sobota, 27 lipca 2013

Grzegorz Kosok - objawienie reprezentacji Polski

Nasz drugi środkowy w Resovii pojawił się, przepraszam za określenie, praktycznie znikąd. No na pewno przechodząc do aktualnego Mistrza Polski ani on, ani kibice, nie spodziewali się, że wkrótce zacznie odgrywać niebagatelną rolę nie tylko w klubie, ale również w reprezentacji, w której przecież środkowych na bardzo wysokim poziomie od zawsze mamy bez liku. A jednak Grzegorz potrafił się przebić i właśnie o tym spróbuję tu napisać.

Po raz kolejny muszę zacząć, że początków w Resovii tego pana nie pamiętam, więc to sobie odpuszczę. Będę pisać o teraźniejszości, bo ta jest na pewno o wiele ciekawsza w jego wykonaniu. Wraz z przyjściem Piotra Nowakowskiego do Resovii, oboje stali się podstawową parą środkowych w naszej ekipie, ba, nawet w reprezentacji. Ale na razie skupię się na klubie.

O Piotrku pisałam we wcześniejszym poście, jednak pisząc o Kosie muszę dodać, że na pewno nie jest on aż tak popularny jak Piter. Nie posiada tak ogromnego zasięgu jak Nowakowski, jednak wcale nie jest gorszym siatkarzem, co już niejednokrotnie potwierdził. Posiada znakomitą zagrywkę, o której niejeden przyjmujący się przekonał. Jest to tylko i aż flot – tak to ujmę. Do tego świetnie porusza się na siatce, jest jednym z lepszych polskich blokujących. Ostatnimi czasy zauważyłam, że częściej atakuje z przesuniętych krótkich, niż tych bliżej rozgrywającego. Wydaje się, jakby czasami dostawał za niskie piłki, jednak on już się w nich tak wyspecjalizował, że nie stanowi to żadnej różnicy, z jakiej wysokości musi w danym momencie zaatakować.

Grzegorz Kosok jest czołowym polskim środkowym, o czym świadczy fakt, że od czasów Andrei Anastasiego, o ile nie wykluczyła go kontuzja, zawsze znajdował się w meczowej dwunastce, a czasami nawet w wyjściowym składzie. To pokazuje, jak wielki postęp uczynił od przyjścia do Resovii. Można mówić, że kiedy trener Anastasi do nas przychodził, kadra była osłabiona, więc musiał sięgać po zawodników, którzy wcześniej nie mieli się jak pokazać lub nie byli tak świetni jak inni, jednak to, że Grzesiek dalej jest w tej kadrze, w momencie, kiedy konkurencja jest naprawdę duża, stanowi duży handicap dla tego zawodnika.

Podkreślałam to już wcześniej, np. w „Alfabecie”, nie wiem, czy taka jest prawda, bo innych zawodników nie obserwuję, ale kilka razy rzuciło mi się w oczy to, że jak na środkowego świetnie porusza się w obronie. Nie wiem, czy to tylko przypadek, pewnie czasami tak, ale kilka razy, a zwłaszcza w półfinałach z Delectą pokazał, że podbić piłkę umie i wcale nie jest dziadkiem w drugiej linii. Na pewno będę mu się przyglądać w przyszłym sezonie, w każdym meczu, żeby ewentualnie potwierdzić moją teorię albo ją obalić.

Jak sobie próbuję przypomnieć, to jest jeszcze często głównym wykonawcą niekonwencjonalnych przebić. Kilka razy z drugiej albo trzeciej piłki przebił tak sprytnie palcami jednej czy dwóch rąk, że piłka trafiła idealnie w linię, a takie zagrania przyprawiały, przynajmniej mnie, o zawał serca. Jedna taka sytuacja przypomina mi się z meczu Polska – Niemcy na ubiegłorocznym Memoriale Wagnera, kiedy to po bardzo długiej akcji, Kosa, oburącz przebił piłkę pod końcową linię, tak, że rywale znajdujący się w obrębie siatki, nie byli w stanie tego wybronić.

O jego charakterze nie mogę za wiele napisać. Nie jest tak błyskotliwy jak Igła, ale to nie znaczy, że jest beznadziejny, zamknięty w sobie itp. Na boisku nie tryska energią, ale cieszyć się też umie, co niejednokrotnie potwierdzał. Jak na to teraz patrzę, to wychodzi na to, że wskazuję jego wady, które próbuję wytłumaczyć. A tak nie jest. Po prostu, jak w przypadku Pita, nie jestem jego mega wielką fanką, co nie oznacza, że go nie lubię. Wręcz przeciwnie – bardzo go lubię, podziwiam jego umiejętności i zawsze cieszę się, kiedy gra w pierwszym składzie. Jego brak na boisku, w przypadku jakiejś kontuzji, jest naprawdę widoczny, co podkreśla tylko fakt, że on naprawdę stanowi bardzo ważne ogniwo tej drużyny.

Wywiadów z nim nie słucha się tak przyjemnie, a to z prostego powodu – widać, jak się czasami zacina, gubi w tym, co mówi. No ale tak bywa, nie każdy jest tak wygadany jak Igła, niestety. Ostatnio zauważyłam, i tu po raz kolejny odwołam się do Pita, że on bardzo się poprawił w wypowiedziach przed kamerami. Stał się pewniejszy, rozbudowywał swoje odpowiedzi. Nic tylko czekać, kiedy Kosa się odblokuje.


Może nie napisałam o Grześku bardzo długiego tekstu, ale z tego, co mogliście już zauważyć, moja sympatia ma duży wpływ na ilość słów, którymi opisuję poszczególnych zawodników. Kosę bardzo lubię, o czym już wspomniałam, dlatego ten tekst w ogóle powstał (nie będę pisała o wszystkich zawodnikach Sovii, głównie tych w cieniu zawodników pierwszoszóstkowych z prostej przyczyny – nie wiem o nich za dużo, za mało grają i nie darzę ich tak wielką sympatią jak pozostałych, w tym bohatera tego wpisu). Jedno wiem na pewno – Resovii sobie bez niego nie wyobrażam. I koniec kropka :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz