Nasz drugi środkowy w Resovii pojawił się, przepraszam za
określenie, praktycznie znikąd. No na pewno przechodząc do aktualnego Mistrza
Polski ani on, ani kibice, nie spodziewali się, że wkrótce zacznie odgrywać
niebagatelną rolę nie tylko w klubie, ale również w reprezentacji, w której
przecież środkowych na bardzo wysokim poziomie od zawsze mamy bez liku. A
jednak Grzegorz potrafił się przebić i właśnie o tym spróbuję tu napisać.
Po raz kolejny muszę zacząć, że początków w Resovii tego
pana nie pamiętam, więc to sobie odpuszczę. Będę pisać o teraźniejszości, bo ta
jest na pewno o wiele ciekawsza w jego wykonaniu. Wraz z przyjściem Piotra
Nowakowskiego do Resovii, oboje stali się podstawową parą środkowych w naszej
ekipie, ba, nawet w reprezentacji. Ale na razie skupię się na klubie.
O Piotrku pisałam we wcześniejszym poście, jednak pisząc o
Kosie muszę dodać, że na pewno nie jest on aż tak popularny jak Piter. Nie posiada tak
ogromnego zasięgu jak Nowakowski, jednak wcale nie jest gorszym siatkarzem, co
już niejednokrotnie potwierdził. Posiada znakomitą zagrywkę, o której niejeden
przyjmujący się przekonał. Jest to tylko i aż flot – tak to ujmę. Do tego
świetnie porusza się na siatce, jest jednym z lepszych polskich blokujących.
Ostatnimi czasy zauważyłam, że częściej atakuje z przesuniętych krótkich, niż
tych bliżej rozgrywającego. Wydaje się, jakby czasami dostawał za niskie piłki,
jednak on już się w nich tak wyspecjalizował, że nie stanowi to żadnej różnicy,
z jakiej wysokości musi w danym momencie zaatakować.
Grzegorz Kosok jest czołowym polskim środkowym, o czym
świadczy fakt, że od czasów Andrei Anastasiego, o ile nie wykluczyła go
kontuzja, zawsze znajdował się w meczowej dwunastce, a czasami nawet w
wyjściowym składzie. To pokazuje, jak wielki postęp uczynił od przyjścia do
Resovii. Można mówić, że kiedy trener Anastasi do nas przychodził, kadra była
osłabiona, więc musiał sięgać po zawodników, którzy wcześniej nie mieli się jak
pokazać lub nie byli tak świetni jak inni, jednak to, że Grzesiek dalej jest w
tej kadrze, w momencie, kiedy konkurencja jest naprawdę duża, stanowi duży
handicap dla tego zawodnika.
Podkreślałam to już wcześniej, np. w „Alfabecie”, nie wiem,
czy taka jest prawda, bo innych zawodników nie obserwuję, ale kilka razy
rzuciło mi się w oczy to, że jak na środkowego świetnie porusza się w obronie.
Nie wiem, czy to tylko przypadek, pewnie czasami tak, ale kilka razy, a
zwłaszcza w półfinałach z Delectą pokazał, że podbić piłkę umie i wcale nie
jest dziadkiem w drugiej linii. Na pewno będę mu się przyglądać w przyszłym
sezonie, w każdym meczu, żeby ewentualnie potwierdzić moją teorię albo ją
obalić.
Jak sobie próbuję przypomnieć, to jest jeszcze często
głównym wykonawcą niekonwencjonalnych przebić. Kilka razy z drugiej albo
trzeciej piłki przebił tak sprytnie palcami jednej czy dwóch rąk, że piłka
trafiła idealnie w linię, a takie zagrania przyprawiały, przynajmniej mnie, o
zawał serca. Jedna taka sytuacja przypomina mi się z meczu Polska – Niemcy na
ubiegłorocznym Memoriale Wagnera, kiedy to po bardzo długiej akcji, Kosa,
oburącz przebił piłkę pod końcową linię, tak, że rywale znajdujący się w
obrębie siatki, nie byli w stanie tego wybronić.
O jego charakterze nie mogę za wiele napisać. Nie jest tak
błyskotliwy jak Igła, ale to nie znaczy, że jest beznadziejny, zamknięty w
sobie itp. Na boisku nie tryska energią, ale cieszyć się też umie, co
niejednokrotnie potwierdzał. Jak na to teraz patrzę, to wychodzi na to, że
wskazuję jego wady, które próbuję wytłumaczyć. A tak nie jest. Po prostu, jak w
przypadku Pita, nie jestem jego mega wielką fanką, co nie oznacza, że go nie
lubię. Wręcz przeciwnie – bardzo go lubię, podziwiam jego umiejętności i zawsze
cieszę się, kiedy gra w pierwszym składzie. Jego brak na boisku, w przypadku
jakiejś kontuzji, jest naprawdę widoczny, co podkreśla tylko fakt, że on
naprawdę stanowi bardzo ważne ogniwo tej drużyny.
Wywiadów z nim nie słucha się tak przyjemnie, a to z
prostego powodu – widać, jak się czasami zacina, gubi w tym, co mówi. No ale
tak bywa, nie każdy jest tak wygadany jak Igła, niestety. Ostatnio zauważyłam,
i tu po raz kolejny odwołam się do Pita, że on bardzo się poprawił w
wypowiedziach przed kamerami. Stał się pewniejszy, rozbudowywał swoje
odpowiedzi. Nic tylko czekać, kiedy Kosa się odblokuje.
Może nie napisałam o Grześku bardzo długiego tekstu, ale z
tego, co mogliście już zauważyć, moja sympatia ma duży wpływ na ilość słów,
którymi opisuję poszczególnych zawodników. Kosę bardzo lubię, o czym już
wspomniałam, dlatego ten tekst w ogóle powstał (nie będę pisała o wszystkich
zawodnikach Sovii, głównie tych w cieniu zawodników pierwszoszóstkowych z
prostej przyczyny – nie wiem o nich za dużo, za mało grają i nie darzę ich tak
wielką sympatią jak pozostałych, w tym bohatera tego wpisu). Jedno wiem na
pewno – Resovii sobie bez niego nie wyobrażam. I koniec kropka :D