środa, 12 czerwca 2013

Rzecz o Grozerze

Nie mogę nie wspomnieć o tym panu, ponieważ każdy prawdziwy kibic Asseco Resovii Rzeszów wie, kim on jest i co dla nas zrobił. Chociaż już go z nami nie ma i zapewne nigdy nie będzie, dla mnie zawsze będzie Resoviakiem. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę swoją refleksją. Miłej lektury :)

Gyorgy Grozer to człowiek, którego chyba nigdy nie zapomnimy. To on nam zapewnił pierwsze Mistrzostwo Polski i chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości, że tak naprawdę było. To, co wyprawiał już od półfinałów i przede wszystkim w czwartym meczu finału nie pozostawia złudzeń, dzięki komu wygraliśmy.

Pamiętam, kiedy przed ostatnim jak się okazało meczem finału weszłam sobie do neta i pierwsze co ujrzałam, to informacja, że „Grozer odchodzi do Biełgorodu”. Łzy same zaczęły mi cieknąć. W tym momencie pojawił się wielki żal i obawa o to, co się wydarzy podczas spotkania. Niejedna drużyna zapłaciła za to, że zawodnik ogłosił taką decyzję tuż przed ważnym meczem. A tego dnia stawka była ogromna. Studio przedmeczowe również przepłakałam. Kiedy go pokazywali na rozgrzewce, kiedy o nim mówili – cały czas ryczałam…

Fajnie, że w TAKIM stylu się z nami pożegnał. Najmniej zainteresowany całym zamieszaniem, zdobył 31 punktów. Tego dnia był nie do zatrzymania. Nigdy tego nie zapomnę... Kilka razy już widziałam powtórkę tego finału, pamiętam każdą akcję, zwłaszcza z trzeciego seta  – trzy asy z rzędu, punkt zdobyty po kapitalnej obronie, atak „hakiem” i wiele bomb z prawego skrzydła. A potem świętowanie i koszulka z napisem: „Dziękuję Wam za wszystko. Jesteście najlepsi kibice na świecie”. Puchar w jego rękach, ta niezapomniana, niesamowita radość. I w końcu feta na rynku – „Zostań z nami!” krzyczane przez tysiące ludzi. I słowa Andrzeja Kowala – „Dżordż podpisał kontrakt tylko na rok. Zróbmy wszystko, żeby za rok do nas wrócił”….

Po finale, a nawet w jego trakcie, sami komentatorzy podkreślali, że to jest umowa na rok i bez opcji przedłużenia. Wojciech Drzyzga mówił, że nie zdziwiłby się, jakby Gyorgy za rok z powrotem grał w Sovii. Rok pogra, pozna nowe środowisko, a po sezonie Sovia zrobi wszystko, by wrócił. On sam nie wykluczał, że tak nie będzie. Rosja jest specyficzna, nie każdy tam się świetnie czuje. Ja byłam pewna, że to będzie tylko jeden sezon, że wróci. Pogra na wysokim poziomie, zarobi pieniądze i wróci. Nie miałam co do tego żadnych, naprawdę ŻADNYCH wątpliwości.

Jesteśmy ponad rok po jego odejściu. I co? Mogę powiedzieć, że byłam naiwna. Naprawdę byłam naiwna, jak pewnie niejeden kibic. Dżordż właśnie wygrał Mistrzostwo Rosji, wcześniej zdobył Puchar Rosji, za rok zagra w Lidze Mistrzów. A umowa? Podobno bez możliwości przedłużenia, a jednak jakimś cudem Gyorgy zostaje tam na kolejne dwa lata…

Piękne było to, jak podkreślał w wywiadach, że tęskni za Resovią, za Rzeszowem, za kibicami. Również wtedy, kiedy mówił, że w Rosji nie jest za fajnie. To dawało jeszcze cień szansy na to, że może wróci. On tego nie potwierdzał ani, co dla nas ważniejsze, nie dementował. Nadzieja była. Aż tu nagle trach – zostaje w Biełgorodzie na kolejne dwa lata. Widać pieniądze są najważniejsze, bo podobno dalej nie jest mu tam łatwo. Nie mam do niego pretensji, że wybrał lepszą ofertę. Wręcz przeciwnie, sama też bym na jego miejscu tak zrobiła. Przykro mi tylko, że to tak nagle się pojawiło. Ni stąd ni zowąd, podczas kiedy my, kibice (no przynajmniej większość) naprawdę liczyliśmy na wielki come back. Tego najbardziej żałuję, o to mam osobiście małe pretensje, chociaż w sumie do kogo…

Nie jestem mściwa. Nie jest tak, że jestem na niego wściekła i życzę mu jak najgorzej, bo nie został w Sovii. O nie!!! Ja będę mu zawsze kibicować. Czy to w Lokomotiwie Biełgorod, czy w reprezentacji Niemiec (oczywiście o ile nie szkodzi to naszej polskiej drużynie :)). On na to po prostu zasługuje. Chciałabym nawet, żeby zagrał przeciwko Resovii, może w Lidze Mistrzów (chociaż pewnie szans z nimi byśmy nie mieli :P) albo najlepiej w meczu towarzyskim, tak samo jak reprezentacja Niemiec, która dzięki naszemu byłemu i obecnemu atakującemu jest na mojej liście druga po naszej reprezentacji. Cieszę się, że znowu zagramy przeciwko sobie w Memoriale Wagnera, bo to turniej towarzyski. Fajne są scenki jak nam Dżordż wbija gwoździe, ustrzela Igłę zagrywką i pojawia się uśmieszek, na który czekam cały mecz. Tak było rok temu, wierzę, że tak będzie i w tym. Szkoda, że nie zagra w LŚ 2013, bo w sumie od ubiegłorocznej LŚ nie widziałam go w grze. Kiedy będę na niego patrzyła, będę czuła ogromny sentyment. Każdy wybuch radości w jego wykonaniu będzie przypominał mi to, co działo się przez dwa lata jego pobytu w Rzeszowie. Szczególnie pięknie będzie na MW, bo tam nawet jeśli zdobędzie 30 punktów, nie będzie dramatu. A dla kibiców Resovii może to być fajna zabawa, bez większych konsekwencji dla naszej kadry. Przynajmniej ja to tak traktuję.  Szkoda tylko, że MW nie będzie w Rzeszowie, choć była taka szansa. Marzyłam o tym, choć na pewno by nie tam nie było, ale reakcja ludzi na Dżordża, czy na Jochena byłaby zapewne wyjątkowa. Tam byłaby po prostu prawdziwa feta :D

Jeszcze wrócę do Resovii, odpowiadając na komentarze typu: „zachwycacie się nim, że wygrał jeden mecz, nie pamiętając, ile razy zawodził i szkodził zespołowi”. On do tego zespołu pasował (i pasowałby nadal) pod wieloma względami. Po prostu. Wielu zarzucało mu, że jest chimeryczny. No a jak gra Resovia? I to do dzisiaj. Nigdy nie wiemy jak zagra. Jak to napisał Mielewski na swoim Twitterze: „Resovia to przed każdym meczem dla mnie enigma". I coś w tym jest. Dżordż jest też zawsze bardzo naładowany. Jego wielka radość po każdej akcji jest niesamowita. Gesty w stosunku do kibiców, pobudzanie kolegów – za to go kochaliśmy (i mam nadzieję, że dalej kochamy, ja na pewno :D). Ciągnął zespół w górę, ale też niestety w dół. To można mu zarzucać, ale Resovia jest taka do dzisiaj, bez względu na to, kto w niej gra. Dalej są mega wielkie charaktery w tej drużynie. Jak idzie, jest świetnie. Jak nie, każdy spuszcza głowę i nie umie wziąć na siebie odpowiedzialności. Dżordż bardzo do niej pasował, wręcz się wyróżniał, choć może nie zawsze pozytywnie, ale po jego ostatnim występie, będziemy pamiętać same dobre rzeczy.

Teraz mamy Jochena i nie żałuję, że jest z nami. Już nawet sobie bez niego Sovii nie wyobrażam. Bez Dżordża podobno też nie, ale to szczegół :) A co do Jochena, to pokazuje, że jest naprawdę klasowym zawodnikiem. Innym niż Dżordż, ale równie wielkim (nie chodzi o gabaryty i siłę, raczej opinię w siatkarskim świecie :D). Cieszę się, że u nas gra. Jednak Dżordż zawsze będzie miał u mnie szczególne względy. Choć może już mi TAK go nie brakuje, jak na początku sezonu, ale dla mnie zawsze będzie KIMŚ.

Kiedyś pisałam sobie w notatniku jakieś refleksje na temat meczów czy zawodników. Kiedy okazało się, że po sezonie 2009/10 z Sovii odchodzą m.in. Wika, Gierczyński, Papke, pocieszałam się tym, że przychodzi „jakiś Niemiec”. Potem obejrzałam LŚ 2010, kiedy wbijał nam gwóźdź za gwoździem, zdobywając ponad 20, a czasami nawet 30 punktów. Powiedziałam sobie: „Fajnie, jakby grał tak w Sovii”. I grał, może nie zawsze, ale kiedy trzeba – grał. Teraz ten „jakiś Niemiec” jest jednym z najlepszych atakujących świata. I choć nie ma go już w Sovii, sentyment pozostanie. Na zawsze… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz