W VII kolejce PlusLigi mierzyliśmy się na wyjeździe z
Effectorem Kielce. Mając w pamięci poprzednie nasze spotkanie w Kielcach, kiedy
to przegraliśmy 2:3, należało zachować czujność i pełną koncentrację, z czym w
szeregach Resovii ostatnio są spore problemy. I to było widać wczoraj. Mimo
problemów, szczególnie w dwóch pierwszych setach, udało nam się wygrać 3:0.
Wynik nie powinien mylić – to wcale nie było łatwe spotkanie.
Zaczęliśmy w składzie z Tichym, Konarem, Alkiem, Peterem,
Piterem, Perłą i Igłą, który wrócił do pierwszego składu po trzech tygodniach
nieobecności spowodowanej kontuzją kolana. Początek meczu był wyrównany –
najpierw my osiągnęliśmy dwa punkty przewagi, a potem gospodarze, głównie za
sprawą świetnie spisującego się Bruno Romanuttiego. To naprawdę śmieszne, gdyż
przed meczem, gdy dowiedziałam się, że w Effectorze nie wystąpi Sławomir
Jungiewicz, czułam, że Bruno, pomimo bardzo słabej gry od początku sezonu, w
końcu odpali – jak na złość właśnie w meczu z nami i zrobi nam tyle krzywdy, co
Niko w tamtym sezonie. Na szczęście aż tak nie szalał, a my zdobyliśmy
upragnione 3 punkty. Ale wracając do przebiegu meczu, to zarówno w pierwszym,
jak i w drugim secie byliśmy świadkami bardzo interesujących końcówek. Pierwszą
partię Resovia wygrała do 23, a ostatni punkt zdobył asem Jochen, który wszedł
w trakcie seta za słabiej spisującego się Dawida. Druga była jeszcze bardziej
zacięta. Miałam nadzieję, że Resovia po problemach w poprzedniej odsłonie, w
końcu odpali i zagra na równym wysokim poziomie nie dając większych szans
kieleckiemu zespołowi. Ale było inaczej. Effector od połowy seta utrzymywał 2-3
punktową przewagę, było już nawet 23:21 dla gospodarzy, ale wtedy Resovia się
obudziła. Transmisja radiowa mi się zacięła, nerwy były niesamowite, śledziłam
wynik na plusliga.pl, ale tam później na tablicy cały czas widniał wynik 23:23.
W końcu transmisja się wznowiła, było bodajże po 24, no i później ostatecznie
wygraliśmy 27:25 - ulga niesamowita i nadzieja na o wiele lepszą grę w trzecim
secie. W nim w końcu Resovia odpaliła, a w połączeniu ze słabszą postawą
gospodarzy, którzy popełniali coraz to więcej błędów, dało nam to zwycięstwo do
17 i ostatecznie 3:0. W samej końcówce bardzo dobrze spisywał się Jochen, ale
MVP spotkania został Peter.
Mecz z Effectorem był szczególny dla naszego przyjmującego –
Nikołaja Penczewa. Wszak grał on w tej drużynie w tamtym sezonie i stanowił jej
główną siłę napędową. Co ciekawe, o czym już wcześniej wspomniałam i o czym na
pewno wszyscy pamiętamy, Niko zdobył przeciwko nam w styczniowym meczu 31
punktów. Kto wie, może gdyby nie ten występ, Resovia wcale by się o niego nie
starała :) Oczywiście, traktujemy to w kategoriach żartów, bo Nikołaj jest
świetnym zawodnikiem i bardzo cieszę się, że gra u nas. Jak do tej pory spisuje
się całkiem nieźle. We wczorajszym meczu w końcu wystąpił na swojej nominalnej
pozycji, ale nie miał niestety albo stety (zależy jak na to patrzeć) okazji na
pokazanie się. Dalej dysponujemy tylko trzema przyjmującymi, gdyż Paul gra, a
raczej „wącha trybuny” (jak przeczytałam na twitterze jednego z dziennikarzy.
Swoją drogą fajne stwierdzenie ;)). Totalnie nie rozumiem po co on tam
pojechał, bo ani nie pograł, ani się nie odbudował, a dodatkowo zostawił nas na
jakiś czas, przez co przez kilka spotkań dysponowaliśmy tylko dwoma
przyjmującymi. Oczywiście nie jest to jego wina, zespół musi liczyć 12
zawodników i ktoś musi siedzieć na ławie, ale skoro on siedział na trybunach
(pewnie przez to, że mało u nas gra), no to całkowicie tego nie rozumiem. Na
szczęście już jutro wraca do nas, więc w końcu będziemy w komplecie, niestety
tylko do stycznia, ale to jeszcze kawał czasu, także cieszmy się tym, że Paul
do nas wraca. Czas na to, żeby się w końcu pokazał i zagrał, jak nas do tego
przyzwyczaił w poprzednim sezonie, a szczególnie w finale ze Skrą.
Jak już wspomniałam, po trzech tygodniach wrócił Igła.
Wczoraj był szczególnym obiektem zainteresowań kieleckich zagrywających. Z
przyjęciem radził sobie różnie, ale ogólnie nie było źle. Oczywiście jak to
Igła, musiał podkreślić to, że do nas wrócił. Zrobił to w pięknym stylu
dostając żółtą kartkę. Za co? Podobno za chodzenie poza kwadratem dla
rezerwowych. Może nie konkretnie za to, ale za wynikającą z tego dyskusję. Tak,
Igła wręcz pali się do gry, więc nie ma co się dziwić, że nosi go poza boiskiem
;) Powiem jedno – cieszę się, że w końcu do nas wrócił. Brakowało go na boisku.
Chociaż Niko i Mateusz Masłowski bardzo dobrze sobie radzili, to jednak Igły
nie da się w pełni zastąpić. Już wczoraj ustawiał kolegów na boisku, jak nas i
ich do tego przyzwyczaił. Jednym słowem – dobrze, że już jest. Dzięki temu nie
będziemy mieli problemów z obcokrajowcami, Niko wrócił na swoją pozycję i znowu
będziemy oglądać ekspresje Igły na parkiecie, których mimo wszystko brakowało.
Resovia wróciła na pozycję lidera PlusLigi. Nie wiem czy to
jest dobra wiadomość. Od kilku kolejek panuje przesąd, że lider zawsze
przegrywa kolejny mecz. Zobaczmy:
Zaksa - porażka z Indykpolem,
Resovia - z Jastrzębskim
Skra - z Czarnymi
znowu Resovia - ze Skrą
Indykpol - z Lotosem
Jastrzębski Węgiel - wczoraj ze Skrą
My w
perspektywie mamy środowy mecz z Zaksą Kędzierzyn-Koźle u siebie i chyba trzeba
w końcu przerwać tę serię i odwołać panujący przesąd. Gdzie jak nie u siebie!
Rywal trudny, ale kiedy mamy pokazać pełnię swoich umiejętności, jak nie w
takim meczu? O jedno chyba nareszcie możemy być spokojni – o należytą
koncentrację. Jej na pewno w środę nie zabraknie. Rywale będą chcieli
zrewanżować się nam za porażkę w Superpucharze, ale my gramy z potentatem w
końcu u siebie, także trzeba to wykorzystać!!!
PS. Listopad powoli się kończy… Patrząc na zdjęcia
Resoviaków z wczorajszego meczu, a szczególnie na Kosę, myślę sobie tak - niech się już skończy… ;)
Do czwartku!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz