środa, 29 maja 2013

Transfery cz. 1

O transferach chciałam napisać, kiedy już wszystko będzie potwierdzone i pewne. No to już wszystko wiadomo. Niestety pożegnaliśmy się z trzema siatkarzami – Nikolą, Maćkiem i Zbyszkiem, ale za to przychodzą do nas Fabian Drzyzga, Dawid Konarski, Nikolaj Penchev i Peter Veres. No to po kolei. Dzisiaj o dezerterach ;)

Po pierwsze, szkoda, że rozstaliśmy się z tymi zawodnikami. Odejście Nikoli było praktycznie do przewidzenia. No sezon niestety mu nie wyszedł, dostawał mało szans, a jeśli już, to na początku. Przykro mi, bo wiązałam z nim duże nadzieje, zwłaszcza po obejrzeniu pierwszych meczów w barwach Sovii. Dynamiczny, pewny w ataku, z dobrą zagrywką i w niezłym przyjęciem – takie  sprawiał wrażenie. Nie, to złe słowo, taki po prostu był i jest do teraz, tylko nie dał się poznać w taki sposób w przekroju całego sezonu. Naprawdę szkoda, bo jest bardzo znanym i szanowanym zawodnikiem. Z kadrą Serbii został Mistrzem Europy, a sam dostał wiele indywidualnych nagród. Nie wiem, czy był w aż tak złej formie, że nie dostawał żadnych szans, czy po prostu byli od niego lepsi. Chyba wolę to drugie tłumaczenie. No cóż, Nikola – jedyne, co mogę powiedzieć to powodzenia w dalszej karierze. Mam nadzieję, że nie będzie źle wspominał pobytu w Rzeszowie…

Kolejnym dezerterem okazał się Maciek. I tu również jest wielka szkoda, bo taki rezerwowy to jest ktoś. Doświadczony, na zmianach zawsze dawał wiele dobrego drużynie. Można było się spodziewać, że taka rola mu nie odpowiada, choć na pewno nigdy nie narzekał na swój los i nikogo o to nie obwiniał. A czasami, zwłaszcza w pierwszym sezonie, zaczynał mecze w pierwszej szóstce albo wchodząc z ławki, zdobywał statuetkę MVP. Jest naprawdę dobrym rozgrywającym, przede wszystkim bardzo spokojnym i opanowanym. Bardzo miło słuchało się z nim wywiadów. Rzeczowy, stonowany, zawsze umiał fajnie i bez większych emocji mówić o wygranych i o porażkach. No i najgorsze w tym wszystkim jest to, że straciliśmy nasz talizman :(. Fajnie, że nie chce jeszcze kończyć kariery, w końcu rozgrywający są długowieczni. Co do jego przyszłości, niedawno okazało się, że wraca po latach do Olsztyna. Ja się bardzo cieszę, lokalny patriotyzm ;) Wiadomo, AZS to nie jest klub pokroju Resovii, ale na pewno będzie grał w pierwszej szóstce i mam nadzieję, że odbije sobie te dwa lata na ławie Sovii. Jakkolwiek to nie zabrzmi, swoje lata już ma, dlatego Olsztyn jest bardzo dobrym wyborem.

No i jeszcze Zibi. Szczerze mówiąc byłam sceptycznie nastawiona do jego przyjścia tutaj. Nie jestem jego wielką miłośniczką, ale jak zapowiadałam na początku, nie mam zamiaru nikogo krytykować, więc i jego też nie będę. Skupmy się na tym, co dla nas zrobił. A jak się okazało zrobił wiele. Pamiętne wejścia smoka w Olsztynie i Rzeszowie, do tego wielki power i charyzma, którymi zarażał chłopaków, zwłaszcza w trudnych chwilach. Tyle o nim.

Rozbiłam trochę ten post, bo dalej mam o nowych zawodnikach. A że nie chciałam Was zanudzać, wolałam podzielić na pół ;) O nowych zawodnikach będzie dużo więcej :) Także do soboty!

sobota, 25 maja 2013

Krzysztof Ignaczak czyli człowiek jedyny w swoim rodzaju


Czas na naszego niedawnego solenizanta. O tym panu można by książkę napisać. Ja się na razie tego nie podejmę, pozostanę przy zwykłym opisie. Ale w sumie opis takiego zawodnika, jak Krzysiek nie może być zwykły, po prostu. Krótko o nim chyba się nie da :) Najlepszy kamerzysta wśród siatkarzy i najlepszy siatkarz wśród kamerzystów. Najlepszy polski libero i jeden z najlepszych na świecie. Na razie tyle, więcej poniżej :)

Na początek chwilka o mnie. Pierwszy mecz siatkówki widziałam bodajże w 2006 roku. Oprócz tego, że grała reprezentacja Polski, nie pamiętam nic – z kim, gdzie, kiedy i po co. Ale pamiętam jedno. Jak każde małe dziecko, pierwsze, co mogło mi się rzucić w oczy, to inny kolor koszulki jednego zawodnika. Pierwsze wrażenie – to  będę pamiętać na zawsze. Szybko dowiedziałam się, skąd ta „odmienność” . W tym momencie może się zdziwicie, ale tym „dziwnym” zawodnikiem był… Piotr Gacek. Tak, tak - wiem, że to dziwne :) A więc jakim cudem to Igła jest moim ulubionym zawodnikiem? Już na to pytanie odpowiadam. Oczywiście szybko zapamiętałam jego nazwisko (Gacka), później przy okazji kolejnego meczu tylko na tej pozycji się skupiałam i niemałego zdziwienia doznałam, gdy zobaczyłam innego zawodnika, czyli Igłę :) Wtedy też go nie znałam, nie wiedziałam jaki jest ani gdzie gra. Ale oczywiście przez swoją „odmienność” zapadł mi w pamięć. Kolejne mecze, które widziałam, i od których tak naprawdę się wkręciłam w ten sport, to LŚ 2009 i pamiętna pierwsza seria najlepszego polskiego serialu ever, czyli „Igłą szyte”. Szczerze, to w tamtej chwili o tym nic nie wiedziałam, dowiedziałam się może po roku (tak, taki był wtedy ze mnie kibic :)). Skoro wtedy grał w kadrze, pierwszym składzie, a reszty praktycznie nie znałam, no to, jak to mówi moja matematyczka, walkowerem został moim ulubionym zawodnikiem. I teraz na pewno nie żałuję, wręcz przeciwnie ;)

Koniec o mnie, teraz w końcu o głównym bohaterze. Hmm... powiedzieć, że jest dobry, to jak go obrazić. Powiedzieć, że jest po prostu najlepszy, to też mało. Tego nie da się jednym słowem określić. To ja spróbuję w kilku, no może kilkunastu albo kilkuset :)

Na boisku niesamowicie waleczny, najkrócej – prawdziwy król obrony. Świetnie zarządza swoim królestwem, czyli pomarańczowym prostokątem o wymiarach 6x9 metrów, o 3 metry oddalonym od siatki. Gdy wpadnie w ciąg, wyciąga piłkę jedną za drugą, nie ma przebacz. Każdy, nawet największy cios nie jest mu straszny. Swoimi paradami doprowadza do szału i prawdziwej rozpaczy atakujących, a swoim kolegom daje olbrzymią szansę na kontrę. Fakt faktem oni często tego nie wykorzystują, ale co napsuje krwi rywalom, to jego, no i drużyny ;) To się nazywa władca :D Chociaż zawsze słynął bardziej z obrony, niż z przyjęcia, w ostatnim czasie, jest prawdziwą ostoją dla kolegów zajmujących się tym elementem siatkarskiego rzemiosła (matko, jak to dumnie brzmi ;)). Celowanie w niego, to jak skazywanie się na pewną stratę punktu. Floty, skróty czy nawet 120-kilometrowe bomby często nie robią na nim żadnego wrażenia. Do tego przeważnie pokrywa większą część boiska, pomagając kolegom, którzy szykują się do ataku. Z tym bywa różnie, bo zawsze jakaś luka jest, ale najczęściej zdaje to egzamin. Jednym słowem – to się nazywa libero ;)

Ale jakby tylko z tego słynął, to nie byłby sobą. A więc co jeszcze? Wracając do królestwa i jego panowania – świetnie opanował panowanie (masło maślane, ale co tam :P) nad swoimi kolegami z klubu i reprezentacji. Jest niesamowitym wulkanem energii, jeszcze większym motywatorem, który jest w stanie pobudzić największego lenia do grania. Radość okazywana po każdej akcji pokazuje, czym tak naprawdę dla niego jest siatkówka. Na boisku żyje całym sobą. Nie ustoi w miejscu, nie posłucha spokojnie trenera na czasach, co więcej, zawsze wie wszystko lepiej :) Jest jak trzeci trener, a co tam – niekiedy jak pierwszy! Były momenty, gdy sam ustalał akcje i to pewnie jeszcze nie koniec. Do tego zawsze służy pomocą kolegom blokującym, czy atakującym, co do kierunku ataku, czy bloku. A słowa Piotr Gacka: "Zna się lepiej na blokowaniu chyba od wszystkich środkowych. Przynajmniej tak mówi..." są tego najlepszym potwierdzeniem. No to się nazywa uniwersalny zawodnik :]

Oczywiście nie znam go osobiście, ale po wywiadach i przede wszystkim kultowym, reżyserowanym przez niego serialu, widać, że jest mega zabawnym człowiekiem z poczuciem humoru wielkim jak stąd co najmniej do kosmosu ;) Wywiady z nim są niesamowite. Na jedno pytanie potrafi odpowiadać godzinami, do tego zawsze robi to bardzo barwnie. Z każdej rozmowy można wyróżnić perełkę, która na zawsze zapada w pamięć, że o kultowym „Dziku” nie wspomnę. Jest baaardzo medialny, co pokazuje na każdym kroku. Ma wielkie parcie na szkło. Szkoda tylko, że mimo wszystko mało go w TV, chociaż patrząc na „wyczyny” w tej dziedzinie innych zawodników, siatkarzy i nie tylko, może to i lepiej ;) Nie wiem dlaczego kręci „Igłą szyte”, bo komu z nas by się chciało :P A on ma tyle treningów, zajęć, obowiązków, a mimo to jeszcze mu się chce. Wiem jedno, że jestem mu za to bardzo bardzo wdzięczna, zresztą jak większość polskich kibiców. Pewnie dzięki niemu, popularność siatkówki wzrosła co najmniej dwukrotnie. Pokazuje siatkówkę a przede wszystkim siatkarzy z zupełnie innej, o wiele fajniejszej strony. Takiej, której nie widać na boisku. I wniosek nasuwa się jeden – nasza reprezentacja to wybuchowa mieszanka charakterów i mega pozytywnych ludzi. Szkoda tylko, że takie coś nie powstaje w okresie klubowym, bo chętnie poznałabym „bliżej” naszych kochanych Resoviaków, zwłaszcza tych zagranicznych, bo o Polakach wiemy już dużo. Wiem, że to niemożliwe, bo obowiązki w klubie są równie wielkie, a popularność reprezentacji jest ważniejsza od popularności Resovii, ale chociaż jeden filmik byłby bardzo fajny (był z rynku, ale tekstu było w nim jak na lekarstwo) :) O chłopakach z reprezentacji wiemy już wiele, a o takich Resoviakach bardzo mało, ale cóż, to chyba pozostanie tylko moim marzeniem. Dobra, taka mała dygresja…

Tak piszę o nim i piszę, a w sumie w kontekście Resovii niewiele o nim napisałam. No właśnie tak to z nim jest :) Jak już pisałam, w głównej mierze dzięki niemu pokochałam Sovię. I chyba nie ma co się dziwić. Kiedy przyszedł, a przyszedł dawno temu, Resovia długo wbijała się na szczyt. Niejeden chyba by już wymiękł, bo wiadomo, że Resovia zawsze była utożsamiana z wielkimi corocznymi zmianami i jeszcze większym zawodem po kolejnych sezonach. Jedno, co się nie zmieniało, to pozycja libero, za co mu też dziękuję, że wytrwał :) Teraz może się nazwać podwójnym Mistrzem Polski, a więc z jego pozycji, chyba warto było zostać :D

W przeciągu sezonu tego i poprzedniego, z jego formą bywało różnie. Z pewnego poziomu nie schodził, ale czasem do formy, z której jest najbardziej znany, bywało daleko. Jedno wiem na pewno – on zawsze wie, kiedy odpalić. Kiedy zaczęły się play-offy, Igła zmienił się o 360 stopni. Przyjęcie zawsze miał solidne, ale jak w tych najważniejszych meczach zaczął bronić, tak rywale dostawali białej gorączki z bezradności. Już któryś raz potwierdza, nie tylko w Resovii, ale również kadrze, że na najważniejsze mecze sezonu jest świetnie przygotowany. Po prostu wytrawny Mistrz :D

Co jeszcze potwierdza jego wielkość? Nagrody indywidualne, które od powrotu do pierwszej szóstki reprezentacji można wymieniać bez końca. W Lidze Światowej jest niepokonany od dwóch lat – zarówno w fazie interkontynentalnej, jak i przede wszystkim w turniejach finałowych. Do tego na feralnych dla nas Igrzyskach Olimpijskich został najlepszym przyjmującym. Szkoda tylko, że miał pecha i nie grał w Mistrzostwach Europy 2009. W sumie jak się bliżej przyjrzeć, gra w reprezentacji bardzo długo, ale na tych najbardziej udanych dla nas turniejach, go nie było - zaczynając od Mistrzostw Świata w 2006 roku, kończąc na Mistrzostwach Europy 2009 (tam niby był, ale ani razu nie zagrał, więc to tak jakby go nie było). Za to kiedy grał, nigdy nie schodził z pewnego poziomu, jednak przeważnie tylko on. Od czasów Andrei Anastasiego, Polacy zdobyli tyle medali, ile przez całe poprzednie dziesięciolecie, a nawet więcej. A to o czymś świadczy. Ale nie o reprezentacji tutaj mowa :) Odwieczna rywalizacja z Piotrem Gackiem była pasjonująca, jednak ja zawsze byłam za Igłą i szczerze mówiąc pomimo wielkiego żalu tuż po odejściu Daniela Castellaniego, cieszę się, że mamy nowego trenera (no, już nie takiego nowego :)), który jednoznacznie określił, kto w Polsce jest najlepszym libero. Jestem przekonana, że gdyby Castellani został, pozycja Igły nie byłaby tak pewna, jak teraz.

Po Igrzyskach Olimpijskich (nie wspominam, zapominam), bałam się co będzie z Igłą. W końcu najmłodszy już nie jest (chociaż zapowiada, że będzie grał do pięćdziesiątki, no kurczę, trzymam go za słowo :D), są inni, ale chyba w dalszym ciągu nie ma od niego lepszego. Mam nadzieję, że będzie grał w Mistrzostwach Świata w 2014 roku. Wszyscy trąbią o Rio, ale poczekajmy na razie na Czempionat Globu, bo to teraz jest najważniejsze. Od kilku lat ta „niebezpieczna” granica się przesuwa. Najpierw MŚ 2010, potem Londyn, teraz MŚ 2014 – ja chcę tak w nieskończoność, bo szczerze mówiąc dalej się boję, że to się zaraz skończy. Do IO o tym nie myślałam, bo główny cel był przed nami, ale teraz za rok, dwa, nie wiadomo co się stanie. Chyba wszyscy się tego obawiamy, bo kadra bez Igły to nie kadra. Tak sobie myślę, że chętnie obejrzałabym teraz w kadrze młodych na środku, przyjęciu, co kiedyś wydawało mi się nie do pomyślenia, to jednak nowego na pozycji libero chyba nie zniosę. Chwilami wyobrażam sobie, co będzie robił po zakończeniu kariery i chciałabym na moment to zobaczyć, ale wiem, że muszę cieszyć się każdym meczem, bo potem chyba sobie tego nie daruję. Na szczęście Igła siatkówki jeszcze nie opuszcza, więc nie ma co gdybać, zastanawiać się i płakać na zapas. Czeka nas jeszcze wiele cudownych momentów i tak trzeba do tego podchodzić.

Jak to sam mówi: „Pan Acosta chyba dla mnie wymyślił pozycję libero”. I wszyscy powinniśmy podziękować panu Acoście. Ale szczerze mówiąc (a raczej pisząc), chciałabym go jeszcze raz zobaczyć na przyjęciu. Ten epizod z Ligi Światowej 2005 był krótki i jednorazowy, a szkoda. Ja nawet wtedy nie wiedziałam co to siatkówka, więc co dopiero mam pamiętać jego wcześniejsze lata na tej pozycji. Zgadzam się z tym, że pewnie jako zwykły przyjmujący z takim wzrostem (188 cm) zatopiłby się gdzieś w ligowej szarzyźnie. Chociaż nie wykluczam, że koniecznie tak musiałoby się stać. W końcu są przyjmujący, tacy jak nasze dwa reprezentacyjne Michały i wielu innych, którzy choć nie imponują wzrostem, to są jednak bardzo szanowani i bardzo dobrzy w tym, co robią. A Igła ze swoim charakterem na pewno nie dałby się wtopić w tłum przeciętniaków ;) Jednak widać na każdym meczu, a zwłaszcza na rozgrzewkach, jak go ciągnie do ataku. Nie zacznie meczu, jeśli nie wbije gwoździa. Nie powiem, marzy mi się chociaż jeden mecz, całkowicie towarzyski, w którym moglibyśmy zobaczyć go w ataku. I tu pojawia się temat na przykład Meczu Gwiazd (to nie jest miejsce na to, ale jeżeli chcecie, a skończą mi się tematy, chętnie o tym napiszę). Pięknie by było, nie? :) Ale nie gdybajmy. Jest jak jest i jest bardzo dobrze. Pewne jest jedno – dzięki pojawieniu się pozycji libero jego gwiazda ogromnego talentu zaświeciła pełnym blaskiem.

Napisałam naprawdę sporo, ale ciągle mam wątpliwości, czy wszystko o nim napisałam. Pewnie dałabym radę więcej, ale nie chcę Was zanudzać swoimi tekstami, których treść jest oczywista, bo inna być nie może. Może o Resovii było niewiele, ale o nim nie da się pisać tylko w wymiarze klubu. Tacy są wielcy siatkarze. Każdy szanujący się kibic siatkówki wie kto to jest Krzysztof Ignaczak i nie trzeba go nikomu przedstawiać. Taki siatkarz zdarza się raz na sto lat. Wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju – taki jest Igła. I niech takim pozostanie na zawsze :) (ale sentymentalnie się zrobiło :D) I tak na podsumowanie, postaram się go opisać najkrócej jak się da, żeby nie utracić sensu:

Szczerze, to nie wiem, jak w klubie i reprezentacji z nim wytrzymują, ale po co zmieniać takiego człowieka? To jak kupić największy, najlepszy, najdroższy i najpiękniejszy prezent komuś, a potem dać samo opakowanie. Totalny bezsens… :)

Tyle ode mnie :) Mam nadzieję, że nie zanudziłam :D

PS. Wiem, że kilka razy zbiegłam do tematu reprezentacji, ale chyba o tym mogę pisać, nie? :) Jeśli nie, proszę o informację :D Reprezentacja to nasze dobro narodowe i wszyscy jej kibicujemy, bez względu na to, czy jesteśmy za Skrą, Zaksą czy Resovią. Wtedy podziałów nie ma. Ja to też umiem rozróżnić. Zawodników, którzy grają w innym klubie, w sezonie ligowym, po prostu nie znoszę. W kadrze jestem za wszystkimi. Bo przecież inaczej być nie może :)


środa, 22 maja 2013

Andrzej Kowal, czyli człowiek niedoceniany

Po odejściu Ljubomira Travicy, nowym trenerem Pasiaków został dotychczasowy drugi trener, czyli Andrzej Kowal. Większość kibiców, w tym ja (przyznaję się bez bicia) była sceptycznie nastawiona na tą decyzję. Początki były trudne, dużo krytyki (czasami nawet do dzisiaj słyszy się negatywne opinie co do jego osoby), ale koniec końców skończyło się dobrze, bardzo dobrze. Ale od początku.

Nie wiem, dlaczego byłam do niego negatywnie nastawiona. Chociaż biorąc pod uwagę, że jak na trenera jest dość młody, do tego jest Polakiem i bez większego doświadczenia – był to prosty powód do krytykowania każdej źle podjętej przez niego decyzji. Początek był bardzo trudny. Wiadomo, Resovia zawsze wolno odpala, nie jest to żadna sensacja, a już po kilku meczach pojawiły się głosy, że powinien zostać zwolniony. Nie będę tego komentować, bo tak mówią tylko „pseudokibice”, których jedyną przyjemnością jest krytykowanie wszystkich za wszystko. W takich momentach potrzebna jest cierpliwość, której na całe szczęście nie zabrakło ani trenerowi, ani chłopakom, ani działaczom Resovii z panem Adamem Góralem na czele.

Czas upływał, a Resovia grała coraz lepiej. Chyba kulminacyjnym momentem były mecze z Dynamem Moskwa w finale Pucharu CEV. Chociaż przegrane, dały wielkiego kopa i ogromny zastrzyk pewności siebie naszym chłopakom. Potem nie dali się pokonać ani Zaksie w półfinale, ani Skrze w finale. Po 37 latach w końcu mogliśmy stanąć na najwyższym stopniu podium. I co mógł zrobić w takiej chwili nasz trener? Mógł tylko śmiać się w twarz, tym, którzy w niego nie wierzyli. Pokazał, że wie, co robi i że bardzo dobrze zna się na swoim fachu.

„No okej, tytuł już ma. Kolejny sezon – na pewno się nie obroni. Bo przecież gdyby nie Dżordż, Resovia nigdy nie zdobyłaby złota, a Kowal miał w tym niewielki udział. Jedyne co miał, to szczęście, że Grozer odpalił w decydującym momencie. Teraz bez niego, Resovia nie ma szans”. Oto „argumenty” największych hejterów Resovii oraz wcześniej wspomnianych pseudokibiców.

Ten sezon nie zaczął się dobrze, w ogóle do play-offów Resovia grała lekko mówiąc chimerycznie, falami, zresztą wszyscy wiedzą jak było. Pozornie szeroki skład, dwóch świetnych atakujących, brak stabilnej szóstki, długie poszukiwanie pierwszego składu = kolejne powody do krytyki. Czasem sama się wkurzałam, że Kowal nie jest konsekwentny – po jednym świetnym meczu któregoś zawodnika, od razu stawia go w pierwszej szóstce na następne spotkania. Chociaż w przeciwieństwie do pierwszego roku jego pracy, w tym postanowiłam mu zaufać. Wiedziałam, że jest mu ciężko, bo potwierdzić mistrzostwo nie jest łatwo, a wiadomo, że w przypadku porażki, główna krytyka spada na trenera. Jednak i on, i cała drużyna pokazali klasę w końcówce sezonu. I tu, trzeba podkreślić to, że po raz kolejny umiał świetnie przygotować zespół na najważniejsze mecze sezonu. Szkoda, że uciekł Puchar Polski, chociaż już w nim jakieś symptomy dobrej gry się pojawiały (tak naprawdę kilka piłek i mógł być tie-break i może byśmy mieli również puchar, a może sam puchar, więc nie ma co roztrząsać). O Lidze Mistrzów chyba nie będę wspominać, bo widzieliśmy co się działo, już nie chodzi o formę, ale po prostu o psychikę, w rewanżu z Maceratą chyba już na starcie się poddali. Najważniejsze jest to, że w końcówce sezonu wykrystalizowała się pierwsza szóstka, a każdy znał swoje miejsce w tym zespole. No i znowu byliśmy najlepsi :D

Symboliczny obrazek pojawił się podczas ceremonii wręczenia złotego medalu w Kędzierzynie-Koźlu. Sami komentatorzy podkreślali, że w tamtym roku, nasz trener stał „wryty”, nie dowierzał w to, co się stało, a w tym, w pełni konsumował swój sukces. Był wyluzowany, nie krył radości. Nie da się ukryć, dokonał czegoś wielkiego – obrona tytułu po tak ciężkiej drodze w czasie całego sezonu to jest COŚ.

Co mogę o nim więcej powiedzieć z własnej obserwacji? Na pewno to, że bardzo mi się podoba na czasach. Rzadko się unosi, chyba tylko wtedy, kiedy naprawdę ma do tego powód (a chłopcy już kilka razy dali mu ten powód, przez co mogliśmy zobaczyć Andrzeja w wersji hard :P). Zawsze ma konkretne uwagi do zawodników, a jeśli nie idzie najlepiej, umie też uspokoić chłopaków. Czasem go ponosi podczas samych meczów, zwłaszcza z powodu błędów sędziowskich, ale trener nie może być obojętny na pomyłki arbitrów. Czasami trzeba okazać emocje, pokazać, że się tym żyje, a nie trzyma wszystko w środku. Chociaż nieraz właśnie należy się tak zachować, żeby nie dać zawodnikom odczuć swojego zdenerwowania ich postawą na boisku. I to chyba nasz trener robi dobrze. Nie wiem, czy tak jest naprawdę, bo nie jestem w środku zespołu, ale z boku to naprawdę dobrze wygląda, biorąc pod uwagę, że jest kilku trenerów furiatów i dość łatwo takich odróżnić :). No nasz furiatem na pewno nie jest ;). Jego wypowiedzi przed kamerą też mi się podobają. Spokojny, nie daje się ponieść emocjom, zawsze patrzy naprzód i trochę hamuje huraoptymizm kibiców. Wiadomo, czasami pojawiają się takie wypowiedzi o niczym, zwłaszcza przed meczami, jak i po wielkiej wygranej. No chyba wiecie o co chodzi. To wkurza, ale to normalne, że nie można z góry zakładać, że się wygra, albo np. po zwycięstwie, że już się jest najlepszym. Jednak Andrzeja słucha się bardzo przyjemnie i to najważniejsze :)

Niech inni mówią, co chcą, ale Andrzej Kowal jest bardzo dobrym trenerem, co chyba już potwierdził. Bez wątpienia to jeden z najlepszych polskich trenerów, których tak naprawdę jeszcze wielu nie mamy. W ciągu dwóch lat prowadzenia Resovii zdobył dwa Mistrzostwa Polski, 2. Miejsce w Pucharze CEV, do tego pod jego wodzą graliśmy w finale Pucharu Polski oraz, po dwóch latach przerwy, w Lidze Mistrzów. Jak na debiut, wynik powalający. No cóż, chyba czekamy na więcej, nie? :)

PS. Ostatnio pojawiła się świetna wiadomość – Andrzej zostaje z nami jeszcze na dwa lata. To tym bardziej cieszy, zwłaszcza po przeczytaniu zdecydowanej wypowiedzi naszego trenera, jakoby za rok miał zrobić sobie przerwę. Ej no, nie może nam tego zrobić! Trzeba iść za ciosem, co niejeden trener powtarza. Trenerze, to nie czas na przerwę! Chyba się ze mną zgodzicie, co? :)

sobota, 18 maja 2013

Ocena cz. 2


Część druga podsumowań – rozgrywający, środkowi i libero :)

Rozgrywający:

Lukas Tichacek – nic nowego, jeśli poczyta się opinie innych kibiców albo w szczególności „kibiców”. Krytyka, krytyka i jeszcze raz krytyka. Ja zawsze byłam, jestem i będę za nim i trzymam kciuki, licząc, że w końcu pokaże TO, dlaczego Resovia o niego walczyła. Teraz na pewno miał więcej zawodników do wykorzystania niż rok temu, gdzie była przeważnie świeczka do Grozera i modły, czy Dżordż ma swój dzień, czy nie. Ale przecież nie był to zły sezon – po raz drugi poprowadził nas do Mistrzostwa, momentami pokazując naprawdę świetną siatkówkę, która niestety nie była doceniana, bo moim zdaniem kilka razy powinien dostać nagrodę MVP. Dostał raz – w Olsztynie (tak, o tym miejscu pewnie szczególnie będę wspominać, ale dla tych, którzy mają nikłą szansę na oglądanie meczów na żywą, wiedzą o co chodzi :D), może i zasłużenie, ale na pewno bywały lepsze mecze. Niech inni mówią, co chcą, ale ja się cieszę, że Lukas z nami zostaje :)

Maciej Dobrowolski – taki rezerwowy to skarb. Szkoda, że to już przeszłość. Na pewno w poprzednim sezonie miał więcej wejść, ale w tym również kiedy wchodził, uspokajał grę i dawał dużo dobrego drużynie. No i to był nasz talizman :) Co by się nie działo, ja mu życzę jak najlepiej.

Środkowi:

Piotr Nowakowski – wielki zasięg, wielkie możliwości i bez wątpienia jeden z najlepszych środkowych globu. Szkoda, że mimo wszystko był mało wykorzystywany. Solidne skrzydła, do tego jeszcze gra przez środek, mogły nam szybciej zakończyć rywalizację w finale. Nie ma co gdybać, na pewno Tichy musi go więcej wykorzystywać w przyszłym sezonie a będzie jeszcze lepiej. Atak atakiem, ale blokującym też jest świetnym. Już nie jeden atakujący, czy nawet środkowy się o tym przekonał. Świetnie, że zostaje, bo mając takie oferty, kilku siatkarzy na pewno głębiej by się nad nimi zastanowiło. W sumie może aż TAK go nie lubię, ale kiedy przeczytałam, że może odejść, doszło do mnie, ile tak naprawdę dla nas znaczy i jak trudno byłoby go zastąpić.

Grzegorz Kosok – może trochę mniej widoczny w ataku niż Piter, ale w defensywie na pewno z nim wygrał. No oczywiście takie momenty są niezapomniane :) A co do gry na środku, to ataki też kończy bez problemów, świetne floty (oczywiście nic nie umniejszając pociskom Pitera :D), do tego również blok, którym zgasił zapał wielu siatkarzom.

Wojciech Grzyb – w tym sezonie, dopóki nie mieliśmy zdrowej pierwszej pary, grał i to bardzo dobrze. Na pewno jego atutem jest blok, do tego fajna zagrywka, z wyskoku, do której wrócił, co było bardzo dobrą decyzją.

Łukasz Perłowski – wydawałoby się, pewniak do zajmowania mało zaszczytnego miejsca na trybunach, a tu okazało się, że swoim flotem na stałe wbił się do dwunastki i na zmiany w końcówkach setów. Te bywały różne, ale przeważnie dawały bardzo czasami bardzo bardzo dużo, nie zapominając o asach, których kilka zaliczył :) Chociaż go nie rozumiem, dlaczego nie chce grać np. w słabszym klubie dla samego grania a woli siedzieć w Sovii na trybunach i zdobywać medale, ale cóż. Na szczęście jakiś tam wkład w tym sezonie miał :D

Libero:

Krzysztof Ignaczak – runda zasadnicza słaba, ale kiedy zaczęło się prawdziwe granie, pokazał, dlaczego jest numerem jeden w Polsce. Świetne ćwierćfinały, półfinały, solidny finał spowodowały, że przez niektórych był nominowany do MVP Sezonu (wiele bym dała, żeby tak było, ale to mimo wszystko trochę na wyrost, bo oprócz play-offów niewiele pokazał jak na siebie). Jedno trzeba mu przyznać – na ważne imprezy, czy na najważniejsze mecze umie się zmobilizować, a wtedy nie ma na niego mocnych :)

środa, 15 maja 2013

Ocena cz. 1

Dzisiaj wypadałoby wspomnieć o naszym jubilacie, ale niestety mam mało czasu i nie zdążyłam nic napisać. Zresztą mam już przygotowane teksty i tylko je wrzucam. Jak znajdę chwilę, to na pewno coś dodam :) A na razie dalej o niedawno skończonym sezonie w wykonaniu Resovii. Teraz czas na oceny zawodników. Od statystyk roi się na każdym kroku, dlatego ja ocenię ich kibicowskim okiem – patrząc głównie na przydatność zawodników w meczach w przekroju całego sezonu. Na początek przyjmujący i atakujący:


Przyjmujący:

Olieg Achrem – jak na kapitana przystało, w decydującym momencie nie zawiódł :) Przez większość sezonu mniej widoczny, chociaż zawsze (o ile nie eliminowały go kontuzje) rozpoczynał mecze w podstawowej szóstce. Można mieć do niego wiele zarzutów, ale od ćwierćfinałów pokazał, kto to jest kapitan i jakie znaczenie ma dla drużyny, kiedy jest w formie. Odpalił i nie zawiódł. Kilka razy powinien dostać MVP, ale to akurat najmniej ważne, co każdy siatkarz powie. Choć słabo rozpoczął sam finał, jednak już w 4 meczu praktycznie sam ciągnął zespół, a piąte spotkanie to już po prostu geniusz w czystej postaci :)

Paul Lotman – drugi sezon w Rzeszowie i na pewno lepszy od poprzedniego. Wygrał rywalizację z Nikolą, na co przed rozpoczęciem sezonu się nie zapowiadało. Miło było słuchać, jak komentatorzy podkreślają jego niewdzięczną rolę w zespole. Choć jest przyjmującym nastawionym bardziej na defensywę, to w kilku meczach naprawdę błyszczał w ataku (m.in. pamiętny tie-break z Zaksą w 2 meczu rundy zasadniczej) i odciążał kolegów włączając się w akcje ofensywne. W finałach nie wiodło mu się najlepiej, w jednym meczu nie skończył nawet żadnego ataku, ale podsumowując cały sezon, może go zaliczyć na pewno na plus.

Nikola Kovacević – początek sezonu miał naprawdę dobry i w sumie tylko tyle… Kiedy pierwszy raz go widziałam, bo jak na złość w kadrze Serbii nie mogłam go wychwycić, zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Świetny w ataku, dobra trudna zagrywka. Szkoda, że nie dostał więcej szans na pokazanie się, bo umiejętności na pewno ma. Sezon chyba stracony. Zresztą już go u nas nie ma…

Rafał Buszek – fajny sezon w Farcie spowodował, że wrócił do Sovii i ja się cieszyłam, bo na pewno mógł dać więcej niż Mika. Ale że miał takich konkurentów, to zagrał nieliczne sety i to głównie na początku sezonu. Później nie mieścił się nawet w meczowej dwunastce.

Atakujący: 

Jochen Schops – bałam się, że tak jak Nikola straci sezon i nie będzie chciał zostać. Jednak „dzięki” kontuzji Bartmana mógł zagrać i do finałów nie odebrał sobie miejsca w podstawowej szóstce. A kiedy grał, to nie byle jak. Wielokrotnie byłam pod wrażeniem jego spokoju, opanowania i wielkich umiejętności. Czasami był zajeżdżany przez Tichacka, przez co końcówki meczów miał słabsze, ale jego wkład w Mistrzostwo jest wielki. Może tylko żałować, ze miał takiego zmiennika jak Bartman, bo w innym wypadku w drugim meczu finałowym wyszedłby w podstawowym składzie, ale że Zbyszek pokazał się z dobrej strony, był świeży i naładowany energią, to Jochen mógł jedynie liczyć na jego potknięcie. Potknięcia nie było i skończyło się na Mistrzostwie :) No i najważniejsze –  Jochen na kolejne 2 lata zostaje z nami. Biorąc pod uwagę, że nie będzie Bartmana, na pewno będzie dostawał więcej szans.

Zbigniew Bartman – od początku w podstawowym składzie, potem kontuzja, ławka i finał w pierwszej szóstce. Sezon na pewno dobry. W pamięci pozostanie już chyba na zawsze tie-break ze Skrą, który wygrał w pojedynkę. Jako ciekawostka, dla tych, którzy tego nie widzieli, podobna sytuacja była w Olsztynie, tam również w głównej mierze dzięki niemu, Resovia wygrała.

W sobotę reszta ;)

sobota, 11 maja 2013

Alfabet cz. 2


A oto i druga część "Alfabetu". Miłej lektury :)

K- kolano Jochena, czyli brutalny atak na biednego Kosę. Nie wiem czym mu Grzegorz podpadł, jednak, mówiąc poważnie, wszystko wyglądało strasznie. W jednym momencie stojący pod siatką Kosa pada, nie wiadomo czemu, a kiedy koledzy go przewracają, zachowuje się wręcz jak roślina. Sama mało co nie padłam. Na szczęście jak się później okazało przeżył, przynajmniej na takiego wyglądał ;), zagrał w finale, zdobył złoto i chyba ma się z czego cieszyć :)

L- Lotman za bandami, konkretnie barierkami, co wzbudziło, jak się okazało, skrajne odczucia – od podziwu do złości i nieuzasadnionych pretensji o nic. Nie wiem o co temu kibicowi chodziło. Jeżeli chciał sobie pooglądać jakąś sensację, może horror trzeba było iść do kina, a nie na halę, gdzie jest walka o każdy punkt nie tylko na prostokącie o wymiarach 9x18 w pomarańczowym kolorze, ale również często i poza nim, w tym w okolicach trybun. Dobrze to skwitował p. Swędrowski, który stwierdził, że dzieci w pierwszym rzędzie to nie jest dobry pomysł.
PS. Ja na miejscu tego faceta, a w szczególności tego dziecka, dzieci (nie wiem ile ich tam było), nie obraziłabym się, jakby wpadł na mnie Mistrz Polski. Taka mała dygresja ;-P

M- mistrz defensywy – Grzegorz Kosok. No tego jeszcze nie było. Momentami szalał w defensywie jak rasowy libero, a niektórych wręcz przebił. Oczywiście chodzi o 4 mecz a w szczególności  4 set, chociaż w sumie w każdej partii zaliczył efektowną obronę. Jednak to ta partia oznaczona numerem cztery, a konkretnie jedna akcja przy 21:22 spowodowała, że nigdy tego nie zapomnę. Kosa broni, desperackim rzutem piłkę ratuje Alek, przebija Kosa. Kontra Delecty – prawe skrzydło, Antiga i... blok Alka. To była również jego akcja :D

N- najniebezpieczniejszy zawód świata? Bez wątpienia operator telewizji Polsat :] Bardzo współczułam temu panu, który musiał się kręcić czy to w finale, czy równie dobrze w poprzednich meczach. Plecy Tichacka to nic, ale stanąć twarzą w twarz z rozwścieczonym, choć przeważnie bardzo spokojnym Andrzejem Kowalem, czy Krzysztofem Ignaczakiem, któremu również się zagotowało, no to na pewno nie jest miłe uczucie. Oczywiście Zaksa lepsza nie była. Nie wiem co z tym zrobi liga, ale skoro od tylu lat są pokazywane czasy i do tej pory nikomu to nie przeszkadzało, to czemu nagle zaczęło? Emocje? Rozumiem, ale w takim razie trzeba z tego zrezygnować. Osobiście, pewnie jak i większość kibiców, jestem zwolenniczką pokazywania czasów, bo w końcu fajnie posłuchać tego, jak na różne sytuacje boiskowe reagują zawodnicy i jak ich próbują uspokajać trenerzy ( w tym słowo uspokajać nie odnosi się do wszystkich :P )

O- osiemnaście godzin stania w kasie po bilety. Wyczyn godny pochwały i szacunku. Nie każdego na to stać, a kibice w Rzeszowie pokazali, co znaczy słowo „kibic” i kto rządzi wśród nich w polskiej lidze a może i dalej. W końcu skoro najlepsi kibice są w Polsce, a w Polsce rządzi Rzeszów, to wniosek nasuwa się sam, że w klubowym świecie kibiców, po prostu nie ma od nich lepszych. Zainteresowanie podobne jak na mecze kadry, wszyscy byli w szoku. Jednym słowem - inni się mogą uczyć.

P- prorok Igła :D Ten człowiek dobrze wiedział, co mówi po pierwszym meczu w Kędzierzynie. Jak obiecał tak zrobił, cała drużyna się do tego przyczyniła. 3:1 i nowy talent Igły nam się objawił. Czego on jeszcze nie potrafi…. :D

R – radość Alka podczas wywiadu po 5 meczu w Kędzierzynie. No to był po prostu wybuch emocji, moment, w którym nie trzeba było się hamować, bo to nie koniec rywalizacji, bo jutro nowy dzień. Nie, to był dzień, godzina, kiedy można było się cieszyć pod niebiosa, całkowicie bez konsekwencji. A kapitan pokazał ile dla niego znaczy ten medal i jak ciężko na niego pracowała cała drużyna, by osiągnąć ten sukces. A że najpiękniejszy uśmiech Resovii nigdy się nie znudzi, to każdy taki wywiad, w ogóle każdy wywiad z tym panem w roli głównej jak najbardziej mile widziany ;)

S – szeroka ławka. A jednak ta opcja się sprawdziła. Dwóch atakujących na wysokim poziomie spełniło pokładane nadzieje. Nie pobili się, co więcej, każdy dołożył cegłę, nie cegiełkę, tylko wielgachną cegłę do złotego medalu. A podobno jeden miał mieć stracony sezon, a tak mamy złoto a oni się specjalnie nie zmęczyli trudami sezonu, na czym na pewno skorzysta i jedna i druga reprezentacja. Może pozostali rezerwowi nie mieli wkładu w te mecze, ale na początku sezonu stanowili poważną konkurencję dla pierwszoszóstkowych zawodników. A kiedy trzeba było, wchodzili i dawali z siebie wszystko, nie raz pomagając drużynie. Taki skład to skarb :]

T – TwieRRdza Rzeszów. Chociaż padła z Częstochową, to wychodziłam z założenia, że lepiej z      Częstochową, niż w ostatnim meczu decydującym o złocie. Niestety padła również w nim, w wydawałoby się najgorszym momencie. Jednak mimo wszystko dzięki temu upadkowi, mogliśmy świętować sukces w hali rywala, co też jest dodatkowym smaczkiem. 

U – uczucie, które towarzyszyło mi przed i podczas 5 meczu w Kędzierzynie. To było dziwne. Cała euforia minęła, bo wszystko miało rozstrzygnąć się w Rzeszowie. Wszyscy na to liczyli i się niestety przeliczyli. W trakcie meczu byłam strasznie zdenerwowana i podekscytowana. Nie wyobrażałam sobie innego scenariusza niż wygrana, zwłaszcza, że wszyscy „eksperci” nie mieli wątpliwości, że koniec nastąpi w Rzeszowie. Nie wyobrażałam sobie piątego meczu, ale koniec końców do niego doszło. A podczas niego pozornie zero nerwów, spokój w przeciwieństwie do poprzednich spotkań. W sumie dopiero w czwartym secie przy stanie 2:1 dla nas doszło do mnie, że jesteśmy jednego seta od mistrzostwa. Wygrali, co do mnie chyba jeszcze nie dochodzi :D 

W – widok Jacka Nawrockiego klęczącego podczas meczu. To była już desperacja, błaganie, nie   wiem jak to inaczej określić, ale na nic to się zdało, bo Sovia wygrała. Nie zrobiła tego w powalającym stylu, w którym powinna to zrobić, ale taka wojna nerwów ostatecznie wygrana, na pewno podbudowała chłopaków, co mogło mieć wpływ na ostateczne zwycięstwo w finale, chociaż jak to wszyscy określają – Był to dziwny finał.

Z – zwycięstwo i Mistrz zostaje w Rzeszowie. Ciężko było, droga była kręta, ale chyba dzięki temu radość jest jeszcze większa :D Mistrz, Mistrz Re-so-via!!!

środa, 8 maja 2013

Alfabet cz. 1


Nie chcę pisać o finałach, bo o tym już wszystko zostało powiedziane. Wiadomo, nie były to za piękne mecze, już chyba wszyscy próbowali wyjaśniać, skąd się wzięło takie falowanie. Ja napiszę jedno – wiadomo było, że ćwierćfinał Resovia-Skra będzie piękny, bo to była tak naprawdę walka o życie, o wszystko. Mecze nie zawiodły (choć ja dalej twierdzę, że na 3 meczu się powinno skończyć). Potem eksperci bali się o poziom półfinałów po takim ćwierćfinale. Okazało się, że też było pięknie, zwłaszcza w meczach Sovii z Delectą. I przyszedł moment, w którym wszyscy wiedzieli, że finały będą cudowne, na wysokim poziomie i pozytywnych emocjach. I co? Wszyscy widzieliśmy. Chodzi mi o to, że niepotrzebne było gadanie ze 100% - pewnością, że to będą niezapomniane mecze. W trakcie sezonu też mecze tzw. „na szczycie” zamiast hitu, były kitem, a pozornie mało atrakcyjne stały na bardzo dobrym poziomie. Tyle ode mnie w tej sprawie. Zamiast pisania książki o rywalizacji, przedstawiam Wam mój autorski „Alfabet Resovii w Play-off PlusLigi”, w którym znalazły się niezapomniane momenty z rywalizacji. Na razie pierwsza część A-J. Miłej lektury :]

 A-   as Alka, nic więcej nie trzeba mówić. Szczerze mówiąc to byłam strasznie zła na niego za to, bo przy piłce meczowej marzyłam sobie, jaką akcją mogliby to skończyć, chciałam nawet, żeby Zaksa zdobyła punkt, żebyśmy jakąś cudowną akcją skończyli, może pipe’em, środkiem… Na pewno nie blokiem ani nie błędem. A on walnął asa. No można się załamać :)

 B-  bloki Pitera szczególnie w trzecim meczu w Rzeszowie. Bloki szczególne, bo pojedyncze i to na środkowym, konkretnie Wiśniewskim, którymi całkiem odebrał ochotę Zaksie do gry. I skończyło się 3:0 :D

 C-  coś, czego w historii PlusLigi jeszcze nie było. Rok temu dokonali wielkiej rzeczy wygrywając ligę z 3 miejsca po fazie zasadniczej. A co tam, można było z 3 można i z czwartego można. Taką zasadą kierowali się chłopcy w tym roku. I po raz kolejny się udało. Co będzie za rok? Z piątego? Chyba nie chcemy przeżywać takich katuszy, bo już w tym sezonie było ich aż nadto… :D

 D- dwanaście do dwóch – wynik w drugim secie drugiego meczu ze Skrą. No to było coś. I wszystko przy zagrywce Jochena. Szczerze to niewiele z tego w tym momencie pamiętam, bo od tego czasu jeszcze tyle się wydarzyło, ale TAKI wynik zapada w pamięć, oj zapada…

 E-  epickie końcówki czwartego meczu z Delectą, w ogóle epicka rywalizacja, czy to na Podpromiu czy jeszcze w Łuczniczce. Emocji co nie miara i co najważniejsze – i te końcówki i  cała rywalizacja zakończyła się zwycięstwem.

 F- finał musiał być nasz. Jak mogło być inaczej, skoro w składzie jest ktoś taki jak Maciej Dobrowolski? To się nie miało prawa nie udać. Chociaż Maćka z nami nie będzie, o czym na pewno jeszcze wspomnę, to seria robi wrażenie ;)

  G-   Grzesiu wystawia, czyli błąd zmiany w drugim secie drugiego meczu w Kędzierzynie – Koźlu. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle sobie poradził, kombinacyjna akcja z Paulem, poruszony blok, w miarę dokładna, płaska piłka na prawe skrzydło i punkt zdobyty a wszystko przy niezbyt korzystnym wyniku. Ten błąd można traktować z przymrużeniem oka i ja to robię, ale w końcówce meczu np. z Delectą, mogło to mieć ogromne konsekwencje.

  H-  historia lubi się powtarzać, czyli co to za finał bez afery z challengem? I tym razem się działo, zwłaszcza w 4 meczu. Sędziowie sami to sprowokowali podejmując czasami tragiczne decyzje, np. w akcji, gdy ręka w bloku ugina się prawie wpół. Nam to po raz kolejny nie zaszkodziło, z czego należy się cieszyć.

  I-   Igła vs. Fonteles - starcie pod siatką, które z pozoru wyglądało na walkę na noże, ostatecznie okazało się jedynie zwykłą grą psychologiczną. Ale przynajmniej zapowiadane i długo wyczekiwane starcie pod siatką miało miejsce, a wszystko jak się później okazało z relacji samego zainteresowanego, dotyczyło zwykłego łupieżu :D

  J-   Jochena Schopsa zabawy na siatce w ćwierćfinałach i półfinałach. To co ten facet wyprawiał w tych meczach, było niesamowite i potwierdziło wielką klasę tego zawodnika. W momencie, kiedy większość kibiców na hali i przed tv, między innymi ja, trzęsła się o kolejną akcję, w obawie, że w końcu zostanie złapany blokiem, on, najmniej zainteresowany, miał wszystko gdzieś i grał ze stoickim spokojem albo plasika w 9. Metr, albo ku rozpaczy bełchatowian, czy też bydgoszczan, obijał bezkarnie ich ręce nie dając szans na obronę. Yyy… :D

sobota, 4 maja 2013

Facebook

www.facebook.com/SoviaForever
Piszcie, komentujcie, jak Wam się podoba lajkujcie. Przede wszystkim zamieszczam tam informacje o nowych postach, także jakbyście zapomnieli, zapraszam ;)

Dlaczego Asseco Resovia Rzeszów?


No i przechodzę do sedna, czyli naszego kochanego klubu. Dlaczego Asseco Resovia Rzeszów? Nie wiem. Może inaczej, od kogoś się musiało zacząć. Najpierw była kadra, a z niej najbardziej zapamiętałam oczywiście Igłę. I od tego momentu po cichu kibicowałam jego drużynie, ale bez wchodzenia w szczegóły, kto tam jeszcze gra. Potem to się trochę zaczęło zmieniać. W sezonie 2010/11 od wakacji śledziłam transfery, zapowiedzi, wypowiedzi trenerów, zawodników, ale meczów nie oglądałam, bo nie miałam jak. Jedynie, co mogłam robić i co robiłam, to czytałam w Internecie relacje, wywiady, słuchałam w radiu pomeczowych rozmów. Ale cały czas mimo wszystko patrzyłam tylko na Igłę. Od października 2011, kiedy pierwszy raz poczułam magię Podpromia (tylko przez TV, ale zawsze :)), poczułam też magię tej drużyny. Już im kibicowałam na maksa. Nieważne kto w danym momencie był w lepszej formie, kto zdobył statuetkę, po prostu liczyła się drużyna. Wcześniej też trzymałam za nich kciuki, smuciłam się po porażkach, ale teraz to jest coś innego. Choć może nie kocham wszystkich zawodników, mam swoich ulubieńców, ale na pewno nie jest tak, że kogoś nienawidzę i życzę mu słabego meczu. Są po prostu sympatie i mega sympatie.

Teraz jest fajnie, mamy drugi raz Mistrza, ale to, co się działo wcześniej, no jakby tu powiedzieć, chluby nie przynosiło. Wielki budżet, przychodzące gwiazdy, zapowiedzi walki o najwyższe trofea i… nic. Co roku jeszcze większy zawód, co sprawiało ciągłe zmiany w zespole, a to miało spory wpływ na wyniki. Drużyny nie da się zbudować w tak krótkim czasie, aby po kilku miesiącach była monolitem. Do tego potrzeba czasu. Na szczęście, dzięki temu, że w 2012 roku Resovia tytuł zdobyła, teraz zmian nie ma, są jedynie korekty. I tak się tworzy wielką drużynę.

Resovia też nigdy nie odpala od początku. Ja to wiem, dlatego nie załamuję się słabymi meczami, tylko czekam na najważniejsze spotkania. A na te od dwóch lat Sovia jest świetnie przygotowana. Każdy musi mieć słabszy okres, u Resovii jest to zawsze początek. No bo patrząc na inne zespoły – Zaksa świetnie na początku, potem coraz słabiej, Delecta świetna runda zasadnicza, dołek w play-offach, Jastrzębie- słaby początek, potem świetnie i na koniec „tylko” brąz. Dlatego ja wolę słabszy początek, choć oczywiście bez przesady. Nie taki, że przegrywamy ze słabeuszami, tak jak to się często zdarzało, również i w tym sezonie. Jest Puchar Polski, o który też trzeba walczyć. No i oczywiście Liga Mistrzów. Teraz mamy zespół, który może w niej walczyć. Teraz już się tego od chłopaków oczekuje, bo i Zaksa, i Skra (nieważnie w jakich okolicznościach) i Jastrzębie w F4 grali. Czas na Resovię, choć do tego bardzo, bardzo długa droga.

Ja się cieszę, że nie mogę o sobie mówić, że zaczęłam im kibicować w momencie, gdy zdobyli mistrzostwo. Jestem z nimi od chwili, gdy przy Resovii można było stawiać znak równości ze słowami – wielcy przegrani. Niewiele zabrakło i być może Sovii już by nie było na podium, bo ubiegłoroczne mistrzostwo chyba ich ocaliło od całkowitego rozpadu. W końcu ile można być cierpliwym. Adam Góral był cierpliwy, za co mu dziękuję.

Może mają upadki, może są chimeryczni i za bardzo falują, może czasami za szybko się poddają, może nie mają najmocniejszej głowy, może czasami wręcz kompromitują się w starciach ze słabszymi drużynami, może nie prezentują pięknej dla oka, technicznej gry, może nie wszyscy mają konta na Twitterze i Facebooku, na które co i rusz wrzucają zdjęcia, filmiki, organizują konkursy,  może nie nagrywają Harlem Shake’ów - to wszystko nieważne. Ale mają co innego - najlepszych kibiców w Polsce, mają Mistrzostwo Polski i TO COŚ, a czego wręcz się nie da nazwać, a co sprawia, że kibicuje im tyle ludzi. <3. To się po prostu czuje, to czują prawdziwi KIBICE Asseco Resovii Rzeszów, do których mam nadzieję, się zaliczam. Przynajmniej tak mi się wydaje :P Do tego tworzą świetną grupę profesjonalistów i prawdziwie wybuchową mieszankę charakterów. Ich się po prostu nie da nie kochać :)

Podsumowując  - przeżyłam swoje, dlatego teraz z dumą mogę mówić, że moją ulubioną drużyna jest Mistrz Polski!!! <3

czwartek, 2 maja 2013

Kilka (set) słów o siatkówce


Zanim sezon się zacznie, pewnie zdążę powiedzieć wszystko o Resovii. A więc zaczynam od korzeni…

Tak sobie teraz myślę i nie wiem, dlaczego właśnie siatkówka… W porównaniu z innymi sportami zespołowymi, jest dziwna, może nawet bezsensowna, ale bardzo nieprzewidywalna i tym samym emocjonująca. Weźmy na przykład piłkę nożną, ręczną czy koszykówkę. Są to sporty typowo kontaktowe, a wręcz nawet siłowe (jak szczypiorniak). Zadanie jest proste - trzeba uwolnić się od obrońcy, żeby mieć łatwiejszą drogę do bramki bądź kosza. A w siatkówce? Sześciu zawodników na boisku po jednej stronie, zero kontaktu z rywalem (nie licząc rzadkich aczkolwiek spotykanych zderzeń pod siatką) a mimo to walka większa niż w tamtych sportach. Idźmy dalej. W futbolu i ręcznej strzela się do bramki, w koszykówce do kosza. A w siatkówce trzeba uderzyć piłkę w pole rywala albo spowodować, żeby jako ostatni dotknął piłki, która leci w aut. I czemu akurat gra do trzech? Zagrywka, przyjęcie, rozegranie, atak. Różne specjalizacje, a przecież chodzi „tylko” o zbicie piłki…

Czasami zastanawiam się, co myślą o siatkówce „zwykli ludzie”, którzy na to patrzą, kiedy przypadkiem przełączą na jakiś mecz. Co w tym ciekawego? Oglądam mecz i próbuje odpowiedzieć sobie na to pytanie. Widzę zagrywkę, przyjęcie, rozegranie i atak. Nic fascynującego. A mimo wszystko ma w sobie TO COŚ. Walka, determinacja? Chyba TAK. Piękne obrony, szaleńcze pogonie za piłką nawet w trybuny. I po co to? – powiedziałby ktoś. Właśnie po to, by po długim, wyczerpującym sezonie stanąć na najwyższym stopniu podium i otrzymać złote medale. Tyle mają z tego siatkarze, a kibice? Dla prawdziwych kibiców to też coś więcej niż sport. Jeżeli ktoś tego nie podchwyci, to nigdy tego nie zrozumie. 
Ja już jestem uzależniona, można powiedzieć nie myślę racjonalnie, kiedy oglądam mecze. Często nawet jestem zła, że się w to wciągnęłam, bo muszę przeżywać męki. Jest mecz, który załóżmy nie idzie po myśli Sovii albo reprezentacji. Nie chcę na niego patrzeć. Ale mija godzina, dwie i już się nie mogę doczekać następnego. Znowu czuję głód, tęsknotę i odliczam dni, godziny do kolejnego spotkania.

To piękne i jednocześnie dziwne, że ludzie na boisku wykonują ponad 100 skoków (blok + atak), zbijają piłkę i daje im to tyle radości, jakby wygrzewali się na słoneczku na plaży nad Morzem Śródziemnym, a nie wylewali siódme poty o małą żółto-niebieską piłkę. My, kibice, też jesteśmy dziwni. Obcy ludzie sprawiają, że dwie godziny przed telewizorem czy na hali potrafią dać nam tyle adrenaliny i niesamowitych przeżyć, których po prostu nie da się opisać, a które sprawiają, że nic nie jest ci w stanie nic zepsuć albo w przypadku porażki poprawić humoru. To przez nich kibice są w stanie wstać o 3 nad ranem, by obejrzeć mecz albo stać 18 godzin w kolejce po jeden bilet…. :D

Siatkówka to piękny sport, ale również bardzo bolesny. Czasami jedna piłka powoduje, że przegrywasz wszystko – marzenia, na które ciężko pracowałeś latami. To odróżnia ją od innych sportów. Tu nie ma fauli, kar 2-minutowych ani rzutów karnych. Nie ma tu również miejsca na pomyłki, bo siatkówka po prostu nie wybacza błędów. To sprawia, że jest inna. Inna, ale nie gorsza. Wręcz przeciwnie. JEST WYJĄTKOWA I JEDYNA W SWOIM RODZAJU <3

Witajcie!!! - wstęp


Witajcie!

Wiem, że powstało wiele blogów o Resovii, może dla Was jest już tego za dużo, ale ja też postanowiłam spróbować. Lubię pisać, mam swoje zdanie na każdy temat, kocham Sovię, więc czemu nie? Poza tym już w styczniu, bodajże w trakcie rywalizacji z Maceratą obiecałam sobie, że jeżeli obronią tytuł, to założę bloga. W tym momencie to było jak "mission impossible", dlatego skoro jednak wywiązali się ze swojego zadania i zdobyli kolejne mistrzostwo, to i ja dotrzymuję słowa.

Nie jestem córką, siostrą ani kuzynką żadnego siatkarza. Nie jestem znana, żebyście z wielkim uśmiechem na ustach czytali wszystko, co piszę i czekali z zapartym tchem na choćby jedno zdanie ode mnie. Ekspertem ani „ekspertem” też nie jestem. Więc kim jestem?  Jestem zwykłą nastolatką, która kocha siatkówkę i kocha Sovię. Od Rzeszowa dzieli mnie ponad  600 km w linii prostej, nie jeżdżę na żadne mecze (byłam jak na razie 2 razy w Olsztynie, w tym i poprzednim sezonie, co na zawsze zostanie w mojej pamięci). Nie byłam nigdy na Podpromiu, o czym marzę, a co na pewno w najbliższej przyszłości się nie spełni. Żyję sobie w małej miejscowości na Mazurach i jedynie co robię, to oglądam wszystkie mecze w TV i śledzę na bieżąco informacje o Resovii. Jestem szarym, aczkolwiek bardzo oddanym kibicem obecnego Mistrza Polski, który jak każdy, kto kibicuje im dłużej niż dwa lata, przeszedł wiele. Ja na szczęście wytrwałam :)

A co się tu znajdzie? Jako że sezon ligowy się już skończył, będę wracała do poprzednich wydarzeń, najciekawszych spotkań, które szczególnie zapadły mi w pamięć. Opowiem, co znaczy dla mnie siatkówka, od czego się zaczęło i dlaczego właśnie ona oraz dlaczego właśnie Sovia zawładnęła moim sercem i których jej zawodników najbardziej lubię i podziwiam (jakby to kogoś interesowało :P ale dobra, ja w to wierzę :D). Być może będę wstawiała najciekawsze wywiady opatrzone moim skromnym komentarzem. W sezonie oczywiście na bieżąco będę komentowała mecze i wszystkie informacje dotyczące Pasiaków. Będziecie mogli wszystko komentować i chętnie się dowiem, czy to, co piszę, jest choć trochę interesujące, czekam na  jakieś wskazówki, albo jakiś temat, który mogłabym poruszyć. Liczę, że mi pomożecie, przynajmniej na początku :D A i jeszcze jedno – kibicujemy jednej drużynie, nie jestem Waszym wrogiem. Nigdy nie przestaję wierzyć w zwycięstwo, także wierzę, że nawet w trudnych momentach, nie dam Wam powodów do krytyki.

Mam nadzieję, że znajdzie się choć kilku chętnych, którzy poświęcą swój czas i zajrzą tutaj, aby poczytać moje wypociny. Obiecuję zero krytyki (ewentualnie konstruktywnej, taka zawsze jest dobra), zero obrażania zawodników i innych drużyn (oczywiście o nich szczególnie nie będę wspominała) i dużo subiektywizmu (w miarę obiektywnego, żeby nie przesadzić).

Wpisy będę dodawała dwa razy w tygodniu – w środy i soboty.

Pozdrawiam :D
Paulina (bo tak mam na imię :))

PS.  NIE PRZYJMUJĘ TU ŻADNYCH HEJTERÓW RESOVII, BO PEWNIE SWOIMI WPISAMI DAWAŁABYM TAKIM POWODY DO GŁUPIEGO GADANIA. PISZĘ TEGO BLOGA LICZĄC, ŻE BĘDĄ GO CZYTAĆ PRAWDZIWI KIBICE PASIAKÓW, KTÓRZY SĄ Z NIMI NA DOBRE I NA ZŁE.

W KOŃCU WSZYSCY JESTEŚMY RESOVIĄ!!!