niedziela, 8 grudnia 2013

W Częstochowie bez sensacji

Mecz z Wkręt-Metem AZS-em Częstochowa zakończył się zwycięstwem Asseco Resovii Rzeszów 3:0. Tym samym Mistrzowie Polski po raz kolejny obronili pozycję lidera i nie oddali rywalowi nawet seta, co nie powinno mylić, gdyż wczorajsza rywalizacja była momentami bardzo wyrównana. Ale więcej poniżej :)

Jeszcze tylko chwilka prywaty. Wczoraj miałam jechać do Olsztyna na mecz dwóch rewelacji PlusLigi, czyli miejscowego AZS-u oraz Czarnych Radom, a wcześniej planowałam po raz pierwszy zawitać na spotkaniu Młodej Ligi między Olsztynianami a… nomen omen Asseco Resovią Rzeszów. Niektórych chłopaków z Resovii kojarzyłam, wszak pojawiali się w składzie na początku sezonu, jak choćby Michał Filip albo ostatnio Mateusz Masłowski, który wczoraj został MVP meczu, dlatego cieszyłam się, że właśnie z nimi będzie grał Indykpol. Niestety wszystko się posypało przez straszną pogodę. Śnieżyca, szklanka na drodze – nie było szans, żeby tam pojechać. Skoro więc zostałam w domu, to postanowiłam śledzić relację z Częstochowy. Obudziłam się o 10 i nie było prądu. Niby nic poważnego, ale tego prądu nie było aż do 23. Normalnie nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Awaria w całym powiecie, w domu zimno a potem jeszcze ciemno – jak w średniowieczu. Siedziałam owinięta kocem w dwóch bluzach, szaliku i rękawiczkach. Całe szczęście miałam naładowanego laptopa, to chociaż udało mi się prześledzić relację. Nie chciałam słuchać, bo zazwyczaj i tak nie rozumiałam, co się dzieje na boisku, więc wybrałam relację punktową, a w międzyczasie nadrabiałam wszystkie zaległości, które mnie tego dnia ominęły. Zatem o 17 odpaliłam laptopa z relacją, a w tle leciała druga relacja – z meczu w Olsztynie. Ogólnie radio grało u mnie cały czas i momentami miałam dość. Nudy niesamowite, ale przynajmniej miałam czas, żeby przeczytać lekturę. Nie musiałam się spieszyć – to chyba jedyny pozytyw. No ale dosyć o mnie. W końcu co Was to obchodzi :)

Moje ostatnie modły się spełniły – zaczęliśmy z Paulem, który w końcu rozegrał mecz w pełnym wymiarze czasowym. Do tego Lukas i Jochen oraz reszta jak zwykle, czyli Alek, Kosa, Perła i Igła. Spotkanie mniej więcej do połowy seta było wyrównane. Potem odjechaliśmy na kilka oczek, ale zaczęliśmy popełniać błędy, w efekcie czego czekała nas bardzo, ale to bardzo zacięta i długa końcówka. Co nie zaglądałam na stronę PlusLigi, to zawsze był remis, najpierw po 24, potem doszło do 30 – myślałam, że zwariuję. Ale skoro się rzekło, że Resovia w końcówkach przeważnie jest lepsza, to i tu musiało się to potwierdzić. Utrata seta w takich okolicznościach, mogłaby nas troszkę podłamać, wszak mieliśmy setbole, a gospodarzy tylko utwierdzić w przekonaniu, że można pokonać każdego – nawet Mistrza. Całe szczęście wygraliśmy tę partię 37:35 (to był jedyny moment, gdy włączyłam radio internetowe, bo nie mogłam wytrzymać nie wiedząc, co tam się tak naprawdę dzieje, gdy co chwila wynik na PlusLidze stawał) i chyba powinno być już z górki. Gospodarze nie mieli jednak zamiaru gładko się poddawać i znowu zaczęli bardzo dobrze. Jednak w połowie seta odjechaliśmy na kilka oczek i potem spokojnie kontrolowaliśmy wynik. Trzeci set zdecydowanie na korzyść Pasów – od początku prowadzenie i ostateczny wynik 25:17.

MVP meczu został nasz kapitan, Alek. Z Alkiem w tym sezonie bywa różnie – albo gra fatalnie i szybko schodzi, albo jest najlepszy i przeważnie zgarnia nagrodę MVP. To pokazuje, że jego forma jeszcze nie jest stabilna. Zresztą w całym naszym zespole, trudno znaleźć takiego zawodnika, który by w każdym meczu prezentował wysoki poziom. Ale pamiętajmy, że to nie jest jeszcze ten moment. Jak to powiedział w jednym z wywiadów Peter – w styczniu powinno być o wiele lepiej. Jednak czy, zwyczajnie patrząc na wyniki, może być jeszcze lepiej? My wiemy, że na pewno może :) Wyniki swoją drogą a gra swoją. A ona jest jeszcze daleka od ideału. Ale wracając do wczorajszego meczu. Jak już wspomniałam, do pierwszej szóstki (na razie na ten mecz), po wielu a nawet bardzo wielu spotkaniach oglądanych z kwadratu dla rezerwowych, wrócił Paul i zagrał bardzo dobrze. Byłam w lekkim szoku, jak zobaczyłam, że zdobył 16 punktów :) No, to chyba nasz przyjmujący pokazał, że należy się z nim liczyć przy wyborze pierwszej szóstki na kolejne mecze. Taki mecz na pewno mu się przydał i w sumie szkoda, że nie został MVP, bo to by go jeszcze bardziej podbudowało. Co ciekawe, najwięcej punktów zdobył Jochen, bo aż 18. I jestem bardzo ciekawa, czemu to właśnie Alek został MVP, gdyż, spośród tej trójki, zdobył najmniej oczek – „tylko” 10. Zresztą, skoro trzech zawodników zdobywa ponad 10 punktów w meczu 3-setowym (jest to naprawdę rzadki wynik), to pokazuje, że nasz zespół miał bardzo dobrą skuteczność w ataku. Lukas zdecydowanie postawił na skrzydła, ale środkowi wcale nie mieli tzw. „pustych przelotów”.

Spotkanie to wcale nie było bułką z masłem dla naszych zawodników, o czym może świadczyć choćby wynik pierwszego seta, gdy to goście wygrali dopiero 37:35. Później poszło już raczej z górki. Tym samym wygraliśmy już 6. mecz z rzędu, w tym piąty bez starty seta. (kurde, nie uważacie, że coś jakoś jest za pięknie… Totalnie nie w stylu Resovii… Jak myślicie, powinniśmy się martwić???)

Następny mecz gramy w czwartek, w ramach V kolejki Ligi Mistrzów, z naszymi sensacyjnymi pogromcami, Budvanską Rivjerą Budvą (w składzie której gra nasz dobry znajomy – Marko Bojić). Czarnogóra to gorący teren, nie wiadomo jak bardzo ten kraj jest zaangażowany w siatkówkę, na pewno nie jest to ich sport nr 1, ale pewne jest to, że sami zawodnicy nie odpuszczą i będzie nam bardzo ciężko. Jednak wydaje mi się, że już jesteśmy na trochę innym etapie niż wtedy, co nie zmienia faktu, że trzeba ten mecz wygrać i to najlepiej w dobrym stylu, by zatrzeć tę nieprzyjemną ostatnią porażkę i pokazać, że Mistrzowie Polski to drużyna na wysokim europejskim poziomie.


Tyle na dzisiaj ode mnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz