czwartek, 6 lutego 2014

Awans do F4 dalej niż bliżej

Niestety, w pierwszym meczu o wejście do Final Four Ligi Mistrzów, Asseco Resovia Rzeszów przegrała z Jastrzębskim Węglem 0:3. Wynik nie w pełni oddaje przebieg spotkania. Momentami mecz stał na wysokim poziomie, jednak z taką ilością błędów Resovia nie miała prawa wygrać go wygrać, co nie znaczy, że nie walczyła. Tego dnia Jastrzębie było po prostu nie do zatrzymania.

Zanim zacznę o meczu, to wypadałoby coś napisać o największym nieobecnym w szeregach Resovii. Gdy wczoraj przeczytałam informację o tym, że Igła nie zagra, zamurowało mnie. Momentalnie cała euforia, przedmeczowe emocje prysnęły. Niby to tylko jeden zawodnik, ale wiemy ile dla nas znaczy, zarówno pod względem mentalnym, jak i przede wszystkim jako pełnowartościowy, doświadczony zawodnik, bardzo potrzebny w meczach o takiej stawce. Swoją drogą Igła ma w tym sezonie niesamowitego pecha. Wcześniej dwie niegroźne, ale wykluczające go z gry kontuzje, teraz znowu kolejna i to o wiele poważniejsza, gdyż w najlepszym wypadku może go wyeliminować z gry na kilka tygodni, a w najgorszym, o którym nawet wolę nie myśleć, może nie zagrać już do końca sezonu. Tego sobie zwyczajnie nie wyobrażam. Jest nam bardzo potrzebny, co ewidentnie było wczoraj widać. Choć gra czasem słabe mecze, nie zawsze jest w najwyższej formie, to jednak jego brak jest zawsze bardzo odczuwalny i tak było również wczoraj. Bez niego miało być ciężko i było. Zanim się jeszcze mecz na dobre zaczął, zamiast cieszyć się tym spotkaniem, przynajmniej ja, myślałam o tym, jak bez niego zagrają, jak sobie poradzą Niko i Mateusz.

W wyjściowym składzie Resovii pojawili się Fabian, Dawid, Piter, Kosa, Peter, Alek i dwaj wyżej wymienieni zawodnicy, czyli Niko i Masło, zastępujący Igłę na pozycji libero. Mnie osobiście zdziwiła obecność Dawida, gdyż w ostatnim meczu z Lotosem zagrał słabo, za to nieźle grał Jochen, zarówno w spotkaniu przeciwko Effectorowi, jak i Lotosowi. Początek meczu wyśmienity. Może nie pod względem rozkładu punktów, bo na parkiecie toczyła się bardzo wyrównana walka, ale mniej więcej do połowy seta mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Mało błędów, pewnie kończone, na dodatek kombinacyjne akcje (najczęściej na pojedynczym bloku), dużo pipe’ów po stronie Sovii – byłam pod wielkim wrażeniem. Potem coraz częściej przytrafiały się błędy, również sędziom, którzy w tej fazie meczu nie pomagali Resovii, wręcz przeciwnie. Jastrzębie odjechało i praktycznie już do końca tej partii nie dało się dogonić. A ta skończyła się wynikiem 25:22 dla miejscowych. Pierwsza myśl przed drugim setem? Musimy go wygrać! Resovia nie przyzwyczaiła nas do odrabiania wyniku z 0:2, więc ta odsłona była w tym momencie kluczowa. Mogła nas pozostawić w walce o zwycięstwo albo spowodować wielki stres. No tak, kluczowa partia, a my ją zaczynamy iście „po mistrzowsku” – od stanu 1:6 i kolejnych własnych niewymuszonych błędów w ataku. Na szczęście w miarę szybko, bo w okolicach 10. punktu, dzięki świetnej zagrywce, udało nam się zniwelować tę stratę. Mogliśmy nawet wyjść na prowadzenie 11:10, ale znowu odezwały się głupie błędy. Jastrzębie ponownie odjechało – 12:16. Ale Resovia nie poddawała się. Ze stanu 15:18, zrobiło się nagle 21:20. Tak, w tym momencie pomyślałam, że jeszcze nie wszystko stracone. To był pierwszy i ostatni moment. Błąd Jochena, asy Kubiaka i mogliśmy się pożegnać z tą partią. Znowu przegraliśmy do 22. Hmm.. przed trzecim setem błagałam o jedno – żeby się nie poddali. Wiele zespołów potrafi wychodzić z takiej opresji, więc czemu nie Resovia? Zaczęliśmy bardzo dobrze – od 5:2. Może coś ruszy? A gdzie tam! Równie szybko zrobiło się po 6 i znów walka toczyła się punkt za punkt. Rzeszowianie nie poddawali się. W końcówce niespodziewanie wyszliśmy na prowadzenie 23:22. No błagam, jeśli nie teraz to kiedy? Nigdy! Fatalny błąd Pitera w asekuracji, czego efektem był punkt jastrzębian i remis. Potem znowu Jochen się nie popisał, wpakował piłkę w blok i było już 23:24. Akcja po naszej stronie, piłka na lewe do Petera, błąd i koniec…

Ostatnie akcje były kwintesencją tego meczu. błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Oddając rywalowi 26 punktów w trzech setach, w tym AŻ 15 PO BŁĘDACH W ATAKU!!!, nie da się wygrać meczu. No i nie wygraliśmy. A chociażby punktowo zabrakło niewiele. Gdyby popełnili dwa błędy mniej w końcówce drugiej i trzeciej partii, mogliśmy oglądać bardziej zacięty i przede wszystkim dłuższy mecz. Ale nie ma co gdybać. Tego dnia, z taką grą nie mieliśmy prawa wygrać.  

Czy można kogoś wyróżnić po naszej stronie? Nie znajduję takiego kandydata. Na pewno nieźle zagrał Peter. Świetnie serwował, kończył ataki, choć skutecznością nie powalił, do tego jeszcze fatalnie przyjmował. Uzbierał w sumie 12 punktów, najwięcej spośród wszystkich Resoviaków. Jak już wspominałam, zdziwiłam się, że w pierwszej szóstce wyszedł Dawid. Biorąc pod uwagę, że grał praktycznie tylko pół meczu a mimo to zdobył 11 punktów, to na pewno nie zagrał jakoś fatalnie. Tylko że oprócz pierwszych fantastycznych akcji na początku meczu, kiedy to nabił sobie kilka punktów w małym odstępie czasu, nie pokazał nic ciekawego na przestrzeni całego swojego występu. Stąd pojawił się Jochen. A ten, no niestety, zawiódł. Zdobył 4 punkty, do tego psuł kluczowe ataki. Również Alek nie może zaliczyć tego meczu do udanych (zresztą kto w ogóle może???). Dołożył 10 oczek, ale nie był prawdziwym liderem, jak nas do tego przyzwyczaił. Rozgrywający nie mieli żadnego odejścia w ataku. Żaden zawodnik nie był na tyle pewny, że można było do niego posyłać najtrudniejsze piłki. Rozgywający robili co mogli. Zarówno Fabian, jak i Lukas wystawiali nierzadko na pojedynczy blok. Zdziwiłam się ilością pipe’ów, bo nigdy tyle nie grali. Zwłaszcza, że przez większość meczu (poza trzecim setem), praktycznie w ogóle nie uruchamiali środka. Jeśli już to robili, to ani Piter, ani Kosa nie byli w stanie uciułać z tego zbyt wielu punktów. Później, gdy wszedł Perła to na środek poszło więcej piłek i skuteczność też była lepsza, ale tak czy siak w tym elemencie również nie było kolorowo. No i jeszcze słówko o libero. Niko na początku nieźle przyjmował, potem jakoś nie zwracałam szczególnej uwagi na jego grę, bo emocje były takie, że nie byłam w stanie skupić się na jego grze. Nawet nie zauważałam, gdy Mateusz wchodził do obrony. Umknęło mi również to, kiedy w ogóle przestał grać. Obron było w tym meczu jak na lekarstwo, z przyjęciem też nie było dobrze. Wniosek jest jeden – brak Igły był niestety bardzo widoczny i co najgorsze odbił się na całej naszej grze.

Jeszcze króciutko o arbitrach. Poziom sędziowania był fatalny. Może nie aż tak zły, ale do perfekcji dużo im brakowało. Resovia straciła przez nich kilka punktów w pierwszej fazie meczu, potem zresztą sędziowie oddali im 2 punkty, ale to nie zmienia faktu, że na tym poziomie nie wolno tak sędziować! Bardzo brakowało challengu. Było tyle spornych kwestii, że wideoweryfikacja była wręcz obowiązkowa. Europejska federacja szokuje i dołuje mnie na każdym kroku. Skoro nie ma challengu w fazie grupowej, to powinien być choćby w fazie pucharowej, gdzie stawka jest ogromna a każdy, nawet najmniejszy błąd arbitrów może mieć ogromne znaczenie na wyniku. Zresztą, w walce o F4 pozostały zespoły z Polski, Włoch i Rosji, czyli krajów, w których wiedoweryfikacja jest na porządku dziennym. Szkoda słów…

Skoro przed chwilą była mowa o sporach, to do takowego doszło również pomiędzy dwoma zawodnikami – naszym Peterem a Michałem Kubiakiem. Oj zagotowało się pod siatką :) Nie wiem kto zaczął, ale wiem, że w takich chwilach jestem za swoim i nawet jeśli to Peter zaczął, to i tak mu za to dziękuję, bo przynajmniej się działo, a co! :) Coraz bardziej go lubię ;) A no i dziwnym trafem ci dwaj zawodnicy przypadkiem na siebie zagrywali… :D Słyszałam kilka razy opinie o Peterze jako zawodniku, który lubi się czasem „pokłócić pod siatką”. Widać Węgrowie mają to w genach :) My jednego już mieliśmy, więc nie jest to dla nas żadna nowość. No i dobrze, że się wczoraj działo, chociaż tyle, bo gra mistrzów Polski nie powalała. A jeśli już jestem przy Peterze, to krytyka pod jego adresem jest naprawdę śmieszna. Wczoraj do pewnego meczu grał naprawdę super i nikt nie może zaprzeczyć. A to, że popełniał błędy. No, a kto ich nie popełniał? Błagam… A oczywiście najbardziej dostaje się jemu, to już standard.

Szeroka ławka. To ona miała być naszym atutem przed tą rywalizacją. Wczoraj zmian było sporo a mimo to niewiele to dało. Eksperci podkreślali również, że my nie mamy lidera, bo Alek gra nierówno w przeciągu całego meczu. Oczywiście to musiało się sprawdzić :/ Za to Jastrzębie wszystkie swoje atuty wykorzystało. Kapitalna współpraca Michała Kubiaka, który nas wczoraj pogrążył, z Michałem Masnym, do tego w niezłym stylu wrócił Michał Łasko. No cóż, gratulacje dla Jastrzębia!

Panuje taka reguła, że my nie wygrywamy w Jastrzębiu a Jastrzębie nie wygrywa na Podpromiu. Przez to chyba wszyscy zaczynają już myśleć o złotym secie. U nas, w Polsce panuje chyba trochę inna atmosfera tego pojedynku, niż w innych parach. Prosty przykład. Biełogorie Biełgorod pokonuje u siebie 3:0 Trentino i już praktycznie zapewnia sobie awans. Czyli tak powinno być też z Jastrzębiem. Przecież brakuje im tylko dwóch setów do awansu! Z ich pozycji oczywiście nie będzie łatwo wygrać te dwa sety, ale Resovia w sytuacji, w której się teraz znalazła, jeszcze w tym sezonie nie była. Nie chcę myśleć co to będzie, jak przegramy jednego seta. Nie wiem czy Resovia to udźwignie. Presja będzie ogromna. Są profesjonalistami i pewnie szykowali się na takie rozwiązanie, ale jak to wyjdzie w praniu, to nie wiadomo. Dlatego bardzo się boję tego spotkania a z drugiej strony nie mogę się już go doczekać. No zobaczymy jak to będzie….

Kończę już, bo strasznie się rozpisałam. W życiu nie pomyślałabym, że aż tyle mi wyjdzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę mój humor po wczorajszym spotkaniu. Dodaję ten post dzień po, bo emocje musiały opaść. Aż się boję pomyśleć co bym wczoraj napisała. Furia, rozpacz, złość, smutek mieszały się wczoraj co chwilę, a tymczasem wydaje mi się, że wyszedł mi całkiem neutralny i pozbawiony negatywnych emocji tekst. Bynajmniej mam taką nadzieję ;)


Nie zamęczam Was, gratuluję i dziękuję tym, którzy dotrwali do końca :)

PS. Pozdrawiam Olę – wierną fankę Michała Kubiaka, która mimo swojego uwielbienia dla tego zawodnika, kibicuje Resovii :PP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz