Przepraszam, wiem, że dzisiaj miała być notka o Paulu, ale
nie sposób przejść obojętnie wobec tego, co zdarzyło się wczoraj i co ciągnie
się od początku tego sezonu. Gdybym dodała to później, mogłoby być już
zwyczajnie za późno. Zanim jednak zacznę, chcę tylko oświadczyć, że wierzę, iż ten
tekst jest grubo na wyrost.
4 medale, wielka drużyna, duże oczekiwania na Igrzyskach
Olimpijskich, jeszcze większe rozczarowanie, presja i kryzys, który chyba niestety
trwa do dzisiaj – taki jest stan rzeczy na teraz.
Wczoraj źle nie było, naprawdę. Momentami nasi reprezentanci
przypominali namiastkę tej drużyny, która rok temu zmiażdżyła wszystkich w
Lidze Światowej. Pierwsze, co zauważyłam to wielki power po każdej akcji,
wielka mobilizacja i radość po udanych zagraniach. Tak, to byli oni –
reprezentacja Polski, którą świetnie znamy. Chociaż mecz był trudny od
początku, ciężko było zwłaszcza w pierwszym secie osiągnąć jakąś przewagę, ale
później i nasi się troszkę rozluźnili, grali swobodniej, a i rywale mocno nam
pomagali. Wszystko skończyło się przy stanie 2:1 w setach i 16:11 w czwartej
partii. Nie wiem, czy nasi byli już zbyt pewni siebie, czy rywale tak
przycisnęli (w to akurat nie wierzę), chyba po prostu wszyscy myśleli, że to
już koniec meczu, bo na to się zanosiło. Rozumiem, my, kibice mamy prawo tak
myśleć, ale nie oni! A później było jeszcze gorzej. Od tego po wielokroć powtarzanego
przez wszystkich stanu punktowego, Polacy zdobyli 4 punkty, przy 14 rywali, głównie
sami nie kończąc swoich akcji, po zagrywce Toniuttiego, która naprawdę trudna
nie była. Tie-break to set bez historii, 6:2 dla Francuzów i spokojna kontrola
spotkania do końca. Dzięki temu przestojowi. Źle. Przez ten przestój Argentyna
nam się mocno oddaliła. Kto by pomyślał, że po 3 spotkaniach będziemy mieli na
koncie 2 punkty…
I teraz pytanie – o co chodzi? Reprezentacja Polski jest
jedyną w stawce, która utrzymała w 100 procentach skład z roku olimpijskiego. Wyćwiczone
zagrania, schematy – to miało procentować w tym sezonie. Tylko kwestia
przypomnienia sobie tego i osiągnięcia właściwej formy. Eksperci nie tylko
polscy, ale i zagraniczni, wobec przemeblowania składów w innych ekipach, śmiało
stawiali Polskę w gronie głównych kandydatów do wygrania Ligi Światowej. Wszak to
obrońcy tytułu i medaliści wielu imprez. Więc jakim cudem przegrywamy? Dobrze,
Brazylia nawet zmieniona, ciągle jest groźna. Ale Francja? To jest dopiero
trzeci mecz, mogła się zdarzyć porażka nawet z nimi, ale teraz to dopiero
Polacy będą bacznie obserwowani przez wszystkich. Pojawia się już wiele teorii
na ten temat, bo to nie jest jedna porażka, to się ciągnie od Londynu, o którym
wszyscy chcemy jak najszybciej zapomnieć.
Nie wiem czy nasz trener nad tym panuje. Mała ilość
sparingów przed LŚ, czy nawet w ostatnim tygodniu, gdzie nasza kadra pauzowała.
Tylko we własnym sosie nie da się zbudować najlepszej formy. Zgrupowanie zaczęło
się dwa miesiące temu i chociaż zawodnicy docierali na nie w różnych momentach,
to wspólnie też już trenują długo. Do tego coraz częściej naszemu trenerowi
zarzuca się brak wyczucia w dokonywaniu zmian. Wczoraj też nie reagował,
chociaż chyba trzeba było. Może też się nie spodziewał, że nasi zawodnicy będą
w stanie oddać wygrany mecz. Trener jednak musi być czujny i Andrei Anastasiemu
tej czujności wczoraj ewidentnie zabrakło. Po feralnych IO, na które źle nas
przygotował, pojawiło się pytanie, czy to był tylko wypadek przy pracy, kara za
nadmierną zachłanność w zdobywaniu medali na każdej imprezie, czy początek
niemocy i kryzysu. Do rozpoczęcia tego sezonu wierzyliśmy w to pierwsze. Teraz chyba
każdy zaczyna mieć wątpliwości… Boję się jednego – po czterech medalach z
rzędu, wszyscy bardzo ufali naszemu trenerowi, bo on to najzwyczajniej w
świecie potwierdzał to wynikami. Po IO i ostatnich porażkach, coraz częściej
wytyka mu się błędy w przygotowaniach. Konsekwencja w trzymaniu pierwszej
szóstki, mała ilość zmian, do niedawna nam nie szkodziła. To się rzucało w
oczy, ale skoro było dobrze, to po co było to zmieniać? Teraz dobrze nie jest i
pojawia się problem i wielki znak zapytania – czy AA na pewno wie, co robi?
Może te cztery medale z rzędu to było zwyczajnie za dużo
naraz? Kryzys kiedyś musiał przyjść, to było nieuniknione. Gdyby z tych
czterech były tylko dwa, w tym może coś na IO, a forma dzisiaj by była, nikt by
nie płakał. Teraz coś się zaczyna niedobrego dziać, bo chyba i kibice i nasi
zawodnicy za szybko uwierzyli, że są najlepsi. Z dołka po IO jeszcze się nie
wydobyli, co więcej, w tym momencie jeszcze bardziej się pogrążają, co nie
pomaga w budowaniu morale zespołu, które na pewno zostały nadszarpnięte. Już nie
widać tej pewności siebie, którą mieli jeszcze rok temu. Polscy stali się
wrażliwsi na serię straconych punktów, które ostatnio bardzo często się
zdarzają. Wydaje się, że dają się za łatwo złamać. Porażki nie pomagają, więc
coś trzeba zrobić, żeby to już się nie powtarzało. Liga Światowa dopiero się dla
nas zaczęła, a my już nie mamy się gdzie cofnąć. 3 punkty w każdym z meczów to
już jest obowiązek i chyba trzeba powoli zacząć oglądać się na innych. Do tego
nasi siatkarze nas na pewno nie przyzwyczaili.
Tak, to są dopiero trzy mecze LŚ i wiem, że takie gadanie o
wielkim upadku jest przesadzone. Nie jestem sezonowcem, że już się od nich
odwracam, bo jest źle. Chociaż pewnie większość „kibiców”, zwłaszcza tych,
którzy zaczęli nimi być po LŚ 2012, już ich spisała na straty. To nie w moim
stylu i ja ich na pewno nie opuszczę. Boję się po prostu czegoś, co się powoli
zaczyna zarysowywać w naszej ekipie, a co na pewno nie jest pozytywne. Wczoraj,
podobnie zresztą jak Francuzi tydzień temu z USA, przekonaliśmy się o brutalnej
stronie siatkówki, co się bez wątpienia zdarza. Porażki z Brazylią też się mogły
przytrafić. Tylko straszna jest ta seria, która ciągnie się od IO. Najważniejsze,
żeby chłopcy ufali trenerowi, bo on musi być pewny tego, co robi. Andrea
Anastasi ciągle powtarzał , że forma przyjdzie na Final6 LŚ, tylko czy my tam
na pewno awansujemy? Wierzyć trzeba, koniecznie. Bo nie po to kibice w Polsce
są uważani za najlepszych, żeby teraz, w ciężkich chwilach ich opuszczać. To jest
czas wielkiej próby. Próby dla nas, kibiców, ale przede wszystkim dla
chłopaków. Czy będą w stanie wyjść z kryzysu? Czy forma przyjdzie, ale nie za
późno? Najbliższy mecz jutro. I między innymi jutro na pewno poznamy część
odpowiedzi na pytania, które pojawiły się po wczorajszym spotkaniu.
W GÓRĘ SERCA, POLSKA WYGRA MECZ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz