sobota, 1 lutego 2014

Z Lotosem zgodnie z planem

W meczu XIX kolejki PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów pokonała „polski” Lotos Trefl Gdańsk 3:0. Teraz można się już skupić na jak na razie zdecydowanie najważniejszym dwumeczu w tym sezonie. Ale jeszcze chwilkę poświęćmy niedawno zakończonej potyczce w Sopocie.

Zaczęliśmy w składzie, który ostatnio wychodził na te najważniejsze mecze – z Fabianem, Dawidem, Piterem, Kosą, Alkiem, Peterem i Igłą. Początek meczu wyrównany. Resovia odjeżdżała max na 1-2 punkty. Dopiero w samej końcówce udało się odjechać, m.in. dzięki błędom gospodarzy, i ostatecznie zwyciężyć do 22. Druga partia praktycznie w całości przebiegała pod dyktando rzeszowian. Prowadzenie wynosiło czasem 3, czasem nawet 6 punktów (15:9, 22:16). Set zakończył się pewną wygraną mistrzów Polski do 19. Trzecia odsłona meczu rozpoczęła się pewnym prowadzeniem Resovii – 3:0. Później naszym niby grało się coraz łatwiej, ale wynik i przewaga zamiast rosnąć, malała. Skutkiem tego była bardzo nerwowa końcówka, którą jednak na swoją korzyść przechylili rzeszowianie – 28:26. Tym samym wygraliśmy bez straty seta ;)

MVP meczu został Piter. W 100% zasłużenie :) Osobiście zastanawiałam się między właśnie Piterem a Fabianem. No, ale jeśli środkowy jest najlepiej punktującym zawodnikiem swojej drużyny, to wybór nie mógł być inny. Do środkowych nie można mieć żadnych zarzutów. Zwłaszcza Piter zagrał świetnie, wbijał gwoździa za gwoździem a jego przesunięte krótkie za każdym razem były szeroko komentowane przez komentatorów. Jego współpraca z Fabianem jest wzorowa :) Fabio gra do Pitera w ciemno – nieważne czy to krótkie przy sobie, czy te przesunięte, czy nawet z 3. metra. Kosa zdobył 8 punktów a w pamięci szczególnie zapadła mi jedna krótka, z drugiego seta, do której w kontrze poszedł w ciemno i wisząc w powietrzu dostał piłkę od naszego rozgrywającego, którą bardzo pewnie skończył. nie wiem czy ją kojarzycie – starałam się ją wytłumaczyć najlepiej jak umiałam :) Skrzydłowi zagrali stosunkowo słabo. Peter raz kończył, raz popełniał błąd. Alek mało atakował i też niekiedy miał problemy z kończeniem piłek. Grał za to świetnie w polu zagrywki. Nie psuł, a co więcej, bardzo utrudniał grę rywalom w pierwszej akcji. No i w kluczowym momencie – przy stanie 27:26 w ostatnim secie posłał asa i zakończył cały mecz. Jochen…  Z nim to dopiero historia. Szybko zmienił słabo spisującego się Konara i w sumie nie pokazał nic ciekawego. Oczywiście do pewnego momentu :) Graliśmy teoretycznie bez atakującego, gdyż Fabian mało wystawiał do prawego skrzydła a jeśli już to robił, to Jochen nie był zbytnio skuteczny. Po ostatnim genialnym występie przeciwko Effectorowi Kielce można było się po nim więcej spodziewać, ale skoro w danym momencie i bez niego jakoś szło, to Fabian nie musiał go jakoś specjalnie nadwyrężać. No właśnie – do pewnego czasu. Kiedy Lotos nas dogonił, kiedy zrobiło się po 22, wtedy Jochen wrzucił kolejny bieg i jak piłek wcześniej nie dostawał, tak od tego wyniku dostał 5 piłek z rzędu i co najlepsze i najważniejsze  –wszystkie pięć skończył. Tym samym pokazał od czego tak naprawdę są atakujący. A są od kończenia tych najważniejszych piłek. Jochem oprócz tego bardzo dobrze grał blokiem i nieźle zagrywką, czego efektem jest 12 punktów, które w tym meczu zdobył. O grze Igły też chyba nie można powiedzieć nic złego. Kilka razy szarpnął w przyjęciu, ale ogólnie zagrał w tym elemencie bardzo dobrze, często dokładnie przyjmując niekiedy naprawdę trudne zagrywki rywali. No i na koniec zostawiam sobie wisienkę na torcie, a właściwie perełkę ;) Wiadomo o kim mowa. Kilka razy zaliczał bardzo dobre wejścia na zagrywkę, ale takiej skuteczności dawno nie miał, o ile w ogóle. W dwóch pierwszych setach pojawiał się odpowiednio przy stanie 24:22 i 24:19 i z zimną krwią swoimi, jak to nazwali komentatorzy „śmierdzącymi flotami” kończył te partie. W trzecim secie o dziwo pojawił się wcześniej, przy stanie 18:15. Potem na pewno nasz trener żałował, że tak wcześnie go wprowadził, ale pewnie nie spodziewał się tak zaciętej końcówki. Słowa komentatorów pod adresem Perły były naprawdę przesympatyczne. Stwierdzenie, że warto go wieźć 1000 km dla takich zagrywek było bardzo trafne, gdyż jego floty są naprawdę skarbem. I fajnie, że w tym sezonie umiał się wybić i na stałe zagościć w dwunastce.

Ten mecz był naprawdę dziwny. Osobiście uważam, że to Resovia rządziła i dzieliła w tym meczu. Ok, ktoś może stwierdzić, że przecież wcale nie był to łatwy dla Pasów mecz i równie dobrze mógł się przedłużyć do czterech partii. No tak, ale wszyscy doskonale widzieliśmy, że o ile Resovia grała swoją siatkówkę, to zdecydowanie prowadziła. Problem pojawiał się gdy już osiągnęliśmy prowadzenie i mieliśmy okazje by ich zwyczajnie dobić – odjechać na więcej niż 3-4 punkty i całkowicie odebrać rywalom ochotę do gry. Wtedy wszystko wyglądało dobrze do momentu ataku. Świetnie serwowaliśmy, broniliśmy, mieliśmy kontrę do dyspozycji i wtedy albo zawodnicy atakowali w aut, albo pakowali piłkę w blok, albo łatwo przebijali piłkę. Lotos to wykorzystywał i co jakiś czas nas dochodził. Mogliśmy za to zapłacić, niewiele zabrakło, gdyż czwarty set wisiał w powietrzu. Wtedy jednak uaktywniło się prawe skrzydło w postaci Jochena i oczywiście zagrywka Alka. Ale do zagrywki nie możemy mieć żadnych pretensji. Resovia zdobyła 7 punktów i przy tym niewiele psuła (nie znam dokładnej statystyki). W każdym bądź razie rzeszowianie mieli bardzo korzystny ostateczny bilans w tym elemencie. Na plus oczywiście jeszcze blok. Nim udało się dorzucić aż 12 punktów. Minusem były oczywiście błędy własne, aż 26. Bez nich mecz byłby o wiele bardziej jednostronny i zdecydowanie wygrany przez Sovię.

No, to o meczu chyba tyle :D Teraz można skupić się na meczu z Jastrzębiem o wejście do F4 Ligi Mistrzów. Jest to w tym momencie bez wątpienia najważniejsze spotkanie w sezonie. Konfrontacja z niebezpiecznym i bardzo dobrze grającym zespołem Jastrzębskiego Węgla pokaże czy osiągnęliśmy już właściwy poziom gry. W ostatnich meczach różnie to wyglądało. Ale wiadomo jak gra się w lidze z teoretycznie słabszą drużyną, a jak z czołową europejską ekipą, do tego polską w bratobójczym boju o wejście do najlepszej czwórki Europy. Różnica jest :) O koncentrację możemy być spokojni, chociaż dzisiaj nie było z nią aż tak fatalnie. W Jastrzębiu dawno nie wygraliśmy, więc jest kolejna okazja, ale jak będzie, okaże się już w środę. Emocji na pewno nie zabraknie. Z jednej strony boję się tej konfrontacji, ale z drugiej nie mogę się jej już doczekać, zresztą jak każdego meczu Resovii :D

Więcej Was nie zanudzam i spokojnie czekam na kolejny jakże ważny mecz ;)


Pozdrawiam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz