Wczorajszy mecz rozgrywany awansem, ze względu na styczniowe
kwalifikacje do MŚ, za 11. kolejkę był słusznie określany mianem hitu. Wszak
spotkały się dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu, które stoczyły piękną i
emocjonującą walkę o tytuł, w której górą była Resovia. Również początek tego
sezonu rozpoczął się od starcia tych zespołów w meczu o Superpuchar. Wtedy również
Sovia wygrała. Zaksa miała więc wiele do udowodnienia nam, sobie i kibicom, ale
to też im się wczoraj nie udało. Resovia zasłużenie wygrała 3:0 i zgarnęła 3
punkty utrzymując fotel lidera, co w tym sezonie jest prawdziwą nowością.
Byłam bardzo podekscytowana tym starciem. Resovii dawno nie
pokazywano w telewizji, a mecze, które grali w międzyczasie, wygrywali, ale bez
większego przekonania. Czasem brakowało koncentracji, co przekładało się na
zacięte końcówki i nerwy związane z ewentualną stratą punktów. Ten mecz
wyzwalał wiele pozytywnych emocji zarówno u nas, kibiców, jak i pewnie wśród
samych siatkarzy. O braku koncentracji nie było mowy. Byłam przekonana, że nie
będzie to łatwe spotkanie. Może nie tyle liczyłam, co po prostu spodziewałam
się czterech, a może i nawet pięciu zaciętych partii. Warto wspomnieć choćby
ubiegłoroczną batalię na Podpromiu, gdy wygraliśmy 3:2 a MVP ówczesnego meczu został
Paul, który notabene właśnie wrócił do nas z turnieju o Puchar Wielkich
Mistrzów. Zapowiadało się bardzo ciekawie i nie wiem, czemu tak mam, ale
zazwyczaj tak u mnie jest, że jak się mecz zaczyna, to mam go już dosyć
praktycznie na samym starcie. Tak było wczoraj. Wszystko przez to, że
adrenalina rośnie, każda akcja przyprawia o zawał serca. Na szczęście z czasem
to mija i zostaje tylko boisko, drużyna i ja. Nie ma nic dookoła.
Zaczęliśmy z Jochenem, Lukasem, Alkiem, Peterem, Kosą, Perłą
i Igłą. Okazało się, że Piter doznał kontuzji pleców i nie mógł wystąpić w tym
spotkaniu, co było lekką obawą, bo wiemy kim jest Piotrek i jak wielkie
zagrożenie stanowi w ataku (zwłaszcza w nim), bloku i na zagrywce. Na szczęście
pozostali środkowi nie zawiedli, ale o tym później. Początek meczu dla Zaksy. Najgorsze
było to, że rywale popełniali masę błędów, głównie w zagrywce, a mimo to
prowadzili. Długo czekaliśmy na pierwszą prawdziwą akcję z naszej strony – od dogrania,
przez rozegranie, po atak, ale gdy już jej się doczekaliśmy, to machina
ruszyła. Jak już wspomniałam, Zaksa przez większość seta prowadziła. Na pierwsze
prowadzenie w tym spotkaniu wyszliśmy bodajże koło 19 punktu (już dokładnie nie
pamiętam, czekam na powtórkę :)), czyli w paradoksalnie najlepszym momencie. Potem
odskoczyliśmy na dwa punkty i tak pociągnęliśmy do końca. 24:23 – atak w aut z
lewego. Już wydawało się, że będzie remis, gdy czujna Resovia poprosiła o
challenge, by sprawdzić, czy Zaksa przypadkiem nie dotknęła siatki. My przed
telewizorami widzieliśmy, że dotknięcie było. Ale jak to już ostatnimi czasy
wiadomo, nie ma co wierzyć nawet challengowi i jednym słowem – wszystko się może
zdarzyć. Na szczęście drugi sędzia nie miał wczoraj problemów ze wzrokiem i
słusznie dał punkt Resovii. Tym samym wygraliśmy pierwszego seta, który jak
wiemy, jest bardzo ważny, zwłaszcza w takich meczach. Druga partia bardzo
podobna w przebiegu. Zaksa prowadziła, my goniliśmy i znowu pod koniec partii
wyszliśmy na kilkupunktowe prowadzenie, którego nie oddaliśmy do końca seta.
Trzeci set… No właśnie. Bałam się, że wszystko się sypnie. Ta przerwa przy
prowadzeniu 2:0 nie pomaga, a wręcz powoduje, że można gładko przegrać kolejną
partie. Dlatego tak bardzo liczył się dobry początek. Resovia dobrze zaczęła.
Pasy prowadziły, jednak potem, za sprawą dwóch błędów Alka z lewego, wyszli na 3-punktowe
prowadzenie. Druga przerwa techniczna i 13:16. Wtedy to na zagrywkę wszedł
Dawid Konarski, który miał zaraz zejść w ramach dopłenienia podwójnej zmiany.
Dawid nie miał zamiaru prędko schodzić. Zafundował rywalowi kilka potężnych
bomb, zdobywając przy tym bezpośrednio dwa punkty. Zszedł dopiero przy stanie
17:16 i otrzymał potężną salwę braw od kibiców. To był zdecydowanie
najważniejszy moment tego seta. Potem Resovia jeszcze odjechała. Nasi zawodnicy
świetnie serwowali, odrzucając rywali od siatki. Potem dokładali bloki albo
pewnie skończone kontry. Wynik mówi sam za siebie – 25:19 i mamy 3 punkty!!!!
Było to bardzo ważne zwycięstwo. Nie wygraliśmy do tej pory,
oprócz meczu o Superpuchar, meczu z naszym potencjalnym rywalem z tzw. Wielkiej
Czwórki. Jednak należy pamiętać o tym, że spotkania z Jastrzębskim Węglem i
Skrą graliśmy na wyjeździe. Wczoraj atmosfera świetnie dopisywała. Kibice po
raz kolejny nie zawiedli. Na szczęście zawodnicy również tego nie zrobili. Indywidualnie,
w trakcie meczu, ciężko było mi wskazać jednego największego lidera. Najwięcej punktów,
13, zdobył Alek. Jak na prawdziwego kapitana przystało, dał przykład, skończył
wiele piłek, ale też nie ustrzegł się błędów. MVP spotkania został jednak Niko.
Chociaż pozornie zdobył „tylko” 8 punktów, jednak walnie przyczynił się do
zwycięstwa, gdyż grał od połowy drugiego seta w miejsce słabiej spisującego się
Petera, który poniekąd ma pecha. Zdobywa dużo punktów w meczach ze słabszymi
drużynami, których nie transmituje się w telewizji. Gdy jednak przychodzi
spotkanie z czołowymi ekipami, gra słabiej, czym daje powody do narzekania na
jego postawę, ze strony choćby komentatorów. Wniosek jeden – trzeba pokazywać
więcej meczów Resovii, bo jak na razie, poza inauguracją, w telewizji transmitowano
jedynie hity kolejki z udziałem Pasów. No ale wracając do Nikołaja. Świetnie
przyjmował, pewnie kończył ataki i równie skutecznie zagrywał – przy jego
serwisach zdobywaliśmy kilka razy zdobywaliśmy serię punktów. A paradoksalnie
zagrywał wczoraj tylko flota. Dał super zmianę i jak najbardziej zasłużenie
zdobył nagrodę. Dobrze zagrał też Jochen, zdobywca 11 punktów. Swoje dołożyli
środkowi, chociaż zdobyli tylko po 4 punkty, to wizualnie wydawało się,
przynajmniej mi, że dostawali więcej piłek od Lukasa. On również może zaliczyć swój
występ do udanych. Warto podkreślić, że trener Kowal stosował w każdym secie
podwójną zmianę, która zazwyczaj dawała pozytywne skutki, jak np. seria Dawida
w trzeciej partii. W końcu mogliśmy również oglądać Igłę, którego Zaksa starała
się nękać zagrywką, ale zazwyczaj nieskutecznie. Do tego nasz libero dołożył kilka
obron, więc biorąc pod uwagę to, że gra od niecałego tygodnia, nie było źle :)
Po raz kolejny swoje dołożył trener Świderski. Jak go zawsze
szanowałam jako zawodnika, jak współczułam mu i kibicowałam w powrocie po
kolejnych kontuzjach, tak jego postawa jako trenera jest tragiczna. Nie będę
tego komentować, bo nie chcę sypać wulgaryzmami, ale jego zachowanie jest
skandaliczne. Powiem tyle – każdy klub, każdy trener ma taką samą sytuację, jak
on. Kamery podczas przerw nie są nowością, ale widać trenerowi Zaksy całkiem nie
przypadły do gustu i po raz kolejny nie zostały wpuszczone do obozu Zaksy. Czyli
nie myliłam się, pisząc w 2. części Alfabetu, że najniebezpieczniejszym zawodem
świata jest bycie operatorem telewizji Polsat.
Resovia zatem jako pierwsza obroniła fotel lidera PlusLigi i
przerwała pechową passę. Klątwa lidera zatem już nie obowiązuje, co nie
zaprzecza temu, że liga jest w tym sezonie bardzo ciekawa i nieprzewidywalna. Do
końca listopada pozostało dosłownie kilkadziesiąt godzin i wkrótce, zapewne,
wąsy znikną z twarzy naszych zawodników (o ile nie spodobała się im ta moda,
kto wie). Będzie ich nam brakować, bo ta akcja była bardzo sympatyczna, ale
niektórym przydałoby się ich zgolenie, prawda? ;)
Tyle na dzisiaj ode mnie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam :)
Pamiętajcie o „reakcjach”!
Pozdrawiam :D