sobota, 28 września 2013

Czas na podsumowania

Dzisiaj rozpoczęły się półfinały Mistrzostw Europy. Niestety bez nas. Minęło już kilka dni od tej dotkliwej porażki. Można było trochę ochłonąć, jednak szum w mediach pozostał taki sam. Teraz na tapecie jeden temat: Co dalej z Anastasim? Ale zanim o tym, przepraszam, ale wrócę jeszcze do tego spotkania.

Bardzo się bałam tego spotkania. Kiedy rozbrzmiał pierwszy gwizdek, obawiałam się, że to może być ostatnie spotkanie, ale wiara była i to ogromna. Świetny początek naszej drużyny, potem Bułgarzy nas doszli, ale na nic to się zdało – wygraliśmy. Pierwszy kamień z serca zrzucony. W końcu pierwszy set, dobre otwarcie jest bardzo ważne. Świetnie grał Michał Winiarski, o dziwo bardzo dobrze spisywał się Grzegorz Bociek. Podziwiałam trenera, ze na niego postawił. Ale wiedziałam też, co często powtarzam, że Kuba Jarosz jest najlepszy, gdy wchodzi z ławki. Myślałam, że tak będzie i tym razem. Tymczasem jedynym zawodnikiem, który nie pojawił się w ogóle na parkiecie, był właśnie Kuba. Drugi set to spora nerwówka. Wygrana! Matko Boska, 2:0! Przecież tego nie można roztrwonić! Awans jest blisko! 10-minutowa przerwa podziałała jak zwykle na zespół który prowadzi 2:0. Wiedziałam, że Polacy go przegrają. Miałam jednak nadzieję, że skończy się 3:1. Jednak początek trzeciej partii wskazywał na to, że możemy ich zmiażdżyć. Niby tylko 2:0, ale jakby poszła większa seria, to mogłoby się to szybko skończyć. Poszła seria, ale w drugą stronę. Trener dokonał zmian – wszedł Fabian Drzyzga i Michał Kubiak, pod koniec partii nawet Michał Ruciak, który został po zagrywce do przyjęcia. Chłopacy podciągnęli trochę wynik i skończyło się „tylko” do 20. Czwarty set to prawdziwa woja nerwów. Wydawało się, ze tie-break jest pewny, jednak świetne zagrywki Łukasza Wiśniewskiego dały nadzieję. Niestety nie mogło obejść się bez 5. partii. A w niej prawdziwy dramat –błąd sędziego w pierwszej akcji, 1:4, zryw Polaków i magiczne 9:6. Wtedy nikt nie mógł nas powstrzymać. A jednak. Zaczęło się od zepsutej zagrywki Fabiana – teoretycznie asekuracyjnego i pewnego flota. Potem bloki, nieskończone ataki i z 9:6 zrobiło się 9:10. Potem jeszcze jeden zryw Polaków. Z 10:13 zrobiło się po 13. Zagrywka Łukasza Wiśniewskiego, przechodząca piłka, atak Bartosza Kurka i ręka w taśmie. Piłka meczowa dla Bułgarii. Punkt za punkt… 3 ataki Michała Winiarskiego na bloku, które mogły spowodować zawał, na szczęście skończony. 16:17, pipe do Kurka, nieskończony, Bartek po drugiej stronie siatki, nie zdołał się utrzymać, gwizdek sędziego.. koniec… nie ma nas w turnieju.. szał radości Bułgarów.. rozpacz Polaków…

To był przykry moment. Nie płakałam, chyba dlatego, że do końca była nadzieja. Gdyby skończyło się zwykłym 0:3 na pewno cały trzeci set bym przepłakała, a potem nie mogła zasnąć. A tu do końca była wiara, adrenalina. Potem wszystko opadło. I zaczęło się piekiełko.

Przed meczem, w studiu Polsatu, pojawił się materiał o największych osiągnięciach naszej kadry pod wodzą Andrei Anastasiego. Powiedzmy sobie krótko – to brzmiało jak pożegnanie. Nie myślałam, że mnie to aż tak ruszy, ale łzy poleciały i to mocno. Brąz Ligi Światowej 2011, brąz Mistrzostw Europy, srebro Pucharu Świata i w końcu zwycięstwo w LŚ 2012. Podobne zdanie mam co do wypowiadających się tam dziennikarzy i ekspertów, że największym sukcesem było srebro w PŚ. To był morderczy turniej i to on naprawdę pokazywał, kto jest w stanie najwięcej wytrzymać. Zabójcza dawka 11 meczów w 14 dni. Wracając do innych imprez i medali – trochę nam się poszczęściło. LŚ 2011 – byliśmy organizatorami i o medalu zdecydowała jedynie potyczka z Argentyną. Wcześniejsze spotkania w grupie F6 wychodziły różnie. Mistrzostwa Europy 2011 – specjalna porażka, emocjonujący baraż z Czechami, łatwa przeprawa ze Słowacją, porażka z Włochami i w końcu najlepszy mecz jaki nam wyszedł w tym turnieju – czyli spotkanie o brąz z Rosjanami. Bez wątpienia nasi zawodnicy zagrali najlepiej w tym meczu. Liga Światowa 2012 – forma była, nie powiem, ale kilka zespołów ewidentnie odpuściło ten turniej. My go braliśmy na poważnie i chociaż po samym tym zwycięstwie, pojawiały się głosy, jakoby Polacy zwyczajnie skorzystali z takiego obrotu spraw, które szybko wszyscy chórem dementowaliśmy. Po Igrzyskach Olimpijskich ta perspektywa się trochę zmieniła… O ostatnich turniejach nie ma sensu mówić…

Do czego zmierzam – obawiam się, że odejście Andrei jest przesądzone. Na początku gratulowałam Prezesowi takiej decyzji na rok przed najważniejszą imprezą, jakiej będziemy gospodarzem – Mistrzostw Świata. Posłuchałam opinii innych ludzi i sama po chwili zrozumiałam, że faktycznie coś się zepsuło. Andrea miał jakiś pomysł na ten zespół. Ale to już się chyba wypaliło. Dość wspomnieć, ze przez dwa lata stawiał na Łukasza Żygadło, a najważniejszy mecz decydujący o jego przyszłości w Polsce skończył z Fabianem Drzyzgą. Coś tu jest nie halo. Te medale na pewno rozbudziły apetyty wszystkich. To się kiedyś musiało skończyć. Może było ich za dużo naraz. Rosjanie potrafili odpuścić LŚ 2012, nie zajęli miejsca na podium na ME 2011, a kiedy trzeba było, znowu byli najlepsi i dalej są. Jak wyżej wspomniałam tamte imprezy wygrywaliśmy trochę szczęśliwie. Andrea cały czas stawiał na tę samą szóstkę i dopóki to zdawało egzamin, problemu nie było. Były obawy ile tak można, ale skoro to wychodzi, to po co się wtrącać. Skończyło się  i pojawiły się pytania. Andrea zrezygnował z wielu kluczowych zawodników, nie doprowadził Polaków do formy, przegrał w tym roku wszystko. Co dalej? Zaufać mu po raz kolejny? Czy chłopcy będą w stanie znowu to zrobić? Nie mają już gwarancji, że to się powiedzie. Z drugiej strony nie ma teraz trenera, który mógłby poprowadzić Polaków z sukcesem. Rok czasu, ba praktycznie 5 miesięcy trenowania to za mało, żeby coś osiągnąć. Chociaż jak przypomnimy sobie początek Anastasiego, to można wierzyć, że jest szansa, by to się powiodło. Warunek jest jeden – musi to być trener pokroju naszego jeszcze obecnego szkoleniowca. W takim razie polski szkoleniowiec nie wchodzi w grę. Kto z najlepszych jest w tej chwili wolny? Pojawiły się już różne nazwiska, m.in. Władimir Alekno. Hmm... naprawdę chciałabym go u nas, bo uważam, że jest jednym z najlepszych i chyba całe życie będę go szanować i podziwiać za to, co zrobił na IO. Ale to jest mało prawdopodobne. Nie po to przecież zrezygnował z pracy w swojej narodowej reprezentacji, aby teraz prowadzić Polaków. Po drugie, zrezygnował z podwójnego stanowiska, więc jaka jest szansa na to, że wróci do takiej pracy? Pracuje w Zenicie i teraz to jest dla niego najważniejsze. Trenerem, który pierwszy przyszedł mi na myśl, był Hugh McCutcheon. Nie wiem co w tej chwili robi, ale skoro pojawiały się pogłoski, że startował na trenera reprezentacji Polski siatkarek, to czemu nie może prowadzić mężczyzn. W końcu z Amerykanami na 2008 zdobył złoto olimpijskie, cztery lata później srebro z dziewczynami. Pokazał, że jest świetnym szkoleniowcem, który może z powodzeniem trenować każdą reprezentację. Ale ja nie jestem od tego, żeby gdybać. Od tego są działacze PZPS. A co oni postanowią, okaże się niebawem.

Z prawej strony znajduje się ankieta: „Co dalej z Andreą Anastasim?”. Czekam na głosy. Komentarze są również mile widziane. Czego chcecie – odejścia czy pozostania i dlaczego?


Tymczasem do następnego

poniedziałek, 23 września 2013

No i mamy Bułgarię!

Ale od początku. Sobotni mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie. Z Francuzami mieliśmy rachunki do wyrównania. Dwie porażki w Lidze Światowej spowodowały, że z respektem podchodziliśmy do tego rywala. Swoją drogę, myślę, że Francuzi powinni postawić solidną flaszkę za to, że dzięki nam mogą zajść na tym turnieju daleko. Wszystko sprowadza się przecież do magicznego momentu 1. Meczu w LŚ 2:1 i 16:11---> kolejna porażka Francuzów spowodowałaby, że ich kondycja psychiczna i wiara w siebie zostałyby jeszcze bardziej zachwiane i na pewno ani nas by nie pokonali w drugim meczu, ani potem nie wygrali z Brazylią, ani teraz nie graliby tak, jak grają. Mecz był zasłużenie wygrany przez Francuzów. Nam nie funkcjonowała zagrywka. Słaby mecz rozegrał Jakub Jarosz i jeszcze gorszy Łukasz Żygadło. Na pewno po raz kolejny nie zawiódł Bartosz Kurek, ale on sam niewiele mógł zdziałać. Po tym meczu pierwszy raz na poważnie od jakiegoś czasu ożywiła się dyskusja o pozycji Fabiana Drzyzgi w naszym zespole. Ostatnim oficjalnym meczem, jaki miał na koncie było spotkanie w Mistrzostwach Europy 2011 ze Słowacją. Jego zadaniem było zrobić wszystko, aby mecz przegrać. Niechlubna rola, prawda? Poza tym spotkaniem Fabian pojawiał się jedynie na malutkie fragmenty seta, gdy nasza sytuacja była tragiczna. Zero podwójnych zmian, nawet, gdy zawodził Łukasz Żygadło, co się czasami zdarzało. Andrea nie miał zamiaru sprawdzić naszego nowego rozgrywającego, którego styl rozegrania różni się na pewno od stylu Łukasza. Nie boi się grać środkiem, wystawia szybkie piłki na skrzydła. Krótko mówiąc-  stara się kreować grę. I właśnie wczoraj nadeszła wiekopomna chwila, gdy Fabian wszedł. Ba, został do końca meczu i grał naprawdę dobrze. I powiem Wam coś może nie na temat, ale cieszę się, że będzie grał w Resovii. To jest naprawdę świeża jakość dla naszej kochanej drużyny. Powiew młodości, może trochę szaleństwa – przyda nam się na pewno :D Ale nie o tym dzisiaj mowa.

Zanim skończył się kolejny dzień turnieju, swoje mecze rozegrali między sobą m.in. Niemcy i Bułgarzy. Spotkanie to było bardzo ciekawe, zwłaszcza po wygraniu przez naszych zachodnich sąsiadów meczu z mistrzami olimpijskimi. Niemcy, chociaż grali trochę słabiej, odwrócili mecz i mimo przegrywania 1:2, wygrali po tie-breaku. To gwarantowało im w 99% wygranie grupy i bezpośredni awans do ćwierćfinału.

Mecz z Francją skomplikował nam sytuację w grupie. Pojawiła się obawa, że po raz kolejny Polacy będą kombinowali. W drugiej grupie Niemcy byli praktycznie pewni awansu. Do „wyboru” przeciwnika w barażu były dwie ekipy – Rosji i Bułgarii. Naprawdę ciężko nazwać to wyborem. Wszystko miało rozstrzygnąć się po bezpośrednim spotkaniu tych ekip. Większość z nas mimo wszystko, w tym meczu była za Rosją. Jeżeli chcieliśmy oglądać Polaków walczących o zwycięstwo, a nie podkładających się Słowakom, trzeba było kibicować Sbornej. Wynik końcowy to 3:1 dla Rosjan i sprawa była prosta – wygrywamy ze Słowacją i unikamy naszych wschodnich sąsiadów. Co warto podkreślić w tym spotkaniu zagrał od końcówki pierwszego seta Nikolay Penczew. To dziwiło, zwłaszcza, że Niki miał mało szans gry w swojej reprezentacji. A tu zagrał, został i prezentował się naprawdę świetnie. Bardzo dobry w przyjęciu, świetny i pewny w ataku – momentami był prawdziwym liderem swojej ekipy. Ale koniec o Bułgarach. Czemu przed chwilą napisałam, że „unikamy Rosji” a nie „gramy z Bułgarią”? To chyba jasne. Choć Bułgaria jest silna, wszak dwa razy nas już pokonała w tym roku, do tego zajęła 4. Miejsce w LŚ, to i tak lepiej grać z nimi, niż z Rosją. Może i Rosja przegrała gładko z Niemcami, ale Rosja to Rosja. Jeśli zagrywka im siedzi, to nikt im nie jest w stanie zagrozić, a co dopiero z nimi wygrać. Ale Bułgarii naprawdę należy się obawiać. Stąd słowo „wybór” jest słabym określeniem tej sytuacji, ale załóżmy, że mieliśmy wybór.

Rosja wygrała, a więc my musieliśmy wygrać ze Słowacją. Zaczynamy z Boćkiem w składzie. Niestety Grzesiek kończy 1 atak na 7 prób. Wchodzi Jakub Jarosz. Gra świetnie. Michał Winiarski ma problemy z przyjęciem. Choć radzi sobie w ataku, to bodajże 17% perfekcyjnego przyjęcia, nie jest w stanie zamazać dobrą grą w ataku ani on, ani jego koledzy. Po wygraniu pierwszego seta przyszła porażka w drugim. W końcówce tej partii dzieje się historyczna rzecz – wchodzi Drzyzga. Wcześniej pojawił się Michał Kubiak. Gtrzeci set wygrany. Nam powoli puszczają złe nerwy, pojawia się luz i 14:7 na tablicy wyników. Gramy świetnie. Wtedy przyszedł taki moment, że spytałam: Dlaczego? Dlaczego tak długo czekaliśmy na taką grę? Szybko poznałam odpowiedź na to pytanie, gdy Słowacy nas dogonili ma bodajże 19:18 (o ile się mylę, proszę o poprawkę – emocje były i nie pamiętam dokładnie wszystkiego). Mała nerwówka pod koniec i wygrywamy. Źle określili to niektórzy dziennikarze – po meczu nie było euforii, bo ani stawka nie ta, ani rywal (szanując Słowaków) nie ten. To była po prostu zwykła ulga.

Jest baraż. Jest Bułgaria. Potem w perspektywie Niemcy. To jest naprawdę sługa droga – nie autostrada, jak niektórzy raczyli to określać. To jest droga pełna dziur, kolein i zakrętów. A na końcu tej drogi znajduje się tablica z napisem KOPENHAGA.

Czego chłopakom, sobie i Wam życzę (a co tam, poleciałam Miśkiem). No to jeszcze trochę Winiara – AMEN :)  ---> uczę się od najlepszych ;)

PS. Cieszę się, że jednak musieliśmy wygrać ze Słowacją. Zwycięstwa są nam potrzebne jak tlen. Porażka, nawet kontrolowana, nie wpłynęłaby dobrze na zespół, zwłaszcza że w perspektywie była i ciągle jest Bułgaria. Ten mecz będzie kluczowy dla nas. Nie tylko dlatego, że w przypadku przegranej ktoś żegna się z turniejem. Wygrana może dać nam niezłego kopa. Ale do tego jak już wspomniałam daleka droga. Jutro o tej porze, może za parę minut rozpocznie się ten wielki mecz.

Ja tymczasem, w oczekiwaniu na to wielkie spotkanie o wszystko, oglądam sobie mecz Złotek z reprezentantkami Polski :)


Pozdrawiam :D

sobota, 21 września 2013

Prorok

Rozpoczęły się Mistrzostwa Europy 2013 w Polsce i Danii. Już pierwszego dnia doszło do kilku sensacji. Na szczęście Polacy nie byli autorami jednej z nich, chociaż było już niebezpiecznie blisko. A skąd taki tytuł? O tym na końcu :)

Pierwszy mecz Polaków na Mistrzostwach Europy 2013 za nami. Wygrana z Turkami była obowiązkiem, a każda strata seta, a tym bardziej punktu, byłaby wielką sensacją. Niestety doszło do tego pierwszego, ale koniec końców 3 punkty są na naszym koncie i to się liczy. Gra naszych reprezentantów pozostawała wiele do życzenia. Czym wygraliśmy ten mecz? Na pewno blokiem. 15:8 – taki był stosunek zdobyczy w tym elemencie. Przyjęcie – o tym lepiej nie wspominać. Zawiódł nasz główny przyjmujący – Michał Winiarski. Winiar nie jest jeszcze w dobrej formie, stąd między innymi w trzeciej partii pojawił się za niego Michał Kubiak. W czwartym secie Michał W wrócił i to miedzy innymi dzięki jego serii na zagrywce, przy której zdobyliśmy 6 punktów z rzędu, wygraliśmy czwartą partię i w konsekwencji cały mecz. Kto zagrał najlepiej? Bez wątpienia Bartosz Kurek. Świetny w ataku, jeszcze lepszy w bloku (7 punktów), w sumie 23 punkty na koncie. To on dostawał najtrudniejsze piłki w meczu i praktycznie każdą z nich pewnie kończył. Jakub Jarosz – nie zagrał jakiegoś świetnego meczu, ale to, co miał do skończenia, w większości przypadków skończył. Najlepiej wychodził mu atak po prostej, te do skosu często lądowały w aucie lub pod jego stopami. Środkowi nie byli bardzo czeto wykorzystywani, ale dorzucili kilka cennych punktów. Co jeszcze? Bardzo dobre wejście zaliczyli nasi zadaniowi zawodnicy. Michał Ruciak pojawił się w trzech partiach i zaliczył asa. Prawdziwe wejście smoka miał za to Łukasz Wiśniewski, który pojawił się raz – przy piłce meczowej i swoją słynną już „Wiśniówką” zakończył to spotkanie.

Co się rzucało w oczy podczas tego spotkania? Na pewno to, że w trakcie jakichkolwiek problemów, gra była maksymalnie upraszczana. A to nie jest dobry sygnał. Pewności siebie choćby sprzed roku z Ligi Światowej chłopakom naprawdę brakuje. I nie ma co się dziwić. Jednak takie proste gesty – radość, okrzyki po każdym kolejnym punkcie – nie tylko w trakcie kłopotów, mogłyby dobrze wpłynąć na chłopaków i rozruszać całą machinę. Zabrakło tego w przeciągu całego meczu, bo w czwartym secie było widać wielką radość po każdym punkcie, zwłaszcza zdobytym po utracie 6 punktów w serii. Bo np. Bułgarzy czy Brazylijczycy szybko pokazują miejsce w szeregu swoim rywalom. Chociaż wydaje się to chamskie i może trochę niegrzeczne, to daje to kopa drużynie i deprymuje rywali. Potem gra się o wiele łatwiej. Mam nadzieję, że jeszcze do tego chłopcy wrócą i nie będą na boisku struci i przygnębieni, nawet z powodu straty kilku ważnych punktów. Do tego po prostu potrzeba czasu.

Pierwszy mecz w turnieju rządzi się swoimi prawami. Nie zdziwię się jeśli np. Francja gładko pokona Turcję, może nawet Słowacja. I pojawią się głosy – oni tak szybko ich rozbili, a my o mało co nie straciliśmy punktu. Tak, tylko proszę pamiętać o tym, że
  1. Był to pierwszy mecz turnieju, który zawsze jest trudny, nawet z teoretycznie łatwiejszym rywalem. Chcesz za wszelką cenę szybciej skończyć, bo wiesz, że nie możesz stracić choćby seta, bo to zostanie bardzo źle odebrane.
  2. Polacy grają u siebie. Najlepsi kibice na świecie są wielkim wsparciem dla chłopaków, ale tym samym wytwarza się dodatkowa presja, której i tak siatkarze mają aż nad to, a dodatkowo własne ściany często paraliżują zespół gospodarzy, zwłaszcza w pierwszym meczu. Przed turniejem uważa się ciebie za faworyta, bo masz za sobą kibiców, a tu nagle bach i klęska. O tym też należy pamiętać.
  3.  Polacy są czołową ekipą na świecie i zespoły pokroju Turcji często specjalnie mobilizują się przed takimi meczami, aby dobrze pokazać się na tle silniejszego rywala. Grają bez presji, każdy ugrany punkt, set daje im ogromną radość. Po prostu bawią się siatkówką. Tak jest zawsze i tak było też wczoraj.

Na tym skończę o Polakach, bo w końcu nie tylko my gramy w tym turnieju. Jak już wspomniałam sypnęło niespodziankami. Największą z nich jest porażka mistrzów olimpijskich z Niemcami i to 0:3. Meczu na żywo nie transmitowano, Polsat wolał puścić F1 i koszykówkę, gdzie nawet nie mamy swoich przedstawicieli. Trudno. Retransmisja była wczoraj o 23.15. jej nie udało mi się obejrzeć. Teraz o powtórkę będzie bardzo ciężko, bo jest napięty grafik transmisji na żywo. Może coś w tygodniu będzie. Może ze względu na tę sensację puszczą to spotkanie. Nie zdziwię się jednak, jeśli powtórka będzie w godzinach rannych, kiedy to będę w szkole. No tak, ja mam zawsze pecha. Tym, co oglądali, gratuluję, bo na pewno było co oglądać. Wracając do meczu – nie mam pojęcia jak to wyglądało. Na podstawie statystyk i tego, co mówili wczoraj panowie z Polsatu w studiu – Rosjanom nie funkcjonował główny element, na którym opierają swoją grę – mianowicie zagrywka. Już Holendrzy pokazali na Memoriale Wagnera, że można ich pokonać i tak się wczoraj stało. Kiedy nasi wschodni sąsiedzi odpalą serwisem, mało kto jest ich w stanie pokonać. Do tego świetnie zagrał nasz kochany znajomy – Gyorgy Grozer.  To ciekawe, zwłaszcza po tym, co pokazał na Memoriale. A nie pokazał za dużo. Widać, że Niemcy poprawili swoją grę w stosunku do tego, co było przed dwoma tygodniami. Wtedy Rosjanie sprali Niemców do zera i nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw w dniu wczorajszym. A jednak udało się :D Teraz mała dygresja – na pewno słyszeliście, że Vital Heynen wcale nie skupia się na tegorocznych Mistrzostwach Europy. Dał więcej wolnego swoim zawodnikom. Niemcy trenowali ok. 5-6 tygodni. A to bardzo mało. Dżordż wracał po operacji, kontuzji i nie jest w najwyższej formie. Do czego zmierzam? Mianowicie, nie zdziwię się, jeśli Niemcy osiągną bardzo dobry wynik na tych mistrzostwach. Grają bez presji, w grupie śmierci, sami sobie nie dają większych szans na sukces. Takim podejściem naprawdę mogą wiele zdziałać. Poczekamy, zobaczymy jak to się wszystko ułoży. A Mistrzostwa Europy nie raz pokazały, że jeden mecz decyduje o wielkim sukcesie ekipy, czego dowodem jest między innymi nasza reprezentacja :D

Inną niespodzianką była porażka obrońców tytułu, Serbów ze Słowenią 1:3. Dla przypomnienia, ekipa Igora Kolakovica, trzykrotnie pokonała w sparingach reprezentację Polski. Serbowie bardzo dobrze prezentowali się w meczach towarzyskich, a tu pierwszy mecz ewidentnie im nie wyszedł. Zobaczymy co będzie dalej :D

A teraz rozwiązanie zagadki. Dlaczego Prorok? Otóż kiedyś tam napisałam sobie wierszyk na temat meczu Niemcy – Rosja. W ogóle mam kilka wierszyków o siatkówce, zawodnikach w swojej kolekcji. Nie zamierzałam ich publikować, ale dzisiaj nie mogłam się powstrzymać. Oto on:



Będę kibicować Niemcom!
Spytacie – dlaczego?
Wiele powodów się na to składa,
Już Wam odpowiadam.
Po pierwsze – para atakujących.
Pan Grozer i Pan Schöps – dla niewiedzących.
O takiej parze marzy pół świata!
Dane, jakie mają w aktach
Pokazują jednoznacznie,
Że nie wolno ich trzymać na ławce.
Posadzić któregoś – grzech zaniechania!
Żaden nie został stworzony do stania
W kwadracie, tylko do grania!
Każdy inny, obaj wielcy,
Jedni z najlepszych o ile nie najlepsi!
Resovii kibicuję od lat wielu,
Stąd wybieram Niemców, przyjacielu.
Jeden w niej grał, drugi gra nadal,
Za co jemu wielka chwała.
Dzięki tym dwóm panom,
Reprezentacja Niemiec stała się moją ukochaną.
Konkretnie drugą – oczywiście po naszej,
Nie jestem przecież żadnym Judaszem,
Który zdradza swoich, nawet za kasę.
Dlatego Polska jest zawsze u mnie na pierwszym miejscu!
Potem ewentualnie przychodzi czas na klubowych ulubieńców.
Po drugie – Niemcy to bardzo fajna drużyna.
Może nie ma tylu medali jak ich rywal,
Jednak zawsze stanowi zagrożenie,
Tak pokazuje wieloletnie doświadczenie.
Potrafią wygrać i przegrać z każdym,
Czasem się łamią w momencie ważnym,
A czasem wznoszą na swoje maksimum
I w świecie siatkarskim robią dużo dymu.
Mistrzów z Londynu już pokonali!
Mogli dwa razy, ale trochę spękali.
Teraz czas na kolejne zwycięstwo!
Choć myślę, że będzie im bardzo ciężko,
Bo stawka inna, o wiele większa,
Jednak dla każdego taka impreza
Jak Mistrzostwa Europy to zaszczyt i duma!
Gra w Polsce przed takimi kibicami
Sprawia, że nie ma przebacz dla rywali!
I nawet, gdy na papierze jest się słabszym,
W zasięgu Niemców jest sprawienie sensacji!

I SENSACJA STAŁA SIĘ FAKTEM :D


Pozdrawiam i na kolejne podsumowania (tym razem bez wierszyka :P) zapraszam w PONIEDZIAŁEK 

PS. Ostrzegałam, że dzisiaj nie będzie wersji mini :) Jeśli macie jakieś wierszyki, czy coś co chcecie opublikować, z chęcią umieszczę Wasze prace na blogu.

sobota, 14 września 2013

6 dni do ME i jedna niewiadoma!

Na dzisiaj nic specjalnego nie przygotowałam. Właśnie przygotowuję się do 3-dniowego pobytu w Brukseli, w ramach nagrody za 3 miejsce w konkursie na esej. Czyli jednak chyba trochę umiem pisać :) Mniejsza o to. W naszym ukochanym świecie siatkarskim działo się niewiele, żeby nie powiedzieć, że nic. Główna impreza dopiero przed nami. Dokładnie za 6 dni Polacy rozegrają swój pierwszy mecz na ME. Pytanie w jakim składzie? Kto odpadnie - Michał Ruciak, Wojciech Włodarczyk, Łukasz Wiśniewski czy może Andrzej Wrona. Raczej któryś z nich. Według Was kogo zabraknie w samolocie do Gdańska? Czekam na typy :)

Obiecuję, że za tydzień post będzie już na miarę moich pisarskich możliwości. W końcu zacznie się coś dziać i przyrzekam, że jeszcze będziecie mieli dość moich wypocin ;)

Także do następnego :)

niedziela, 8 września 2013

Memoriał Wagnera – Polska najlepsza!

Właśnie zakończył się 11. Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Polska wygrała!!! Drugie miejsce zajęli nasi dzisiejsi pogromcy – Rosjanie, trzecie Holendrzy a czwarte trochę niespodziewanie Niemcy. Ale od początku:

DZIEŃ 1

POLSKA – HOLANDIA 3:1 (26:28, 25:22, 25:15, 25:18)
Pierwszy od prawie 2 miesięcy mecz Polaków transmitowany w telewizji. Po sparingach z Serbią, bardzo pechowych i niestety przegranych, pojawiała się mała obawa o formę naszych reprezentantów. Mecz z Holandią był świetnym momentem na przełamanie niechlubnej serii porażek. W pierwszej szóstce pojawił się Grzegorz Bociek – objawienie sparingów z Mistrzami Europy. Sama byłam bardzo ciekawa jego gry i się nie zawiodłam. Kolejny raz zdobył okazałą ilość punktów – 20, do tego świetne zagrywki, fajne, ciekawe ataki, co ważne – nie w ciemno, tylko przemyślane. Pokazał się z bardzo dobrej strony i widać, że to było wielkie przeżycie dla niego. Bardzo fajnie cieszył się po każdej akcji, podskakiwał, motywował sobie i kolegów, po prostu żył na boisku. Do tego świetnie zaczął współpracować ze środkowymi nasz rozgrywający. Znowu piłki dla Pitera były na odpowiedniej wysokości, a nasz Resoviak wbijał gwoździa z a gwoździem z ogromną pewnością siebie.


NIEMCY – ROSJA 0:3 (15:25, 19:25, 22:25)
No bolało, mnie również. Szkoda było patrzeć na bezradnych Niemców, którym od początku Rosjanie odebrali ochotę do gry. Jednym słowem - wielka miazga. Strach się bać Mistrzów Olimpijskich. W tym spotkaniu na ataku grał Jochen. Pierwsze dwa sety – słabe, ale kto zagrał po stronie Niemców dobrze? W trzecim secie odpalił zagrywką – 3 asy z rzędu (normalnie trzecią zagrywkę – skrót przewidziałam, czyli zdążyłam go już trochę poznać :)). Do tego fajne ataki, ale nawet jak na niego – bez szału. Niemcy grali trochę kombinowanym składem, raczej nie była to pierwsza szóstka, ale taki blamaż boli. Z tego meczu zapamiętam też naszych kibiców, którzy najpierw Rosjanom, a potem Niemcom zaczęli odliczać odpowiednio – „adin, dwa tri” i „ein, zwei, drei”. Miło było :)


DZIEŃ 2

POLSKA – NIEMCY 3:0 (25:19, 25:21, 25:19)
Dla mnie, pewnie dla większości z kibiców Resovii, było to szczególne spotkanie. W pierwszym składzie naszych rywali wyszedł Dżordż. Łezka się w oku zakręciła :) Kilka razy udało mi się uronić małą łezkę, np. w czasie zagrywki, czy tych bomb z prawej strony. A już ta radość po zdobytym punkcie i najpopularniejsze polskie słowo na „k”, które jakimś cudem udało mi się wychwycić po meczu, po jednej z akcji – no przypomniały się najpiękniejsze chwile :D Szczerze mówiąc, to było widać- Dżordż nie zagrał dobrego meczu. Brakuje mu sporo do poziomu, który prezentuje, gdy jest w formie. Pod koniec meczu wszedł na chwilę Jochen, bardzo chciałam, żeby wykonał jakiś atak albo zagrywkę (zaraz miałby ją wykonywać), ale niestety Bartek przypomniał sobie jak się serwuje i podarował Niemcom dwie bomby, których nie mogli przyjąć.

A co do Polaków, bo tak zajęłam się Dżordżem, że zaraz bym o nich zapomniała, to trener dokonał wielu zmian. Wiśnia za Możdżonka, Misiek za Winiara i Kuba za Grześka. Były to bardzo dobre zmiany, żaden z zawodników nie zawiódł, chociaż Kubie długo nie udawało się kończyć ataków, ale później się rozkręcił i było już lepiej. Wiśnia świetnie atakował, jeszcze lepiej zagrywał tą swoją „Wiśniówką”, jednym słowem – to był jego mecz. Misiek co miał skończyć to skończył, bardzo dobrze przyjmował, także również pozytywnie. Reszta zawodników również nie zawiodła.
Dla mnie akcją meczu była akcja z tortem. Niezwykle sympatyczna okazja – urodziny Damiana Wojtaszka, piękny i pewnie równie smaczny (o tym nikt się niestety już nie dowie) tort, gromkie „Sto lat” od kibiców, życzenia od Jerzego Mroza a potem… BACH i po torcie. No i jak ma się czuć ten pan czy pani, którzy zrobili ten tort, napracowali się, a tu wszystko wylądowało na podłodze i twarzy naszego drugiego libero. Nieładnie chłopcy!!! :)

ROSJA – HOLANDIA 0:3 (21:25, 21:25, 19:25)
Zanim odbył się mecz Polaków, doszło do wielkiej niespodzianki a wręcz sensacji. Chociaż Rosjanie wystawili drugi skład, to i tak mało kto się spodziewał, ze Holendrzy wygrają i to jeszcze bez straty seta. ten mecz oglądałam fragmentami, jak pierwszy raz przełączyłam było bodajże 8:3 dla Holendrów. Potem za drugim razem 14:13 dla Rosjan – pomyślałam, wracamy do rzeczywistości. Szoku doznałam, gdy przełączyłam za trzecim razem a tam 1:0 w setach dla Oranje. Drugiego seta w ogóle nie widziałam, jak zerknęłam była akurat przerwa. Byłam gotowa założyć się, że jest po 1, a tu nagle niespodzianka i 2:0. No trzeciej partii nie mogłam sobie odmówić, obejrzałam i nie żałuję. Rosjanie powoli wracali do podstawowej szóstki, był Spiridonow, wszedł Grankin, ale to na nic. Holendrzy nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa i niespodzianka stała się faktem. Szkoda tylko, że Niemcy tak cierpieli :( A Mistrzowie Olimpijscy pokazali po raz kolejny, że grając w kombinowanym składzie nie są już tak groźni.


DZIEŃ 3

HOLANDIA – NIEMCY 1:3 (21:25, 14:25, 25:19, 16:25)
Już początek tego spotkania, a nawet moment przed pierwszym gwizdkiem, zaniepokoił kibiców reprezentacji Niemiec. Miał grać dzisiaj Jochen, jednak doznał jakiegoś urazu podczas rozgrzewki. Nie znam szczegółów, jednak Jochen nie był w stanie w ogóle grać, także w jego miejsce od razu pojawił się Dżordż. Jochen zszedł do szatni, potem wrócił, jednak problem cały czas był i Dżordż grał w tym wypadku całe spotkanie. Ale wracając do samego spotkania – Holendrzy szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Dwa pierwsze sety były pod dyktando naszych zachodnich sąsiadów. W trzecim secie Niemcy zaczeli seryjnie popełniać błędy, co koniec końców dało wygraną zespołowi Oranje i czwarta partia stała się faktem. W niej do pewnego czasu szło punkt za punkt, jednak w końcówce, głównie za sprawą bomb Dżordża na zagrywce, Niemcy odskoczyli i mogli cieszyć się z pierwszego i jedynego zwycięstwa na tym turnieju. Niestety ta wygrana nie dała im trzeciego miejsca.

POLSKA – ROSJA 1:3 (19:25, 20:25, 25:22, 18:25)
Mecz ten zapowiadał się niezwykle ciekawie, biorąc pod uwagę dobrą formę Polaków i dość niespodziewany wynik meczu Rosja – Holandia. Do zwycięstwa w całym turnieju, Polakom wystarczyłby 1 wygrany set, ale wiadomo było, że nasi chcą grać o pełną pulę. Znowu nastąpiły zmiany w składzie. Z powodu małej kontuzji, typowo profilaktycznie nie zagrał Bartosz Kurek. Do tego wrócili Grzegorz Bociek i Marcin Możdżonek. Pierwsze dwa sety niestety zawiodły. Szybko został ściągnięty nasz młody atakujący, w miejsce którego pojawił się Kuba. Po przerwie, w trzecim secie siła Rosjan, zwłaszcza na zagrywce, którą wcześniej nas zabijali, zmalała, dzięki czemu Polacy mogli grać trochę swobodniej, co od razu przełożyło się na wynik – wygraliśmy do 22. Czwarty set do połowy przebiegał bardzo równo, żadna z drużyn nie odskoczyła na więcej niż 2 pkt, do czasu kiedy na zagrywce nie zaczął kopać Jewgieni Siwożelec. Potem nie mieliśmy nic do powiedzenia – Żylin nas pogrążył. Koniec końców, oprócz dwóch pierwszych setów, mecz był bardzo ciekawy. Mimo braku Bartka, dwa Miśki grały bardzo dobrze i ogólnie źle nie było. Również Kuba zagrał bardzo dobry mecz. Jeden set wygrany dał nam oficjalnie zwycięstwo w całym turnieju.

KLASYFIKACJA KOŃCOWA TURNIEJU
Zespół
Mecze
Punkty
Ratio setów
1.       POLSKA
3
6
7:4
2.       Rosja
3
6
6:4
3.       Holandia
3
3
5:6
4.       Niemcy
3
3
3:7


NAGRODY INDYWIDUALNE
NAJLEPSZY ZAWODNIK TURNIEJU (MVP)
NIKOŁAJ PAWŁOW (ROSJA)
NAJLEPSZY ATAKUJĄCY
NIKOŁAJ PAWŁOW (ROSJA)
NAJLEPSZY BLOKUJĄCY
MARCIN MOŻDŻONEK (POLSKA)
NAJLEPSZY ZAGRYWAJĄCY
DIMITRIJ MUSERSKI (ROSJA)
NAJLEPSZY PRZYJMUJĄCY
MICHAŁ KUBIAK (POLSKA)
NAJLEPSZY LIBERO
PAWEŁ ZATORSKI (POLSKA)
NAJLEPSZY ROZGRYWAJĄCY
SIERGIEJ GRANKIN (ROSJA)

  
Jak będzie na Mistrzostwach Europy, okaże się na samym turnieju. Czy to zwycięstwo nam zaszkodzi czy pomoże (znamy te teorie – jak na MW, tak na mistrzostwach). Jednak nie ma co się zastanawiać, takie gdybanie nie ma sensu. Fakt jest taki, że Polacy są w coraz wyższej formie, co zapowiada wiele emocji podczas samego turnieju. Pozostaje czekać i trzymać kciuki za Polaków. Czy dzisiaj był ostatni mecz przed mistrzostwami, czy będzie jeszcze sparing z Niemcami, czy z inną drużyną, okaże się w najbliższym czasie. Teraz cieszmy się zwycięstwem, coraz lepszą formą i jeszcze lepszą atmosferą w naszej drużynie, o którą też ostatnio można było się martwić.


Pozdrawiam :)

sobota, 7 września 2013

Podsumowanie Memoriału H.J Wagnera JUTRO!!!

Nie chcę rozdzielać podsumowania na cały tydzień i dwa wpisy, bo potem się zapomni o wszystkim a i tak już wszystko zostanie powiedziane przez innych. Także, żeby zostawić w całości ten turniej, wpis dodam jutro. Być może będzie tak również z Sovią w trakcie PlusLigi, czyli jeśli mecz będzie np. w środę, to wpis będę dodawać w czwatek itp. Po prostu, zeby być na bieżąco. 

Tymczasem czekamy na mecz Polska - Niemcy. Wczoraj grał Jochen, Dżordż na boisku się nie pojawił, ale ja wierzę, a wręcz jestem przekonana, że dzisiaj się pojawi. Zostało jeszcze 5 godzin do meczu, także czekamy ze zniecierpliwieniem :) 

A na wpis zapraszam jutro - a w nim -pełne podsumowanie Memoriału moim okiem. Zapraszam :)