Asseco Resovia Rzeszów w meczu XIII (ale rozgrywanej jako
ostatniej) kolejki PlusLigi zdecydowanie pokonała Cerrard Czarnych Radom 3:0.
Było to nie pozostawiające żadnych złudzeń zwycięstwo, które zagwarantowało
Mistrzom Polski pierwsze miejsce na koniec fazy zasadniczej.
Mecz zapowiadał się bardzo ciekawie. Resovia była pod lekką
presją, gdyż strata choćby seta przy zwycięstwie Skry Bełchatów 3:0 nad
Effectorem Kielce (mecz ten dopiero w środę, ale jak już wiemy nic nie zmieni)
powodowała, że rzeszowianie straciliby pierwszą lokatę. Radom nie miał za to
nic do stracenia. Wiemy jak do tej pory prezentowali się podopieczni Roberta
Prygla, wiemy też jak ostatnio falowała nasza Sovia, więc nic tak naprawdę nie
było pewne. Dzisiaj mogło zdarzyć się naprawdę wszystko. Na szczęście Resovia
zagrała jak na Mistrzów Polski przystało.
Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Alkiem, Peterem, Piterem i
Wojtkiem, co było, przynajmniej dla mnie, sporym zaskoczeniem (o czym napiszę w
następnym akapicie) oraz Igłą. No i cóż. Cerrard prowadził jedynie na początku
pierwszej partii. Potem pociąg z napisem „Resovia” odjeżdżał, odjeżdżał i nie
dał się dogonić. 8:5, 16:9 i ostatecznie 25:12. Jednym słowem – miazga. Co wydarzy
się w drugim secie, nigdy nie wiadomo. Zarówno Resovia może zagrać gorzej, a i
goście mogą spróbować zatrzeć złe wrażenie po premierowej odsłonie i zacząć
grać na swoim dobrym poziomie. Jednak nic z tych rzeczy. Ponownie Radom
prowadzi 1:0, ale dalej, z każdą akcją, Resovia wychodzi na coraz wyższe
prowadzenie – 8:3, 16:7, 20:7, 24:10 i po małej serii błędów w końcówce wygrywa
25:13. No tak, ale przed nami długa przerwa. A nuż Resovia się za pewnie
poczuje i wszystko roztrwoni? Taki scenariusz był możliwy. Powiem więcej, sama
się troszkę tego obawiałam, jednak dzisiaj takie rozwiązanie w ogóle nie
wchodziło w rachubę. Rzeszowianie i tym razem nie pozostawili złudzeń gościom i
wygrali bardzo pewnie i zasłużenie, podobnie jak w drugiej partii 25:13 i mogli
cieszyć się z wygranej i z pierwszego miejsca po fazie zasadniczej PlusLigi.
Nasz zespół zagrał prawie perfekcyjnie! Oczywiście nie ustrzegł się
błędów, ale indywidualnie ciężko wskazać jakiegokolwiek zawodnika, który zagrał
słabo. MVP został Dawid, który zapisał na swoim koncie 14 oczek. Kończył praktycznie
każdą piłkę, którą dostał od Lukasa. Ja szczególnie zapamiętam jego 3 pojedyncze
bloki, gdyż na tym poziomie to naprawdę rzadkość. Jeden czasem się zdarzy, ale
3? Dawid, szacun :) Skuteczność w ataku również miał fenomenalną. Najbardziej widoczny
był w pierwszej partii, jednak potem to co dostał, to skończył, więc nagroda
jak najbardziej zasłużona. Osobiście jednak przed wyborem MVP zastanawiałam się
pomiędzy właśnie Konarem a Tichym, bo on również zagrał świetnie. Uruchamiał wszystkie
strefy, pojawiły się pipe’y, grał dużo środkiem i dołożył piękną kiwkę, stąd miałam
małe wątpliwości, ale już nie raz potwierdza się, że komisarze patrzą na
zdobycze punktowe zawodników. Dawid zdobył najwięcej punktów, więc dlatego
został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Ale żeby nie było, inni zawodnicy
również świetnie wykonali swoją robotę. Alek, również zdobywca 14 punktów, raz
po raz ze sportową złością obijał ręce rywali w ataku, bił pewnie z lewego, do
tego dołożył mocne i, co najważniejsze, precyzyjne zagrywki (jedną to wręcz
zabił rywala – 114km/h – JEST MOC!!!). Potwierdził, że jest w znakomitej formie
i stanowi bardzo mocny, o ile nie najmocniejszy punkt zespołu. Komentatorzy nazwali
go „kręgosłupem drużyny” i tak na pewno jest. 10 oczek dołożył Peter i on
również może zaliczyć ten mecz do udanych. Jego szybkie ataki z lewego biły
pewnością siebie i to bardzo dobrze zwiastuje w perspektywie kolejnych spotkań.
Jak już wspomniałam, Tichy często uruchamiał środek, zwłaszcza w trzecim secie.
Zawdonicy występujący na tej pozycji, w ataku zdobyli w sumie 8 punktów, ale dołożyli
je również w innych elementach i tak Piter zakończył mecz z dorobkiem 8, a
Wojtek 7. No właśnie, skoro o Wojtku mowa. Osobiście przeżyłam szok widząc go w
pierwszym składzie. Nie mam nic do tego zawodnika, broń Boże, ale mając w
głowie to, że przez cały sezon nie łapał się do 12, siedział na trybunach,
ciężko było mi zrozumieć decyzję trenera, który postawił na niego w ostatnim,
dość ważnym meczu. Wojtek na szczęście nie zawiódł. Może miał mało okazji w ataku,
ale blokiem i zagrywką (szczególnie w drugim secie) pokazał się z jak
najlepszej strony, co zauważyli również komentatorzy. No i na deser Igła. Nie
zagrał jakoś genialnie, ale to co miał przyjąć, przyjął perfekcyjnie (raz tylko
miał małe wahnięcie), zaliczył kilka obron, więc można wywnioskować, że jest w
pełni gotowy do walki w play-off. A tam będzie nam bardzo potrzebny.
Wartym podkreślenia jest fakt, że trzech naszych najlepiej
punktujących (Dawid, Alek i Peter) zdobyli tyle samo punktów, co cały zespół z
Radomia - 38. Takie rzeczy rzadko mają miejsce, co tylko utwierdza nas w
przekonaniu, że goście nie mieli żadnych szans w starciu z Mistrzami Polski. 12
bloków przy żadnym!!! rywali mówi samo przez się. Pamiętajmy, że Cerrard ma
najwyższą szóstkę w całej lidze i blok siłą rzeczy jest ich bardzo mocną stroną.
Jednak dzisiaj nasi atakowali tak pewnie i skutecznie, że nie było szans ich w
żaden sposób powstrzymać. Zagrywka również była silnym elementem Resovii. 5
asów, do tego mnóstwo serwisów utrudniających rozegranie, co przekładało się na
sporą liczbę kontr i przede wszystkim wyżej wspomnianych bloków. Postrach siali
praktycznie wszyscy, z Piterem na czele ;)
Resovia zagrała krótko pisząc genialnie!!! Oczywiście, zawodnicy
nie ustrzegli się błędów i zapewne mogli zagrać jeszcze lepiej, ale ani przez
moment nie dali rywalom cienia szansy na wyrwanie choćby seta. To się ceni,
zwłaszcza, że Mistrzowie Polski grali pod małą presją, chociaż trenerzy na
pewno powiedzą, że pierwsze czy drugie miejsce nie ma żadnego znaczenia, bo jak
można było to zobaczyć choćby w ubiegłym sezonie w wykonaniu Resovii, można
zdobyć mistrzostwo Polski nawet z 4. miejsca.
Poprawcie mnie, jeśli źle piszę, ale o ile ja dobrze pamiętam
(a taką rzecz na pewno bym zapamiętała), Resovia po raz pierwszy w tym sezonie PlusLigi,
nie oddała rywalom w każdym z setów więcej niż 20 (a w dzisiejszym meczu nawet
15) punktów. Na taki mecz czekałam długo, bałam się, że już się go nie
doczekam. Nie jestem nie wiadomo jak pazerna na punkty, czy coś w tym stylu,
żebyście mnie źle nie zrozumieli. Po prostu chciałam zobaczyć pewną, zimnokrwistą,
nie pozostawiającą od początku do końca złudzeń rywalom, wygrywającą
zdecydowanie i grającą z uśmiechem na ustach i zwykłą frajdą Resovię. I taką
właśnie dzisiaj zobaczyłam. Biorąc pod uwagę ostatnie, dość, że się tak wyrażę,
słabe jak na to, co już zdążyli pokazać wcześniej, mecze, w których męczyli się
i nie pokazywali maksimum możliwości, tym bardziej należy cieszyć się z tego
spotkania. Zawodnicy i sztab też pewnie odetchnęli z ulgą.
Naprawdę miło było patrzeć na taką Resovię. Może mecz dla
neutralnego obserwatora był nudny i jednostronny, ale dla mnie nie było w nim
ani grama nudy. Co ja poradzę na to, że uwielbiam oglądać Sovię w takim wydaniu
:) A że rzadko mamy okazję patrzeć na takie mecze, tym bardziej cieszy ten dzisiejszy.
Tymczasem czekamy na rywala w ćwierćfinale. Walka w dole
tabeli jest bardzo emocjonująca. Wszystko ważyć się będzie do samego końca. Na
kogo trafimy? Okaże się już niebawem :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz