nie musze pisać, co wtedy czułam. Pierwszy set jest kluczowy a w sytuacji, w jakiej znalazła się Resovia, porażka w nim mogła całkowicie przekreślić szanse na awans. Udało się obronić pierwszą piłkę setową. Przy stanie 24:24 mieliśmy kontrę w górze, którą perfekcyjnie skończył Jochen. Inna sprawa, że sędziowie przyznali punkt Jastrzębiu (do pracy arbitrów odniosę się później). Nie wiem czy to był jakiś kluczowy moment, ale fakt faktem tą partię przegraliśmy. Alek został zablokowany i przepaść była coraz bliżej. Jedyne czego pragnęłam przed drugim setem to tego, aby Resovia się nie poddała. Początek partii zwiastował wręcz odwrotną sytuacje. Znowu Jastrzębie prowadziło (bodajże już 3-ma punktami). Jednak Resovia dzielnie walczyła. Przebieg tej partii był identyczny jak premierowej. Mistrzowie Polski objęli prowadzenie w okolicach drugiej przerwy technicznej. Znowu było prowadzenie 23:21, ale finał był inny – tym razem wygraliśmy 25:23 i mogliśmy odetchnąć. Ale tylko na chwilę. Trzecia partia ponownie była walką o przetrwanie. Tym razem to Resovia prowadziła w pierwszej fazie seta. Wydawało się, że rzeszowianie się już rozluźnili (o ile o jakimkolwiek luzie można w ogóle mówić). Grali pewnie, prowadzili nawet 14:10 i w sumie to by było na tyle. Jastrzębie nas goniło, aż w końcu dogoniło a dzięki szczęśliwym asom Roba Bontje wyszło na prowadzenie, którego nie oddało do końca. 24:26 i Liga Mistrzów staje się już tylko wspomnieniem… Ale mecz toczy się dalej. Czwarty set nie miał żadnego znaczenia, ale należało go rozegrać. Trener, co można było przewidzieć, dokonał kilku zmian w składzie – weszli Paul, Lukas, Kosa a w połowie partii na ataku zadebiutował Wojtek Grzyb. No i co mogę napisać? Tę partię przeryczałam. Nie zwracałam uwagi na wynik. Resovia prowadziła, potem gra toczyła się punkt za punkt, w końcówce Jastrzębie uzyskało dwupunktową przewagę, której nie oddało już do końca. Ponownie 24:26 i porażka… Nawet TwieRRdzy nie udało się obronić… Jedynym pozytywnym akcentem tej odsłony były ataki Wojtka, który nieźle sobie poradził na prawym skrzydle. Tylko tyle… Poza tym rozpacz, rozpacz i jeszcze raz rozpacz…

O grze poszczególnych zawodników nie mogę napisać nic złego. I to jest chyba najgorsze w całej tej sytuacji. Tydzień temu nie byłam w stanie znaleźć zawodnika, który byłby liderem i nie zawiódł, teraz jest odwrotnie. Ciężko doszukać się kogoś, kto zagrałby źle. Klasą samą dla siebie był Jochen. Spoczywała na nim ogromna odpowiedzialność, gdyż w praktyce (z całym szacunkiem dla fenomenalnego wczoraj Wojtka) nie miał zastępcy. Podołał i to zdecydowanie. Był liderem, kończył praktycznie każdą piłkę. Jego skuteczność gołym okiem wynosiła grubo ponad 50%. Pozostali skrzydłowi też dobrze zagrali. Alek zdobył 11 a Peter 12 punktów. W ogóle w przypadku tego drugiego można stwierdzić, że zagrał najlepsze mecze w Resovii. Oczywiście nie ustrzegł się błędów, ale każdy zawodnik ma na swoim sumieniu mniejsze lub większe błędy. Środka było w tym meczu jak na lekarstwo. I to mnie zdziwiło. Fabian przez całego pierwszego seta nie zagrał ani jednej piłki do środkowych! To się chyba zemściło, gdyż w kluczowym momencie, choćby właśnie premierowej partii, Jastrzębianie nas zablokowali. Nasz rozgrywający nie ustawił sobie gry, co nie zmienia faktu, że ogólnie z grą nie było źle. Było dobrze, głównie za sprawą skutecznych skrzydłowych. Co do libero, to Niko naprawdę świetnie przyjmował. W obronie wyciągnął kilka piłek, Mateusz też ( szczególnie w pierwszej partii pamiętam dwie genialne obrony), ale wiadomo, że to nie poziom Igły. Przykro było patrzeć na naszego libero, który ze smutną miną oglądał to spotkanie. Nie mógł nam pomóc a na pewno by się przydał. Nie tylko w obronie, która wczoraj i tak wyglądała lepiej niż w pierwszym meczu, ale również w kluczowych momentach, gdzie jako mentalny lider i przywódca mógł odegrać ogromną rolę, wszak wszystkie partie rozgrywały się na przewagi.

Skoro wspomniałam już o sędziach, to nie mogę pozostawić bez komentarza ich wczorajszej postawy. Tydzień temu stwierdziłam, że ówcześni arbitrzy sędziowali fatalnie. Wczorajsza  para przeszła sama siebie. Popełniali karygodne błędy i to w obie strony. W kluczowym momencie pierwszej partii, jak już wspomniałam, zabrali nam punkt po akcji Jochena. Później nie odgwizdywali podwójnych odbić, dotknięć siatki (przy setowej, a właściwie meczowej w trzeciej partii dla JW), a potem również nie zauważali ewidentnych asów. Nie powiem, w pewnym momencie więcej gwizdali na korzyść Resovii, jednak to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Ani my nie potrzebujemy darmowych punktów, ani rywale. Tyle w tym temacie.

Co najbardziej boli? To, że wszystko rozgrywało się na przewagi.. Przegrywaliśmy dwoma punktami a to jest najgorsze, bo w każdym secie niewiele brakowało. Nawet nie wiadomo czym tak naprawdę Resovia przegrała. Chyba faktycznie, jak to stwierdził Fabian w pomeczowym wywiadzie, głupimi błędami. Przechodząca piłka, nieporozumienia w asekuracji, brak komunikacji. Pojedyncze błędy, których nie było dużo, ale które zaważyły na takim a nie innym wyniku. Bo Resovia źle nie zagrała, tego nikt nie może powiedzieć. I co najważniejsze – nie poddała się, walczyła do końca. Niestety zabrakło niewiele…

Jastrzębski Węgiel jest na ustach całej siatkarskiej Polski. Oczywiście zasłużenie, ale o czym innym chcę napisać. W marcu będą w centrum zainteresowania. Wiadomo, że zawodnikom to się mniej podoba, ale kibice lubią jak się dużo mówi o ich ukochanym klubie (zwłaszcza, jeśli się dobrze mówi). O Resovii jeśli już się mówi to przeważnie, gdy ponosi kompromitujące porażki albo nie wykorzystuje swojego ogromnego potencjału. Może przesadzam, ale ja odnoszę takie wrażenie i to od dawna. Czasem wydaje mi się, że jest więcej przeciwników Resovii aniżeli jej fanów. A że Resovia swoją postawą często daje hejterom powody do popisu, to nie ma co się dziwić…  

Zobaczcie, w ostatnich trzech latach w F4 występowały kolejno – JW, Skra i Zaksa. Teraz miał być czas na Resovię, która jeszcze nigdy nie wystąpiła w tym jakże prestiżowym turnieju!!! Marzyła mi się konfrontacja z takimi zespołami, jak Zenit Kazań, Biełogorie Biełgorod czy Halkbank Ankara. Pewnie, byłoby ciężko, może nawet nie mielibyśmy z nimi szans, ale tego się już nie dowiemy. Może Resovia przyniosłaby wstyd Polsce, przegrywając do 0, ale naprawdę pragnęłam tego, jak niczego innego. Do tej pory rzadko, a właściwie prawie w ogóle nie grała z zespołami na takim poziomie, nie licząc Lube i Cuneo w poprzedniej edycji LM. W tym sezonie jednym z głównych celów było F4 LM. Działacze chcieli skompletować taką drużynę, która mogłaby z powodzeniem występować w LM. Szansa w tym roku była ogromna. Drabinka nam sprzyjała – grupa nie była trudna, późniejsi rywale również (oczywiście biorąc pod uwagę ewentualne zespoły, z którymi mogliśmy się mierzyć). Oczywiście, możemy mówić, że może za rok, ale najpierw trzeba się zakwalifikować do LM. I tu przechodzimy do PlusLigi. Resovia skupia się już tylko na niej (jest też oczywiście Puchar Polski). W dalszym ciągu jest o co walczyć, więc nie wolno się załamywać, bo zostało jeszcze trochę tytułów do zdobycia i teraz nie wolno odpuścić.

Właśnie, skoro o lidze mowa, to teraz czeka nas mecz z AZS-em Olsztyn. Jest to dla mnie szczególne spotkanie, ponieważ na nim będę. Jest to być może moja jedyna szansa w tym sezonie, żeby obejrzeć na żywo Resovię, więc nie mogę tego nie wykorzystać. Tym razem jednak jest transmisja w TV, więc nie będę mogła być jednym z niewielu źródeł informacji o tym spotkaniu :P Cieszę się, że w końcu pokażą mecz z Olsztyna w telewizji, bo będę miała pamiątkę z tego meczu a nie ukrywam, że poprzednich dwóch spotkań, na których miałam przyjemność być, zwyczajnie nie pamiętam :) Będzie to bardzo ciekawe i jednocześnie ciężkie dla Resovii spotkanie. Olsztyn pokazuje, że jest w gazie i zapewne będzie chciał wykorzystać chwilowe załamanie morale Sovii spowodowane wczorajszym meczem. Jednak tego dnia moje serce będzie biało-czerwone, choć liczę na dobre spotkanie :D

Ten tydzień jest dla mnie specyficzny – z jednej strony mam za sobą najgorszy dzień, w którym Resovia doznała najboleśniejszej w tym sezonie porażki, z drugiej czeka mnie wyjazd do Olsztyna i jednocześnie najpiękniejszy dzień w roku (jak do tej pory) i to bez względu na wynik, jaki padnie. Już nie mogę się doczekać tego meczu. Mam nadzieję, że Resovia nie będzie zbytnio podłamana, że będzie chciała poprawić sobie humor dobrą grą i zwycięstwem (bo jak widać sama dobra gra nie wystarcza). Liczę na fajne spotkanie :)

Znowu się rozpisałam. Cała ja.. Wierzę, że dotrwaliście do końca i w trakcie czytanie nie ziewaliście. Jeśli było za nudno i banalnie – przepraszam, ale starałam się napisać to, co miałam w głowie, a tego jak widać było dzisiaj sporo.

TUTAJ MARZENIA TRAKTUJEMY POWAŻNIE”- taki napis widniał wczoraj na trybunach Podpromia. Marzenia niestety muszą jeszcze trochę poczekać….

KOCHANI RESOVIACY
DLA MNIE I TAK JESTEŚCIE NAJLEPSI!!! <3


niedziela, 9 lutego 2014

Tym razem bez sensacji na Podpromiu

Asseco Resovia Rzeszów wygrała u siebie z AZS-em Częstochowa 3:0. Wynik taki, jak powinien być, ale biorąc pod uwagę wcześniejsze spotkania obu ekip, zwłaszcza na Podpromiu, mogło być ciekawie ;)

No właśnie.. Jak pamiętamy, ostatnie dwa mecze w Rzeszowie Resovia przegrywała z Częstochową. Zwłaszcza ubiegłoroczna porażka była kompromitująca, gdyż AZS nie mający do tej pory żadnego punktu, wyrwał Mistrzom Polski zwycięstwo. To była prawdziwa sensacja. W tym sezonie Częstochowa teoretycznie wzmocniła skład, jednak problemy zdrowotne zawodników i różne inne, o których nie będę pisać, bo nas w ogóle nie dotyczą, spowodowały, że AZS plasuje się w dolnej części tabeli i ewentualna wczorajsza porażka z nimi, byłaby ponownie wielką sensacją. Do takowej jak wiemy na szczęście nie doszło.

Zanim jednak o meczu, to przed samym spotkaniem, dotarła do nas wiadomość o kontuzji kolejnego zawodnika Resovii. Tym razem ze składu wypadł nasz atakujący, Dawid Konarski, który na piątkowym treningu doznał urazu barku. Przewidywana przerwa w grze tego zawodnika to 10 dni. Niestety, jest to już druga kontuzja w ciągu tygodnia. Najpierw Igła, teraz Konar. W przypadku tego pierwszego dalej nie wiadomo ile będzie wynosiła przerwa. Tak czy siak mamy problem, a w perspektywie zdecydowanie najważniejszy mecz sezonu.

Teraz o wczorajszym spotkaniu. Zaczęliśmy z Fabianem, Jochenem, Piterem, Perłą, Alkiem, Peterem oraz Nikołajem i Mateuszem na libero. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Przyznam się, że słuchałam relacji, ale tylko do połowy tej partii. Potem, gdy sprawdziłam wynik, doznałam niemałego szoku, bo ten wynosił 19:22. Pierwsza myśl? Wróciły przykre wspomnienia. Od tego momentu musiałam wiedzieć co się dzieje na boisku i ponownie włączyłam relację. Na całe szczęście w końcówce dzięki dobrym zagrywkom Jochena i Alka udało się wygrać 27:25. Później już nie słuchałam radia, tylko co jakiś czas spoglądałam na wynik, a ten w drugiej partii był dla nas bardzo korzystny. Resovia uzyskała przewagę, której nie oddała do końca, czego efektem było zwycięstwo do 16. Trzeci set rozpoczął się po myśli przyjezdnych, którzy dzielnie walczyli o zwycięstwo. Wynik wahał się raz na jedną, raz na drugą stronę. Resovia uzyskiwała przewagę, a potem ją traciła. Ostatecznie jednak wygrała do 23 i tym samym zainkasowała 3 bardzo ważne punkty.

O grze poszczególnych zawodników ciężko mi coś napisać, ale wartym podkreślenia jest fakt, że wszyscy zawodnicy, oczywiście oprócz rozgrywającego, zdobyli w tym meczu ponad 10 punktów. W trzysetowym meczu to naprawdę rzadkość. Świadczy to o tym, że Fabian bardzo równomiernie rozkładał ciężar gry na wszystkich zawodników, grał wszystkimi strefami i nie wykreował zdecydowanego lidera na boisku, co akurat w takim spotkaniu, nie stanowiło żadnego problemu, gdyż każdy siatkarz stanął na wysokości zadania. Stąd czułam, że statuetka powędruje właśnie do Fabiana i tak się też stało. Pochwalić trzeba Paula, który jak wiemy ostatnio nie grał najlepiej, a tu zagrał naprawdę dobrze. Szybko wszedł za słabiej spisującego się Petera i pokazał, że warto na niego stawiać. To ważne zarówno dla niego, jak i całego zespołu, gdyż teraz, gdy na libero z przymusu gra Niko, to jedynym rezerwowym na przyjęciu pozostał właśnie Paul. W kontekście wtorkowego spotkania dał sygnał trenerowi, że gorsze chwile za nim i w każdej chwili może wejść na boisko i dać dobrą zmianę.

Mecz z Częstochową za nami. Przed nami wielka batalia z Jastrzębskim Węglem. Będzie bardzo ciężko, to pewne. Teraz, gdy z gry wypadł kolejny zawodnik, trener ma mniejsze pole manewru na kluczowych pozycjach, jak atak i przyjęcie. Wielka odpowiedzialność będzie spoczywała na Jochenie, który ostatnio w lidze spisuje się świetnie, ale w pierwszym meczu z JW zawiódł. Nie mam pojęcia jak będzie wyglądał ten mecz. Bardzo się go boję, w końcu Resovia w takiej sytuacji w tym sezonie jeszcze nie była. Presja ogromna, margines błędu minimalny. Własna hala jest ogromnym atutem Pasiaków, ale jak już wspomniałam ciśnienie będzie kosmiczne, a jak to wpłynie na naszych zawodników? Okaże się już we wtorek. Albo będziemy bardzo szczęśliwi, albo bardzo zawiedzeni. Bo kto wie, kiedy drugi raz przydarzy nam się taka szansa…


Pozdrawiam :)

czwartek, 6 lutego 2014

Awans do F4 dalej niż bliżej

Niestety, w pierwszym meczu o wejście do Final Four Ligi Mistrzów, Asseco Resovia Rzeszów przegrała z Jastrzębskim Węglem 0:3. Wynik nie w pełni oddaje przebieg spotkania. Momentami mecz stał na wysokim poziomie, jednak z taką ilością błędów Resovia nie miała prawa wygrać go wygrać, co nie znaczy, że nie walczyła. Tego dnia Jastrzębie było po prostu nie do zatrzymania.

Zanim zacznę o meczu, to wypadałoby coś napisać o największym nieobecnym w szeregach Resovii. Gdy wczoraj przeczytałam informację o tym, że Igła nie zagra, zamurowało mnie. Momentalnie cała euforia, przedmeczowe emocje prysnęły. Niby to tylko jeden zawodnik, ale wiemy ile dla nas znaczy, zarówno pod względem mentalnym, jak i przede wszystkim jako pełnowartościowy, doświadczony zawodnik, bardzo potrzebny w meczach o takiej stawce. Swoją drogą Igła ma w tym sezonie niesamowitego pecha. Wcześniej dwie niegroźne, ale wykluczające go z gry kontuzje, teraz znowu kolejna i to o wiele poważniejsza, gdyż w najlepszym wypadku może go wyeliminować z gry na kilka tygodni, a w najgorszym, o którym nawet wolę nie myśleć, może nie zagrać już do końca sezonu. Tego sobie zwyczajnie nie wyobrażam. Jest nam bardzo potrzebny, co ewidentnie było wczoraj widać. Choć gra czasem słabe mecze, nie zawsze jest w najwyższej formie, to jednak jego brak jest zawsze bardzo odczuwalny i tak było również wczoraj. Bez niego miało być ciężko i było. Zanim się jeszcze mecz na dobre zaczął, zamiast cieszyć się tym spotkaniem, przynajmniej ja, myślałam o tym, jak bez niego zagrają, jak sobie poradzą Niko i Mateusz.

W wyjściowym składzie Resovii pojawili się Fabian, Dawid, Piter, Kosa, Peter, Alek i dwaj wyżej wymienieni zawodnicy, czyli Niko i Masło, zastępujący Igłę na pozycji libero. Mnie osobiście zdziwiła obecność Dawida, gdyż w ostatnim meczu z Lotosem zagrał słabo, za to nieźle grał Jochen, zarówno w spotkaniu przeciwko Effectorowi, jak i Lotosowi. Początek meczu wyśmienity. Może nie pod względem rozkładu punktów, bo na parkiecie toczyła się bardzo wyrównana walka, ale mniej więcej do połowy seta mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Mało błędów, pewnie kończone, na dodatek kombinacyjne akcje (najczęściej na pojedynczym bloku), dużo pipe’ów po stronie Sovii – byłam pod wielkim wrażeniem. Potem coraz częściej przytrafiały się błędy, również sędziom, którzy w tej fazie meczu nie pomagali Resovii, wręcz przeciwnie. Jastrzębie odjechało i praktycznie już do końca tej partii nie dało się dogonić. A ta skończyła się wynikiem 25:22 dla miejscowych. Pierwsza myśl przed drugim setem? Musimy go wygrać! Resovia nie przyzwyczaiła nas do odrabiania wyniku z 0:2, więc ta odsłona była w tym momencie kluczowa. Mogła nas pozostawić w walce o zwycięstwo albo spowodować wielki stres. No tak, kluczowa partia, a my ją zaczynamy iście „po mistrzowsku” – od stanu 1:6 i kolejnych własnych niewymuszonych błędów w ataku. Na szczęście w miarę szybko, bo w okolicach 10. punktu, dzięki świetnej zagrywce, udało nam się zniwelować tę stratę. Mogliśmy nawet wyjść na prowadzenie 11:10, ale znowu odezwały się głupie błędy. Jastrzębie ponownie odjechało – 12:16. Ale Resovia nie poddawała się. Ze stanu 15:18, zrobiło się nagle 21:20. Tak, w tym momencie pomyślałam, że jeszcze nie wszystko stracone. To był pierwszy i ostatni moment. Błąd Jochena, asy Kubiaka i mogliśmy się pożegnać z tą partią. Znowu przegraliśmy do 22. Hmm.. przed trzecim setem błagałam o jedno – żeby się nie poddali. Wiele zespołów potrafi wychodzić z takiej opresji, więc czemu nie Resovia? Zaczęliśmy bardzo dobrze – od 5:2. Może coś ruszy? A gdzie tam! Równie szybko zrobiło się po 6 i znów walka toczyła się punkt za punkt. Rzeszowianie nie poddawali się. W końcówce niespodziewanie wyszliśmy na prowadzenie 23:22. No błagam, jeśli nie teraz to kiedy? Nigdy! Fatalny błąd Pitera w asekuracji, czego efektem był punkt jastrzębian i remis. Potem znowu Jochen się nie popisał, wpakował piłkę w blok i było już 23:24. Akcja po naszej stronie, piłka na lewe do Petera, błąd i koniec…

Ostatnie akcje były kwintesencją tego meczu. błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Oddając rywalowi 26 punktów w trzech setach, w tym AŻ 15 PO BŁĘDACH W ATAKU!!!, nie da się wygrać meczu. No i nie wygraliśmy. A chociażby punktowo zabrakło niewiele. Gdyby popełnili dwa błędy mniej w końcówce drugiej i trzeciej partii, mogliśmy oglądać bardziej zacięty i przede wszystkim dłuższy mecz. Ale nie ma co gdybać. Tego dnia, z taką grą nie mieliśmy prawa wygrać.  

Czy można kogoś wyróżnić po naszej stronie? Nie znajduję takiego kandydata. Na pewno nieźle zagrał Peter. Świetnie serwował, kończył ataki, choć skutecznością nie powalił, do tego jeszcze fatalnie przyjmował. Uzbierał w sumie 12 punktów, najwięcej spośród wszystkich Resoviaków. Jak już wspominałam, zdziwiłam się, że w pierwszej szóstce wyszedł Dawid. Biorąc pod uwagę, że grał praktycznie tylko pół meczu a mimo to zdobył 11 punktów, to na pewno nie zagrał jakoś fatalnie. Tylko że oprócz pierwszych fantastycznych akcji na początku meczu, kiedy to nabił sobie kilka punktów w małym odstępie czasu, nie pokazał nic ciekawego na przestrzeni całego swojego występu. Stąd pojawił się Jochen. A ten, no niestety, zawiódł. Zdobył 4 punkty, do tego psuł kluczowe ataki. Również Alek nie może zaliczyć tego meczu do udanych (zresztą kto w ogóle może???). Dołożył 10 oczek, ale nie był prawdziwym liderem, jak nas do tego przyzwyczaił. Rozgrywający nie mieli żadnego odejścia w ataku. Żaden zawodnik nie był na tyle pewny, że można było do niego posyłać najtrudniejsze piłki. Rozgywający robili co mogli. Zarówno Fabian, jak i Lukas wystawiali nierzadko na pojedynczy blok. Zdziwiłam się ilością pipe’ów, bo nigdy tyle nie grali. Zwłaszcza, że przez większość meczu (poza trzecim setem), praktycznie w ogóle nie uruchamiali środka. Jeśli już to robili, to ani Piter, ani Kosa nie byli w stanie uciułać z tego zbyt wielu punktów. Później, gdy wszedł Perła to na środek poszło więcej piłek i skuteczność też była lepsza, ale tak czy siak w tym elemencie również nie było kolorowo. No i jeszcze słówko o libero. Niko na początku nieźle przyjmował, potem jakoś nie zwracałam szczególnej uwagi na jego grę, bo emocje były takie, że nie byłam w stanie skupić się na jego grze. Nawet nie zauważałam, gdy Mateusz wchodził do obrony. Umknęło mi również to, kiedy w ogóle przestał grać. Obron było w tym meczu jak na lekarstwo, z przyjęciem też nie było dobrze. Wniosek jest jeden – brak Igły był niestety bardzo widoczny i co najgorsze odbił się na całej naszej grze.

Jeszcze króciutko o arbitrach. Poziom sędziowania był fatalny. Może nie aż tak zły, ale do perfekcji dużo im brakowało. Resovia straciła przez nich kilka punktów w pierwszej fazie meczu, potem zresztą sędziowie oddali im 2 punkty, ale to nie zmienia faktu, że na tym poziomie nie wolno tak sędziować! Bardzo brakowało challengu. Było tyle spornych kwestii, że wideoweryfikacja była wręcz obowiązkowa. Europejska federacja szokuje i dołuje mnie na każdym kroku. Skoro nie ma challengu w fazie grupowej, to powinien być choćby w fazie pucharowej, gdzie stawka jest ogromna a każdy, nawet najmniejszy błąd arbitrów może mieć ogromne znaczenie na wyniku. Zresztą, w walce o F4 pozostały zespoły z Polski, Włoch i Rosji, czyli krajów, w których wiedoweryfikacja jest na porządku dziennym. Szkoda słów…

Skoro przed chwilą była mowa o sporach, to do takowego doszło również pomiędzy dwoma zawodnikami – naszym Peterem a Michałem Kubiakiem. Oj zagotowało się pod siatką :) Nie wiem kto zaczął, ale wiem, że w takich chwilach jestem za swoim i nawet jeśli to Peter zaczął, to i tak mu za to dziękuję, bo przynajmniej się działo, a co! :) Coraz bardziej go lubię ;) A no i dziwnym trafem ci dwaj zawodnicy przypadkiem na siebie zagrywali… :D Słyszałam kilka razy opinie o Peterze jako zawodniku, który lubi się czasem „pokłócić pod siatką”. Widać Węgrowie mają to w genach :) My jednego już mieliśmy, więc nie jest to dla nas żadna nowość. No i dobrze, że się wczoraj działo, chociaż tyle, bo gra mistrzów Polski nie powalała. A jeśli już jestem przy Peterze, to krytyka pod jego adresem jest naprawdę śmieszna. Wczoraj do pewnego meczu grał naprawdę super i nikt nie może zaprzeczyć. A to, że popełniał błędy. No, a kto ich nie popełniał? Błagam… A oczywiście najbardziej dostaje się jemu, to już standard.

Szeroka ławka. To ona miała być naszym atutem przed tą rywalizacją. Wczoraj zmian było sporo a mimo to niewiele to dało. Eksperci podkreślali również, że my nie mamy lidera, bo Alek gra nierówno w przeciągu całego meczu. Oczywiście to musiało się sprawdzić :/ Za to Jastrzębie wszystkie swoje atuty wykorzystało. Kapitalna współpraca Michała Kubiaka, który nas wczoraj pogrążył, z Michałem Masnym, do tego w niezłym stylu wrócił Michał Łasko. No cóż, gratulacje dla Jastrzębia!

Panuje taka reguła, że my nie wygrywamy w Jastrzębiu a Jastrzębie nie wygrywa na Podpromiu. Przez to chyba wszyscy zaczynają już myśleć o złotym secie. U nas, w Polsce panuje chyba trochę inna atmosfera tego pojedynku, niż w innych parach. Prosty przykład. Biełogorie Biełgorod pokonuje u siebie 3:0 Trentino i już praktycznie zapewnia sobie awans. Czyli tak powinno być też z Jastrzębiem. Przecież brakuje im tylko dwóch setów do awansu! Z ich pozycji oczywiście nie będzie łatwo wygrać te dwa sety, ale Resovia w sytuacji, w której się teraz znalazła, jeszcze w tym sezonie nie była. Nie chcę myśleć co to będzie, jak przegramy jednego seta. Nie wiem czy Resovia to udźwignie. Presja będzie ogromna. Są profesjonalistami i pewnie szykowali się na takie rozwiązanie, ale jak to wyjdzie w praniu, to nie wiadomo. Dlatego bardzo się boję tego spotkania a z drugiej strony nie mogę się już go doczekać. No zobaczymy jak to będzie….

Kończę już, bo strasznie się rozpisałam. W życiu nie pomyślałabym, że aż tyle mi wyjdzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę mój humor po wczorajszym spotkaniu. Dodaję ten post dzień po, bo emocje musiały opaść. Aż się boję pomyśleć co bym wczoraj napisała. Furia, rozpacz, złość, smutek mieszały się wczoraj co chwilę, a tymczasem wydaje mi się, że wyszedł mi całkiem neutralny i pozbawiony negatywnych emocji tekst. Bynajmniej mam taką nadzieję ;)


Nie zamęczam Was, gratuluję i dziękuję tym, którzy dotrwali do końca :)

PS. Pozdrawiam Olę – wierną fankę Michała Kubiaka, która mimo swojego uwielbienia dla tego zawodnika, kibicuje Resovii :PP

sobota, 1 lutego 2014

Z Lotosem zgodnie z planem

W meczu XIX kolejki PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów pokonała „polski” Lotos Trefl Gdańsk 3:0. Teraz można się już skupić na jak na razie zdecydowanie najważniejszym dwumeczu w tym sezonie. Ale jeszcze chwilkę poświęćmy niedawno zakończonej potyczce w Sopocie.

Zaczęliśmy w składzie, który ostatnio wychodził na te najważniejsze mecze – z Fabianem, Dawidem, Piterem, Kosą, Alkiem, Peterem i Igłą. Początek meczu wyrównany. Resovia odjeżdżała max na 1-2 punkty. Dopiero w samej końcówce udało się odjechać, m.in. dzięki błędom gospodarzy, i ostatecznie zwyciężyć do 22. Druga partia praktycznie w całości przebiegała pod dyktando rzeszowian. Prowadzenie wynosiło czasem 3, czasem nawet 6 punktów (15:9, 22:16). Set zakończył się pewną wygraną mistrzów Polski do 19. Trzecia odsłona meczu rozpoczęła się pewnym prowadzeniem Resovii – 3:0. Później naszym niby grało się coraz łatwiej, ale wynik i przewaga zamiast rosnąć, malała. Skutkiem tego była bardzo nerwowa końcówka, którą jednak na swoją korzyść przechylili rzeszowianie – 28:26. Tym samym wygraliśmy bez straty seta ;)

MVP meczu został Piter. W 100% zasłużenie :) Osobiście zastanawiałam się między właśnie Piterem a Fabianem. No, ale jeśli środkowy jest najlepiej punktującym zawodnikiem swojej drużyny, to wybór nie mógł być inny. Do środkowych nie można mieć żadnych zarzutów. Zwłaszcza Piter zagrał świetnie, wbijał gwoździa za gwoździem a jego przesunięte krótkie za każdym razem były szeroko komentowane przez komentatorów. Jego współpraca z Fabianem jest wzorowa :) Fabio gra do Pitera w ciemno – nieważne czy to krótkie przy sobie, czy te przesunięte, czy nawet z 3. metra. Kosa zdobył 8 punktów a w pamięci szczególnie zapadła mi jedna krótka, z drugiego seta, do której w kontrze poszedł w ciemno i wisząc w powietrzu dostał piłkę od naszego rozgrywającego, którą bardzo pewnie skończył. nie wiem czy ją kojarzycie – starałam się ją wytłumaczyć najlepiej jak umiałam :) Skrzydłowi zagrali stosunkowo słabo. Peter raz kończył, raz popełniał błąd. Alek mało atakował i też niekiedy miał problemy z kończeniem piłek. Grał za to świetnie w polu zagrywki. Nie psuł, a co więcej, bardzo utrudniał grę rywalom w pierwszej akcji. No i w kluczowym momencie – przy stanie 27:26 w ostatnim secie posłał asa i zakończył cały mecz. Jochen…  Z nim to dopiero historia. Szybko zmienił słabo spisującego się Konara i w sumie nie pokazał nic ciekawego. Oczywiście do pewnego momentu :) Graliśmy teoretycznie bez atakującego, gdyż Fabian mało wystawiał do prawego skrzydła a jeśli już to robił, to Jochen nie był zbytnio skuteczny. Po ostatnim genialnym występie przeciwko Effectorowi Kielce można było się po nim więcej spodziewać, ale skoro w danym momencie i bez niego jakoś szło, to Fabian nie musiał go jakoś specjalnie nadwyrężać. No właśnie – do pewnego czasu. Kiedy Lotos nas dogonił, kiedy zrobiło się po 22, wtedy Jochen wrzucił kolejny bieg i jak piłek wcześniej nie dostawał, tak od tego wyniku dostał 5 piłek z rzędu i co najlepsze i najważniejsze  –wszystkie pięć skończył. Tym samym pokazał od czego tak naprawdę są atakujący. A są od kończenia tych najważniejszych piłek. Jochem oprócz tego bardzo dobrze grał blokiem i nieźle zagrywką, czego efektem jest 12 punktów, które w tym meczu zdobył. O grze Igły też chyba nie można powiedzieć nic złego. Kilka razy szarpnął w przyjęciu, ale ogólnie zagrał w tym elemencie bardzo dobrze, często dokładnie przyjmując niekiedy naprawdę trudne zagrywki rywali. No i na koniec zostawiam sobie wisienkę na torcie, a właściwie perełkę ;) Wiadomo o kim mowa. Kilka razy zaliczał bardzo dobre wejścia na zagrywkę, ale takiej skuteczności dawno nie miał, o ile w ogóle. W dwóch pierwszych setach pojawiał się odpowiednio przy stanie 24:22 i 24:19 i z zimną krwią swoimi, jak to nazwali komentatorzy „śmierdzącymi flotami” kończył te partie. W trzecim secie o dziwo pojawił się wcześniej, przy stanie 18:15. Potem na pewno nasz trener żałował, że tak wcześnie go wprowadził, ale pewnie nie spodziewał się tak zaciętej końcówki. Słowa komentatorów pod adresem Perły były naprawdę przesympatyczne. Stwierdzenie, że warto go wieźć 1000 km dla takich zagrywek było bardzo trafne, gdyż jego floty są naprawdę skarbem. I fajnie, że w tym sezonie umiał się wybić i na stałe zagościć w dwunastce.

Ten mecz był naprawdę dziwny. Osobiście uważam, że to Resovia rządziła i dzieliła w tym meczu. Ok, ktoś może stwierdzić, że przecież wcale nie był to łatwy dla Pasów mecz i równie dobrze mógł się przedłużyć do czterech partii. No tak, ale wszyscy doskonale widzieliśmy, że o ile Resovia grała swoją siatkówkę, to zdecydowanie prowadziła. Problem pojawiał się gdy już osiągnęliśmy prowadzenie i mieliśmy okazje by ich zwyczajnie dobić – odjechać na więcej niż 3-4 punkty i całkowicie odebrać rywalom ochotę do gry. Wtedy wszystko wyglądało dobrze do momentu ataku. Świetnie serwowaliśmy, broniliśmy, mieliśmy kontrę do dyspozycji i wtedy albo zawodnicy atakowali w aut, albo pakowali piłkę w blok, albo łatwo przebijali piłkę. Lotos to wykorzystywał i co jakiś czas nas dochodził. Mogliśmy za to zapłacić, niewiele zabrakło, gdyż czwarty set wisiał w powietrzu. Wtedy jednak uaktywniło się prawe skrzydło w postaci Jochena i oczywiście zagrywka Alka. Ale do zagrywki nie możemy mieć żadnych pretensji. Resovia zdobyła 7 punktów i przy tym niewiele psuła (nie znam dokładnej statystyki). W każdym bądź razie rzeszowianie mieli bardzo korzystny ostateczny bilans w tym elemencie. Na plus oczywiście jeszcze blok. Nim udało się dorzucić aż 12 punktów. Minusem były oczywiście błędy własne, aż 26. Bez nich mecz byłby o wiele bardziej jednostronny i zdecydowanie wygrany przez Sovię.

No, to o meczu chyba tyle :D Teraz można skupić się na meczu z Jastrzębiem o wejście do F4 Ligi Mistrzów. Jest to w tym momencie bez wątpienia najważniejsze spotkanie w sezonie. Konfrontacja z niebezpiecznym i bardzo dobrze grającym zespołem Jastrzębskiego Węgla pokaże czy osiągnęliśmy już właściwy poziom gry. W ostatnich meczach różnie to wyglądało. Ale wiadomo jak gra się w lidze z teoretycznie słabszą drużyną, a jak z czołową europejską ekipą, do tego polską w bratobójczym boju o wejście do najlepszej czwórki Europy. Różnica jest :) O koncentrację możemy być spokojni, chociaż dzisiaj nie było z nią aż tak fatalnie. W Jastrzębiu dawno nie wygraliśmy, więc jest kolejna okazja, ale jak będzie, okaże się już w środę. Emocji na pewno nie zabraknie. Z jednej strony boję się tej konfrontacji, ale z drugiej nie mogę się jej już doczekać, zresztą jak każdego meczu Resovii :D

Więcej Was nie zanudzam i spokojnie czekam na kolejny jakże ważny mecz ;)


Pozdrawiam :)