sobota, 1 marca 2014

Miazga na Podpromiu. Wygrywamy rundę zasadniczą!!!

Asseco Resovia Rzeszów w meczu XIII (ale rozgrywanej jako ostatniej) kolejki PlusLigi zdecydowanie pokonała Cerrard Czarnych Radom 3:0. Było to nie pozostawiające żadnych złudzeń zwycięstwo, które zagwarantowało Mistrzom Polski pierwsze miejsce na koniec fazy zasadniczej.

Mecz zapowiadał się bardzo ciekawie. Resovia była pod lekką presją, gdyż strata choćby seta przy zwycięstwie Skry Bełchatów 3:0 nad Effectorem Kielce (mecz ten dopiero w środę, ale jak już wiemy nic nie zmieni) powodowała, że rzeszowianie straciliby pierwszą lokatę. Radom nie miał za to nic do stracenia. Wiemy jak do tej pory prezentowali się podopieczni Roberta Prygla, wiemy też jak ostatnio falowała nasza Sovia, więc nic tak naprawdę nie było pewne. Dzisiaj mogło zdarzyć się naprawdę wszystko. Na szczęście Resovia zagrała jak na Mistrzów Polski przystało.

Zaczęliśmy z Tichym, Konarem, Alkiem, Peterem, Piterem i Wojtkiem, co było, przynajmniej dla mnie, sporym zaskoczeniem (o czym napiszę w następnym akapicie) oraz Igłą. No i cóż. Cerrard prowadził jedynie na początku pierwszej partii. Potem pociąg z napisem „Resovia” odjeżdżał, odjeżdżał i nie dał się dogonić. 8:5, 16:9 i ostatecznie 25:12. Jednym słowem – miazga. Co wydarzy się w drugim secie, nigdy nie wiadomo. Zarówno Resovia może zagrać gorzej, a i goście mogą spróbować zatrzeć złe wrażenie po premierowej odsłonie i zacząć grać na swoim dobrym poziomie. Jednak nic z tych rzeczy. Ponownie Radom prowadzi 1:0, ale dalej, z każdą akcją, Resovia wychodzi na coraz wyższe prowadzenie – 8:3, 16:7, 20:7, 24:10 i po małej serii błędów w końcówce wygrywa 25:13. No tak, ale przed nami długa przerwa. A nuż Resovia się za pewnie poczuje i wszystko roztrwoni? Taki scenariusz był możliwy. Powiem więcej, sama się troszkę tego obawiałam, jednak dzisiaj takie rozwiązanie w ogóle nie wchodziło w rachubę. Rzeszowianie i tym razem nie pozostawili złudzeń gościom i wygrali bardzo pewnie i zasłużenie, podobnie jak w drugiej partii 25:13 i mogli cieszyć się z wygranej i z pierwszego miejsca po fazie zasadniczej PlusLigi.

Nasz zespół zagrał prawie perfekcyjnie! Oczywiście nie ustrzegł się błędów, ale indywidualnie ciężko wskazać jakiegokolwiek zawodnika, który zagrał słabo. MVP został Dawid, który zapisał na swoim koncie 14 oczek. Kończył praktycznie każdą piłkę, którą dostał od Lukasa. Ja szczególnie zapamiętam jego 3 pojedyncze bloki, gdyż na tym poziomie to naprawdę rzadkość. Jeden czasem się zdarzy, ale 3? Dawid, szacun :) Skuteczność w ataku również miał fenomenalną. Najbardziej widoczny był w pierwszej partii, jednak potem to co dostał, to skończył, więc nagroda jak najbardziej zasłużona. Osobiście jednak przed wyborem MVP zastanawiałam się pomiędzy właśnie Konarem a Tichym, bo on również zagrał świetnie. Uruchamiał wszystkie strefy, pojawiły się pipe’y, grał dużo środkiem i dołożył piękną kiwkę, stąd miałam małe wątpliwości, ale już nie raz potwierdza się, że komisarze patrzą na zdobycze punktowe zawodników. Dawid zdobył najwięcej punktów, więc dlatego został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Ale żeby nie było, inni zawodnicy również świetnie wykonali swoją robotę. Alek, również zdobywca 14 punktów, raz po raz ze sportową złością obijał ręce rywali w ataku, bił pewnie z lewego, do tego dołożył mocne i, co najważniejsze, precyzyjne zagrywki (jedną to wręcz zabił rywala – 114km/h – JEST MOC!!!). Potwierdził, że jest w znakomitej formie i stanowi bardzo mocny, o ile nie najmocniejszy punkt zespołu. Komentatorzy nazwali go „kręgosłupem drużyny” i tak na pewno jest. 10 oczek dołożył Peter i on również może zaliczyć ten mecz do udanych. Jego szybkie ataki z lewego biły pewnością siebie i to bardzo dobrze zwiastuje w perspektywie kolejnych spotkań. Jak już wspomniałam, Tichy często uruchamiał środek, zwłaszcza w trzecim secie. Zawdonicy występujący na tej pozycji, w ataku zdobyli w sumie 8 punktów, ale dołożyli je również w innych elementach i tak Piter zakończył mecz z dorobkiem 8, a Wojtek 7. No właśnie, skoro o Wojtku mowa. Osobiście przeżyłam szok widząc go w pierwszym składzie. Nie mam nic do tego zawodnika, broń Boże, ale mając w głowie to, że przez cały sezon nie łapał się do 12, siedział na trybunach, ciężko było mi zrozumieć decyzję trenera, który postawił na niego w ostatnim, dość ważnym meczu. Wojtek na szczęście nie zawiódł. Może miał mało okazji w ataku, ale blokiem i zagrywką (szczególnie w drugim secie) pokazał się z jak najlepszej strony, co zauważyli również komentatorzy. No i na deser Igła. Nie zagrał jakoś genialnie, ale to co miał przyjąć, przyjął perfekcyjnie (raz tylko miał małe wahnięcie), zaliczył kilka obron, więc można wywnioskować, że jest w pełni gotowy do walki w play-off. A tam będzie nam bardzo potrzebny.

Wartym podkreślenia jest fakt, że trzech naszych najlepiej punktujących (Dawid, Alek i Peter) zdobyli tyle samo punktów, co cały zespół z Radomia - 38. Takie rzeczy rzadko mają miejsce, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że goście nie mieli żadnych szans w starciu z Mistrzami Polski. 12 bloków przy żadnym!!! rywali mówi samo przez się. Pamiętajmy, że Cerrard ma najwyższą szóstkę w całej lidze i blok siłą rzeczy jest ich bardzo mocną stroną. Jednak dzisiaj nasi atakowali tak pewnie i skutecznie, że nie było szans ich w żaden sposób powstrzymać. Zagrywka również była silnym elementem Resovii. 5 asów, do tego mnóstwo serwisów utrudniających rozegranie, co przekładało się na sporą liczbę kontr i przede wszystkim wyżej wspomnianych bloków. Postrach siali praktycznie wszyscy, z Piterem na czele ;)

Resovia zagrała krótko pisząc genialnie!!! Oczywiście, zawodnicy nie ustrzegli się błędów i zapewne mogli zagrać jeszcze lepiej, ale ani przez moment nie dali rywalom cienia szansy na wyrwanie choćby seta. To się ceni, zwłaszcza, że Mistrzowie Polski grali pod małą presją, chociaż trenerzy na pewno powiedzą, że pierwsze czy drugie miejsce nie ma żadnego znaczenia, bo jak można było to zobaczyć choćby w ubiegłym sezonie w wykonaniu Resovii, można zdobyć mistrzostwo Polski nawet z 4. miejsca.

Poprawcie mnie, jeśli źle piszę, ale o ile ja dobrze pamiętam (a taką rzecz na pewno bym zapamiętała), Resovia po raz pierwszy w tym sezonie PlusLigi, nie oddała rywalom w każdym z setów więcej niż 20 (a w dzisiejszym meczu nawet 15) punktów. Na taki mecz czekałam długo, bałam się, że już się go nie doczekam. Nie jestem nie wiadomo jak pazerna na punkty, czy coś w tym stylu, żebyście mnie źle nie zrozumieli. Po prostu chciałam zobaczyć pewną, zimnokrwistą, nie pozostawiającą od początku do końca złudzeń rywalom, wygrywającą zdecydowanie i grającą z uśmiechem na ustach i zwykłą frajdą Resovię. I taką właśnie dzisiaj zobaczyłam. Biorąc pod uwagę ostatnie, dość, że się tak wyrażę, słabe jak na to, co już zdążyli pokazać wcześniej, mecze, w których męczyli się i nie pokazywali maksimum możliwości, tym bardziej należy cieszyć się z tego spotkania. Zawodnicy i sztab też pewnie odetchnęli z ulgą.

Naprawdę miło było patrzeć na taką Resovię. Może mecz dla neutralnego obserwatora był nudny i jednostronny, ale dla mnie nie było w nim ani grama nudy. Co ja poradzę na to, że uwielbiam oglądać Sovię w takim wydaniu :) A że rzadko mamy okazję patrzeć na takie mecze, tym bardziej cieszy ten dzisiejszy.

Tymczasem czekamy na rywala w ćwierćfinale. Walka w dole tabeli jest bardzo emocjonująca. Wszystko ważyć się będzie do samego końca. Na kogo trafimy? Okaże się już niebawem :)


Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz