czwartek, 31 października 2013

KOMPROMITACJA

Kompromitacja – jedyne słowo, które znajduję w swojej głowie, gdy wspominam wczorajszy mecz. Innego słowa nie jestem w stanie z siebie wydobyć. Mecz, który powinniśmy gładko wygrać, koncertowo przegraliśmy.

ZANIM ZACZNĘ, TO OSTRZEGAM, ŻE NIE JEST TO BYNAJMNIEJ TŁUMACZENIE PORAŻKI… JA SIĘ NAPRAWDĘ WCZORAJ WKURZYŁAM I TERAZ TO, CO CZYTACIE TO JEST CZYSTA PRAWDA Z MOJEJ STRONY, BEZ ŻADNEGO OWIJANIA W BAWEŁNĘ. No dobra, przez jakiś fragment, potem będzie już spokojniej…

Budvanska Rivjera Budva – kto to jest? Przepraszam bardzo, nikogo oprócz Marka Bojić’a stamtąd nie znam, a może powinnam. Może gdybym wiedziała, nie doznałabym takiego szoku, jak wczoraj. Mecz na pozór łatwy. No kurde, pokonaliśmy TEORETYCZNIE (jest to bardzo ważne słowo!!!) najtrudniejszego rywala w grupie z ogromną łatwością i to jeszcze na wyjeździe. Następny mecz gramy u siebie z jakimiś Czarnogórcami. Po raz kolejny przepraszam – naszym obowiązkiem było ten mecz wygrać i to 3:0! Skończyło się jak się skończyło..

Pierwszy set wyrównany, potem odjazd Czarnogórców i walka o przetrwanie naszych w pierwszym secie. Prawie doszli. No właśnie PRAWIE… Skończyło się 23:25. To już była niespodzianka! Po szybkim 4:1 w drugiej partii można było się spodziewać, że nasi w końcu się rozluźnili i za chwilę zaczną dominować. Po szybkim 4:1 zrobiło się jednak jeszcze szybsze 5:5… Dalej powtórka z 1. seta. było już 13:17, ba było 21:24 i wtedy pojawiła się iskierka nadziei. Pewny atak Penchewa po rękach, dwa niespodziewane bloki i jest remis.. Więcej – potem był jeszcze skuteczny atak Jochena. No, w końcu się przebudzili. Może zdobędziemy jednak te 3 punkty… Aha… As serwisowy rywali, blok na Jochenie i bajo… Niespodzianka? NIE! To była już SENSACJA!!!

Po raz kolejny rzeszowianie musieli ratować się z wyniku 0:2. Ostatnio ugrali seta. Czy teraz się uda? Udało się – ugrać 2. Mamy progres!!! Trzecia partia niby dla nas, ale pewności w tym nie było żadnej. Czwarta już lepsza, już nawet pojawiła się radość na twarzach. Ale tie-break… Tam wszystko jest możliwe. A właśnie w tej piątej partii, którą tak bardzo pragnęliśmy po drugim secie, przypomniały się stare koszmarki. Szybkie prowadzenie gości, potem 4:8 na zmianie stron. Ups, mamy problem! Heroiczna obrona Jochena, po której zdobył punkt (był to bynajmniej najpiękniejszy punkt, jaki widziałam od dobrego roku, no może od pięknej obrony Igły pod siatką w meczu z Warszawą hen hen temu) dawała jeszcze nadzieję. Ta nadzieja szybko zniknęła… Chociaż niespodziewanie jeszcze wróciła po asie Jochena, to nagle uleciała w powietrze po bloku na tym samym zawodniku, który dał rywalom 14 punkt i pierwszą piłkę meczową. Skończyli za drugim razem. TAK! MAMY SENSACJĘ! W KOŃCU COŚ SIĘ DZIEJE!

Ale chyba nie o to nam w całej tej zabawie chodziło… Miały być pewne 3 punkty, jest 1 i to mocno wywalczony. Dlaczego tak się stało? Dlaczego przegraliśmy, skoro rywal popełnił całą masą błędów? Nie znam statystyk, ale na samej zagrywce zarobiliśmy praktycznie seta!!! A mimo to przegraliśmy. Brak koncentracji? No tak, przecież mecze same się wygrywają. Gramy u siebie z jednym z najsłabszych rywali w stawce – no co nam się może złego stać? Takim podejściem za daleko nie zajedziemy. Dużo zmian w składzie, znowu pojawili się wszyscy zawodnicy. Szkoda tylko, że żaden z nich nie był w stanie grać równo. Już nie można zwalać na żadną podróż. Graliśmy u siebie, w hali, w której chłopcy praktycznie nie przegrywają.
Z milszych akcentów, o ile takie w ogóle można wskazać, jednym był powrót na Podpromie Marko Bojić’a, niestety dla nas, zwycięski powrót. Naszemu dobremu znajomemu bardzo dobrze grało się w rzeszowskiej hali. Gorzej szło mu z zagrywką, jak i całemu zespołowi, ale w ataku Marko grał naprawdę świetnie. Gratulacje Marko!!! Tyle nam pozostaje do powiedzenia….

Wynik 25:11 z Paris Volley poszedł w świat tydzień temu. Wielka wygrana!!! Pokaz siły!!! Teraz… teraz poszedł w ten sam siatkarski świat wynik, który chluby nie przynosi. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że solidna porcja lodowatej wody wylała się z kubła na głowy naszych zawodników. Wierzę też, że zrozumieli swoje błędy i więcej taki mecz się nie powtórzy. Oczywiście siatkówka rządzi się swoimi prawami, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Resovia zagrała słaby mecz, chłopcy dali się rozegrać rywalom, a ci, gdy poczuli palec, zabrali całą rękę, no prawie całą – udało się zachować dwa palce. Oczywiście możemy zdobyć jeszcze pierwsze miejsce w grupie, ale nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu, ani przez chwilę! Kto by pomyślał, że będziemy się trząść o zwycięstwo w grupie. Mam nadzieję, że i nas ten mecz nauczył wielkiej pokory do tego sportu. Pokorę musimy mieć szczególnie my, kibice takiej drużyny, jak Asseco Resovia Rzeszów. Oni już nie raz i nie dwa sprowadzili nas na ziemię. Bycie fanem Resovii to jest naprawdę sprawa podwyższonego ryzyka. Kilka stanów przedzawałowych w czasie meczów, po spotkaniach wielkie niedosyty i ciągłe poczucie zmarnowanej szansy to norma. Tylko, że nie wiem, czy ktokolwiek z nas mógł się już do tego przyzwyczaić, bo czasem to dzieje się tak niespodziewanie i w takich okolicznościach, ze mało kto jest sobie w stanie to wyobrazić.  


Wczorajszą farsę (o, znalazłam jednak inne słowo…) to jednym zdaniem – LIMIT KOMPROMITACJI W TYM SEZONIE OFICJALNIE ZOSTAŁ WYCZERPANY. Panowie, czas się wziąć do roboty! Po nadspodziewanie dobrym początku sezonu, wracamy do punktu wyjścia, czyli resoviackich fal w grze. Teraz w LM nie ma miejsca na żadne potknięcia. W PlusLidze też, żeby nie było… 

sobota, 26 października 2013

Hit III kolejki PlusLigi nie dla nas

Smutne było dzisiejsze popołudnie. Resovia przegrała na wyjeździe z Jastrzębiem 1:3. Porażka mogła nam się zdarzyć, jednak sam przebieg meczu, dawał szanse na coś więcej. Tym razem się nie udało.

Początek meczu mieliśmy świetny. Do czasu… Od stanu 15:11 Jastrzębie przejęło inicjatywę. Jak sobie liczyłam od stanu 20:20, JW popełniło co najmniej 5, jak nie więcej błędów własnych. A więc można powiedzieć, że wyrównana końcówka była w głównej mierze ich udziałem. 28:27 dla Sovii, pierwsza piłka setowa, serwis Pitera, błąd w przyjęciu i już się cieszyłam. Myślałam, że to koniec, ale jakimś cudem naszym rywalom udało się przebić piłkę. Ta po stronie Resovii poszła na lewe do Veresa, a on z kolei uderzył w siatkę. Potem zdarzyły się dwa fatalne błędy na pipe’ie do Alka… Wielka szansa zmarnowana przez głupie błędy. 12 Resovii, 13 JW – ale seta wygrali gospodarze.

Po pierwszej partii jasne, przynajmniej dla mnie było to, aby koniecznie wygrać 2 partię, by mieć szansę na 3 punkty. Ja wiedziałam, że jeżeli ją przegramy, to będzie zwyczajnie koniec. Resovia nie przyzwyczaiła nas do odwracania wyniku, więc czemu nagle dzisiaj miałoby się tak stać. Seta wygrali gospodarze – do 19, a więc dla mnie stało się jasne, że albo 3 partia zakończy mecz, albo wobec 10-minutowej przerwy, Resovii uda urwać się chociaż seta.
Urwali seta, ale mimo prowadzenia pewnego na początku, roztrwonili przewagę i końcówka była nerwowa. Na szczęście udało się przedłużyć spotkanie i teraz – my dalej walczymy o choćby punkt, a Jastrzębie o całą pulę. Gospodarze zaczęli lepiej, nasi gonili, gonili i w końcu dogonili. Najlepiej grali w okolicach drugiej przerwy technicznej, gdzie od stanu 12:15 zdobyliśmy 6, a Jastrzębie 1 punkt. Na nic to się jednak zdało, w końcówce JW nam odskoczyło na 1-2 pkt a mecz zakończył się blokiem na środkowym.

Podsumowując – dużo roszad w składzie (zagrali wszyscy), jednak dzisiaj to było za mało. Najlepiej zagrał Dawid Konarski, momentami fajnie grał Fabian Drzyzga, przyjmujący starali się wzajemnie uzupełniać, a najlepsze wrażenie zrobił z nich chyba Nikołaj. Po raz kolejny, konkretnie drugi, wszedł za Alka i nie zawiódł. Pewny punkt w przyjęciu, niezły w ataku, ale w dalszym ciągu to było za mało. Chyba juz zaaklimatyzował się w Polsce. najważniejsze polskie słowo już zna, a przecież jest niewiele ponad tydzień :) Widać bardzo szybko się uczy. Wracając do samego spotkania, zadecydowały błędy – nawet nie wiem ile ich w sumie było. Cały mecz nie stał na wybitnym poziomie, ale kilka akcji zapadło w pamięci.

Wynik w Jastrzębiu jest sensacją? Wobec naszego „papierkowego” składu, na pewno. Ale gdyby grał tylko papier, już dawno bylibyśmy w finale. Na taki a nie inny stan rzeczy miało wpływ wiele rzeczy – pamiętajmy, że nie będziemy niepokonaną drużyną. Mecze między Wielką Czwórką będą się kończyły różnymi wynikami. Łatwiej jest na pewno gospodarzom. Zresztą w Jastrzębiu dawno nie wygraliśmy. No i w końcu najważniejszy powód, który na pewno miał wpływ na całą naszą grę to PODRÓŻ. Samolot z Paryża spóźnił się, Resoviacy dotarli do Jastrzębia wczoraj wieczorem! Nie odbyli normalnego treningu, był jedynie rozruch przez meczem. Co więcej, Jastrzębie swój mecz grało we wtorek a my w czwartek. Liga nie zgodziła się na przesunięcie tego spotkania. Myślałam, że od początku wyjdzie inny skład, jednak Andrzej Kowal postawił na ostatnio pierwsze zestawienie. Można śmiać się, że to jakaś głupia wymówka, że jakby byli taką świetną ekipą to takie rzeczy w ogóle by im nie przeszkadzały, ale to naprawdę miało ogromny wpływ na grę. 2 mecze w ciągu 3 dni to naprawdę jest przesada. Gdyby grali u siebie, byłoby to bardziej do zniesienia. Jednak mimo wszystko szansa na choćby punkt była. Nie udało się, ale spokojnie – odwdzięczymy się naszym kolegom z Jastrzębia na Podpromiu!!!

Inną fajną rzeczą był w końcu debiut Igły w nowej koszulce. Projekt nowego stroju był pilnie strzeżony :) Nie mogłam się doczekać meczu, w którym w końcu ujrzymy tę kreację. Ujrzeliśmy dzisiaj :D Kiedy było przedstawienie zespołów i go zobaczyłam, pomyślałam, że… patrzę na mecz Delecty (przepraszam, Transferu – jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej nazwy…). Nie był to jednolity strój, jak rok temu, tylko biało-czerwony, ale mi bardzo się podoba. Numer z tyłu utworzony ze zdjęć kibiców na hali – fajna sprawa. Jeszcze nie zidentyfikowałam wzoru na dole koszulki, ale jeszcze będzie okazja. Ciekawe czy czarna wersja jest taka sama… :) Co do stroju, to wracając do czwartku, Resoviacy pokazali się w koszulkach przeznaczonych na LM. Nazwiska tym razem klasycznie, na górze :D Do tego brak biało-czerwonych pasków z przodu – na początku miałam mieszane uczucia, ale po przyzwyczajeniu nawet mi się spodobało ;) Igła miał wersję chyba „wyjazdową” (no właśnie, dlaczego grali w domowych? Żeby się nie zlewało, czy jak?). W nich drugi rok z rzędu uchwycony jest motyw kibiców – obrazek z hali, jednak jest tylko na dole, ale uważne oko dostrzeże wszystko :) A Wam jak się podobają stroje na LM i kreacja Igły? :D

Wracając do głównego wydarzenia dzisiejszego dnia… Wielka szkoda, ale nie załamujemy się i walczymy dalej. Teraz czeka na nas LM i mecz z młodymi Serbami. W ogóle zauważyliście, że układ spotkań w +Lidze jest bardziej korzystny? W tamtym roku mecze z ekipami Wielkiej Czwórki były jeden po drugim – jednym słowem maraton. Teraz po JW mamy Transfer Bydgoszcz (no z całym szacunkiem, nie jest to ubiegłoroczna Delecta), dopiero potem Skrę Bełchatów, a na koniec pierwszej rundy wicemistrzów Polski z Kędzierzyna-Koźla. Także nie mamy maratonu, ale teraz skupiamy się na Lidze Mistrzów.

piątek, 25 października 2013

Pierwsze zwycięstwo w LM!

Za nami pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. Resovia pewnie pokonała na wyjeździe Paris Volley 3:0, mecz był bardzo ciekawy i co najważniejsze pewnie wygrany przez naszą drużynę. Więcej poniżej :)

Po raz kolejny zaczęliśmy w tym samym składzie, czyli z Konarem, Fabianem, Perłą, Pitem, Alkiem, Peterem i Igłą. Początek meczu był bardzo nerwowy z naszej strony – trzy pierwsze zagrywki zepsute, co spowodowało większą ostrożność przy wykonywaniu następnych. Silnej zagrywki zatem nie mieliśmy – mieliśmy za to blok i atak i to one w pierwszym secie zadecydowały o wygranej. Drugi bardzo wyrównany, nawet z lekka przewagą Paris Volley – prowadzili już m.in. 17:13. Na szczęście po raz kolejny nasi zawodnicy pokazali, że są silni w końcówkach i ta partia również została wygrana, tym razem na przewagi – do 26.

Najlepszy, najpiękniejszy, najcudowniejszy i najefektowniejszy był trzeci set. Skutkiem naszej gry i gry rywali był na pewno poprzedni set – naszym chłopakom dodało to pewności siebie i trochę zmniejszyło im ciśnienie, natomiast rywalom odebrało ochotę do gry. 8:2 na pierwszej przerwie technicznej. Przyznam się bez bicia – myślałam, że stracą koncentrację, odpuszczą i Paris Volley nas dogoni. No ej, to w końcu Resovia! Miałam prawo tak sądzić! Na szczęście chłopcy pokazali pełen profesjonalizm, nie odpuścili i efektem tego był wynik 23:9. Nie wiem jak u Was, ale mnie przemknęło przez myśl pytanie – wypuścimy ich z 10 czy nie? Niestety wypuściliśmy (ja jestem bardzo pazerna na wynik i im efektowniej tym lepiej), ale wynik 25:11 poszedł w świat i biorąc pod uwagę fakt, że to Liga Mistrzów, to na pewno pokazaliśmy siłę. Siła była zwłaszcza w bloku. O ile w drugim secie mieliśmy niedobór tego elementu w grze, o tyle w trzeciej partii nadrobiliśmy to z nawiązką. Serie kilku bloków pod rząd, czap mogły zdeprymować każdego i wczoraj ewidentnie wykonały swoje zadanie :D A kiedy wynik był pozytywny i gra szła, to i od razu zagrywka była mocniejsza i skuteczniejsza – czyli jednak można :) Jak miło było oglądać takie wyniki na tablicy. To był pierwszy tak pewnie wygrany set przez Resoviaków! Radość chłopaków przesiąkała przez telewizor i naprawdę było mi strasznie przykro, że ten mecz już się skończył.

Personalnie potwierdziło się to, że mamy wyrównany skład i zawodników, którzy w każdej chwili są w stanie decydować o wyniku. Po naszej stronie tym razem najlepiej zagrał Peter.  Słabszy dzień miał Alek, stąd szybko, a konkretnie w drugim secie mogliśmy po raz pierwszy oglądać Nikołaja Penczewa. Przyznam się, że czułam, iż właśnie wczoraj Niko zaliczy swój debiut – a jakoś tak :) A on po raz kolejny potwierdził, że warto na niego stawiać, bo choć młody, jest naprawdę nieźle ułożonym zawodnikiem. Świetnie przyjmuje, regularnie zagrywa, a i atak też ma niezły. Jest ogromnym wsparciem dla Alka i mam nadzieję, że przez cały sezon będą się świetnie uzupełniać. Po raz kolejny zaimponował mi nasz rozgrywający, Fabian. Skomentuję to krótko – LUKAS, CIĘŻKO PRACUJ, BO MASZ GODNEGO RYWALA NA SWOJEJ POZYCJI!!! Krótkie rzucane z 4. Metra do Pitera – szczególnie jedna zapadła mi w pamięć, w której komentatorzy przypomnieli podobną akcję w wykonaniu Luciano de Cecco, a która zachwyciła siatkarską Europę. Żeby nie było tak kolorowo, kilka błędów w wystawach, zwłaszcza na lewe było, ale aby dojść do perfekcji, trzeba wykonać setki takich akcji, dlatego bierzmy na to poprawkę i pamiętajmy, że zmiana stylu i przyspieszenie gry to nie jest takie hop siup :)

Co jeszcze się rzuciło w oczy w Paryżu? KIBICE! Setki polskich kibiców na czele z fantastycznym Klubem Kibica, który za swoimi zawodnikami pojedzie chyba wszędzie. Żeby w swojej hali słyszeć gwizdy na siebie – rzecz niespotykana, ale polscy, nie tylko rzeszowscy fani nie raz wypełniali w większości zagraniczne hale. LUDZIE, JEŻELI MNIE TERAZ CZYTACIE, TO WIEDZCIE, ŻE JA WAS PO PROSTU UWIELBIAM!!! Biało-czerwony Paryż, coś pięknego.. :)

Już jutro kolejny mecz w PlusLidze – tym razem szlagierowe spotkanie z naszymi dobrymi znajomymi z Jastrzębia-Zdroju. Nie wiem dlaczego cały czas byłam przekonana, że ten mecz jest w niedzielę, mecz po dniu przerwy, a gdzie jeszcze podróż… No nie zdziwię się jeśli będą zmiany w wyjściowym składzie. U nas zmian można dokonywać zawsze i wszędzie i co najlepsze – wcale nie zostanie obniżony poziom gry. Dlatego nie odpuszczamy jutro i jedziemy dalej! 3 punkty do zgarnięcie, będzie ciężko, ale wierzymy w Sovię!


Kolejny wpis dodam albo już jutro, a jeśli nie, to na pewno w niedzielę. Także bądźcie czujni! :D

Stephane Antiga oficjalnie trenerem reprezentacji Polski!

Stephane Antiga oficjalnie został trenerem reprezentacji Polski. Decyzja szokująca, wzbudziła wiele kontrowersji. Wiele ludzi wyraża swoją opinię na ten temat – js również postanowiłam się do tego odnieść.

Po pierwsze, słowo o Andrei Anastasim. Nie powiem, kiedy wręcz pewne było to, że Anastasi nie będzie dalej trenerem Polaków, powoli oswajałam się z tą decyzją i nie byłam bardzo zrozpaczona. Jednak, kiedy zobaczyłam profil Andei na Tiwtterze a konkretnie nowe zdjęcie było mi smutno… Zamiast wśród naszych reprezentantów, Andrea jest sam, nie ma na sobie polskiej koszulki… Słowa, które napisał, podziękowania, mnie osobiście zmroziły. Doszło do mnie, że coś się skończyło. Nie ma Andrei, a więc to już nie będzie ta sama reprezentacja. A więc nie pozostaje nic innego, jak podziękować naszemu trenerowi za piękne chwile, za medale, za miłe słowa pod adresem polskich kibiców. Miejmy nadzieję, że o nas prędko nie zapomni – bo my o nim na pewno nie zapomnimy prawda?

Teraz o nowym trenerze. Któregoś dnia, bodajże we wtorek, wieczorem, przypadkowo przełączyłam na Polsat Sport News. Leciał żółty pasek…  Od razu rzuciło mi się w oczy coś o 37-letnim Francuzie. Czułam, co zaraz doczytam. Pierwsza reakcja? Śmiech! Pierwsza myśl – nieodpowiedzialność. No bo jak można powierzyć reprezentację komuś, kto nie dość, że jest młody, nie prowadził żadnej reprezentacji, nie prowadził nawet żadnego klubu, ba – jest czynnym zawodnikiem! Jerzy Mielewski zapowiadał zaskoczenie. Nie pomylił się. W ogóle mam wrażanie, że niektórzy dalej nie mogą w to uwierzyć.

Stephane Antiga to bez wątpienia wybitna postać w świecie siatkówki. Genialny zawodnik, który nawet w wieku 37 lat prezentuje niezwykły poziom. Różnica jest jedna – genialny zawodnik nie musi być genialnym trenerem. Oczywiście nie wiemy, jakim Antiga będzie trenerem, bo skąd mamy to wiedzieć, ale nie da się ukryć, że kilka świetnych zawodników nie było wybitnymi szkoleniowcami. Zresztą coraz więcej takich graczy pojawia się nawet w naszej lidze. Miguel Falasca, Sebastian Świderski, Robert Prygiel – oni od razu po zakończeniu kariery zawodniczej zajęli się trenerką i jeszcze nie wiemy z jakim skutkiem. A tu mamy reprezentację Polski – uznaną, czołową ekipę, która odnosi sukcesy w mistrzowskich imprezach i trenera bez żadnego doświadczenia, który co więcej, właśnie zaczął sezon klubowy w Skrze Bełchatów i nie ma zamiaru rezygnować z gry.

Sam Antiga to byłoby szaleństwo. Na szczęście jest jeszcze ktoś taki jak Phillippe Blain – człowiek, który starał się o objęcie funkcji szkoleniowca naszej reprezentacji w 2011 roku, czyli wtedy, kiedy trenerem został Andrea Anastasi. Ma to być duet szkoleniowców, jednak podział jest wyraźny – Antiga będzie pierwszym trenerem, a Blain drugim. Jednym z powodów jest pełnienie przez Blaina funkcji w CEV-ie, która nie pozwala na bycie pierwszym szkoleniowcem reprezentacji. Teraz naprawdę nie pozostaje nam nic innego jak wierzyć w ten duet. Nie psioczyć, nie narzekać, ale trzymać kciuki – w końcu za rok mamy Mistrzostwa Świata u siebie.

Na chwilkę wrócę jeszcze do wyboru trenera. Kiedy usłyszałam od kogoś, że trenerem mógłby zostać nasz Andrzej Kowal. Rozbawiło mnie to, naprawdę. Z całym szacunkiem dla naszego szkoleniowca, ale mimo wszystko jego osiągnięcia z Resovią są za małe na CV nadające się do reprezentacji. W tym miejscu muszę go przeprosić. Przy Antidze, Kowal jest mega doświadczonym trenerem, który najpierw był drugim szkoleniowcem u boku Jana Sucha oraz potem u boku Ljubomira Travicy i przeszedł pełną drogę do tego, aby objąć samodzielnie zespół. Na szczęście albo i nieszczęście nie był zainteresowany prowadzeniem kadry ze względu na obowiązki klubowe, z których nie miał zamiaru rezygnować. Pojawiały się głosy, że Andrzej Kowal jest za młody, ale w obecnej sytuacji hmm.. nie jest wcale tak źle. Pomyślcie – o czym świadczy to, że PZPS stawia na Francuza bez doświadczenia a nie chce postawić na Polaka z doświadczeniem. To jest porażka dla polskiego systemu szkoleniowego. Czujemy się gorsi? Człowiek z zagranicy jest gwarantem sukcesu? No bez przesady… Szkoda, że boimy się zaufać naszym rodzimym szkoleniowcom. My chyba naprawdę mamy jako naród dużo kompleksów…

Fakt, że Antiga nie ma zamiaru rezygnować z gry w Skrze, powoduje i będzie powodować jeszcze długo wiele śmiesznych sytuacji. Zapewne przy każdym meczu Skry będzie można usłyszeć komentarze typu: „Z numerem 11 trener reprezentacji Polski”, „Trener zablokowany przez swojego przyszłego podopiecznego”, „MVP meczu został szkoleniowiec Polaków”. To jest śmieszne i pewnie trochę potrwa zanim ten trochę szyderczy i ironiczny uśmiech zejdzie nam z ust. Polska w siatkówce od dawna jest pionierem w wymyślaniu nowych technologii ułatwiających rozwiązywanie spornych sytuacji czy odbieranie siatkówki w tv. Ale tego jeszcze nie było – grający trener. Szok na świcie musiał być równie wielki, co u nas.

Powoli oswajam się z tą myślą i naprawdę jestem bardzo ciekawa jak to wyjdzie. Jak zawsze powtarzam, że kiedy gra Resovia rzadko tęsknię za reprezentacją, a gdy gra kadra, zawsze tęsknię za Pasiakami, tak teraz naprawdę chociaż na chwilę chciałabym się przenieść do maja i zobaczyć jak to wszystko będzie funkcjonować. Moment powołań też będzie ciekawy. Teraz pytaniem numer jeden jest powołanie Mariusza Wlazłego – czy Antiga jest gwarantem powrotu? Podobno inni zawodnicy, tzn. z innych klubów nie mają nic przeciwko tej decyzji. Stephane gra w Skrze i mimo wszystko będziemy szczególnie patrzeć na ilość zawodników z tego zespołu. Wierzę jednak w pełen profesjonalizm naszego trenera, który, jak to mówią dziennikarze, zawodnicy, eksperci go znający, umie jednoczyć ludzi i mam nadzieję, że poskłada reprezentację do kupy, nikt nie odmówi kadrze i będzie fajna atmosfera. Poczekamy, zobaczymy. Ja trzymam za nich kciuki, bo to w końcu Polska i nieważne kto w niej gra, nieważne kto ją prowadzi, jesteśmy kibicami i jeżeli nazywamy siebie tymi prawdziwymi, to dla nas nie ma to żadnego znaczenia :)

A za rok się okaże kto założy na szyję tabliczkę z napisem: „Żart”. Mam nadzieję, że zrobi to dziennikarz Przeglądu Sportowego ;D


Jaka była Wasza reakcja? Wierzycie w tę koncepcję? Chętnie poczytam, co o tym wszystkim myślicie. Zachęcam do komentowania :D

niedziela, 20 października 2013

Resovia + sensacja w Olsztynie!!!

Wczoraj Resovia grała z Cerrardem Czarnymi Radom i wygrała w miarę pewnie 3:0. Transmisji w TV nie było, więc nie miałam jak go obejrzeć. Byłam za to na bardzo ciekawym meczu w Olsztynie. Nie żałuję, że tam byłam z wielu przyczyn – AZS pokonał Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:1. Nie wiem czy Was to interesuje, ale trochę opowiem o wczorajszym starciu. W zamian liczę na kilka słów od Was o wyniku Sovii :)

Indykpol AZS Olsztyn to szczególna drużyna dla mnie. Nie tylko ze względu na lokalny patriotyzm :) W tym sezonie bowiem dołączyło do niej dwóch Resoviaków – Maciej Dobrowolski i Rafał Buszek. Szczególne było przywitanie zwłaszcza tego pierwszego. Na telebimie pokazane były jego stare zdjęcia z gry w olsztyńskim zespole sprzed nastu lat. W ogóle Maciek był szczególnym obiektem moich zainteresowań – świetnie rozgrywał, szalał na parkiecie w obronie, zagrzewał kibiców do walki. To praktycznie przy jego zagrywce padały serie, dzięki którym Olsztyn odskakiwał Zaksie albo skutecznie ją gonił. Byłam w szoku, naprawdę, że tak świetnie grali. Szkoda było trzeciego seta, bo tam już prawie dogonili Zaksę, było 17:20, szansa na 18 punkt… a skończyło się 17:25. W czwartym secie było na styku. Niewiele z tego pamiętam, bo cały czas spoglądałam na zegarek, w obawie, że przez autobus będę musiała wyjść z hali, ale udało się zostać i obejrzeć zaciętą końcówkę. Nie obyło się bez kontrowersji – żółtą kartkę w pewnym momencie otrzymał… masażysta (!) zespołu. Przedostatnia akcja również wzbudziła kontrowersje. Zagumnego krzyczącego z kwadratu powstrzymywał Świderski. Punkt przyznany Olsztynowi i w kolejnej akcji blok na Witczaku. Koniec, wielka radość hali, zażenowanie Kędzierzynian…

Zaksa być może trochę zlekceważyła Olsztyn. Może chodziło o LM, może myśleli, że ich pokonają gładko. Wyszli składem: Pilarz, Bociek, Możdżonek, Wiśniewski, Lewis, Ferens, Gacek. Co mogę więcej dodać – cudowna atmosfera na hali, niesamowity doping (nie równa się z Podpromiem oczywiście :)) Piękne, długie akcje, jeszcze piękniejsze obrony, nawet w trybunach, wielkie zaagnażowanie Olsztynian no i kolejny rywal z Wielkiej Czwórki pokonany :) Skład Indykpolu naprawdę daje duże szanse na o wiele lepszy wynik niż w ciągu ostatnich dwóch lat. Młodzież połączona z doświadczeniem pokazuje się z świetnej strony. Gdy tylko wróci Pablo Bengolea, może być jeszcze ciekawiej.

Ale dość o Olsztynie, w końcu nie po to został stworzony ten blog. MVP naszego spotkania został Igła. Kurde, szkoda, że nie było tego meczu w tv. Mam nadzieję, że cześć z Was widziała to spotkanie i może podzielicie się swoimi informacjami. Chętnie się dowiem jak to wszystko funkcjonowało.


W czwartek pierwszy mecz w LM – na wyjeździe z Paris Volley. A więc do piątku :) Wtedy będę miała więcej do powiedzenia, na pewno :D

czwartek, 17 października 2013

Mamy Superpuchar!!!

Wczorajszy mecz na długo zapadnie w pamięci większości kibiców. Ponad 3 (!!!) godziny walki, przerwy w meczu, brak oświetlenia przez ok. 20 minut, dużo akcji na wysokim poziomie i bardzo fajna atmosfera na hali w Poznaniu – to w skrócie. Najważniejsze jest to, że pomimo wielu wzlotów i upadków – udało nam się zgarnąć to prestiżowe trofeum. Co nie udało się rok temu, udało się w tym. A więc jeszcze raz w większym skrócie:

Początek Resovii, zresztą prawie cały pierwszy set (prawie, bo jak się skończyło wiemy..) Resovia grała świetnie. Zaczęliśmy w ustawieniu z Fabianem i Dawidem. 16:11 na drugiej przerwie technicznej i wielka szansa na upolowanie pierwszego seta. Jednak wszystko na nic, głupie błędy w końcówce i ze stanu 20:17 zrobiło się niespodziewanie 22:25. W tym momencie przypomniało mi się za co kocham Sovię – oczywiście za głupie straty, niewykorzystane szanse… Tak, to na pewno Sovia, bo biorąc pod uwagę te szybkie piłki na skrzydła, mogłam mieć pewne wątpliwości co do tego, ale wszystko szybko się rozwiązało :) Trochę sfrajerzyli (kurde, coś ostatnio za często nazywam wszystkich frajerami… ale, żeby nie było, że ich obrażam, to Sovia to „moje ukochane frajery” :D)

Drugi set, żeby była mowa o jakiejkolwiek walce o Superpuchar musiał być wygrany. Nienawidzę takich sytuacji, bo 0:2 praktycznie przesądzałoby sprawę. A jakoś ani reprezentacja Polski, ani Sovia ostatnimi czasy nie raczyły nas wielkimi come-back’ami, więc ta partia była bardzo ważna, nawet dla samego widowiska. Całego seta roztrząsałam, to co działo się w poprzedniej partii. Nie lubię tego u siebie. Zawsze po sto razy powtarzam: „gdyby wygrali pierwszego seta…”, no ale nie wygrali… W takich momentach pocieszam się tym, że gdyby wygrali, to by mieli inne nastawienie a i rywal by bardziej walczył itp. No ale nie o mnie tu rozmowa… Wygrana w miarę pewna i mamy remis.

Trzeci set był najbardziej zwariowany. Na przodzie cały czas była Resovia, zachwycałam się tymi ekspresami na lewe, bo to naprawdę w Resovii jest przełom. Wszyscy grali świetnie i na tablicy wyników pojawił się rezultat 24:22 i… BACH! CIEMNOŚĆ. Przez chwilę myślałam, że się gdzieś przenieśli, na jakąś prezentację czy coś… a tu mamy ten sam mecz. Hala stara, więc i oświetlenie potrzebuje trochę czasu, aby się naprawić. A więc kolejna przerwa… Kolejna, bo przed trzecim setem, co już staje się normą, odbyła się 10-minutowa przerwa. Ja nie jestem jej zwolenniczką, podobnie jak część siatkarzy, bo to źle na nich wpływa, wybija z rytmu. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem przeciwna temu pomysłowi. Do niedawna takie przerwy miały miejsce podczas np. finału PP, czy w czasie meczów reprezentacji w Polsce, a więc raczej okazjonalnie. Wtedy to jeszcze dało się znieść. Teraz… hmm… Wiem jedno, zazwyczaj taka przerwa źle wpływa na zespół, który prowadzi 2:0, dekoncentruje i w ogóle. Nie rozumiem, dlaczego takie przerwy są też w meczach nietransmitowanych w tv. W końcu wpływ na tę decyzję miała też telewizja, a więc czemu w kązdym meczu jest taka przerwa? Dobra, zobaczymy jak to będzie potem, czy się zmienią opinie, czy nie. W każdym bądź razie we wczorajszym spotkaniu, ta przerwa była jak wybawienie, bo mecz był na niezłych obrotach, duże zaangażowanie zawodników, spora intensywność, a biorąc pod uwagę, że to dalej jest początek rozgrywek, to to można uznać za plus. Ale wracając, do ciemności, bo trochę się rozpisałam, to od razu przypomniał mi się mecz z delectą w półfinale. Wtedy pierwszy raz od długiego czasu z czymś takim się spotkałam, po drodze był też finał Mistrzostw Europy, gdzie również były przerwy, nawet kilka w ciągu seta. Ale w porównaniu z Rzeszowem było o wiele ciemniej. Nie byłam na hali, ale przed tv te latarki, telefony pięknie wyglądały, zabawa na hali na pewno była przednia, nawet komentatorom się udzieliło :), Marek Magiera strzelał komentarzami, piosenka „Ciemno już, zgasły wszystkie światła…”. Siatkarzom było o wiele trudniej, bo byli w gazie, a tu trzeba było się od nowa rozgrzewać, organizmy wychłodzone, mięśnie nierozgrzane… Szkoda, że zamiast kontynuowania transmisji z Poznania, szybko Polsat zszedł z anteny, wolał puszczać ni to ogłoszenia ni Clipy, jakieś obrazki z meczów, po pięć razy te same… no cóż… Przykro. Po ok 20-25 minutach wróciliśmy jednak na halę. Udana akcja Sovii w drugim podejściu i do zgarnięcia Superpucharu brakowało już tylko jednego seta.

Zamiast dobić rywala, odebrać mu ochotę do gry, po całkiem dobrym początku, Resovia spasowała i ewidentnie oszczędzała się na piątą partię. Pojawiła się podwójna zmiana, wszedł Paul. Wyniku nie udało się uratować i konieczny był tie-break. A w nim też się działo. Słaby początek Sovii, potem o wiele lepsza gra, wykorzystane akcje i na tablicy wyników utrzymywała się 3-punktowa przewaga Pasów. 13:11 – akcja do Petera, ten w aut… Ok, to tylko jeden punkt. Potem bach – blok na Dawidzie. O nie nie, jakby to przerżnęli, to bym chyba ich osobiście udusiła. Mogli przegrać, ale nie w takim momencie. 14:13 i blok na Ruciaku. Ufff, uratowali się – mamy puchar!!! Pierwsze trofeum w sezonie na naszym koncie!!!

MVP spotkania został Dawid Konarski, szczerze mówiąc skłaniałabym się w kierunku albo Alka, albo Fabiana, bo naprawdę super rozgrywał. Dla Dawida jednak jest to pierwsze trofeum w karierze i widać, ze otrząsnął się po inauguracji z BBTS-em, bo zagrał o wiele lepiej. Zwłaszcza zagrywką, którą ustawiał nam zwycięskie partie.

Po raz kolejny i na pewno nie ostatni w przeciągu całego sezonu pojawia się temat przyspieszenia gry. Ta Resovia, która zawsze słynęła z silnych skrzydeł, które ratują zespół w momencie, gdy przyjęcie zawodzi, nagle bawi się w kombinacje, niczym Brazylia. Wysoka piłka – to była jej siła. Teraz nagle mamy zacząć grać kombinacyjnie… Fajnie :) Jest to coś nowego i fajnie, że chcą ulepszać swoją grę, by stanowić większe zagrożenie dla rywali i być bardziej nieczytelnym dla blokujących. Oczywiście trzeba się na to przestawić, a to trochę trwa. Wczoraj też nie było idealnie, do perfekcji dużo brakuje, ale pomysł jest i super. Na pewno bardziej do takiej gry przyzwyczajony jest Fabian – pewnie stąd to on teraz zaczyna mecze. Muszę przyznać, że z każdym meczem coraz bardziej mnie do siebie przekonuje. Krótkie z trzeciego metra pod rękę do Pitera, z którym zna się od lat i z którego (mam nadzieję) w końcu będziemy częściej korzystać, ciekawe pipe’y, no i najbardziej widoczne ekspresy na lewe skrzydło. Czasem i Peter i Alek musieli nieźle gonić piłkę i walczyć z blokiem, co nie było łatwe. Na szczęście wychodziło :) Momentami myślałam, że to jakaś brawura, przesada. Kiedy tylko była okazja, nieważne – pierwsza akcja czy kontra, Fabian maksymalnie przyspieszał grę. Głównie Peter wymaga takich piłek, bo to jest jego gra. Ogólnie rzecz biorąc – będzie ciekawie. Z każdym meczem wszystko powinno o wiele lepiej wyglądać.

W końcu dołączył do nas nasz przyjmujący Nikolaj Penchew, który grał w MŚ do lat 23 ze swoją reprezentacją. Bułgaria, zgodnie z tradycją zajęła 4 miejsce. Ci to mają szczęście. Najważniejsze jest to, że mamy już cały skład, mamy Nikego, więc tylko czekać, kiedy zacznie się pojawiać w meczach. Choć jest bardzo młody, ma już duże doświdaczenie. W seniorskiej reprezentacji, na ME pojawiał się w meczach i nie zawodził. Ma bardzo dobre przyjęcie, co u tak młodego gracza mimo wszystko jest nietypowe. Atakującym też jest niezłym – 31 pkt w meczu przeciwko Sovii w ubiegłym sezonie mówi samo za siebie. Stać go na wiele, więc bardzo się cieszę, że gra u nas. A więc witamy w naszym małym piekiełku :)

Jeszcze jedno – wracamy do tego, co działo się w play-offach. Zaksa koncertowo odpychała operatorów Polsatu. Podobno wysłali też pismo do władz ligi, żeby znieść pokazywanie czasów. Kurde, nagle im to zaczęło przeszkadzać? Od kiedy siedzę w siatkówce, zawsze były pokazywane czasy i nikt nikomu nic nie zarzucał. Jeśli to taki problem, to niech to zniosą. Przy całej sympatii dla Sebastiana Świderskiego – jego komentarze były zwyczajnie chamskie. Zresztą cała Zaksa, spierająca się o akcję przy 0:0, jakby miała ona decydować o złocie MP, przepraszam, ale była po prostu żałosna. No błagam, bez przesady… Resovię też skrzywdzili, kilka razy (m.in. z przejściem dołem przy bloku na Alku, gdzie bodajże Gładyr przeszedł na drugą stronę zanim piłka spadła na parkiet). Resovia cyrków nie robiła. Sędziowie sędziowali jak sędziowali, ale błędy też się „sprawiedliwie” rozłożyły. A Wy co o tym wszystkim myślicie?

Superpuchar jak to Superpuchar – za przegraną głowy nikt nie urywa, ale zawsze fajnie go mieć. Miło było obejrzeć mecz na wysokim poziomie, który zwiastuje wielkie emocje w niedawno rozpoczętym sezonie :)

Nasza Szaloooonaaa Soviaaa – naprawdę ich uwielbiam <3


PS. Macie może statystyki tego spotkania? Bo jakoś nie mogę znaleźć :(

piątek, 11 października 2013

Pierwsze koty za płoty, czyli PlusLiga oficjalnie rozpoczęta

Inauguracja za nami. Obyło się bez niespodzianki – Resovia w miarę pewnie pokonała jednego z dwóch beniaminków PlusLigi – BBTS Bielsko-Biała. Gospodarze nie dali ugrać gościom choćby jednego seta. No cóż, trzeba szczerze przyznać, że inny wynik byłby po prostu sensacją. Budżet, liczba zawodników na światowym poziomie, których w Resovii jest mnóstwo – ta różnica musiała wyjść w końcowym wyniku. Chociaż trzeba przyznać, ze beniaminek się postawił i zaprezentował z naprawdę dobrej strony.

Godzina spotkania  była felerna, ale piłkarze w tym momencie są ważniejsi. Przynajmniej dla niektórych… Na pewno dla tych, którzy pokazują mecze w tv. Na mecz zdążyłam z 10-minutowym zapasem z przystanku. Ale i tak w porównaniu z tym, w jakim czasie pokonywałam drogę ze szkoły do domu w ostatnich dniach, to dzisiaj było nieźle. Cały tydzień żyłam tym wydarzeniem, mecze śniły mi się codziennie i już naprawdę nie mogłam doczekać się rozpoczęcia naszej kochanej ligi. W drodze do domu czytałam sobie Przegląd Sportowy, Skarb Kibica, gdzie roi się od kilku dni spekulacji na temat tego sezonu. Według większości ekspertów to Resovia jest faworytem PlusLigi. Miło, ale ujmę to tak – poczekamy, zobaczymy… No, ale wracając…

Ostatnie przygotowania i można było w końcu zasiąść przed telewizorem. Mecz z beniaminkiem nie wywołuje takich emocji jak z czołowymi ekipami i to samo czuło się od komentatora (szkoda, że Jerzy Mielewski sam komentował, jak dowiadujemy się z Twittera, awaria zatrzymała Wojciecha Drzyzgę – kurde, ciekawa byłam jak to z nim będzie, wiadomo o co chodzi :)) i mimo wszystko po reakcjach kibiców. Nie powiem, tragicznie nie było – wręcz przeciwnie, ale wiadomo, że inne emocje towarzyszą takim meczom a inne tym z najlepszymi drużynami i o wielką stawkę. Nie ma co narzekać, najważniejsze, że w końcu mogłam po raz pierwszy od 174 dni oglądać Resovię. A więc jakim składem zaczną nasi Mistrzowie? Rozpoczęli z Lukasem, Dawidem, Piterem, Perłą, Peterem, Alkiem i Igłą. Kosa ma kontuzję, stąd obecność Łukasza,. Co mnie osobiście zdziwiło, to obecność w pierwszym składzie Alka. W końcu nasz kapitan dotarł w połowie tego tygodnia, dokładnie trzy dni temu, ale widać, że dobrze się ma, skoro otrzymał statuetkę MVP. No i bardzo miłą wiadomością był powrót Igły po urazie. Przewidywania co do przerwy były różne – od tygodnia do miesiąca, ale widać, nie było aż tak źle, żeby nasz libero nie mógł zacząć spotkania w wyjściowym składzie. Dzisiaj trener rozpoczął też parą Tichy – Konar. Czy taki będzie podział? Za wcześnie na takie spekulacje. W końcu dopiero za nami pierwszy mecz...

Co do spotkania – dużo błędów na zagrywce i momentami w komunikacji. Kilka piłek było niedokładnie wystawionych i to było widać. Bielszczanie rozpoczęli odważnie. Pierwszy set był, że tak to ujmę „pod ich dyktando”, chociaż o jakiejś szczególnej dominacji nie można tu mówić. Po prostu – nasi popełniali sporo błędów, a zawodnicy beniaminka nie mieli żadnych skrupułów, chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i bardzo ryzykowali. To przynosiło efekt. 22:19 wyglądało groźnie – nie wyobrażałam sobie utraty seta i to zwłaszcza premierowego. Założenia przed meczem były jasne – 3 punkty, najlepiej bez straty seta, a tu zagrożenie było spore. Na szczęście dzięki świetnie spisującemu się Łukaszowi na zagrywce, zdobyliśmy 4 punkty z rzędu, wyszliśmy na prowadzenie i po grze na przewagi mogliśmy zainkasować na swoim koncie pierwszego seta. drugi zaczęliśmy bardzo dobrze – 3:0 i myślałam, ze będzie o wiele łatwiej. Nie było. Znowu walka punkt za punkt, błędy, ale pod koniec seta sytuacja się unormowała i wygraliśmy w miarę pewnie do 20. Dziesięciominutowa przerwa, za którą szczerze mówiąc nie przepadam, bo to i nas i przede wszystkim siatkarzy, a w szczególności drużynę, która prowadzi 2:0 wyprowadza z równowagi, na szczęście w tym przypadku nie zaważyła na wyniku. Znowu punkt za punkt, ale koniec końców zwycięstwo 3:0 i mamy pierwsze miejsce w tabeli (czy liga nie może już się skończyć??? :) nie no, nie po to tyle czekania, żeby już był koniec, ale w sumie takie miejsce na pewno nas by satysfakcjonowało, prawda?).

Indywidualnie fajnie zaprezentował się Alek. Ciekawe były też podwójne zmiany, które w każdej partii stosował Andrzej Kowal. Zastanawiam się czy to tylko na te pierwsze mecze w celu ogrania wszystkich i jak to nasz trener powiedział – nie ma pierwszej szóstki, więc w miarę możliwości dajemy szansę wszystkim, czy jednak to jest jakaś perspektywa na przyszłość, bo takiej pary rozgrywających i atakujących na pewno nie można zmarnować. Oficjalny debiut w PlusLidze w barwach Resovii zaliczyło trzech graczy – Dawid Konarski, Fabian Drzyzga i Peter Veres. Szczególnie po tym pierwszym było widać lekkie nerwy. Pierwszy atak i bach –blok, ale później było już tylko lepiej. Choć nie imponował zagrywką, jak w przedsezonowych sparingach, to występ, w kontekście całej drużyny, na pewno na plus. Fabian pojawiał się na podwójnych z Jochenem i to były na pewno dobre zmiany. Fabian, co już wiemy, rozgrywa zupełnie inaczej niż Lukas i to na pewno daje więcej szans na kombinacyjną grę. Próbował wrzucać krótkie z 3. metra, wystawiał fajne szybkie piłki na lewe skrzydło, często wystawiał pipe’a. W pamięci pozostała mi szczególnie połóweczka z Peterem – to też na pewno jest jakieś rozwiązanie. Środkowi mimo wszystko nie mieli za dużo szans na pokazanie się, ale szczególnie zapunktowali w bloku i kąsali swoimi flotami rywali. Igła zagrał słaby mecz, popełnił kilka błędów w dograniu, dwa razy został ustrzelony zagrywką, ale to na pewno trzeba zrzucić na uraz, który w jakimś stopniu zaważył na dzisiejszej dyspozycji naszego libero. Gra rozkładała się równomiernie i to jest bardzo duży plus. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię jak jeden zawodnik ma ponad 20 pkt, bo to fajnie wygląda, ale w kontekście drużyny na pewno lepiej jest jak dorobek punktowy rozkłada się na wszystkich zawodników. To pokazuje zgranie i potencjał drużyny. Dzisiaj najlepszy był Alek, jutro może być ktoś inny. W końcu liczy się drużyna.

Czego nie lubię na początku sezonu to na pewno tego, że muszę brać poprawkę na grę Sovii. Oni, jak żadna ekipa, początek mają słaby i wiem, że w tym momencie liczy się tylko wynik. Styl przyjdzie później. A więc musimy uzbroić się w cierpliwość i cieszyć się każdym kolejnym meczem. Dzisiaj myślałam, że wyjdę w trakcie pierwszego seta. Resovia nie byłaby sobą, gdyby nie zafundowała sobie małego horroru. W takich momentach (a tych w trakcie sezonu mam dużo), zastanawiam się po co im kibicuję i co w nich widzę. Nie wiem. Ale po meczu nie mogę doczekać się kolejnego, czyli jednak mają coś w sobie, nawet jeśli grają gorzej niż przeciętnie. Podsumowując:

Asseco Resovia Rzeszów – BBTS Bielsko Biała 3:0 (26:24, 25:20, 25:23)

Najlepiej punktujący:
Olieg Achrem – 10 pkt
Łukasz Perłowski – 9 pkt
Piotr Nowakowski – 8 pkt
Peter Veres, Dawid Konarski – 7 pkt
Jochen Schöps – 6 pkt
Fabian Drzyzga – 1 pkt
Paul Lotman – 1 pkt

Skuteczność ataku 44%
Przyjęcie zagrywki 67%, perf. 31%
Bloki 10 pkt (Nowakowski 5, Perłowski 3, Drzyzga, Veres po 1)
Zagrywki 3 pkt (Perłowski 2, Nowakowski 1)

źródło: assecoresovia.pl

Jutro wpisu nie będzie. Teraz zajmę się meczami, więc następny będzie najprawdopodobniej w środę lub czwartek (wszystko zależy od czasu, który będę albo nie będę miała). W każdym bądź razie wpis po Superpucharze na pewno się pojawi. Walka o pierwsze trofeum w sezonie przed nami. Zapowiada się ciekawy mecz. Tymczasem cieszmy się wygraną.

PS. Zachęcam do głosowania w ankiecie. I jeszcze pytanie - gdzie jest koszulka Igły? :) Takiego smaczku narobili, taka tajemnica no i kiedy się w niej pokaże? Mam nadzieję, że w środę :)


AVE SOVIA!!! <3

sobota, 5 października 2013

Magiczny tydzień!!!

Już tylko tydzień pozostał do rozpoczęcia sezonu 2013/14 w PlusLidze. Osobiście nie mogę się doczekać tego wydarzenia, a przede wszystkim inauguracji Resovii z BBTS Bielsko-Biała, która już w piątek. Godzina tylko trochę felerna – jak pamiętam, zawsze mecze były o 20 albo 18 a tu 16. Rozumiem, piłka nożna, Polska gra, no ale sama pewnie ledwo co zdążę na rozpoczęcie, a i w samym Rzeszowie dla kibiców nie jest to pewnie świetna pora. Ponad 5 miesięcy bez Resovii było straszne, ale przeżyłam. Jestem z siebie bardzo dumna :) Już od kilku dni zaczynają śnić mi się mecze, ewidentnie powoli się zaczynam nakręcać, a to oznacza, że rozpoczęcie jest naprawdę tuż tuż.

Zanim jednak PlusLiga się rozpocznie, drużyny grały mecze towarzyskie oraz prezentowały się przed kibicami. Tak było również wczoraj w Rzeszowie. Nie będę oszukiwać – nie widziałam tej prezentacji ani w Internecie, ani tym bardziej na żywo w hali, więc liczę, że mi co nie co opowiecie. Spodziewam się, że nie było tak jak w Jastrzębiu, czyli konkursu kulinarnego w stylu MasterChefa, ale mam nadzieję, że tragicznie też nie było. potem odbył się mecz z Jastrzębskim Węglem. Wynik 2:3 nie powinien szczególnie martwić. Istotniejszą sprawą jest kontuzja Igły, której nabawił się po zderzeniu z Paulem w jednej akcji. Nie wiem jak to wyglądało, tyle co zdążyłam przeczytać w Internecie, pełno spekulacji i obejrzeć kilka zdjęć, trochę mnie przeraziło. Gdy dowiedziałam się od koleżanki przez sms-a, że coś się stało, nie mogłam się doczekać konkretów. Wyobrażałam sobie różne scenariusze. W końcu Igła po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna był od początku przygotowań klubu do sezonu, a tu może nie grać przez długi czas. Na żywo to musiało wyglądać strasznie – pomoc kolegów, nosze, przewiezienie do szpitala. Często w takich sytuacjach okazuje się, że nic poważnego się nie stało. Tutaj tez chyba możemy o tym mówić, bo zaraz po przyjeździe do szpitala, Igła z niego wyszedł. Podejrzenia były koszmarne – uraz kręgosłupa, nawet jakieś złamania, najprawdopodobniej skończyło się na naciągnięciu mięśnia szyi. Przerwa jakaś na pewno czeka Igłę. Mówi się o tygodniu do miesiąca. Ale to jeszcze niepewne informacje. W razie czego, podobno zastąpić go ma Niki, ale przecież jutro właśnie, nasz przyjmujący rozpoczyna walką w MŚ do lat 23 i wróci na Superpuchar Polski, który odbędzie się 16 października. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na nowe wieści. Trzymam kciuki, żeby Igła jak najszybciej do nas wrócił.

Odganiamy czarne myśli i skupiamy się na tym co przed nami. A przed nami PlusLiga. Zaraz okaże się, które transfery były najlepsze, która ekipa najlepiej wejdzie w sezon i jaki będzie układ sił w naszej lidze. Czas zatem na małe prześwietlenie składów rywali. Kto będzie naszym najgroźniejszym rywalem w walce o tytuł?

Wicemistrz Polski, Zaksa Kędzierzyn-Koźle, pozyskała kilku nowych siatkarzy. Odszedł trener Daniel Castellani, największa gwiazda i MVP poprzedniego sezonu – Felipe Fonteles, atakujący Antonin Rouzier. Przyszło kilku młodych zawodników, jak np. Wojciech Ferens. Z Włoch przyszedł Holender Dick Kooy, jest również Kanadyjczyk Dan Lewis. Nie wiadomo dalej co z objawieniem reprezentacji Polski – Grzegorzem Boćkiem.

Brązowi medaliści, nasi dobrzy znajomi, Jastrzębski Węgiel, po raz kolejny dokonał przewietrzenia składu. Znowu w ekipie Lorenzo Bernardiego jest dużo obcokrajowców. Przyszli m.in. środkowy Alen Pajenk, przyjmujący Nicolas Marechal, rozgrywający Michał Masny.

Największy przegrany poprzedniego sezonu, czyli PGE Skra Bełchatów dokonał również wielu zmian. Trenera Nawrockiego zastąpił były rozgrywający Skry, Miguel Falasca. Przyszli dwaj Argentyńczycy – Nicolas Uriarte i Facundo Conte, po dwóch latach gry w Bydgoszczy wrócił Stefan Antiga. Odeszli Michał Winiarski i Aleksandar Atanasijević. Przyszli przyjmujący Wojciech Włodarczyk i Samuel Tuia oraz rozgrywający Aleksa Brdjović. Jak widać, z pozostałych ekip wielkiej czwórki, Skra najbardziej zmieniła swój skład. Jak to się skończy, jak będą ze sobą współpracować, zobaczymy.

Z teoretycznie niżej sklasyfikowanych ekip, ciekawych transferów dokonali Lotos Trefl Gdańsk (przyszedł m.in. atakujący reprezentacji Polski Jakub Jarosz),Effector Kielce (przyszli Argentyńczycy – Bruno Romaniutti, Cristian Poglajen) czy Indykpol AZS Olsztyn (po latach wrócił do klubu nasz dobry znajomy Maciej Dobrowolski, do tego przyszli – będący na wypożyczeniu z Resovii Rafał Buszek, Argentyńczyk Pablo Bengolea i Fin Matti Oivanen). Swojego człowieka będziemy mieli również w AZS Politechnice Warszawskiej, gdzie zawitał nasz były atakujący Adrian Gontariu. Największe ubytki dosięgły ubiegłoroczną sensację czyli Delectę Bydgoszcz. W porównaniu z poprzednim sezonem, lepiej powinien się prezentować Wkręt-Met AZS Częstochowa. Zobaczymy również jak pokażą się dwa beniaminki – BBTS Bielsko-Biała i Cerrard Czarni Radom.

Sezon zapowiada się bardzo ciekawie. O tytuł pewnie będzie walczyć tzw. Wielka Czwórka (Resovia, Skra, Jastrzębie i Zaksa). Teoretycznie słabsze ekipy wcale nie muszą być jednak na straconej pozycji. Może nie będą walczyły o tytuł, ale na pewno stać je na sprawienie kilku sensacji i odebranie punktów mocniejszym, co miało miejsce już choćby w poprzednim sezonie. Powiększenie ligi do 12 zespołów dla kibiców jest świetną sprawą, dla zawodników pewnie mniej, zwłaszcza tych, którzy wraz ze swoimi zespołami będą walczyć w europejskich pucharach. Dość wspomnieć, że już od początku, Resovia będzie grała co 3 dni i rozegra 6 meczów w 20 dni. Później będzie jeszcze gorzej. My oczywiście jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co na nas czeka. Jeszcze 6 dni – wytrzymamy, prawda? Przeżyliśmy długie 168 dni, to przeżyjemy jeszcze 6 :)

Jak Wam się podobała prezentacja? Jak w pierwszej chwili zareagowaliście na kontuzję Igły? Jak oceniacie składy naszych rywali? Jak oceniacie dyspozycję poszczególnych naszych zawodników biorąc pod uwagę sparingi? Jaka Waszym zdaniem w piątek wyjdzie pierwsza szóstka? Zachęcam również do głosowania w ankiecie obok.

No i cóż, do soboty. Za tydzień będziemy po inauguracji, mam nadzieję, w dobrych nastrojach i z apetytem na więcej. Później, w związku z dużym natężeniem spotkań, zapewne będę się odzywała częściej, o ile czas mi na to pozwoli. Także śledźcie na bieżąco bloga na Facebooku :)


Pozdrawiam