sobota, 16 listopada 2013

Główne założenie wykonane - mamy 3 punkty

W spotkaniu VI kolejki PlusLigi, Asseco Resovia Rzeszów, podejmowała na swoim terenie rywali ze stolicy – AZS Politechnikę Warszawską. Pomimo słabego początku i przegrania pierwszej partii, kolejne, nasi siatkarze wygrali pewnie i zasłużenie zgarnęli 3 punkty, które były głównym założeniem przed dzisiejszym meczem.

Jako że dzisiaj nigdzie nie wyjeżdżałam, to miałam zamiar słuchać transmisji w Internecie. No właśnie… Miałam zamiar. Bowiem oprócz muzyki, informacji praktycznie nic więcej nie słyszałam. Taki to urok mojego mega szybkiego Internetu (jest to oczywiście ironia)… No ale cóż, jakoś trzeba sobie radzić.

Z ciągle przerywanych transmisji nie mogłam nawet wyłapać w jakim składzie zaczęliśmy. A zaczęliśmy z Alkiem, Peterem, Fabianem, Jochenem, Perłą, Piterem i naszymi dwoma libero, czyli Nikołajem i Mateuszem. Niestety, pomimo wcześniejszych prognoz, nie zagrał Igła. W poniedziałek przejdzie kolejne badania i okaże się, czy w najbliższym meczu będzie gotowy do gry. Już się nie mogę doczekać jego powrotu, bo naprawdę brak naszego libero jest bardzo odczuwalny.

Był to również pierwszy mecz bez Paula Lotmana, który do Rzeszowa wróci dopiero 25 listopada. A więc, biorąc pod uwagę brak Paula, brak Igły i konieczność gry na libero Penchewa, na przyjęciu dysponowaliśmy faktycznie tylko Alkiem i Peterem. W składzie był również zawodnik z Młodej Ligi – Michał Filip, który już wcześniej był obecny w dwunastce, gdy nie było Nikiego, jednak jak wiemy, nie można go nazwać jeszcze (jeszcze!!!) zawodnikiem, który może wstrząsnąć drużyną dając dobrą zmianę i pociągnąć grę, więc teoretycznie graliśmy tylko dwoma przyjmującymi.

Po roku przerwy na Podpromie wrócił również nasz były atakujący, Adrian Gontariu, który w Resovii za długo nie zabawił. Jego powrót do PlusLigi był również chęcią pokazania się z lepszej strony, po tym, jak sezon 2011/12 przesiedział praktycznie na ławce. Ale mając takiego rywala, jak Gyorgy Grozer… nie ma co się dziwić, że nie zagrzał miejsca w pierwszej szóstce. Jednak ja go darzę wielką sympatią i bardzo żałuję, że miał tak mało okazji, żeby się pokazać w Rzeszowie. A więc dla niego był to sentymentalny powrót. Na pewno nie miał zamiaru odpuszczać i chciał zagrać jak najlepiej. 

Pierwszy set bardzo wyrównany, nawet z przewagą gości, która utrzymała się praktycznie do końca. Sama końcówka słaba po naszej stronie. Goście zdobyli bodajże 3 punkty z rzędu. A więc niestety, ale w premierowej partii musieliśmy uznać wyższość rywal. Wynik – 23:25. Drugi set… cóż ja mogę o nim powiedzieć. Niewiele… Pierwsza przerwa techniczna – 8:5 dla gospodarzy i ciągłe utrzymywanie przewagi. Od stanu 17:14 nasi zawodnicy zdobyli 8 punktów z rzędu. Pewnie wygrana partia – mamy remis 1:1 i ukochaną przez trenerów i większość zawodników 10-minutową przerwę. Co po niej? Nie wiadomo, gdyż z Resovią w trzecim secie bywa różnie. O tej partii nic nie mogę powiedzieć, gdyż cały czas walczyłam z transmisją, która za nic nie chciała mi się nawet uruchomić. Jeśli już udało mi się cokolwiek usłyszeć, to była to raczej relacja z meczu siatkarek Delvelopresu Rzeszów albo przerwa muzyczna. Jedyne co słyszałam z tej partii, to ostatnią piłkę, wybuch radości – 25:19 i 2:1 w całym meczu. Słuchając jednak pomeczowej wypowiedzi naszego trenera, dowiedziałam się, że przegrywaliśmy już bodajże 5:10. Tym większe brawa za grę w drugiej połowie tego seta. No, zaskoczenie spore. Ale wracając do mojej osobistej walki z Internetem. Po trzeciej partii dokonałam wielkiego odkrycia – mianowicie odłączyłam i ponownie podłączyłam Internet i o dziwo zaczęło nieźle chodzić. Jestem geniuszem!!! Szkoda tylko, że tak późno to odkryłam. Ale, jak to mówi przyłowie, lepiej późno, niż wcale. Początek partii nie był relacjonowany, ale jakże wielki przypływ radości wypełnił moje serce, gdy zobaczyłam wynik na plusliga.pl 8:1. Oczywiście, transmisja odpaliła, ale zanim przeniosła się na Podpromie, było już 10:5. Kilka piłek i znowu reklamy. Ach… to moje szczęście. No, ale nic. Resoviacy utrzymywali dalej swoją przewagę – 20:14, 21:16. 23:18, 24:19 i ostatecznie 25:20! Uff… wygrana. Mieliśmy zdobyć 3 punkty i zdobyliśmy :D

MVP spotkania został Jochen Schöps. Jako że postanowiłam uraczyć Was postem ekspresowo napisanym po meczu, a nawet już w trakcie (z nudów, jak nie miałam możliwości słuchania transmisji.. :)) to nie mogę ocenić ani gry Jochena, ani reszty zawodników, zobaczyć, jak wypadli w skuteczności i zdobyczach punktowych, gdyż nie znam jeszcze statystyk. Ale skoro Jochen dostał nagrodę, to nie mógł zawieść :) Właśnie przeczytałam komentarz na Facebooku, że grał jak profesor. Cały Jochen :D

Tak się zastanawiam, jak to jest, że nie ma meczu, w którym od początku do końca nie dalibyśmy rywalom dojść do głosu. Biorąc po uwagę wyniki poszczególnych partii – konkretnie drugiej, trzeciej i czwartej – można? Szkoda tylko, że często przytrafiają się takie, jak pierwsza. Nie wiem z czego to wynika. Może, tak jak w przypadku Politechniki, rywal, grający ostatnimi czasy fatalnie, przegrywający do zera z teoretycznie słabszymi rywalami, dodatkowo osłabiony brakiem podstawowych zawodników, skazany na pewną porażkę, za wszelką cenę chce się pokazać i walczy do upadłego, czego efektem jest wyrównany wynik? Chyba tak. Dobrze, że pomimo słabszego początku, potrafiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i pewnie wygrać kolejne partie. Z tego, co wiem, w pierwszej partii zagrywka nie była naszą mocną stroną. Ale skoro przydarzały się serie w kolejnych setach, to chyba jednak Resoviacy na przestrzeni całego spotkania wzmocnili ten element gry.

Była to moja pierwsza transmisja w radiu i mam nadzieję, że ostatnia tak fatalna. Internet szaleje mi nie od dzisiaj, ale nie liczyłam, że będzie tak strasznie. Wierzę, że następnym razem będzie lepiej. Bo oczywiście na transmisję w TV z takich spotkań liczyć nie możemy… Szkoda tylko, że taką Zaksę pokazują nie tylko w meczach z potentatami, ale również ostatnio z Bydgoszczą i w następnej kolejce właśnie z naszym dzisiejszym rywalem. Pamiętam, jak w tamtym roku, w piłce nożnej pokazywali dosłownie każdy mecz mistrza Polski – Śląska Wrocław. Widać w siatkówce tego się prędko nie doczekamy. Pozostaje radio… Po dzisiejszym meczu, to jednak dla mnie słabe pocieszenie…


PS. Ciekawe, jak tam kolejny tydzień MOVEMBER w wykonaniu Resovii.. :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz