sobota, 11 maja 2013

Alfabet cz. 2


A oto i druga część "Alfabetu". Miłej lektury :)

K- kolano Jochena, czyli brutalny atak na biednego Kosę. Nie wiem czym mu Grzegorz podpadł, jednak, mówiąc poważnie, wszystko wyglądało strasznie. W jednym momencie stojący pod siatką Kosa pada, nie wiadomo czemu, a kiedy koledzy go przewracają, zachowuje się wręcz jak roślina. Sama mało co nie padłam. Na szczęście jak się później okazało przeżył, przynajmniej na takiego wyglądał ;), zagrał w finale, zdobył złoto i chyba ma się z czego cieszyć :)

L- Lotman za bandami, konkretnie barierkami, co wzbudziło, jak się okazało, skrajne odczucia – od podziwu do złości i nieuzasadnionych pretensji o nic. Nie wiem o co temu kibicowi chodziło. Jeżeli chciał sobie pooglądać jakąś sensację, może horror trzeba było iść do kina, a nie na halę, gdzie jest walka o każdy punkt nie tylko na prostokącie o wymiarach 9x18 w pomarańczowym kolorze, ale również często i poza nim, w tym w okolicach trybun. Dobrze to skwitował p. Swędrowski, który stwierdził, że dzieci w pierwszym rzędzie to nie jest dobry pomysł.
PS. Ja na miejscu tego faceta, a w szczególności tego dziecka, dzieci (nie wiem ile ich tam było), nie obraziłabym się, jakby wpadł na mnie Mistrz Polski. Taka mała dygresja ;-P

M- mistrz defensywy – Grzegorz Kosok. No tego jeszcze nie było. Momentami szalał w defensywie jak rasowy libero, a niektórych wręcz przebił. Oczywiście chodzi o 4 mecz a w szczególności  4 set, chociaż w sumie w każdej partii zaliczył efektowną obronę. Jednak to ta partia oznaczona numerem cztery, a konkretnie jedna akcja przy 21:22 spowodowała, że nigdy tego nie zapomnę. Kosa broni, desperackim rzutem piłkę ratuje Alek, przebija Kosa. Kontra Delecty – prawe skrzydło, Antiga i... blok Alka. To była również jego akcja :D

N- najniebezpieczniejszy zawód świata? Bez wątpienia operator telewizji Polsat :] Bardzo współczułam temu panu, który musiał się kręcić czy to w finale, czy równie dobrze w poprzednich meczach. Plecy Tichacka to nic, ale stanąć twarzą w twarz z rozwścieczonym, choć przeważnie bardzo spokojnym Andrzejem Kowalem, czy Krzysztofem Ignaczakiem, któremu również się zagotowało, no to na pewno nie jest miłe uczucie. Oczywiście Zaksa lepsza nie była. Nie wiem co z tym zrobi liga, ale skoro od tylu lat są pokazywane czasy i do tej pory nikomu to nie przeszkadzało, to czemu nagle zaczęło? Emocje? Rozumiem, ale w takim razie trzeba z tego zrezygnować. Osobiście, pewnie jak i większość kibiców, jestem zwolenniczką pokazywania czasów, bo w końcu fajnie posłuchać tego, jak na różne sytuacje boiskowe reagują zawodnicy i jak ich próbują uspokajać trenerzy ( w tym słowo uspokajać nie odnosi się do wszystkich :P )

O- osiemnaście godzin stania w kasie po bilety. Wyczyn godny pochwały i szacunku. Nie każdego na to stać, a kibice w Rzeszowie pokazali, co znaczy słowo „kibic” i kto rządzi wśród nich w polskiej lidze a może i dalej. W końcu skoro najlepsi kibice są w Polsce, a w Polsce rządzi Rzeszów, to wniosek nasuwa się sam, że w klubowym świecie kibiców, po prostu nie ma od nich lepszych. Zainteresowanie podobne jak na mecze kadry, wszyscy byli w szoku. Jednym słowem - inni się mogą uczyć.

P- prorok Igła :D Ten człowiek dobrze wiedział, co mówi po pierwszym meczu w Kędzierzynie. Jak obiecał tak zrobił, cała drużyna się do tego przyczyniła. 3:1 i nowy talent Igły nam się objawił. Czego on jeszcze nie potrafi…. :D

R – radość Alka podczas wywiadu po 5 meczu w Kędzierzynie. No to był po prostu wybuch emocji, moment, w którym nie trzeba było się hamować, bo to nie koniec rywalizacji, bo jutro nowy dzień. Nie, to był dzień, godzina, kiedy można było się cieszyć pod niebiosa, całkowicie bez konsekwencji. A kapitan pokazał ile dla niego znaczy ten medal i jak ciężko na niego pracowała cała drużyna, by osiągnąć ten sukces. A że najpiękniejszy uśmiech Resovii nigdy się nie znudzi, to każdy taki wywiad, w ogóle każdy wywiad z tym panem w roli głównej jak najbardziej mile widziany ;)

S – szeroka ławka. A jednak ta opcja się sprawdziła. Dwóch atakujących na wysokim poziomie spełniło pokładane nadzieje. Nie pobili się, co więcej, każdy dołożył cegłę, nie cegiełkę, tylko wielgachną cegłę do złotego medalu. A podobno jeden miał mieć stracony sezon, a tak mamy złoto a oni się specjalnie nie zmęczyli trudami sezonu, na czym na pewno skorzysta i jedna i druga reprezentacja. Może pozostali rezerwowi nie mieli wkładu w te mecze, ale na początku sezonu stanowili poważną konkurencję dla pierwszoszóstkowych zawodników. A kiedy trzeba było, wchodzili i dawali z siebie wszystko, nie raz pomagając drużynie. Taki skład to skarb :]

T – TwieRRdza Rzeszów. Chociaż padła z Częstochową, to wychodziłam z założenia, że lepiej z      Częstochową, niż w ostatnim meczu decydującym o złocie. Niestety padła również w nim, w wydawałoby się najgorszym momencie. Jednak mimo wszystko dzięki temu upadkowi, mogliśmy świętować sukces w hali rywala, co też jest dodatkowym smaczkiem. 

U – uczucie, które towarzyszyło mi przed i podczas 5 meczu w Kędzierzynie. To było dziwne. Cała euforia minęła, bo wszystko miało rozstrzygnąć się w Rzeszowie. Wszyscy na to liczyli i się niestety przeliczyli. W trakcie meczu byłam strasznie zdenerwowana i podekscytowana. Nie wyobrażałam sobie innego scenariusza niż wygrana, zwłaszcza, że wszyscy „eksperci” nie mieli wątpliwości, że koniec nastąpi w Rzeszowie. Nie wyobrażałam sobie piątego meczu, ale koniec końców do niego doszło. A podczas niego pozornie zero nerwów, spokój w przeciwieństwie do poprzednich spotkań. W sumie dopiero w czwartym secie przy stanie 2:1 dla nas doszło do mnie, że jesteśmy jednego seta od mistrzostwa. Wygrali, co do mnie chyba jeszcze nie dochodzi :D 

W – widok Jacka Nawrockiego klęczącego podczas meczu. To była już desperacja, błaganie, nie   wiem jak to inaczej określić, ale na nic to się zdało, bo Sovia wygrała. Nie zrobiła tego w powalającym stylu, w którym powinna to zrobić, ale taka wojna nerwów ostatecznie wygrana, na pewno podbudowała chłopaków, co mogło mieć wpływ na ostateczne zwycięstwo w finale, chociaż jak to wszyscy określają – Był to dziwny finał.

Z – zwycięstwo i Mistrz zostaje w Rzeszowie. Ciężko było, droga była kręta, ale chyba dzięki temu radość jest jeszcze większa :D Mistrz, Mistrz Re-so-via!!!

2 komentarze:

  1. Ooo tak.. Czekałam na to :D
    Ehh jak sobie przypomnieć te wszystkie momenty.
    Takie pojedyncze puzelki składające się w jedną, cudowną układankę. MISTRZOSTWO!! ;D

    OdpowiedzUsuń