Nie tak to miało wyglądać. Asseco Resovia Rzeszów, pomimo
bardzo dobrej gry, przegrała wczoraj w pierwszym meczu półfinałowym u siebie z
Zaksą Kędzierzyn-Koźle 2:3. Bez wątpienia jednym z powodów takiego wyniku była
fatalna kontuzja naszego kapitana, Alka, który nie zagra już do końca sezonu.
Mecz z Zaksą, a zwłaszcza ten pierwszy, po długiej przerwie,
był, przynajmniej dla mnie, bardzo stresującym wydarzeniem. Dawno nie widziałam
w akcji Resoviaków, a ostatnim spotkaniem, które miałam „przyjemność” oglądać,
był półfinał Pucharu Polski. Wiemy, co się wtedy stało. Wiemy też, kto sięgnął
po ten Puchar. Rywalizacja z Zaksą jest w tym momencie najważniejszą batalią
tego sezonu. Do końca nie było wiadomo w jakiej formie do wczorajszego
spotkania przystąpią rzeszowianie, stąd byłam wręcz przerażona, ale
jednocześnie podekscytowana i załamana faktem, że wkroczyliśmy w decydującą
fazę sezonu, który zaraz niestety się zakończy.
Ten mecz zaczęliśmy w składzie z Tichym, Jochenem, Alkiem,
Peterem, Piterem, Perłą i Igłą, czyli szóstką A, wg ubiegłotygodniowych sparingów
między dwoma składami Resovii. Początek meczu niezwykle stresujący. Przez całego
seta bardzo się bałam, gdyż wiadomo, że dobre wejście w mecz jest bardzo ważne.
Walka toczyła się punkt za punkt. Sporo błędów Resovii, ale za to świetna
zagrywka – tak to wyglądało w początkowych akcjach. Dopiero w okolicach 20. punktu
udało nam się odskoczyć, co w efekcie dało nam prowadzenie 1:0. Druga partia
zaczęła się świetnie dla Resovii. Wydawało się, że przewaga psychologiczna,
którą udało się chłopcom zbudować, jest tak wielka, że zwycięstwo Sovii w tej
partii ani przez moment nie będzie zagrożone. Ale Resovia, jak to Resovia, nie
byłaby sobą, gdyby nie dała się dogonić. Ze stanu 18:14, zrobił się remis po
18, potem z prowadzenia 22:20, zrobiło się 22:25. Poczucie mimo wszystko
delikatnie frajersko przegranej partii mogło źle wpłynąć na zespół. Po prostu
nienawidzę takich sytuacji, bo po tak dobrej grze, niespodziewana porażka, może
całkowicie odwrócić wynik. Na całe szczęście, Resovia w trzeciej partii wróciła
do bardzo dobrej gry. Prowadziła od początku do końca. 19:12, bodajże taki
wynik widniał na tablicy, gdy w naszej pierwszej akcji, pozornie normalnej,
Alek został zablokowany. No cóż, zdarza się. Alek, jak to bardzo często zdarza
nam się widywać, bardzo niebezpiecznie lądował przy środkowej linii. Przewrócił
się i już nie podniósł. Okazało się, że doznał bardzo ciężkiej kontuzji, która
wyglądała fatalnie w powtórkach. Gdy usłyszałam magiczne słowa z ust Tomasza
Swędrowskiego „koniec sezonu”, zaczęłam najzwyczajniej w świecie ryczeć. Ale nie tak po prostu płakać
z współczucia i smutku, tylko ryczeć. Alek – nasz kapitan, nasz motor napędowy,
zawodnik, którego nieobecności na parkiecie w przeciągu całego sezonu można
policzyć na palcach jednej ręki, nasz najważniejszy człowiek w zespole nie
zagra do końca sezonu. Gdy go znosili, gdy w końcu opuścił halę żegnany
okrzykami na stojąco, gdy leżał zwinięty z bólu – po prostu nie mogłam powstrzymać
się od płaczu. W tym momencie przestał dla mnie być istotny wynik. Nawet nie
pamiętam końcówki tego seta. Resovia bez niego? nie wyobrażam sobie tego. Nagle
poczułam, że to może być koniec nie tylko dla Alka, ale również dla całego zespołu,
nie tylko w tym meczu. Przepraszam, ale ja tak naprawdę pomyślałam. Mimo prowadzenia 2:1, czułam, że jeśli nie
wygrają czwartej partii, to w tie-breaku może być naprawdę ciężko. Przed 4
odsłoną uspokoiłam się i wróciłam do gry. Ale ta gra bledła z każdą kolejną
akcją. Nie było agresji na zagrywce, Zaksa odskoczyła i choć udało się dojść
rywali na 17:18, to jednak końcówka zdecydowanie należała do gości. Wszystko musiało
rozstrzygnąć się w piątej partii. My bronimy swojej bazy, TwieRRdzy. Porażka może
nam znacząco utrudnić drogę do wygrania tego półfinału. Początek fatalny – 0:3,
potem przebudzenie - 7:8. Gdy komentatorzy zapowiedzieli niezwykle emocjonującą
końcówkę meczu, nagle zrobiło się 8:13. Wizja porażki stawała się coraz
bardziej realna. Ale cóż za zryw! Kapitalne akcje w obronie, m.in. cudowna,
wręcz heroiczna obrona Paula, ataki kończone przez Konara i nagle 12:13. A może
jeszcze nie wszystko stracone? 12:14 i skuteczna obrona piłki meczowej. 13:14 i
niestety koniec…. Co to dla nas oznacza? Że będzie naprawdę ciężko pokonać
Zaksę w całej rywalizacji. Kontuzja Alka to był wstrząs dla całego zespołu.
Wstrząs, z którego już się nie podnieśli. Na pewno mieli w głowie to, co stało
się z ich kapitanem i pewnie też przez to nie byli w stanie więcej zdziałać. Walczyli
i za to ogromne brawa, jednak na tym etapie liczą się zwycięstwa. Teraz to
Zaksa ma tzw. handicap w postaci wygranej na boisku rywala.
Graliśmy u siebie, powinniśmy wygrać. Resovia zawsze
atakowała z niższych pozycji i pierwsze mecze rozgrywała na wyjeździe i nie
powiem, ja naprawdę wolałam takie rozwiązania. Teraz musieliśmy wygrać i co
najbardziej boli, to fakt, że to zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Resovia
grała świetnie, naprawdę. Może nie pięknie, ale niezwykle skutecznie. Kapitalne
zagrywki, którymi niesamowicie utrudniała Zaksie wykonanie pierwszej akcji, w
sumie 10 asów, cudowne kontry, piękne obrony – taką Resovię znamy i taką
kochamy. No właśnie, czego zabrakło? Nie czego, tylko kogo – Alka. Może to się
wydawać dziwne z boku, że jeden facet, a raczej jego brak jest w stanie
zatrzymać cały zespół. Alek to ktoś więcej niż zwykły zawodnik i my doskonale o
tym wiemy. Wczoraj grał kapitalnie. Był niezwykle upierdliwym zawodnikiem. Kończył
siłowo, czyli w swoim stylu, ataki, grał na świetnej skuteczności i naprawdę
ciężko było go wczoraj zatrzymać. Po tym jak zszedł, pojawiła się okropna wizja
– jutro będzie naprawdę ciężko, dlatego dzisiaj (czyli wczoraj) trzeba
wygrać!!! To się nie udało i nawet nie chcę myśleć, co będzie dzisiaj. Te mecze
kosztują mnie strasznie dużo nerwów, jak nigdy. Brak Alka powoduje, że ten mega
silny wyrównany skład nagle staje się przekleństwem, może nie tyle cały skład,
co obecność obcokrajowców. W tym momencie na pewno gramy na 2 zagranicznych
przyjmujących. A to oznacza, że ktoś z podstawowej ostatnio pary Schöps-
Tichacek musi siedzieć na ławce. Wydawałoby się, biorąc pod uwagę przekrój
całego sezonu, że to Lukas zawsze będzie tym kozłem ofiarnym. A tymczasem od
dobrego miesiąca gra w pierwszej szóstce i wczoraj też to nie on, a Jochen
musiał opuścić parkiet. A Jochen grał naprawdę bardzo dobrze. Tym samym,
Resovia pozbawiła się dwóch liderów z wczorajszego meczu. no to kto miał
atakować u nas – Konar, który ledwo co wszedł z ławki, czy para Penchew-Lotman,
która większość sezonu przesiedziała na ławce i zaliczała tylko pojedyncze
wejścia. Nagle nie było tego, który pociągnąłby zespół i do którego Lukas
miałby 100% zaufanie. Pole manewru ogranicza się do minimum. Jak trener będzie
chciał wprowadzić Jochena, to będzie musiał zejść Lukas i odwrotnie. Nie mam
pojęcia jak to będzie wyglądało i przepraszam za to, co napiszę (możecie mnie
zrugać, buntować się, obrzucać w komentarzach – nie ma problemu), ale ja tę
rywalizację widzę w naprawdę czarnych barwach. Staram się być szczera i nie
koloryzować. Bez Alka to nie jest ten sam zespół.
Jeszcze chwila o statystykach. Jak już wspomniałam, Resovia
kapitalnie grała zagrywką, ale niestety tylko do pewnego momentu, doskonale
wiemy, którego. Potem siła zanikła, pojawiły się proste serwisy, z którymi bez
problemu radzili sobie rywale. Indywidualnie najwięcej punktów zdobył Jochen –
aż 17, przy czym pamiętajmy, że grał tylko przez 3 sety, a nawet niecałe. 15
oczek dorzucił Piter, a po 13 zmiennik Jochena, czyli Dawid i właśnie Alek. Należy
tu wspomnieć słówko o Dawidzie, który na pewno był najjaśniejsza postacią w
zespole po zejściu Alka. Dzisiaj zapewne wyjdzie w pierwszym składzie, gdyż
pewnie pierwszym rozgrywającym będzie Lukas, co jest dla mnie, powiem po raz
kolejny ogromną sensacją. Wczoraj Lukas grał kapitalnie, szczególnie na
zagrywce. Dawno nie widziałam go tak serwującego, może nawet pierwszy raz w
sezonie, gdyż znam go jako raczej tego, który często wstrzymuje rękę, a tu
prezentował się naprawdę świetnie – tak, jak mi imponował, zanim przyszedł do
Resovii. Prawdę powiedzieli komentatorzy, że Sovia jakby stanęła wpół drogi ku
przyspieszeniu gry. Pamiętamy początki z Fabianem, momentami wręcz szaleńczą
grę. Mieliśmy zmienić styl, a tymczasem, co widać, wróciliśmy do wariantu,
którym wygrywaliśmy dwa ostatnie mistrzostwa. Jednym słowem – siła razy ramię,
czyli skuteczność kosztem piękna. Tak można grać, gdy ma się w składzie
wykonawców. U nas takim zawodnikiem był Alek. Jak teraz będzie wyglądała gra?
Sztab miał niecałe 22 godziny na wymyślenie planu B. jak to wyjdzie w praniu,
okaże się już dziś. Na koniec wisienka na torcie, czyli Igła. To, co wczoraj
wyprawiał, było niesamowite. Z meczów, które miałam okazję oglądać, był to
zdecydowanie najlepszy w jego wykonaniu. Kapitalne obrony w wydawałoby się
beznadziejnych sytuacjach, które nakręcały zespół do gry. Gdyby Resovia wygrała
nie mam wątpliwości, ze zostałby MVP. Ale wynik był inny. Na pewno czytaliście
wczorajszy wywiad z Igłą w Przeglądzie Sportowym. Gdy tylko zobaczyłam nagłówek
na okładce, łzy stanęły mi w oczach. To nie jest czas i miejsce na pisanie o
kadrze, ale wierzę, że to jest spóźniony żart primaaprilisowy. Stephane Antiga
ma jeszcze 3 dni na zmianę decyzji. Jeżeli prawdą jest, co wczoraj mogliśmy
przeczytać, to Igła w najlepszy możliwy sposób przedstawił się trenerowi. Na pewno
wrócę do tego tematu po ogłoszeniu 22-osobowego składu na 2014 rok. Śmiałam się
z całej tej otoczki, bo w końcu czego można się spodziewać, ale w tym momencie
Stephane ma u mnie spory znak zapytania.
Całe wczorajsze widowisko na pewno popsuli sędziowie, którzy
podjęli gro fatalnych decyzji, które skutecznie weryfikował challenge. W czwartym
i piątym secie przeszli samych siebie, gdy nie odgwizdywali Zaksie ewidentnie
nieczystych odbić. Dzisiaj mecz poprowadzi inna para, więc mam nadzieje, że i
poziom sędziowania będzie inny. Wierzę, że o wiele lepszy.
Nie męczę już Was, ale jeszcze tak na koniec:
Alek
to serce zespołu. Bez serca trudno jest grać, co widzieliśmy wczoraj. Ale są
inni zawodnicy. Może to czas, aby tacy gracze jak Paul czy Niko pokazali, że
nie po to ciężko cały sezon trenowali, żeby siedzieć na ławce i są w stanie
grać na wysokim poziomie. To jest ich moment! Chłopaki, wygrajcie to, nie tylko
dla siebie, kibiców, ale również a może przede wszystkim dla swojego kapitana!
Nie poddawajcie się, o tyle proszę!!! Dajcie nam jeszcze trochę przyjemności,
bo nie może być tak, że cała rywalizacja skończyła się po 2,5 seta…
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz