czwartek, 28 listopada 2013

Mistrzowie górą!!!

Wczorajszy mecz rozgrywany awansem, ze względu na styczniowe kwalifikacje do MŚ, za 11. kolejkę był słusznie określany mianem hitu. Wszak spotkały się dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu, które stoczyły piękną i emocjonującą walkę o tytuł, w której górą była Resovia. Również początek tego sezonu rozpoczął się od starcia tych zespołów w meczu o Superpuchar. Wtedy również Sovia wygrała. Zaksa miała więc wiele do udowodnienia nam, sobie i kibicom, ale to też im się wczoraj nie udało. Resovia zasłużenie wygrała 3:0 i zgarnęła 3 punkty utrzymując fotel lidera, co w tym sezonie jest prawdziwą nowością.

Byłam bardzo podekscytowana tym starciem. Resovii dawno nie pokazywano w telewizji, a mecze, które grali w międzyczasie, wygrywali, ale bez większego przekonania. Czasem brakowało koncentracji, co przekładało się na zacięte końcówki i nerwy związane z ewentualną stratą punktów. Ten mecz wyzwalał wiele pozytywnych emocji zarówno u nas, kibiców, jak i pewnie wśród samych siatkarzy. O braku koncentracji nie było mowy. Byłam przekonana, że nie będzie to łatwe spotkanie. Może nie tyle liczyłam, co po prostu spodziewałam się czterech, a może i nawet pięciu zaciętych partii. Warto wspomnieć choćby ubiegłoroczną batalię na Podpromiu, gdy wygraliśmy 3:2 a MVP ówczesnego meczu został Paul, który notabene właśnie wrócił do nas z turnieju o Puchar Wielkich Mistrzów. Zapowiadało się bardzo ciekawie i nie wiem, czemu tak mam, ale zazwyczaj tak u mnie jest, że jak się mecz zaczyna, to mam go już dosyć praktycznie na samym starcie. Tak było wczoraj. Wszystko przez to, że adrenalina rośnie, każda akcja przyprawia o zawał serca. Na szczęście z czasem to mija i zostaje tylko boisko, drużyna i ja. Nie ma nic dookoła.

Zaczęliśmy z Jochenem, Lukasem, Alkiem, Peterem, Kosą, Perłą i Igłą. Okazało się, że Piter doznał kontuzji pleców i nie mógł wystąpić w tym spotkaniu, co było lekką obawą, bo wiemy kim jest Piotrek i jak wielkie zagrożenie stanowi w ataku (zwłaszcza w nim), bloku i na zagrywce. Na szczęście pozostali środkowi nie zawiedli, ale o tym później. Początek meczu dla Zaksy. Najgorsze było to, że rywale popełniali masę błędów, głównie w zagrywce, a mimo to prowadzili. Długo czekaliśmy na pierwszą prawdziwą akcję z naszej strony – od dogrania, przez rozegranie, po atak, ale gdy już jej się doczekaliśmy, to machina ruszyła. Jak już wspomniałam, Zaksa przez większość seta prowadziła. Na pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu wyszliśmy bodajże koło 19 punktu (już dokładnie nie pamiętam, czekam na powtórkę :)), czyli w paradoksalnie najlepszym momencie. Potem odskoczyliśmy na dwa punkty i tak pociągnęliśmy do końca. 24:23 – atak w aut z lewego. Już wydawało się, że będzie remis, gdy czujna Resovia poprosiła o challenge, by sprawdzić, czy Zaksa przypadkiem nie dotknęła siatki. My przed telewizorami widzieliśmy, że dotknięcie było. Ale jak to już ostatnimi czasy wiadomo, nie ma co wierzyć nawet challengowi i jednym słowem – wszystko się może zdarzyć. Na szczęście drugi sędzia nie miał wczoraj problemów ze wzrokiem i słusznie dał punkt Resovii. Tym samym wygraliśmy pierwszego seta, który jak wiemy, jest bardzo ważny, zwłaszcza w takich meczach. Druga partia bardzo podobna w przebiegu. Zaksa prowadziła, my goniliśmy i znowu pod koniec partii wyszliśmy na kilkupunktowe prowadzenie, którego nie oddaliśmy do końca seta. Trzeci set… No właśnie. Bałam się, że wszystko się sypnie. Ta przerwa przy prowadzeniu 2:0 nie pomaga, a wręcz powoduje, że można gładko przegrać kolejną partie. Dlatego tak bardzo liczył się dobry początek. Resovia dobrze zaczęła. Pasy prowadziły, jednak potem, za sprawą dwóch błędów Alka z lewego, wyszli na 3-punktowe prowadzenie. Druga przerwa techniczna i 13:16. Wtedy to na zagrywkę wszedł Dawid Konarski, który miał zaraz zejść w ramach dopłenienia podwójnej zmiany. Dawid nie miał zamiaru prędko schodzić. Zafundował rywalowi kilka potężnych bomb, zdobywając przy tym bezpośrednio dwa punkty. Zszedł dopiero przy stanie 17:16 i otrzymał potężną salwę braw od kibiców. To był zdecydowanie najważniejszy moment tego seta. Potem Resovia jeszcze odjechała. Nasi zawodnicy świetnie serwowali, odrzucając rywali od siatki. Potem dokładali bloki albo pewnie skończone kontry. Wynik mówi sam za siebie – 25:19 i mamy 3 punkty!!!!

Było to bardzo ważne zwycięstwo. Nie wygraliśmy do tej pory, oprócz meczu o Superpuchar, meczu z naszym potencjalnym rywalem z tzw. Wielkiej Czwórki. Jednak należy pamiętać o tym, że spotkania z Jastrzębskim Węglem i Skrą graliśmy na wyjeździe. Wczoraj atmosfera świetnie dopisywała. Kibice po raz kolejny nie zawiedli. Na szczęście zawodnicy również tego nie zrobili. Indywidualnie, w trakcie meczu, ciężko było mi wskazać jednego największego lidera. Najwięcej punktów, 13, zdobył Alek. Jak na prawdziwego kapitana przystało, dał przykład, skończył wiele piłek, ale też nie ustrzegł się błędów. MVP spotkania został jednak Niko. Chociaż pozornie zdobył „tylko” 8 punktów, jednak walnie przyczynił się do zwycięstwa, gdyż grał od połowy drugiego seta w miejsce słabiej spisującego się Petera, który poniekąd ma pecha. Zdobywa dużo punktów w meczach ze słabszymi drużynami, których nie transmituje się w telewizji. Gdy jednak przychodzi spotkanie z czołowymi ekipami, gra słabiej, czym daje powody do narzekania na jego postawę, ze strony choćby komentatorów. Wniosek jeden – trzeba pokazywać więcej meczów Resovii, bo jak na razie, poza inauguracją, w telewizji transmitowano jedynie hity kolejki z udziałem Pasów. No ale wracając do Nikołaja. Świetnie przyjmował, pewnie kończył ataki i równie skutecznie zagrywał – przy jego serwisach zdobywaliśmy kilka razy zdobywaliśmy serię punktów. A paradoksalnie zagrywał wczoraj tylko flota. Dał super zmianę i jak najbardziej zasłużenie zdobył nagrodę. Dobrze zagrał też Jochen, zdobywca 11 punktów. Swoje dołożyli środkowi, chociaż zdobyli tylko po 4 punkty, to wizualnie wydawało się, przynajmniej mi, że dostawali więcej piłek od Lukasa. On również może zaliczyć swój występ do udanych. Warto podkreślić, że trener Kowal stosował w każdym secie podwójną zmianę, która zazwyczaj dawała pozytywne skutki, jak np. seria Dawida w trzeciej partii. W końcu mogliśmy również oglądać Igłę, którego Zaksa starała się nękać zagrywką, ale zazwyczaj nieskutecznie. Do tego nasz libero dołożył kilka obron, więc biorąc pod uwagę to, że gra od  niecałego tygodnia, nie było źle :)

Po raz kolejny swoje dołożył trener Świderski. Jak go zawsze szanowałam jako zawodnika, jak współczułam mu i kibicowałam w powrocie po kolejnych kontuzjach, tak jego postawa jako trenera jest tragiczna. Nie będę tego komentować, bo nie chcę sypać wulgaryzmami, ale jego zachowanie jest skandaliczne. Powiem tyle – każdy klub, każdy trener ma taką samą sytuację, jak on. Kamery podczas przerw nie są nowością, ale widać trenerowi Zaksy całkiem nie przypadły do gustu i po raz kolejny nie zostały wpuszczone do obozu Zaksy. Czyli nie myliłam się, pisząc w 2. części Alfabetu, że najniebezpieczniejszym zawodem świata jest bycie operatorem telewizji Polsat.

Resovia zatem jako pierwsza obroniła fotel lidera PlusLigi i przerwała pechową passę. Klątwa lidera zatem już nie obowiązuje, co nie zaprzecza temu, że liga jest w tym sezonie bardzo ciekawa i nieprzewidywalna. Do końca listopada pozostało dosłownie kilkadziesiąt godzin i wkrótce, zapewne, wąsy znikną z twarzy naszych zawodników (o ile nie spodobała się im ta moda, kto wie). Będzie ich nam brakować, bo ta akcja była bardzo sympatyczna, ale niektórym przydałoby się ich zgolenie, prawda? ;)

Tyle na dzisiaj ode mnie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam :) Pamiętajcie o „reakcjach”!


Pozdrawiam :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz