Zanim skończył się kolejny dzień turnieju, swoje mecze
rozegrali między sobą m.in. Niemcy i Bułgarzy. Spotkanie to było bardzo
ciekawe, zwłaszcza po wygraniu przez naszych zachodnich sąsiadów meczu z
mistrzami olimpijskimi. Niemcy, chociaż grali trochę słabiej, odwrócili mecz i
mimo przegrywania 1:2, wygrali po tie-breaku. To gwarantowało im w 99% wygranie
grupy i bezpośredni awans do ćwierćfinału.
Mecz z Francją skomplikował nam sytuację w grupie. Pojawiła
się obawa, że po raz kolejny Polacy będą kombinowali. W drugiej grupie Niemcy
byli praktycznie pewni awansu. Do „wyboru” przeciwnika w barażu były dwie ekipy
– Rosji i Bułgarii. Naprawdę ciężko nazwać to wyborem. Wszystko miało
rozstrzygnąć się po bezpośrednim spotkaniu tych ekip. Większość z nas mimo
wszystko, w tym meczu była za Rosją. Jeżeli chcieliśmy oglądać Polaków
walczących o zwycięstwo, a nie podkładających się Słowakom, trzeba było
kibicować Sbornej. Wynik końcowy to 3:1 dla Rosjan i sprawa była prosta –
wygrywamy ze Słowacją i unikamy naszych wschodnich sąsiadów. Co warto
podkreślić w tym spotkaniu zagrał od końcówki pierwszego seta Nikolay Penczew.
To dziwiło, zwłaszcza, że Niki miał mało szans gry w swojej reprezentacji. A tu
zagrał, został i prezentował się naprawdę świetnie. Bardzo dobry w przyjęciu,
świetny i pewny w ataku – momentami był prawdziwym liderem swojej ekipy. Ale
koniec o Bułgarach. Czemu przed chwilą napisałam, że „unikamy Rosji” a nie
„gramy z Bułgarią”? To chyba jasne. Choć Bułgaria jest silna, wszak dwa razy
nas już pokonała w tym roku, do tego zajęła 4. Miejsce w LŚ, to i tak lepiej
grać z nimi, niż z Rosją. Może i Rosja przegrała gładko z Niemcami, ale Rosja
to Rosja. Jeśli zagrywka im siedzi, to nikt im nie jest w stanie zagrozić, a co
dopiero z nimi wygrać. Ale Bułgarii naprawdę należy się obawiać. Stąd słowo
„wybór” jest słabym określeniem tej sytuacji, ale załóżmy, że mieliśmy wybór.
Rosja wygrała, a więc my musieliśmy wygrać ze Słowacją.
Zaczynamy z Boćkiem w składzie. Niestety Grzesiek kończy 1 atak na 7 prób.
Wchodzi Jakub Jarosz. Gra świetnie. Michał Winiarski ma problemy z przyjęciem.
Choć radzi sobie w ataku, to bodajże 17% perfekcyjnego przyjęcia, nie jest w
stanie zamazać dobrą grą w ataku ani on, ani jego koledzy. Po wygraniu
pierwszego seta przyszła porażka w drugim. W końcówce tej partii dzieje się
historyczna rzecz – wchodzi Drzyzga. Wcześniej pojawił się Michał Kubiak.
Gtrzeci set wygrany. Nam powoli puszczają złe nerwy, pojawia się luz i 14:7 na
tablicy wyników. Gramy świetnie. Wtedy przyszedł taki moment, że spytałam:
Dlaczego? Dlaczego tak długo czekaliśmy na taką grę? Szybko poznałam odpowiedź
na to pytanie, gdy Słowacy nas dogonili ma bodajże 19:18 (o ile się mylę,
proszę o poprawkę – emocje były i nie pamiętam dokładnie wszystkiego). Mała
nerwówka pod koniec i wygrywamy. Źle określili to niektórzy dziennikarze – po
meczu nie było euforii, bo ani stawka nie ta, ani rywal (szanując Słowaków) nie
ten. To była po prostu zwykła ulga.
Jest baraż. Jest
Bułgaria. Potem w perspektywie Niemcy. To jest naprawdę sługa droga – nie
autostrada, jak niektórzy raczyli to określać. To jest droga pełna dziur,
kolein i zakrętów. A na końcu tej drogi znajduje się tablica z napisem
KOPENHAGA.
Czego chłopakom, sobie i Wam życzę (a co tam, poleciałam
Miśkiem). No to jeszcze trochę Winiara – AMEN :) ---> uczę się od najlepszych ;)
PS. Cieszę się, że jednak musieliśmy wygrać ze Słowacją.
Zwycięstwa są nam potrzebne jak tlen. Porażka, nawet kontrolowana, nie
wpłynęłaby dobrze na zespół, zwłaszcza że w perspektywie była i ciągle jest
Bułgaria. Ten mecz będzie kluczowy dla nas. Nie tylko dlatego, że w przypadku
przegranej ktoś żegna się z turniejem. Wygrana może dać nam niezłego kopa. Ale
do tego jak już wspomniałam daleka droga. Jutro o tej porze, może za parę minut
rozpocznie się ten wielki mecz.
Ja tymczasem, w oczekiwaniu na to wielkie spotkanie o
wszystko, oglądam sobie mecz Złotek z reprezentantkami Polski :)
Pozdrawiam :D
Eh tym razem trochę się z Tobą nie zgodzę.
OdpowiedzUsuńZaczynając od meczu z Francuzami.. Szczerze mówiąc to myślę, że tam również dało ugrać się coś więcej, ale już nawet zostawiając to.
Rosja jest bardzo silną drużyną i może faktycznie większość stara się jej unikać, ale ja nie brałabym tego w kategoriach, że ich nie da się pokonać.
Nie lubię takiego patrzenia "jakby tu grać, żeby tylko nie trafić na Rosję"
Ich też da się pokonać, a gorzej będzie jeśli to właśnie Bułgaria odpali i pokaże coś nadzwyczajnego.. Ale jeśli wygramy i trafimy na Niemców w ćwierćfinale to właśnie ich będzie mi szkoda najbardziej, bo doszli sobie w to miejsce gdzie są własnymi zwycięstwami, a nie patrzeniem na drabinkę i wtedy moje serce będzie rozerwane!
miło, że wzbudzam kontrowersje :)
Usuńoczywiście, że w meczu z Francuzami dało się więcej ugrać. jestem pewna, że nie było tak, jak mówił Nikłow, że AA specjalnie przegra to spotkanie. zaważyło kilka elementów i porażka stała się faktem.
co do Rosji i Bułgarii - oczywiście, że Rosję można pokonać, ale na samym starcie każdy chce ją ominąć i to jest fakt. pewnie, możemy przegrać z Bułgarami, wcale nie jesteśmy faworytem w tym meczu, ale podejście całego środowiska do tego meczu jest na pewno inne niż do batalii z Rosjanami. Rosja straszy samymi nazwiskami. chociaż to też "tylko" ludzie, to trzeba robić wszystko, żeby na nią nie trafić. może to nie jest sportowe podejście, ale ME dawno przestały być czystosportową rywalizacją. turniej sprzyja kombinowaniu, więc czemu tego nie robić? Polska raz się na tym przjechała, raz na tym skorzystała. jak będzie teraz, nie wiadomo.
a ćwierćfinał z Niemcami też będzie dla mnie trudny, ale jeśli teraz będę tylko o tym mysleć, to jutro pozostanie mi kibicowanie im w meczu z Bułgarią :(