Zbigniew Bartman – były już atakujący Asseco Resovii Rzeszów
oraz obecny atakujący reprezentacji Polski. Najlepszy atakujący Ligi Światowej
2012, bardzo charakterny, nie bojący się wyrażać swoich emocji oraz swojego
zdania, może trochę niepokorny i tym samym kontrowersyjny. Dla nas przede
wszystkim to zawodnik, który kilka razy wyratował nas z opresji oraz w sporej
mierze zapewnił nam Mistrzostwo Polski (oczywiście mowa tu o finale).
Zanim odniosę się do jego gry w Resovii, kilka słów wstępu.
W 2011 roku Andrea Anastasi przestawił go z przyjęcia na atak. Zrobił to między
innymi ze względu na problemy reprezentacji na tej pozycji. Jak się później
okazało, było to bardzo dobre posunięcie. Sam Bartman był bardziej znany z
silnego ataku niż perfekcyjnego przyjęcia i na pewno zdawał sobie sprawę, że
jako zmiennik Bartosza Kurka, nie byłby w stanie na stałe zagrzać miejsca w
pierwszej szóstce reprezentacji. Co ciekawe, po pierwszym sezonie kadrowym,
spędzonym na tej pozycji, w swoim ówcześnie nowym klubie, Jastrzębskim Węglu,
grał ponownie na przyjęciu. Przed kolejnym zgrupowaniem reprezentacji miał
zdecydować – czy na stałe zacznie grać na ataku, czy ostatecznie wraca na
przyjęcie. Jak wiemy, wybrał pierwszą opcję. Tym samym świadomy braku
możliwości podjęcia skutecznej walki z Michałem Łasko o miejsce w szóstce
Jastrzębskiego Węgla, postanowił zmienić klub. I tak trafił do Resovii.
A w Resovii? Bywało różnie. O ewentualnych przedsezonowych
obawach związanych z posiadaniem dwóch klasowych atakujących i o
okolicznościach przejścia Zbyszka do Sovii oraz o początkach rywalizacji o
wyjściowy skład wspominałam wcześniej (konkretnie w poście o Jochenie – tych,
którzy nie czytali, serdecznie zapraszam), dlatego nie będę tego robić.
Zawirowań było sporo, kontuzja, utrata stałego miejsca w pierwszej szóstce – to
wszystko wiemy. Wiemy też, że oprócz dobrych spotkań tego zawodnika, które
zaczynał w pierwszym składzie, zdarzały się takie, w których, wchodząc z ławki,
ratował nas z opresji. Szczególnie zapamiętałam dwa takie mecze. Pierwszy (nie
w kolejności odbycia się) i chyba najważniejszy, to pamiętny tie-break ze Skrą
Bełchatów, kiedy to wchodząc przy stanie 2:6 zdobył 9 punktów i zapewnił nam prowadzenie
2:0 w ogólnej rywalizacji. Półfinał PlusLigi był na wyciągnięcie ręki. W tym
fragmencie był nie do zatrzymania. Kończył po prostu wszystko. Dostawał każdą piłkę,
bo jak się później dowiedzieliśmy od Lukasa, wziął na siebie odpowiedzialność
za wynik i kazał naszemu rozgrywającemu kierować do siebie wszystkie piłki. To był
dzień konia w jego wykonaniu – inaczej nie można tego nazwać. Chociaż zawodnicy
Skry z czasem zorientowali się w taktyce Resovii (chociaż jaka to była taktyka,
świeczka na prawe i tyle) i zaczęli stawiać potrójny blok, to i tak nie mogli
powstrzymać naszego atakującego. Przy każdej kolejnej piłce, przynajmniej u
mnie, pojawiała się obawa, że w końcu zepsuje i jednocześnie po kolejnym skończonym
ataku, jeszcze większy podziw dla Zbyszka za to, że wytrzymał. Statuetka MVP
chyba zasłużona, bo choć prawie cały mecz przesiedział na ławce, to trzeba
przyznać otwarcie, że gdyby nie on, znając siłę Resovii na wyjazdach, a raczej
jej brak oraz biorąc pod uwagę utratę przewagi własnego parkietu, półfinały
Resoviacy mogliby oglądać w telewizorze. Dlatego decyzja o nagrodzie była jak
najbardziej słuszna.
Wspomniałam o dwóch meczach i tym drugim, bardzo podobnym w
przebiegu, był mecz z Indykpolem AZS-em Olsztyn. 2:7 w tie-breaku,
niedowierzanie w szeregach Resovii, zmiana i totalna odmiana w grze, za sprawą
właśnie Bartmana. Nie wiem, ilu z Was widziało ten mecz na żywo, ja bardzo się
cieszę, że miałam tę przyjemność i szczerze przyznam – czułam dużą satysfakcję,
gdy przy okazji kolejnych meczów, komentatorzy, znając jedynie wynik,
wspominali o tym spotkaniu, ciekawi, jak to wszystko wyglądało na boisku. Może
nie było aż tak jednostronnie, jak ze Skrą, szczerze mówiąc sama niewiele z tego
pamiętam, bo emocje były ogromne, jednak fakt pozostaje taki, że to właśnie
dzięki niemu jakoś udało się wygrać. Wtedy statuetki MVP nie dostał (dostał
Lukas, o czym wcześniej też wspominałam. Szkoda, że to była jedyna jego
statuetka w sezonie, no ale cóż…). Pomimo wygranej, sensacja, że Mistrzowie
Polski pomimo prowadzenia 2:0, dali rywalom odrobić straty, też miała miejsce.
Ja się mogę tylko cieszyć, że utrata punktu nie przeszkodziła w zdobyciu
mistrzostwa :)
W play-offach Zbyszek za dużo nie grał, bo wtedy swoje długie 5
minut miał Jochen. Dopiero w finale mógł o sobie przypomnieć. I przypomniał.
Wraz z Alkiem doprowadzili Resovię do kolejnego tytułu. Brawa dla Andrzeja
Kowala, który nie bał się na niego postawić w drugim meczu finału i później w
kolejnych. Świeży, niezmęczony trudami ćwierćfinału i półfinału, Zbyszek,
stanowił o sile naszego zespołu. On również ma swój wkład w to mistrzostwo. Po
tym sezonie, zdecydował, czy może działacze Resovii zdecydowali, że nie
przedłużą umowy z tym zawodnikiem. Tym samym, po raz nasty, po roku Zbigniew
Bartman zmienia klub. W przyszłym sezonie będzie grał we Włoszech, w Modenie.
Nie pozostaje nic innego, jak życzyć mu powodzenia.
Każdy ma swoje zdanie o tym zawodniku i doskonale wiemy,
jakie wzbudza emocje – u niektórych pozytywne, u pozostałych negatywne. Nie
chciałam skupiać się na tym, czy gwiazdorzy, czy nie. Dzisiaj spróbowałam
skupić się tylko i wyłącznie na faktach, na tym, co zrobił dla nas, Resoviaków.
Tyle. Mam nadzieję, że mi wyszło :D
PS. W poniedziałek Resovia rozpoczyna przygotowania do nowego
sezonu PlusLigi. Na treningach, jak wiemy będzie sześciu zawodników (niestety
Igła, Kosa, Konar, Perła, Wojtek i nasz nowy nabytek – Peter) + siatkarze
Młodej Ligi. To oznacza, że na razie małymi kroczkami, ale jednak, zbliża się
Liga. Ja już się nie mogę doczekać, kiedy w końcu zobaczę Resoviaków w akcji :)
Chociaż kończą się wakacje i jest z tego powodu smutno, ja się cieszę, że zaraz
się wszystko zacznie (oczywiście mecze, a nie szkoła :P no ale coś za coś). Dzięki
temu, ten żal jest trochę mniejszy. Jeszcze tylko i aż 2 miesiące :D A dla
zabicia czasu, będzie kadra – Memoriał Wagnera, Mistrzostwa Europy, bez Igły,
ale zawsze. Także chłopaki trenują a nam nie pozostaje nic innego, tylko
czekać. Chyba wytrzymamy, nie? :D
Wyszło ci wyszło. :) Ten tie-break ze Skrą który wygrał w pojedynkę to do końca chyba będę go pamiętać to co on wyczyniał :) Niestety tego z Olsztynem nie dane mi było widzieć,ale wierzę na słowo,że tak było :) Kurczę strasznie brakować mi go będzie w Resovii. Uwielbiałam to jego pobudzanie zespołu...te jego jak to moja mama mówiła "brzuszki" które zazwyczaj robił z Ignaczakiem. Takich dwóch wariatów :) Może jeszcze kiedyś zobaczymy go w Sovii...przynajmniej ja bym chciała :)
OdpowiedzUsuńJasne,że wytrzymamy.
Pozdrawiam :)
Dzięki za komentarz :) Skoro wyszło, to się cieszę :D Szczerze mówiąc ja nie jestem jego zwolenniczką, ale oczywiście szanuję go i doceniam jako zawodnika. No ma charakter to na pewno. Mamy Schopsa, mamy Konara, może nie będzie tak źle :)
UsuńOj ja z trudem, ale może wytrzymam. Muszę :)
Bardzo fajnie to opisalas. :) Meczu z Olsztynem nie ogladalam - szkoda. A ze Skra do polowy i niestety tie-break ogladalam w powtorkach. Lecz aktualne wyniki przesylala mi moja siostra przez telefon. W zyciu tak sie nie denerwowalam. Ze scisnietym zoladkiem czekalam na kolejna wiadomosc. Kiedy dostalam juz ostatniego smsa cieszylam sie jak dziecko :D Jest jednym z moich ulubionych zawodnikow. Mam nadzieje, ze pokaze dobra gre na ME 2013 oraz podczas sezonu ligowego. Z tego co slyszalam to lige wloska ma transmitowac TVP Sport :) Trzymam kciuki za Resovie i wierze, ze zdobedzie nastepnego Mistrza Polski! Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńPS. Przepraszam za brak polskich liter, moja klawiatura wariuje. :)
Dzięki za komentarz. Cieszę się, że się podoba :) Tak, pamiętam jak w finałach ze Skrą nie mogłam obejrzeć drugiego spotkania. Jak wróciłam do domu to nie znałam wyniku i strasznie się denerwowałam. Także znam to uczucie :D
UsuńSpoko, mi cały komputer ostatnio wariuje ;)
;D
Usuń