sobota, 28 września 2013

Czas na podsumowania

Dzisiaj rozpoczęły się półfinały Mistrzostw Europy. Niestety bez nas. Minęło już kilka dni od tej dotkliwej porażki. Można było trochę ochłonąć, jednak szum w mediach pozostał taki sam. Teraz na tapecie jeden temat: Co dalej z Anastasim? Ale zanim o tym, przepraszam, ale wrócę jeszcze do tego spotkania.

Bardzo się bałam tego spotkania. Kiedy rozbrzmiał pierwszy gwizdek, obawiałam się, że to może być ostatnie spotkanie, ale wiara była i to ogromna. Świetny początek naszej drużyny, potem Bułgarzy nas doszli, ale na nic to się zdało – wygraliśmy. Pierwszy kamień z serca zrzucony. W końcu pierwszy set, dobre otwarcie jest bardzo ważne. Świetnie grał Michał Winiarski, o dziwo bardzo dobrze spisywał się Grzegorz Bociek. Podziwiałam trenera, ze na niego postawił. Ale wiedziałam też, co często powtarzam, że Kuba Jarosz jest najlepszy, gdy wchodzi z ławki. Myślałam, że tak będzie i tym razem. Tymczasem jedynym zawodnikiem, który nie pojawił się w ogóle na parkiecie, był właśnie Kuba. Drugi set to spora nerwówka. Wygrana! Matko Boska, 2:0! Przecież tego nie można roztrwonić! Awans jest blisko! 10-minutowa przerwa podziałała jak zwykle na zespół który prowadzi 2:0. Wiedziałam, że Polacy go przegrają. Miałam jednak nadzieję, że skończy się 3:1. Jednak początek trzeciej partii wskazywał na to, że możemy ich zmiażdżyć. Niby tylko 2:0, ale jakby poszła większa seria, to mogłoby się to szybko skończyć. Poszła seria, ale w drugą stronę. Trener dokonał zmian – wszedł Fabian Drzyzga i Michał Kubiak, pod koniec partii nawet Michał Ruciak, który został po zagrywce do przyjęcia. Chłopacy podciągnęli trochę wynik i skończyło się „tylko” do 20. Czwarty set to prawdziwa woja nerwów. Wydawało się, ze tie-break jest pewny, jednak świetne zagrywki Łukasza Wiśniewskiego dały nadzieję. Niestety nie mogło obejść się bez 5. partii. A w niej prawdziwy dramat –błąd sędziego w pierwszej akcji, 1:4, zryw Polaków i magiczne 9:6. Wtedy nikt nie mógł nas powstrzymać. A jednak. Zaczęło się od zepsutej zagrywki Fabiana – teoretycznie asekuracyjnego i pewnego flota. Potem bloki, nieskończone ataki i z 9:6 zrobiło się 9:10. Potem jeszcze jeden zryw Polaków. Z 10:13 zrobiło się po 13. Zagrywka Łukasza Wiśniewskiego, przechodząca piłka, atak Bartosza Kurka i ręka w taśmie. Piłka meczowa dla Bułgarii. Punkt za punkt… 3 ataki Michała Winiarskiego na bloku, które mogły spowodować zawał, na szczęście skończony. 16:17, pipe do Kurka, nieskończony, Bartek po drugiej stronie siatki, nie zdołał się utrzymać, gwizdek sędziego.. koniec… nie ma nas w turnieju.. szał radości Bułgarów.. rozpacz Polaków…

To był przykry moment. Nie płakałam, chyba dlatego, że do końca była nadzieja. Gdyby skończyło się zwykłym 0:3 na pewno cały trzeci set bym przepłakała, a potem nie mogła zasnąć. A tu do końca była wiara, adrenalina. Potem wszystko opadło. I zaczęło się piekiełko.

Przed meczem, w studiu Polsatu, pojawił się materiał o największych osiągnięciach naszej kadry pod wodzą Andrei Anastasiego. Powiedzmy sobie krótko – to brzmiało jak pożegnanie. Nie myślałam, że mnie to aż tak ruszy, ale łzy poleciały i to mocno. Brąz Ligi Światowej 2011, brąz Mistrzostw Europy, srebro Pucharu Świata i w końcu zwycięstwo w LŚ 2012. Podobne zdanie mam co do wypowiadających się tam dziennikarzy i ekspertów, że największym sukcesem było srebro w PŚ. To był morderczy turniej i to on naprawdę pokazywał, kto jest w stanie najwięcej wytrzymać. Zabójcza dawka 11 meczów w 14 dni. Wracając do innych imprez i medali – trochę nam się poszczęściło. LŚ 2011 – byliśmy organizatorami i o medalu zdecydowała jedynie potyczka z Argentyną. Wcześniejsze spotkania w grupie F6 wychodziły różnie. Mistrzostwa Europy 2011 – specjalna porażka, emocjonujący baraż z Czechami, łatwa przeprawa ze Słowacją, porażka z Włochami i w końcu najlepszy mecz jaki nam wyszedł w tym turnieju – czyli spotkanie o brąz z Rosjanami. Bez wątpienia nasi zawodnicy zagrali najlepiej w tym meczu. Liga Światowa 2012 – forma była, nie powiem, ale kilka zespołów ewidentnie odpuściło ten turniej. My go braliśmy na poważnie i chociaż po samym tym zwycięstwie, pojawiały się głosy, jakoby Polacy zwyczajnie skorzystali z takiego obrotu spraw, które szybko wszyscy chórem dementowaliśmy. Po Igrzyskach Olimpijskich ta perspektywa się trochę zmieniła… O ostatnich turniejach nie ma sensu mówić…

Do czego zmierzam – obawiam się, że odejście Andrei jest przesądzone. Na początku gratulowałam Prezesowi takiej decyzji na rok przed najważniejszą imprezą, jakiej będziemy gospodarzem – Mistrzostw Świata. Posłuchałam opinii innych ludzi i sama po chwili zrozumiałam, że faktycznie coś się zepsuło. Andrea miał jakiś pomysł na ten zespół. Ale to już się chyba wypaliło. Dość wspomnieć, ze przez dwa lata stawiał na Łukasza Żygadło, a najważniejszy mecz decydujący o jego przyszłości w Polsce skończył z Fabianem Drzyzgą. Coś tu jest nie halo. Te medale na pewno rozbudziły apetyty wszystkich. To się kiedyś musiało skończyć. Może było ich za dużo naraz. Rosjanie potrafili odpuścić LŚ 2012, nie zajęli miejsca na podium na ME 2011, a kiedy trzeba było, znowu byli najlepsi i dalej są. Jak wyżej wspomniałam tamte imprezy wygrywaliśmy trochę szczęśliwie. Andrea cały czas stawiał na tę samą szóstkę i dopóki to zdawało egzamin, problemu nie było. Były obawy ile tak można, ale skoro to wychodzi, to po co się wtrącać. Skończyło się  i pojawiły się pytania. Andrea zrezygnował z wielu kluczowych zawodników, nie doprowadził Polaków do formy, przegrał w tym roku wszystko. Co dalej? Zaufać mu po raz kolejny? Czy chłopcy będą w stanie znowu to zrobić? Nie mają już gwarancji, że to się powiedzie. Z drugiej strony nie ma teraz trenera, który mógłby poprowadzić Polaków z sukcesem. Rok czasu, ba praktycznie 5 miesięcy trenowania to za mało, żeby coś osiągnąć. Chociaż jak przypomnimy sobie początek Anastasiego, to można wierzyć, że jest szansa, by to się powiodło. Warunek jest jeden – musi to być trener pokroju naszego jeszcze obecnego szkoleniowca. W takim razie polski szkoleniowiec nie wchodzi w grę. Kto z najlepszych jest w tej chwili wolny? Pojawiły się już różne nazwiska, m.in. Władimir Alekno. Hmm... naprawdę chciałabym go u nas, bo uważam, że jest jednym z najlepszych i chyba całe życie będę go szanować i podziwiać za to, co zrobił na IO. Ale to jest mało prawdopodobne. Nie po to przecież zrezygnował z pracy w swojej narodowej reprezentacji, aby teraz prowadzić Polaków. Po drugie, zrezygnował z podwójnego stanowiska, więc jaka jest szansa na to, że wróci do takiej pracy? Pracuje w Zenicie i teraz to jest dla niego najważniejsze. Trenerem, który pierwszy przyszedł mi na myśl, był Hugh McCutcheon. Nie wiem co w tej chwili robi, ale skoro pojawiały się pogłoski, że startował na trenera reprezentacji Polski siatkarek, to czemu nie może prowadzić mężczyzn. W końcu z Amerykanami na 2008 zdobył złoto olimpijskie, cztery lata później srebro z dziewczynami. Pokazał, że jest świetnym szkoleniowcem, który może z powodzeniem trenować każdą reprezentację. Ale ja nie jestem od tego, żeby gdybać. Od tego są działacze PZPS. A co oni postanowią, okaże się niebawem.

Z prawej strony znajduje się ankieta: „Co dalej z Andreą Anastasim?”. Czekam na głosy. Komentarze są również mile widziane. Czego chcecie – odejścia czy pozostania i dlaczego?


Tymczasem do następnego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz