środa, 15 stycznia 2014

Z piekła do nieba

Nie znajduję innego określenia, które w pełni oddałoby to, co działo się wczoraj w hali Podpromie. Asseco Resovia Rzeszów w pierwszym meczu play-off Ligi Mistrzów pokonała belgijski Knack Roeselare 3:1. Cóż to był za mecz!

Niby rywal nie straszy nazwą, niby mogliśmy trafić gorzej, ale obawy przed tym meczem były. Belgowie nie przegrali w tym roku żadnego meczu, nawet w Lidze Mistrzów, wygrywając zdecydowanie bardzo trudną grupę, w której grała m.in. Zaksa. Nasza forma falowała a zawodnicy z Roeselare od dawna pokazywali, że są ze sobą świetnie zgrani. Musieliśmy włożyć bardzo dużo wysiłku, żeby się udało. Ale udało się!

Zaczęliśmy w składzie, który ostatnimi czasy wychodzi najczęściej. Niestety, przedmeczowe obawy przełożyły się na początek pierwszej partii. 9:1 – Resovia bezbronna, Belgowie robili, co chcieli. No to mamy. I jak tu w ogóle myśleć o zwycięstwie?! Wiadomo jak ważny jest pierwszy set, zwłaszcza, jeśli gra się u siebie. W trakcie pierwszej partii gra zaczęła się wiązać. Byłam w lekkim szoku, że Resovia nie psuje zagrywek, gdyż zawsze przy takiej stracie, zwyczajnie trzęsły im się ręce. A tymczasem rzeszowianie systematycznie odrabiali punkty. Jednak nie udało się powalczyć o zwycięstwo. Przegraliśmy do 22 (a to i tak mały wymiar kary za taki początek). Drugi set był niezwykle ważny. Trzeba tu było wygrać za przysłowiowe „trzy punkty”, bo wiadomo, że regulamin został zmieniony, a mecz w Belgii sam z siebie będzie ogromnym stresem, więc zaliczka w postaci pewnego zwycięstwa jest bezcenna. Ale o samym meczu. Wszystko puściło – to była TA RESOVIA, NA KTÓRĄ CZEKALIŚMY. Pewni w ataku, świetni na zagrywce, nieustępliwi na kontrach, które wypracowywali sobie świetnymi obronami. W pewnym momencie zmiażdżyli rywali psychicznie – przynajmniej ja to tak odczuwałam. Niesieni falą gorącego dopingu z taką grą, nie mieli prawa tego przegrać. Ale Belgowie nie ustępowali. Stąd bałam się, że w czwartym secie w pewnym momencie pękną. Nic z tych rzeczy – nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa, które stało się faktem.

Indywidualnie… jakie indywidualnie? Co za brednie… RESOVIA WCZORAJ BYŁA ZESPOŁEM, PRAWDZIWYM TEAMEM, W KTÓRYM ANI JEDEN ZAWODNIK NIE ZAWIÓDŁ!!! No chyba, że mi takiego wskażecie. Przepraszam, ale ja słabego punktu wczoraj nie widziałam (oprócz tego fatalnego pierwszego seta oczywiście :P). Dawid – pewny w ataku, regularny w zagrywce, swoją grą dał nam 16 punktów. Ostatnio gra naprawdę świetnie. Jochen może mieć problemy z tym, aby go wykurzyć z pierwszej szóstki. Alek – zdobywca 21 punktów, prawdziwy kapitan i motor napędowy zespołu. Kończył wszystko – a co najważniejsze, nie zawodził w piłkach sytuacyjnych. Do tego dołożył, o ile dobrze pamiętam, dwa? pojedyncze bloki oraz mega mocne zagrywki, którymi rozbijał Belgów. Swoją ekspresją po każdej udanej akcji po prostu miażdżył rywali. Peter – najlepszy mecz w Resovii! Zdecydowanie. Oczywiście, grał w innych meczach dobrze, ale to spotkanie było bardzo bardzo ważne a on nie zawiódł. Kończył z zimną krwią ekspresy na lewe, do tego naprawdę bardzo dobrze zagrywał. Środkowi – Piter i Kosa – doskonali w ataku, na palcach jednej ręki można policzyć piłki, których nie skończyli. Co więcej, dobrze czytali grę oraz popisali się blokami na środkowych. Ich floty niejednokrotnie dawały nam szansę na kontry, które skrzętnie wykorzystywali. Fabian – oparł grę na skrzydłach, ale jeśli ma się na nich tak skutecznych zawodników, to grzech z tego nie korzystać. Bardzo dobrze rozrzucał piłkę, do tego nieźle serwował i bronił. No i na koniec Igła – dawno takich obron w jego wykonaniu nie widziałam! W pewnym momencie, gdy komentatorzy chwalili libero rywali, pomyślałam, że Igła długo nie miał takiego meczu (przynajmniej nie taki, który oglądałam). I się wtedy zaczęło. Może nie było tych obron aż tak dużo, ale jak już były, to takie, że ręce same składały się do oklasków. Po jego interwencjach najczęściej kończyliśmy kontry albo Belgowie się mylili, a odbywało się to przeważnie w kluczowych momentach, gdy rywale nas dochodzili. Rezerwowi też nie zawiedli. Najwięcej zmian było w pierwszym secie, ale nie przyniosły one pozytywnego skutku. W kolejnych partiach systematycznie na podwójne zmiany wchodzili Lukas i Jochen, a na zagrywce pojawiał się Perła. To w głównie dzięki niemu wygraliśmy trzecią partię, gdy wszedł przy stanie 21:19 a zszedł przy 24:20. I TO JEST WŁAŚNIE PRAWDZIWY ZESPÓŁ!!! <3

Kto by pomyślał, że we wtorkowy wieczór będziemy świadkami jednocześnie najgorszego (na szczęście tylko fragmentu) i najlepszego meczu w sezonie. Tak, dla mnie to był najlepszy mecz. Z wielu powodów. Ok, można się czepiać, że wygrali „tylko” 3:1. Ale zarówno okoliczności, jak i sam przebieg tego spotkania, pokazał, że mamy się z czego cieszyć. Imponujące było to, że jak już wspomniałam, podnieśli się po takiej porażce w pierwszym secie. Może nie tyle po porażce, co po początku, który walnie przyczynił się do ostatecznego wyniku tej partii. Podnieśli się i to jak! W kolejnych partiach nie dali szans rywalom. Ja, osobiście, byłam załamana tym początkiem. Przeżywałam go również wtedy, gdy widziałam jak świetnie grają w drugim secie. To bolało. Nie lubię tego w sobie. Kurczę, kto wie – może gdyby wygrali pierwszego seta, to potem by przegrali. Tego nigdy nie można przewidzieć. No i kiedy mi przeszło, kiedy wreszcie zaczęłam cieszyć się z wyniku, to odleciałam na maksa. Momentami wręcz płakałam. Płakałam, bo w końcu się doczekałam takiego meczu. Pewność w zdobywaniu kolejnych punktów, ogromna radość i ekspresja zawodników, do tego tętniąca życiem hala – łzy same ciekły mi po policzku. Bałam się jedynie tego, że wypuszczą zwycięstwo z rąk. Ale ogólnie byłam pewna wygranej. Jeszcze wracając do samego meczu  – jest to wyjątkowa wygrana, gdyż zrobiliśmy to, co powinniśmy z takim rywalem, jak Knack Roeselare. Serwowaliśmy tam, gdzie powinniśmy, zatrzymaliśmy ich na siatce, nie daliśmy szans na rozwinięcie skrzydeł. Zagraliśmy siłowo, bo tak trzeba było. I co najważniejsze – niezwykle skutecznie!

Mając w pamięci to, co działo się w grupie – chimeryczną grę, wpadki z Czarnogórcami, tym z jeszcze większą radością i dumą słuchało się słów komentatorów. „Tak grającą Resovię w europejskich pucharach chcemy oglądać zawsze!”. Zdecydowanie :) W końcu mogli w pełni świadomie utożsamiać się z mistrzami Polski, którzy zagrali, jak na mistrzów przystało :) Nie dali powodów do wstydu, tylko wręcz przeciwnie. W takich momentach jestem naprawdę dumna, że im kibicuję <3

Jesteśmy pierwszą ekipą, która pokonała Belgów. I to w tak ważnym meczu. A to się ceni. Nie wiemy jak to wpłynie na naszych rywali w kontekście rewanżu, wszak do tej pory nie znali smaku porażki. Nam takie zwycięstwo musi dodać skrzydeł. A w perspektywie dwa bardzo ważne mecze – w PlusLidze hit ze Skrą Bełchatów i rewanż z Belgami. Jak myślicie, Andrzej Kowal da odpocząć np. Fabianowi, Dawidowi i Peterowi? Moim skromnym zdaniem tak. Na razie więc musimy skupić się na starciu w lidze a potem znowu zacząć myśleć o Lidze Mistrzów.

Macie coś do dodania? Zgadzacie się ze mną, że to był najlepszy mecz w wykonaniu Resovii? A może jednak zauważyliście jakieś słabe punkty? Zachęcam do dzielenia się opiniami. Kiedy jak nie po takim meczu :)

Mam nadzieję, że nie zanudziłam :)


Pozdrawiam :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz